Sunday, September 14, 2014

Kult jednostki w kościele

Wiem, że jest to mocne, a zarazem przesadne określenie. Należę do tego pokolenia, które na samo brzmienie tych słów dostaje historycznych (nie histerycznych) drgawek.
Według historyków, kult jednostki „związany był ze sprawowaniem władzy przez jednoosobowe, autorytarne jednostki. Polegał na wprowadzeniu do powszechnej świadomości uwielbienia dla rządzącego, przekonaniu o jego wielkości, ponadprzeciętności, a także nieomylności (władzy przypisuje się cechy nadprzyrodzone)” (net). To samo źródło podaje również charakterystyczną cechę takich przywódców, a mianowicie, że nie tolerują żadnej krytyki swojej „nadprzyrodzonej” władzy.
Kościół nie jest jednak wolny od tego rodzaju przywództwa. Mam na uwadze skrajne przypadki znane z historii chrześcijaństwa, gdy papieże sprawowali władzą absolutnego dyktatu. Posługiwano się wówczas tzw. „brachium seaculare”, czyli egzekwowaniem swoich decyzji za pomocą świeckiej władzy porządkowej. Znane są również przypadki przywódców sekt religijnych, którzy budowali swój autorytet na całkowitym uzależnieniu wiernych od swoich decyzji, powołując się na inspirację Bożą.
Jednak nie o tym chcę pisać. Mam na uwadze raczej takie sytuacje, gdy w lokalnym kościele pojawia się jednostka apodyktyczna, która samoistnie narzuca swoją władzę całej wspólnocie wierzących. Może to być pastor, lider młodzieżowy, lider uwielbiania, czy inna osoba, która wykorzystuje swoją wyjątkową fachowość, i domaga się uznawania swoich decyzji przez cały zbór. Zdarza się tak również, gdy np. zdolny biznesmen zostaje powołany do zarządzania jakimś działem życia zboru. Przypominam, że kościół kieruje się zupełnie innymi regułami, niż działalność biznesowa. Jeśli przykładowo, zdolny elektronik lub inżynier dźwięku zasiądzie za zborowym mikserem, może narzucić swoją absolutną władzę nad tą służbą.
Bardzo często do takiego wynaturzenia doprowadzają inni swoim „uwielbianiem” okazywanym liderowi. Potencjalny „dyktator” zaczyna wówczas uważać siebie za omal nieomylnego fachowca, który nie będzie liczyć się już z żadną inna opinią. Jeśli nawet zdarzy się, że ktoś zwróci mu uwagę, iż można zrobić coś inaczej, to albo zignoruje, albo obrazi się śmiertelnie i porzuci służbę.
Apostoł Paweł, wzór do naśladowania dla wszystkich działaczy kościelnych, najchętniej określał siebie jako „sługa”, używając greckiego określenia „dulos”, które przede wszystkim znaczy „niewolnik”. Prawie każdy swój list rozpoczynał takim właśnie przedstawieniem siebie. Nikt chyba nie posądza tego pokornego sługi Bożego o to, że były to jedynie kurtuazyjne słowa pozdrowienia, aby zrobić dobre wrażenie na czytelnikach. Dlatego, w jednym ze swoich listów napisał o sobie „ja, Paweł, jestem więźniem Chrystusa Jezusa za was pogan” (Efez. 3:1).
W innym liście, gdy borykał się z dylematem, czy „rozstać się z życiem i być z Chrystusem, (...) czy, pozostać w ciele”, był pewien, że pozostanie, gdyż „życie w ciele umożliwi mi owocną pracę” (Filip. 1:22-24). Taka postawa wynikała z faktu, że dla niego „życiem jest Chrystus, a śmierć zyskiem” (w. 21). Ten wierny Boży sługa nigdy nie liczył się z poklaskiem, nie budował swojego autorytetu mówieniem o tym, jak wielkie rzeczy czynił dla Boga.
A przecież wiadomym było, że doświadczał niesamowitych momentów duchowego uniesienia, którymi mógłby się chwalić. Można byłoby powiedzieć, że gdyby opowiadał o tym, co widział w czasie zachwycenia do trzeciego nieba, to oddałby chwałę Bogu. On jednak skromnie napisał o sobie: „Znałem człowieka w Chrystusie” (2 Kor. 12:2). Dlatego, gdy odmawiano mu prawa do apostolstwa, zamiast pisać o dokonaniach, napisał odważnie: „mam upodobanie w słabościach, w zniewagach, w potrzebach, w prześladowaniach, w uciskach dla Chrystusa; albowiem kiedy jestem słaby, wtedy jestem mocny. Stałem się głupi; wyście mnie do tego zmusili. Wyście bowiem powinni byli mnie polecić. Bo w niczym nie ustępowałem owym arcyapostołom, chociaż jestem niczym” (2 Kor. 12:10,11).
Powiedzieć o sobie „jestem niczym”, może jedynie ten, kto postępuje zgodnie z zasadą: „Nie czyńcie nic z kłótliwości ani przez wzgląd na próżną chwałę, lecz w pokorze uważajcie jedni drugich za wyższych od siebie” (Filip. 2:3).
Apostoł Piotr, chociaż mógłby nieustannie powoływać się na władzę „kluczy”, jakie otrzymał od samego Chrystusa, pisał o sobie również, że jest sługą Chrystusa. Dlatego zaleca tym, którzy są „kimś” w kościele, aby troszczyli się o powierzoną trzodę Bożą, „nie jako panujący nad tymi, którzy są wam poruczeni, lecz jako wzór dla trzody” (1 Ptr. 5:3).
Henryk Hukisz

No comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.