Niedawno usłyszałem wypowiedź jednego z bardzo radykalnych pastorów amerykańskich, że w świecie ewangelicznego chrześcijaństwa w każdą niedzielę przed południem rozkwita na szeroką skalę bałwochwalstwo. Przykułem uwagę do dalszej części tego zwiastowania, gdyż chciałem poznać jego argumenty na tak niespotykaną opinię o współczesnym kościele ewangelicznym. To, że w tzw. chrześcijaństwie tradycyjnym, gdzie pełno martwych przedmiotów i ceremonii mających moc sprawczą w zbawieniu wyznawców tych religii, to jest mi wiadome. Ale w środowisku ewangelicznym? Co miał na uwadze ten kontrowersyjny kaznodzieja?
Usłyszałem, że w przeciętnym zborze ewangelicznym w każdą niedzielę naucza się, że Bóg jest miłującym Ojcem, który nie ma zamiaru wyrządzić nikomu żadnej przykrości. Takiego Boga wielbi się, oddaje się cześć w śpiewie, modlitwach i dziękczynieniu. Maluje się obraz Boga, który każdego przyjmuje, każdego obdarza błogosławieństwem niebios i od nikogo niczego nie wymaga, bo przecież jest „dobrym Tatusiem”. Nie mówi się prawie w ogóle o tym, że Bóg karze swoje dzieci za nieposłuszeństwo bo jest wyrozumiałym Ojcem. Takiego Boga, a może powinienem raczej napisać „boga” przedstawiają dziś kaznodzieje w większości ewangelicznych zborów. Takiego Boga czczą wierni podczas niedzielnych nabożeństw. Nie jest to jednak Bóg o jakim czytamy w Biblii, gdyż ten biblijny, oprócz tego, że jest miłością, jest świętym i sprawiedliwym sędzią, który wymierzy zasłużoną karę każdemu grzesznikowi.
Jak „diabeł boi się święconej wody” tak większość współczesnych kaznodziejów omija takie tematy jak „Gniew Boga”, „Pomsta Boga”, „Zapalczywość gniewu Bożego” czy też „Kara za zlekceważenie krwi Przymierza”. A przecież w Biblii znajdziemy mnóstwo wersetów i historii ilustrujących tę cechę Bożej sprawiedliwości. Jeśli mówimy o tym, że Bóg jest nieskończenie sprawiedliwy, to musimy dopowiedzieć w tym temacie wielką prawdę o zagniewaniu świętego Boga, gdy ludzie łamią ustalone przez Niego prawa. Zagniewany Bóg występuje nie tylko w Starym Testamencie. W Nowym spotykamy się również z gniewem Boga. Jezus Chrystus, Boży Syn w swoich relacjach z ludźmi niejednokrotnie okazywał gniew, nie tylko podczas oczyszczania Świątyni, którą nazwał Domem Ojca. Gdy pewnego razu Chrystus wszedł do synagogi w szabat i spotkał tam człowieka z bezwładną ręką, wywołał go na środek i zapytał o to, czy wolno czynić dobro. Żydzi jedynie milczeli, jeszcze niczego nie powiedzieli ani nie zrobili a już spotkali się z gniewnym spojrzeniem Syna Bożego (Mar. 3:1-5).
Ewangelista Jan zamieszcza w swojej relacji o życiu i nauczaniu Chrystusa obraz Syna Bożego, który przyszedł po to, aby wziąć na siebie gniew Boga spowodowany grzechem każdego człowieka. Najbardziej znany werset w całym Nowym Testamencie ukazuje ogromną miłość Boga, który tak „umiłował świat, że dał swego Jednorodzonego Syna, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (Jan 3:16). To zdanie zawiera również smutną informację dla tych, którzy nie uwierzą, mówiąc wprost, że niechybnie zginą i to straszną śmiercią w niegasnącym ogniu piekielnym, ponieważ ogólnie było wiadomo, że „osoba, która grzeszy, ta umrze” (Ezech. 18:4). Dlatego Jan dalej wyjaśnia kwestię uwolnienia od gniewu Boga, że „kto nie wierzy, już został osądzony, gdyż nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Boga” (Jan 3:18), to znaczy, że „kto zaś nie jest posłuszny Synowi, nie doświadczy życia, ale gniew Boży pozostaje nad nim” (Jan 3:36).
Głosiciele całkowitego zniesienia gniewu Bożego w Nowym Testamencie nie znają prawdy, albo ją przekręcają, czy też, jak ujął to apostoł Paweł „tłumią prawdę” - „Albowiem gniew Boży z nieba objawia się przeciwko wszelkiej bezbożności i nieprawości ludzi, którzy przez nieprawość tłumią prawdę” (Rzym. 1:18 [B.W.]). Dla ścisłości należy zwrócić uwagę na formę gramatyczną czasownika „objawia się”, gdyż użyty jest w czasie teraźniejszym trwającym. To znaczy, że teraz w czasie działania łaski zbawienia od winy za nasze grzechy, Bóg nadal objawia swój gniew wobec ludzi, którzy tłumią prawdę Bożą z powodu nieprawości.
Inny permanentnie pomijany fragment Nowego Testamentu w dzisiejszych zborach ewangelicznych to słowa zapisane w Liście do Hebrajczyków 10:26-31. Jest to natchnione Słowo Boże odnoszące się do tych, którzy pomimo otrzymanie poznania prawdy, nadal świadomie grzeszą. Autor tego listu skierowanego głównie do czytelników żydowskich, odwołuje się do Prawa Mojżeszowego. Kto je złamał i dwóch lub trzech świadków to potwierdziło, „zostaje bez litości zabity” (Hebr. 10:28). Mając to na uwadze, autor tego listu wprost nakazuje wyciągnąć wniosek - „na ile większą karę zostanie skazany ten, kto podepcze Syna Bożego i zlekceważy krew Przymierza, która go uświęciła, i znieważy Ducha łaski” (w. 29). Słowa te bez żadnej wątpliwości skierowane są do osób, które doświadczyły mocy przebaczenia grzechów, poznały prawdę i doświadczyły oświecenia, lub, jak w innym miejscu tego samego listu zostali określeni jako ci, „którzy raz otrzymali światło, którzy zakosztowali daru niebiańskiego i stali się uczestnikami Ducha Świętego, którzy zakosztowali wspaniałego Słowa Boga i mocy przyszłego wieku” (Hebr. 6:4,5). Dlatego nie dziwią mnie słowa przestrogi: „Straszna to rzecz wpaść w ręce Boga żyjącego” (Hebr. 10:31), nawiązujące do słów z ostatniej Pieśni Mojżesza: „Do Mnie należy zemsta i odpłata w dniu, gdy zachwieją się ich nogi, gdyż bliski jest dzień ich klęski, szybko przybliża się ich przeznaczenie” (Powt. Pr. 32:35).
Znany amerykański kaznodzieja Jonatan Edwards w 1741 roku w Enfield, Connecticut wygłosił kazanie na temat zacytowanego powyżej wersetu. To kazanie przeszło do historii z powodu treści nawiązującej wprost do gniewu Bożego i strasznych konsekwencji czekających na tych, którzy zostaną nim dotknięci, ponieważ zlekceważyli wielką ofiarę, jaką złożył Boży Syn Jezus Chrystus. Podczas wezwania po tym kazaniu, mnóstwo ludzi przyjęło Chrystusa, jako swojego zbawiciela, aby uciec spod „strasznej ręki Boga żyjącego” (Hebr. 10:31).
Obawiam się, że dziś taki kaznodzieja nie miałby szansy pozostać dalej na stanowisku, nawet gdyby nie osiągnął jeszcze wieku 70-ciu lat. Współczesne ewangeliczne zbory wolą oddawać cześć Bogu, który jedynie daje łaskę i niczego nie wymaga. Jednak czy taki Bóg jest tym, o jakim czytamy w Biblii? Czy wielbienie takiego Boga nie jest już bałwochwalstwem?
Na początku ery Kościoła, do zborów w Galacji, „przed których oczami został wymalowany obraz Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego”, przyszli fałszywi nauczyciele i zamienili ten obraz na innego Chrystusa. Wówczas Paweł zadał im pytanie: „O nierozumni Galacjanie, kto was omamił?” (Gal. 3:1).
A kto omamia dziś wierzących malując obraz Boga, który już się nie gniewa na grzeszników? Może dlatego grzesznicy nie reagują na zwiastowanie ewangelii, ponieważ nie boją się konsekwencji ze strony Boga. Natomiast oferta Boga, który jedynie daje dobre rzeczy, już ich nie interesuje, bo w świecie mają więcej atrakcyjnych „błogosławieństw”. Gdy Ananiasza i Safirę wyniesiono „nogami do przodu”, ponieważ okłamali Ducha Świętego, „ wielki strach ogarnął wówczas cały Kościół i wszystkich, którzy o tym słyszeli” (Dz.Ap. 5:11).
Może dziś brakuje tego przerażenia?
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.