Saturday, August 8, 2015

Iść "nie w nogę"

 Urodzony w Polsce niemiecki naukowiec, Daniel Gabriel Farenheit, stworzył pierwszą skalę pomiaru temperatury. Punktem zerowym była najniższa temperatura mieszanki wodno solnej. Górną granicą skali, była temperatura ciała człowieka, którą przyjął jako  96 stopni. Inne stałe punkty, jakie zaznaczył na tej skali, to temperatura zamarzania wody, „32” i wrzenia,  „212”.
W 1724 roku, wiodąca prym w zachodnim świecie organizacja, British Royal Society, przyjęła ten system pomiaru temperatury, jako obowiązujący. Niecałe dwadzieścia lat później, szwedzki astronom, Anders Celsius, opracował inny podział na skali termometru, przyjmując dwa stałe punkty, czyli temperaturę zamarzania wody, „0” i wrzenia „100”, jako podstawę podziału skali w systemie dziesiętnym.
Dzisiaj, mówiąc w dużym skrócie, cały świat przyjął jako obowiązujący we wszelkich pomiarach, system metryczny, z wyjątkiem Stanów Zjednoczonych Amerki Północnej. Czytałem niedawno, że z powodu małego błędu w przeliczaniu pomiaru temperatury z Farenheita na Celsiusza, doszło prawie do zniszczenia  sondy kosmicznej NASA wartości 125 milionów dolarów, gdy weszła w atmosferę Marsa.
Inny przykład, jakim  chcę zilustrować główną myśl tego rozważania, jest anegdota z dziedziny wojskowej. Pewna mama pojechała na przysięgę swego jedynego syna. Podczas oficjalnej parady żołnierzy przed zgromadzonym tłumem rodziców i przyjaciół, mamuśka wypatrywała swego jedynaka. Gdy zauważyła, ze jej synek idzie innym krokiem niż cały oddział, zawołała, „Dlaczego wszyscy inni idą „nie w nogę” z moim synem?”.
Ja i reszta, to problem który niszczy społeczności ludzi, również wierzących w Boga. Problem ten ma inną nazwę, biblijną, jest to pycha, lub egoizm. Jeśli ktoś uważa, że tylko on ma rację, że tylko jego zrozumienie Biblii i życia jest najlepsze, to jest to najzwyklejsza pycha, jaka niszczy relację człowieka ze Stwórcą i pomiędzy ludźmi. Ewa, matka wszystkich żyjących, uczyniła coś, co ona uważała za właściwe, nie uznając autorytetu Boga, który powiedział wyraźnie, aby tego nie czyniła. Oczywiście, całą winę, gdy zobaczyła skutek swego wyboru, zrzuciła na węża, nie wiedząc, że miała do czynienia z samym diabłem.
My dzisiaj wiemy, jeśli ufamy Słowu Bożemu, że diabeł nadal stosuje tę samą taktykę, jak nas ostrzega apostoł Paweł: „obawiam się jednak, ażeby, jak wąż chytrością swoją zwiódł Ewę, tak i myśli wasze nie zostały skażone i nie odwróciły się od szczerego oddania się Chrystusowi” (2 Kro. 11:3). Aby nie wpaść w tę samą pułapkę, musimy strzec swoich myśli, gdyż w nich bierze swój początek każde nasze działanie.
Jaką więc przyjąć strategię, aby ustrzec się przed wpadnięciem w zasadzkę pychy? I tu znów, dobrą rada służy nam Paweł, ujmując ją w kategoriach strategii walki z naszym największym wrogiem, naszym własnym ciałem. Warto jest przyjrzeć się postawie tego pokornego sługi Chrystusa, który ma rację w tym, co pisze, lecz nie przypisuje sobie tej mądrości. Pisze o sobie: „ja sam, Paweł, napominam was przez cichość i łagodność Chrystusową, ja, który, gdy jestem u was osobiście, rzekomo jestem pokorny, a gdym daleko, jestem ponoć śmiały wobec was” (2 Kor. 10:1). Dalej, Paweł zwraca uwagę na źródło zwycięstwa nad pewnością siebie samego, które znajduje się w naszej grzesznej naturze – „chociaż żyjemy w ciele, nie walczymy cielesnymi środkami” (w. 3). I tu leży ta subtelna różnica pomiędzy własną racją, jaka wynika wprost z upadłej natury człowieka, a odwołaniem się do Chrystusa, którego uczyniliśmy Panem naszych myśli.
Apostoł, w kolejnych wersetach wyjaśnia, na czym polega pewien mechanizm dający zwycięstwo nad własna cielesnością. Pisze, że „oręż nasz, którym walczymy, nie jest cielesny, lecz ma moc burzenia warowni dla sprawy Bożej; nim też unicestwiamy złe zamysły i wszelką pychę, podnoszącą się przeciw poznaniu Boga, i zmuszamy wszelką myśl do poddania się w posłuszeństwo Chrystusowi” (2 Kor. 10:4,5). Jaki oręż ma na uwadze Paweł?
Oto kilka słów wyjaśnienia, jakimi dzieli się sam apostoł Paweł z czytelnikami swoich listów. Pisze do Rzymian, którym wyjaśnia na czym polega przyjęcie nowej, zupełnie innej natury, przez utożsamienie się z Chrystusem w Jego śmierci i zmartwychwstaniu. Punktem zwrotnym jest świadome przyjęcie chrztu, który jest wyrazem tego utożsamienia się. Dlatego, jak pisze Paweł, „uważajcie siebie za umarłych dla grzechu, a za żyjących dla Boga w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rzym. 6:11). Uwolnieni od posłuszeństwa naszej grzesznej natury, możemy posłusznie dokonać rzeczy dotychczas niemożliwej, możemy oddać „siebie Bogu jako ożywionych z martwych, a członki swoje Bogu na oręż sprawiedliwości” (w. 13). Ten nowy, duchowy oręż jest dziełem Chrystusa w nas.
Decyzja posłuszeństwa naszych myśli Chrystusowi, leży teraz w naszej mocy. Skoro w naszym życiu, „noc przeminęła, a dzień się przybliżył”, mamy możliwość przyoblec się w „zbroję (oręż) światłości (Rzym. 13:12). Paweł radzi wierzącym rzymianom, aby we wszystkim okazali się sługami Bożymi, aby postępowali „w Duchu Świętym, w miłości nieobłudnej, w słowie prawdy, w mocy Bożej; przez oręż sprawiedliwości ku natarciu i obronie” (2 Kor. 6:7).
Jeśli wszyscy zastosujemy się do rad, jakimi dzieli się z nami apostoł Paweł, nasz krok w marszu za naszym Wodzem, Panem Jezusem będzie jednakowy, taki sam, jak Chrytsusa. Chrystus zostawił nam taki sam wzór do naśladowania, którego praktyczny kształt możemy zobaczyć w słowach: „Niechaj każdy baczy nie tylko na to, co jego, lecz i na to, co cudze. Takiego bądźcie względem siebie usposobienia, jakie było w Chrystusie Jezusie, który (...)wyparł się samego siebie, przyjął postać sługi” (Filip. 2:4,7).

Henryk Hukisz

No comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.