Tuesday, August 21, 2012

Kościelna sakiewka

Mówienie o finansach w Kościele często budzi opór. Nawet temat głęboko zakorzeniony w Biblii – dziesięcina – wywołuje kontrowersje, ponieważ sprowadza się do bardzo konkretnej kwestii: pieniędzy, a właściwie ich ilości. Ta forma wspierania bywa szczególnie problematyczna, bo opiera się na liczeniu i kalkulacjach, ile należy ofiarować.

Niezależnie od perspektywy, bez środków finansowych Kościół nie może funkcjonować. Potrzebne jest miejsce na zgromadzenia, jego utrzymanie, a niekiedy także wsparcie dla liderów wspólnoty. Pamiętam czasy, gdy pastorzy pracowali zawodowo, aby utrzymać rodziny i służbę. Kiedy zdawałem egzamin wstępny na ChAT, jednym z warunków było ukończenie szkoły zawodowej, by mieć wyuczony fach. W tamtym okresie ofiary wiernych ledwo wystarczały na bieżące potrzeby zboru.

W obliczu tej sytuacji naturalne jest pytanie: „Co na to Biblia?” Odpowiedź jest oczywista. O pieniądzach czytamy w niej odkąd Fenicjanie wprowadzili je do codziennego użytku. Abraham kupił pole od Chetytów, by tam pochować Sarę, a później samemu spocząć. Król Dawid nabył ziemię od Ornana za sześćset złotych sykli, by zbudować ołtarz i przebłagać Boży gniew. Józef z Arymatei zakupił nowe prześcieradło, by owinąć ciało Jezusa przed złożeniem do grobu.

Ewangelista Łukasz zanotował pewien istotny szczegół: za Jezusem podążały „Joanna, żona Chuzy, zarządcy u Heroda, i Zuzanna i wiele innych, które wspomagały ich swoim majątkiem” (Łk 8:3). Judasz pełnił funkcję skarbnika i nosił sakiewkę ze złożoną ofiarą. Niestety, Ewangelia Jana stwierdza, że „był złodziejem i mając sakiewkę, wykradał z niej to, co składano” (Jn 12:6).

Z Dziejów Apostolskich dowiadujemy się, że pierwsi chrześcijanie mieli właściwe podejście do pieniędzy, choć z pewnością nie uczęszczali na żadne seminarium z finansów kościelnych. Czytamy tam: „Nikt z nich nie cierpiał niedostatku, bo właściciele pól albo domów sprzedawali je i przynosili pieniądze uzyskane ze sprzedaży, i składali je u stóp apostołów. Każdemu też rozdzielano według potrzeby” (Dz 4:34-35).

W tym jednym zdaniu mieści się cała apostolska nauka o finansach Kościoła. Widzimy tu właściwy stosunek do dóbr materialnych: były one jedynie narzędziem do zaspokajania potrzeb wspólnoty. Dystrybucją środków zajmowali się przywódcy Kościoła, a zasada podziału była prosta: według bieżących potrzeb. Nie było konieczności powoływania komisji rewizyjnej, ponieważ rolę strażnika uczciwości pełnił Duch Święty.

Kiedy Ananiasz i Safira, chcąc zaimponować dobroczynnością, złożyli ofiarę ze sprzedaży posiadłości, ukrywając jednocześnie część kwoty, ich nieuczciwość została natychmiast ujawniona. Nie było czasu, by wieść o ich czynie rozeszła się pocztą pantoflową. Duch Święty od razu odsłonił fałsz ich serc, a oszustwo zostało srogo ukarane. Zastanawiam się, co działoby się w naszych zborach, gdyby Duch Święty postanowił dziś postąpić podobnie.

Przypomina mi się sytuacja z czasów, gdy mieszkałem w Stanach Zjednoczonych. Przez kilka lat odwiedzałem duszpastersko starszą wdowę, która żyła skromnie z niewielkiej emerytury u swojej córki. Choć jej środki były ograniczone, hojnie wspierała tele-ewangelistę, którego programy uwielbiała. Później usłyszałem tego ewangelistę, jak ogłaszał, że musi kupić dwumilionowy samolot odrzutowy, aby jak najszybciej dowieźć Ewangelię do mieszkańców Indii. Zastanawiałem się, czy ta biedna wdowa wiedziała, na co zostały przeznaczone jej „pieniążki”.

Innym razem byłem świadkiem rozmowy, w której pastor dużego kościoła z radością opowiadał wiernym o wspaniałych wakacjach z liczną rodziną na Florydzie. Po chwili zapytał jednego ze słuchaczy: „John, a ty jak spędzałeś wakacje? Gdzie byliście z rodziną?” Odpowiedzią było tylko westchnienie. John, mający małe dzieci, nie mógł sobie pozwolić na wyjazd – część swoich zarobków sumiennie oddawał jako dziesięcinę na „Boże dzieło” w tym właśnie kościele. Zrobiło mi się przykro: dlaczego John nie mógł spędzić kilku wspaniałych dni na wakacjach z rodziną, choćby nie na Florydzie? Przecież skutki kryzysu ekonomicznego dotykały w tamtym czasie wszystkich jednakowo.

Zauważyłem pewną prawidłowość w Kościołach: tam, gdzie często mówi się o pieniądzach, jest ich coraz mniej. Z kolei tam, gdzie stale nie przypomina się, że „więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu” (Dz 20:35), środków jakoś wystarcza na bieżące potrzeby. Motywowanie do ofiarności nie powinno wynikać z umiejętności perswazyjnych liderów. Często spotykamy się z wyuczonym sprytem w nakłanianiu wiernych do zwiększonego dawania. Jedną z metod jest straszenie brakiem Bożego błogosławieństwa w przypadku niepłacenia dziesięciny.

Ilość ofiarowanych środków powinna zależeć od decyzji podjętej w sercu wiernego: „Każdy niech tak postąpi, jak w sercu zdecydował, bez żalu i nie z przymusem, radosnego dawcę bowiem miłuje Bóg” (2 Kor 9:7). Każdy człowiek narodzony z Ducha Świętego – a tylko tacy są prawdziwymi chrześcijanami – kieruje się wewnętrzną potrzebą zrodzoną przez Ducha. Jezus powiedział wprost, że dziecko Boże „nie może służyć dwom panom, bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego kochał, albo jednemu będzie oddany, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i mamonie” (Mt 6:24). Cechą nowej natury jest to, że człowiek miłuje tylko jedną opcję życia, odrzucając drugą.

Apostoł Paweł nauczał: „Jeśli więc razem z Chrystusem zostaliście wskrzeszeni, szukajcie tego, co w górze, gdzie Chrystus zasiada po prawicy Boga. Myślcie też o tym, co w górze, a nie o tym, co ziemskie” (Kol 3:1-2). Tą zasadą kierowali się pierwsi chrześcijanie, sprzedając majątki, aby Kościół mógł wspierać potrzebujących. W tym świetle rozumiemy srogą postawę Ducha Świętego wobec Ananiasza i Safiry. Zamiast szukania tego, co w górze, w ich sercach kryło się „złe pożądanie i chciwość, która jest bałwochwalstwem. Z ich powodu gniew Boga przychodzi na synów buntu” (Kol 3:5-6).

Bóg ocenia motywację serca, a nie rozumne i wyrachowane decyzje, do których niekiedy zachęcają fałszywi nauczyciele. Byłem kiedyś oburzony, gdy usłyszałem „kaznodzieję”, który z ekranu telewizora przekonywał, że Bóg odpowie na modlitwy pod warunkiem złożenia ofiary w kwocie wynikającej z połączenia dwucyfrowego numeru rozdziału i dwucyfrowego numeru wersetu z Biblii, które rzekomo zawierały obietnicę. W ten sposób powstawała liczba, którą należało wpisać na czeku jako ofiarę na jego służbę.

Kończąc to krótkie rozważanie o finansach Kościoła, chcę wskazać na źródło wszystkiego, co powinno zostać ofiarowane na Boże dzieło. Król Dawid, zachęcając naród do składania ofiar na budowę świątyni, sam dał przykład hojności. Dzięki temu zapanowała podniosła atmosfera, a ludzie chętnie i dobrowolnie włączali się w to wielkie przedsięwzięcie. Czytamy: „Radował się lud ze swych ofiar, ze szczerego serca bowiem ofiarowali je Panu. Król Dawid również bardzo się radował” (1 Krn 29:9).

Podstawową kwestią przy składaniu czegokolwiek w ofierze Bogu jest uświadomienie sobie Jego tożsamości. Dawid wyznał szczerze: „Do Ciebie, Panie, należy wielkość, potęga, cześć, majestat i chwała, ponieważ wszystko w niebie i na ziemi jest Twoje, Panie. Twoje jest królestwo, Ty przewyższasz każdego. Bogactwo i chwała pochodzi od Twego oblicza, a Ty panujesz we wszystkim, w Twojej ręce siła i potęga, i dzięki Twojej ręce wszystko wyrasta i się wzmacnia” (1 Krn 29:11-12). Jedynie w takim duchu można uwielbiać Boga wszystkim, co posiadamy: „A teraz, nasz Boże, wysławiamy Cię i wielbimy Twoje chwalebne imię” (w. 13).

Głęboko wierzę, że do takiego przekonania doszli pierwsi chrześcijanie, o których pisał Łukasz w Dziejach Apostolskich. Dlatego nie było potrzeby nakłaniania kogokolwiek do starotestamentowego obowiązku składania dziesięciny.

Henryk Hukisz

1 comment:

  1. Dziesięcina nas nie obowiązuje. Nie daje już błogosławieństwa tak samo jak reszta Prawa starotestamentowego. Jeśli dobrze przyjrzeć się Dziesięcinie to obowiązywała ona jedynie z płodów rolnych i z hodowli zwierząt.
    Teraz jednak faktycznie liczy się to do czego Duch Święty pobudza. Może być 5%, może 50% a może być i wszystko. Może też być coś od czasu do czasu. Najważniejsze, żeby słuchać się głosu Bożego.
    A tak na marginesie. Pierwsi chrześcijanie byli tak pewni szybkiego powrotu Chrystusa, że faktycznie nie mieli problemów ze sprzedażą wszystkiego co mieli.

    Niech Ci Bóg błogosławi bracie.

    ReplyDelete

Note: Only a member of this blog may post a comment.