Zanim będziemy wspominać te wielkie wydarzenia związane ze śmiercią i zmartwychwstaniem Chrystusa, chciałbym podzielić się kilkoma refleksjami związanymi z tym szczególnym czasem. Pisałem już wcześniej na ten temat w rozważaniu „Nasza Pascha”, odwołując się do słów apostoła Pawła: „Chrystus przecież został zabity w ofierze jako nasza Pascha” (1 Kor. 5:7).
Na sześć dni przed Paschą, Chrystus znalazł się znów w domu Marii, Marty i Łazarza, którego wcześniej przywrócił do życia. Gdy teraz Marta przygotowywała wieczerzę, Maria wzięła drogocenny olejek i w proroczy sposób namaściła nogi Chrystusa, przygotowując Go na Jego pogrzeb (Jan 12:1-8).
Następnie spotykamy Pana Jezusa, gdy na osiołku wjeżdża do Jerozolimy witany przez tłum palmami i okrzykami: „Hosanna! Błogosławiony, który przychodzi w imię Pana, Król Izraela!” (Jan 12:13). Ludzie dobrze zapamiętali to niezwykłe wydarzenie, gdy „Łazarza wywołał z grobowca i wskrzesił go z martwych” (Jan 12:17). Po tym, co zrobił Chrystus, przywódcy religijni wpadli w złość, gdyż uświadomili sobie, że „Oto świat poszedł za Nim” (w. 19).
To był rzeczywiście szczególny moment w życiu Chrystusa. Na to wielkie święto, do Jerozolimy przybyli również pobożni Grecy, aby w świątyni pokłonić się Bogu i przy okazji chcieli zobaczyć Jezusa. Wszyscy mówili o Chrystusie, bo nie tylko Łazarza wyprowadził z grobu lecz również uzdrowił mnóstwo chorych. Słuchacze Jego nauczania mówili, że nikt przedtem tak nie nauczał a znawcy Prawa wpadali w złość, gdyż nie mogli Mu nic zarzucić. Kim jest ten Jezus? Grecy koniecznie chcieli Go zobaczyć.
Pan Jezus, gdy dowiedział się o poszukiwaniach Greków, zwrócił się nagle do swoich uczniów i powiedział: „Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy” (Jan 12:23). Być może uczniowie nie zdawali sobie sprawy z wagi tej chwili. Chyba jeszcze bardziej byli zdziwieni, gdy zamiast prostej odpowiedzi, usłyszeli przypowieść o ziarnku pszenicy, które musi wpaść do ziemi, aby obumrzeć. Wówczas to obumarłe ziarno może wydać wielokrotny owoc - tłumaczył Jezus. Tym ziarnem jest z pewnością Jego własne życie, które musi obumrzeć, aby mógł pojawić się obfity owoc.
Wyobrażam sobie ten moment, gdy wyraz twarzy Chrystusa zmienił się drastycznie. Jego oblicze utraciło spokój i pogodne spojrzenie. Czytamy w relacji apostoła Jana, że Jego „dusza się zatrwożyła” (Jan 12:27). Przed oczami Jego duszy pojawił się obraz krzyża i męczeńskiej śmierci o której kilkakrotnie już mówił, lecz oni tego nie rozumieli. Właśnie w tym celu Chrystus przyszedł, aby uwielbić Ojca, o czym otwarcie powiedział: „Przecież przyszedłem dla tej godziny. Ojcze, uwielbij swoje Imię!” (Jan 12: 27,28). Uczniowie usłyszeli jedynie jakiś dziwny odgłos, jedni mówili, że zagrzmiało, inni natomiast domyślali się, że to głos anioła.
Jezus wyjaśnił zdumionym uczniom, że „ten głos rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was” (Jan 12:30). Całe Jego życie na ziemi nie było dla Niego, lecz dla ludzi, jak o tym napisał Mateusz - „Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i oddać swoje życie jako okup za wielu” (Mat. 20:28). Teraz właśnie nadeszła właściwa godzina, aby to się spełniło.
W rozmowie z Ojcem Chrystus zapewnił, że nie ma zamiaru cofnąć się, gdyż właśnie po to przyszedł aby imię Ojca zostało uwielbione. W odpowiedzi usłyszał głos Ojca, który zapewniał: „I uwielbiłem, i znów uwielbię” (Jan 12:28). Właśnie o to chodzi, aby Bóg Ojciec był bezgranicznie uwielbiony w dziele, jakie Jego Syn podjął się wykonać. Później apostoł Paweł napisze, że Jezus „uniżył samego siebie, gdyż był posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci na krzyżu” (Fil. 2:8).
Pan Jezus powiedział wówczas o bardzo ważnym zadaniu, jakie spełni się przez Jego śmierć. Ujął to w zdaniu zawierającym trzy cele, jakimi Bóg Ojciec zostanie uwielbiony - „Teraz odbywa się sąd nad tym światem, teraz władca tego świata będzie wyrzucony na zewnątrz a Ja, gdy zostanę wywyższony nad ziemię, pociągnę wszystkich do siebie” (Jan 12:31,32).
Dziś chcę zwrócić uwagę na pierwszy cel - Uwielbienie Boga poprzez wykonanie sądu nad światem.
Kiedy myślimy o sądzie Bożym, najczęściej umieszczamy to wydarzenie na końcu świata. Mamy na uwadze ten moment, gdy wszyscy zostaniemy postawieni przed obliczem świętego Boga. Przywołuje się wówczas słowa proroka Daniela: „A wielu z tych, którzy śpią w prochu ziemi, się zbudzi. Jedni do życia wiecznego, drudzy zaś ku hańbie, ku wiecznej odrazie” (Dan. 12:2). O jakim więc sądzie mówił Chrystus, że odbywa się teraz, gdy nastała godzina Jego śmierci?
Chrystus w rozmowie z Żydami wyjaśniał, że został posłany przez Ojca, aby ci, którzy będą słuchać Jego słowa i wierzyć Mu, mieli już życie wieczne. Już w tamtym momencie Chrystus powiedział: „Zapewniam, zapewniam was, że zbliża się godzina, i teraz już jest, gdy umarli usłyszą głos Syna Boga i ci, którzy usłyszą, będą żyć” (Jan 5:25). Zaraz, zaraz, z pewnością pomyśleli ówcześni słuchacze, wpierw musi odbyć się sąd, na którym zostanie rozstrzygnięte, kto może otrzymać życie wieczne. Wówczas Jezus odpowiedział: „Jak bowiem Ojciec ma życie w sobie, tak też sprawił, żeby i Syn miał życie w sobie. Dał Mu władzę sądzenia, bo jest Synem Człowieczym” (Jan 5:26,27). Znów Jezus odwołuje się do godziny, jaka nadchodzi, gdy „wszyscy, którzy są w grobach, usłyszą Jego głos, i ci, którzy dobrze czynili, powstaną do życia, ci zaś, którzy źle czynili, powstaną na potępienie” (w. 28,29). Tak więc w godzinie, która nadeszła, gdy Jezus wyjaśniał znaczenia śmierci ziarna pszenicy, które wpada do ziemi, aby wydać owoc, umarli usłyszą głos Jezusa, aby powstać z martwych do życia, a nie na sąd. Sąd odbywa się właśnie w chwili śmierci Chrystusa.
W czasie innej, bardzo ważnej rozmowy z Nikodemem, Jezus wyjaśniał na czym polega sąd Boży -„Tak bowiem Bóg umiłował świat, że dał swego Jednorodzonego Syna, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (Jan 3:16). No właśnie, na tym polega wiara w Pana Jezusa, że „kto wierzy w Niego, nie jest sądzony, a kto nie wierzy, już został osądzony, gdyż nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Boga” (w. 18).
Kto nie wierzy w Ewangelię, „już został osądzony” - czy to nie jest jasne?
Boży sąd polega na tym, że prawdziwa światłość przyszła na świat. Dlatego w momencie śmierci Chrystusa, gdy Boży Baranek złożył ofiarę zadośćuczynienia, odbył się sąd - ci, którzy uwierzyli przeszli już ze śmierci do życia. Pan Jezus wyraził się bardzo jasno: „Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne, kto zaś nie jest posłuszny Synowi, nie doświadczy życia, ale gniew Boży pozostaje nad nim” (Jan 3:36).
Apostoł Paweł, pomimo że został wychowany w tradycji przestrzegania Prawa, to gdy spotkał się ze zmartwychwstałym Chrystusem powiedział: „Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. To zaś, co teraz przeżywam w ciele, przeżywam w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał za mnie samego siebie” (Gal. 2:20). Dlatego „żadne więc teraz potępienie nie zagraża tym, którzy są w Jezusie Chrystusie, bo prawo Ducha życia w Chrystusie Jezusie uwolniło cię od prawa grzechu i śmierci” (Rzym. 8:1,2).
Tak więc sąd Boży dla tych, którzy uwierzyli w Chrystusa, że jest Bożym Barankiem, który oddał Swoje życie za wielu, już się odbył jakieś dwa tysiące lat temu. Wówczas już zapadł wyrok „Niewinny” dla każdego, kto uwierzy i wyzna swoje grzechy przed Chrystusem. W tamtą godzinę Jezus wziął nasze winy na siebie i poniósł za nas karę śmierci za nasze grzechy. Tym dziełem Chrystus uwielbił imię Boga Ojca w sposób doskonały, gdyż Jego ofiara jest doskonała.
Jak bardzo pewne jest dzieło dokonane w tamtą godzinę? Czy można mieć pewność zbawienia, gdy uwierzy się całym sercem w Chrystusa? Na te pytania postaram się odpowiedzieć następnym razem, omawiając drugi cel, jaki Chrystus osiągnął w tej godzinie, przed którą stanął tamtego dnia w Jerozolimie przed świętem Paschy.
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.