„Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu, bo trzeba, aby ten, kto zbliża się do Boga uwierzył, że On jest i że nagradza tych, którzy Go szukają” (Hbr 11:6). Ten werset jest często traktowany jako najprostsza definicja wiary. Wiarą przyjmujemy coś za prawdziwe, pomimo braku wystarczajacych dowodów. Zgodnie z innym wersetem z tej samej Księgi - „Wiara jest gwarancją tego, czego się spodziewamy, dowodem istnienia rzeczy, których nie widzimy” (Hbr 11:1). Wiara jest nie tylko przekonaniem o istnieniu rzeczy, których nie widzimy, lecz przede wszystkim jest zaufaniem do Boga i Jego obietnic.
Zaufanie natomiast jest efektem osobistej relacji, w jakiej jesteśmy z Bogiem. Z Biblii wynika, że Abraham stał się „ojcem wszystkich wierzących” (Rz 4:11). Apostoł Paweł napisał również, „że synami Abrahama są ci, którzy polegają na wierze” (Ga 3:7). Poleganie na wierze wyraża się w zaufaniu, czyli przyjęciu tego, co Bóg nam daje. Nie my wyznaczamy Bogu, co ma uczynić dla nas, lecz z ufnością poddajemy się Jego woli, nawet jeśli nie wydaje się dla nas korzystna.
Chciałbym zwrócić nasza uwagę na męża wiary, jakim z pewnością był Abraham. O nim czytamy w Liście do Hebrajczyków, w rozdziale poświęconym ludziom wiary. Tam czytamy: „Dzięki wierze Abraham okazał posłuszeństwo wezwaniu, aby wyruszyć na miejsce, które miał wziąć w dziedzictwo. Wyruszył, nie wiedząc, dokąd zmierza” (Hbr 11:8). Całe poczucie bezpieczeństwa, podejmując decyzję opuszczenia miasta, w kórym mieszkał, oparł na niewiedzy, dokąd Bóg poprowadzi. Kiedy już znaleźli się z Sarą w miejscu, jakie Bóg wybrał dla niego, czekał ich kolejny krok wiary, jak czytamy: „Dzięki wierze też bezpłodna Sara, choć była w podeszłym wieku, otrzymała moc wydania potomstwa, gdyż za godnego wiary uznała Tego, który złożył obietnicę” (Hbr 11:11). Tu musimy się zatrzymać, aby dobrze przeanalizować tę sytuację, gdyż nie od razu poszło tak gładko.
Przenieśmy się jakieś dwa tysiące lat wstecz, do Księgi Rodzaju, gdzie czytamy: „Gdy Abram miał dziewięćdziesiąt dziewięć lat, ukazał mu się PAN i powiedział: Ja jestem Bóg Wszechmogący. Żyj świadomy Mojej obecności i bądź doskonały” (Rdz 17:1,2). Myślę, że jeszcze Abram, zanim został Abrahamem, podrapał się po łysiejącej już głowie i zapytał się w swoim sercu: „Dopiero teraz, gdy jestem już stary? Gdzie byłeś Boże, gdy posiadałem w sobie pełny potencjał tworzenia rodziny?” Wtedy Abram przypomniał sobie, że już wcześniej, polegając na swoim potencjale i cielesnych możliwościach, posłuchał rady swojej umiłowanej żony: „Idź, proszę, do mojej służącej, może ona da mi potomstwo” (Rdz 16:2). Wówczas „Abram poszedł do Hagar i ona poczęła. Gdy się zorientowała, że spodziewa się dziecka, zaczęła lekceważyć swoją panią” (Rdz 16:4). Tak z reguły kończą się nasze własne pomysły, gdy zamiast czekania na Boży czas, załatwiamy Boże sprawy po swojemu.
Bóg jednak nie pomylił się co do wyboru Abrama na ojca wszystkich wierzących. Dlatego Bóg poczekał kilkanaście lat i znów przyszedł do Abrama z tą samą obietnicą. Pamiętajmy, że Bóg nigdy nie zmienia Swoich obietnic, On je zawsze wypełnia, ale w Swoim czasie, nie tak jak my byśmy chcieli. Teraz Bóg przypomniał Abramowi: „Chcę bowiem zawrzeć z tobą Moje przymierze i dać ci liczne potomstwo” (Rdz 17:2). Aby jednak wypełnić tę obietnicę, Bóg postanowił dokonać wielkiej przemiany w sercu Abrama, zmieniając nawet jego imię na Abraham. Teraz Bóg mógł oznajmić więcej szczegółów odnośnie do wielkiego przymierza, które będzie wykraczać daleko poza jedną rodzinę. Jedną z wielu cech tego przymierza było zapewnienie stałego zamieszkania - „Dam też tobie i twemu potomstwu, które przyjdzie po tobie, ziemię, w której jesteś przybyszem, całą ziemię kananejską w wieczne posiadanie, i będę ich Bogiem” (Rdz 17:8). Nie chciałbym poczuć się w skórze Abrahama, który już doknał wyboru, co do przyszłości swojej rodziny - postąpił według własnego planu i nie czekając na Boży czas, spłodził Izmaela.
Pomyślał więc zapobiegliwy Abraham - skoro Bóg jest miłosiernym dobrym Ojcem, to powinien zgodzić się z moim planem i „powiedział do Boga: Oby tylko Izmael żył pod Twoją opieką” (Rdz 17:18). Innymi słowy, Abraham uważał, że Bóg powinien pobłogosławić jego cielesny sposób spełnienia Bożej obietnicy, dotyczącej jego potomstwa. Całe szcęście, że mamy zapisaną tę historię z Bożym „happy endem” - „Bóg odpowiedział: Nie!” (Rdz 17:19). Cieszę się, że mamy Boga, który nie pozwoli nigdy na to, aby jakiś człowiek mógł pokrzyżować Jego plany.
Pamiętam szczególny moment w moim życiu, gdy zostałem poddany medycznym badaniom i lekarz postawił jednoznaczną diognozę – „Masz raka”. W pierwszym momencie wydawało mi się, że świat zawirował w odwrotnym kierunku. Pierwsze pytanie jakie sobie zadałem, to ile życia mi jeszcze pozostało. Oczywiście, przede wszystkim powierzyłem w modlitwie Bogu całą sprawę. Moją pierwszą modlitwą była prośba o cudowne uzdrowienie, na co Bóg powiedział „Nie!” Później z pełną ufnością wołałem: „Panie, cokolwiek chcesz zrobić z moim życiem, zgadzam się. Jeśli Twą wolą jest cudowne uzdrowienie, przyjmę z radością, jeśli czeka mnie szpital i terapia, to - i tu zastanowiłem sie chwilę zanim powiedziałem - też przyjmę z taką sama radością”.
Później była chemioterapia, radiologia, dość skomplikowana operacja i znów radiologia i chemioterapia. Czekały mnie częste wizyty w różnorodnych przychodniach i u różnych lekarzy. Wiele czasu spędzonego w poczekalniach, przyjmowanie różnych środków medycznych. To wszystko działo się jakby w świecie zewnętrznym. Natomiast to, co przeżywałem wewnątrz mojej duszy, w moim sercu, może stanowić wspaniałe świadectwo Bożej obecności jakiej nigdy przedtem nie znałem.
Jako wieloletni pastor i nauczyciel Słowa Bożego, doskonale znałem Boże obietnice. Niejednokrotnie zachęcałem innych do trwania w ufności przed Panem w trudnych chwilach życia. Często modliłem się o uzdrowienie dla chorych. Teraz musiałem odnieść to wszystko do siebie samego - a to nie jest już to samo. Jedno mogę powiedzieć - nie żałuję tych wszystkich chwil w jakich mogłem doświadczyć bliskość Pana, jakiej praktycznie nie znałem. Mogłem zupełnie z innej perspektywy poznać głębię Słów, jakie Ojciec Niebieski kieruje do Swego dziecka - „Góry bowiem mogą się rozstąpić, a pagórki zachwiać, ale Moja łaska wobec ciebie nie ustanie i nie zachwieje się Moje przymierze pokoju – mówi PAN, który ma litość nad tobą” (Iz 54:10).
Z pewnością dobrze znamy werset mówiący o doświadczeniach, jakie Bóg dopuszcza w życiu ludzi wierzących – „Nie nawiedziła was żadna inna pokusa niż ludzka. Bóg zaś jest wierny i nie pozwoli kusić was ponad to, co możecie znieść, ale wraz z pokusą da sposób wyjścia tak, abyście mogli wytrwać” (1 Kor 10:13). Ta wspaniała obietnica nie mówi o życiu wolnym od utrapień, lecz o tym, że Bóg z nich wyprowadza. On dopuszcza doświadczenia i wyprowadza z nich, dając nam poznać smak zwycięstwa. Tak, jak doświadczył tego Hiob i napisał: „On bowiem zrani i On ranę opatrzy, uderzy, ale Jego ręce uzdrowią” (Hi 5:18).
Apostoł Paweł, który w swoim życiu doświadczył tylu utrapień, że nie jesteśmy w stanie nawet sobie tego wyobrazić, napisał: „Błogosławiony Bóg i Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiego pokrzepienia, Ten, który nas pokrzepia w każdym naszym ucisku, abyśmy sami mogli pokrzepiać tych, którzy są w jakimkolwiek ucisku, pokrzepieniem, którym sami jesteśmy pokrzepiani przez Boga” (2 Kor 1:3,4). Czy możemy w pełni zrozumieć co przeżywał w swoim życiu Apostoł Jakub, gdy pisał – „Radujcie się w pełni, moi bracia, gdy spadną na was różne doświadczenia” (Jk 1:2). Tak, w doświadczeniach, jakie Bóg dopuszcza w naszym życiu znajduje się sens, ich celem jest głębsze poznanie Bożej łaski i miłości.
Nigdzie w Biblii nie znajdziemy zapewnienia ze strony Boga, że nigdy nie dotkną nas doświadczenia i utrapienia. Jeśli słyszymy współczenych kaznodziejów głoszących tzw. ewangelię sukcesu, to są fałszywi zwiastuni innej ewangelii, nie Chrystusowej. Apostołowie zwiastowali własnie taką ewangelię, według której, cierpienia i utrapienia zaliczane były do błogosławieństw. Wspomaniny Jakub napisał pod koniec swego listu – „Weźcie przykład, bracia, z wytrwałości i cierpliwości proroków, którzy przemawiali w imieniu Pana. Uważamy za szczęśliwych tych, którzy byli wytrwali. Słyszeliście o wytrwałości Hioba i zobaczyliście, jaki koniec przygotował mu Pan, bo Pan jest pełen współczucia i miłosierny” (Jk 5:10,11).
Powróćmy jeszcze do Hioba, który został doświadczony z woli Boga niewyobrażalnym dziś cierpieniem. Dzięki temu, przez co przeszedł, mógł powiedzieć: „Dotąd moje ucho tylko słyszało o Tobie, a teraz moje oko ujrzało Ciebie, dlatego wszystko odwołuję i pokutuję w prochu i popiele” (Hi 42:5,6).
Może zanim złożymy swiadectwo o zwycięstwie naszej wiary, trzeba będzie posypać głowę popiołem? Często jest tak, że zanim Bóg spełni coś zgodnie ze Swoją wolą, niejednokrotnie musi wpierw powiedzieć „Nie!”, gdy my chcemy, aby On spełnił naszą wolę.
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.