Zadaniem Kościoła jest sianie dobrego ziarna Słowa Bożego, które odradza się w sercach słuchaczy darem nowego życia. Plewy nie posiadają tej zdolności, dlatego zadaniem kaznodziejów Słowa jest sianie samego ziarna. Pisałem już nie jednokrotnie na tym blogu o tym, że "Siewca wyszedł siać”, czyli o naszym, podstawowym zadaniu, jakie Chrystus wyznaczył każdemu swojemu naśladowcy. Nikt nie może się z tego wytłumaczyć, gdyż taka jest nasza rola w tym świecie – mamy składać świadectwo o Bożej łasce, jakiej doświadczyliśmy. Jeśli ktoś tego nie robi, to tak naprawdę, sam nie doznał zbawienia z łaski.
W czasie kiedy byłem jeszcze Pastorem poznańskiego Zboru, byłem niejednokrotnie zapraszany
do odwiedzania seminariów i innych zgromadzeń katolickich, aby opowiedzieć o
osobistym doświadczeniu Boga. Chętnie korzystałem z tych zaproszeń, gdyż były
one dla mnie dobrą okazją do złożenia świadectwa o Chrystusie. Pamiętam pewien szczególny
moment w seminarium adeptów sztuki kapłańskiej, gdy wstałem i obróciłem się w stronę szczelnie wypełnionego audytorium, zrobiło mi się czarno
w oczach. Ani jednego kolorowo ubranego słuchacza. Swoją prelekcję rozpocząłem
od powołania się na Chrystusowe wezwanie: „Idąc
na cały świat, głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu” (Mar. 16:15), i dodałem: „klerykom też”. Po tym spotkaniu, odbył
się skromny poczęstunek, a co najważniejsze, było sporo osobistych rozmów.
Wiedziałem, że moim zadaniem nie jest przekonywanie nikogo do ewangelii, lecz
jej zwiastowanie.
To spotkanie otworzyło mi drzwi do wielu środowisk akademickich, a jak
wiecie, Poznań jest jednym z większych ośrodków uniwersyteckich. Już w latach
80-tych ubiegłego wieku, ponad trzydzieści tysięcy studentów korzystało z nauki
na kilku uczelniach. Innym wydarzeniem z tej służby w Bożym Królestwie, było
zaproszenie na spotkanie ze studentami Politechniki Poznańskiej w ramach
prowadzonego przez Kościół Katolicki duszpasterstwa akademickiego na tej
uczelni. Na spotkaniu, z racji pełnienia posługi duszpasterskiej wśród studentów, był obecny ich duchowy opiekun, nazwijmy go – ksiądz
Mateusz. I znów,
miałem wspaniałą okazję do składania świadectwa o osobistych doświadczeniach z
moim Panem. Pod koniec trwającego kilka godzin spotkania, zadawano mi bardzo
osobiste pytania o doznania Bożej łaski. Mówiłem zwyczajnie, jak podczas
spotkania we własnym zborze. Po chwili zauważyłem, że duchowy opiekun studentów
zaczął z niepokojem mówić o dość późnej porze, że należy serdecznie podziękować gościowi, życząc mu błogosławieństwa w jego posłudze.
Ale rozmowy ze studentami nie skończyły się na tym pożegnaniu, gdyż jeszcze
sporo czasu spędziliśmy na ulicy, rozmawiając o wielu sprawach życia z Bogiem. Skutek
był taki, że zarówno to spotkanie i wiele innych, znacznie wpłynęły na rozwój
poznańskiego zboru. Chrzty odbywały się w tamtym czasie dwa, a nawet trzy razy
w roku, a liczba osób, jakie składały publiczne wyznanie wiary przez zanurzenie
podczas chrztu, sięgała nieraz trzydziestu i więcej katechumenów podczas jednej
uroczystości.
Mogę powiedzieć z całym przekonaniem, że diabelskie uderzenie przeciwko ewangelii nie przyszło w czasie tych
spotkań, gdy składałem świadectwo pośród rzymskich katolików. Duch Święty
z reguły przejmował kontrolę nad zwiastowanym Słowem i sprawiał, że w odpowiednim czasie,
zaczęło ono kiełkować i rosnąć, aż do momentu wydania owocu w postaci gotowej
decyzji pójścia za Chrystusem. Natomiast diabeł przygotował swoją strategię uderzenia wewnątrz zboru, przez
swoich agentów, którzy pojawili się jako "aniołowie światłości". Oni to, w niedługim czasie po tych wydarzeniach, doprowadzili do rozbicia jedności pośród wierzących i wyprowadzili sporą grupę młodych ludzi z naszej społeczności. Tak więc, Boży przeciwnik zwiastowania ewangelii potrafi dokonać
dużo więcej spustoszenia wewnątrz zboru, niż katoliccy działacze poza nim.
Jak już wspomniałem na początku tego rozważania, naszym podstawowym
zadaniem jest zwiastowanie ewangelii. Pan Jezus porównał to zadanie do rzucania nasion na różne rodzaje gleby. Zwróćmy uwagę, że Chrystus nie wysłał
uczniów, aby szukali sobie wpierw takich terenów, na których nie ma
kamieni, ostów, cierni, czy możliwości, że przylecą ptaki i wydziobią cenne
ziarno Słowa Bożego. Przypowieść o czworakiej roli jest nauką o różnych rodzajach ludzi, jakim powinniśmy zwiastować Słowo Boże, a nie o tym, że mamy niektórych omijać z ewangelią. Siać mamy wszędzie i w każdych warunkach, nawet jeśli przeciwny wiatr dmie ostro w oczy. Pan
Jezus posłał swoich uczniów mówiąc im: „Oto
Ja posyłam was jak owce między wilki, bądźcie tedy roztropni jak węże i
niewinni jak gołębice” (Mat. 10:16).
Następnie, uświadamiał ich, że będą prześladowani i zdradzani przez ludzi, a to
znaczy, że znajdą się w warunkach bardzo trudnych.
Księga Dziejów Apostolskich jest kroniką siewców Słowa Bożego. Oni szli
wszędzie, dokąd Pan posyłał w mocy Ducha Świętego. Dzięki Bożej strategii,
ewangelia docierała do wielu miast i rejonów ówczesnego świata. Chociaż szli pod
wiatr, możemy z radością powiedzieć, iż byli pędzeni innym wiatrem,
wiatrem Ducha Świętego. I o to się modlili, gdy diabeł zastawiał różne przeszkody,
gdyż nie dopuszczali myśli, aby się zatrzymać, albo żeby wybierać własne tereny
i miejsca do zwiastowania ewangelii.
Znamy taki moment z życia apostoła Pawła, gdy chciał iść do Bitynii, lecz
Duch Święty wyznaczył mu inny kierunek, Macedonię. Później, po wielu latach, Paweł pisał do jednego ze zborów w tym rejonie, że „staliście się wzorem dla wszystkich wierzących w Macedonii i w Achai”
(1 Tes. 1:7). Dzięki temu, że apostoł
Paweł był posłuszny objawieniom i głosowi Ducha Świętego. Macedonia stała się
ośrodkiem, skąd rozsiewane było Słowo Boże dalej, jak czytamy w tym liście: „Od was bowiem rozeszło się Słowo Pańskie
nie tylko w Macedonii i w Achai, ale też wiara wasza w Boga rozkrzewiła się na
każdym miejscu” (1 Tes. 1:8). Tak dzieje się, gdy Duch Święty inicjuje misję, a nie demokratycznie wybrane komitety.
Paweł wiedział, że jedynie posłuszeństwo Bogu, a nie ludzka strategia, może
dać zwycięstwo w rozprzestrzenianiu Słowa Bożego, które może dać nowe życie
spragnionym. Sam osobiście tego doświadczał, dlatego zachęcał też innych sług
ewangelii, aby nie lękali się przeciwności, lecz odważnie szli z nasieniem
Słowa Bożego do wszystkich narodów. Zachęcał wierzących do wytrwałości, gdyż sam doświadczał Bożej obecności w przeróżnych sytuacjach - „we
wszystkim okazujemy się sługami Bożymi w wielkiej cierpliwości, w uciskach, w
potrzebach, w utrapieniach, w chłostach, w więzieniach, w niepokojach, w
trudach, w czuwaniu, w postach, ...” (2
Kor. 6:4,5). Jednym słowem, nic nie było w stanie powstrzymać Pawła w zwiastowaniu ewangelii.
Pomimo tak ogromnych przeszkód, z jakimi apostołowie spotykali się w zwiastowaniu
Dobrej Nowiny, Kościół rósł „budując się
i żyjąc w bojaźni Pańskiej, cieszył się pokojem po całej Judei, Galilei i
Samarii, i wspomagany przez Ducha Świętego, pomnażał się” (DzAp. 9:31). Nie okopywali się w
twierdzach powstałych już zborów i nie czekali aż grzesznicy sami przyjdą do nich,
lecz szli tam, gdzie mogli ich spotkać.
Zwiastowanie ewangelii nie było nigdy rzeczą łatwą i przyjemną, ponieważ
odbywało się w warunkach duchowej walki „z
nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności,
ze złymi duchami w okręgach niebieskich” (Efez. 6:12). Jest ono sprawą Bożą, gdyż On jest Panem niwy, na którą
wysyła Swoich pracowników. On powołuje do wojska, w którym obowiązują Jego reguły,
i jedynie On będzie rozliczać z wykonania Jego pleceń.
Czy jesteśmy tak samo posłuszni, jak czynili to apostołowie i chrześcijanie na początku działalności Kościoła? Obyśmy nie zawiedli naszego Pana w tej najważniejszej posłudze Bożego Królestwa.
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.