Chociaż w naszej kulturze, przesiąkniętej katolicką tradycją, obchodzi się imieniny, to ja bardzo lubię urodziny. Te fizyczne, już nie za bardzo, ze względu na dość wysoką cyfrę. Lecz mam niesamowitą okazję obchodzić radosną pamiątkę narodzin “z wody i Ducha”, o jakich mówił Pan Jezus Nikodemowi.
W tych dniach mija 53 lat od momentu, gdy postanowiłem skorzystać z zaproszenia, jakie skierował do mnie Chrystus w słowach: “Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie” (Mat. 11:28).
Takiego momentu nie zapomina się nigdy. Pamiętam dokładnie tę chwilę w czasie wieczornego nabożeństwa, na którym zwiastowana była ewangelia zbawienia, jakie daje nam Jezus Chrystus. Działo sie to w 1964 roku, podczas obozu młodzieżowego w Olsztynie. Moje serce odczuło wyraźnie, że zaproszenie zawarte w tym wersecie jest skierowane do mnie osobiście. Postanowiłem z niego skorzystać, i dziś, gdy mija już ponad pół wieku, nie żałuję tej decyzji.
Zaproszenie Jezusa do porzucenia grzesznego jarzma, i wzięcia Jego, jest solidnie ugruntowane na obietnicy, jaką Bóg wypowiedział ustami proroka Izajasza. Około 700 lat wcześniej ten wierny sługa Boży wołał:
“Nuże, wszyscy, którzy macie pragnienie, pójdźcie do wód, a którzy nie macie pieniędzy, pójdźcie, kupujcie i jedzcie! Pójdźcie, kupujcie bez pieniędzy i bez płacenia wino i mleko!
Czemu macie płacić pieniędzmi za to, co nie jest chlebem, dawać ciężko zdobyty zarobek za to, co nie syci? Słuchajcie mnie uważnie, a będziecie jedli dobre rzeczy, a tłustym pokarmem pokrzepi się wasza dusza!
Nakłońcie swojego ucha i pójdźcie do mnie, słuchajcie, a ożyje wasza dusza, bo ja chcę zawrzeć z wami wieczne przymierze, z niezłomnymi dowodami łaski okazanej niegdyś Dawidowi!” (Izaj. 55:1-3).
Aby zrozumieć sens tego zaproszenia, nie do zwykłej wody, mleka czy wina, lecz do przyjęcia zbawienia od grzechu i wiecznego potępienia, musimy zajrzeć do wcześniejszych słów proroka. W 53 rozdziale, zwanym słusznie “ewangelią Starego Testamentu” czytamy:
“Wzgardzony był i opuszczony przez ludzi, mąż boleści, doświadczony w cierpieniu jak ten, przed którym zakrywa się twarz, wzgardzony tak, że nie zważaliśmy na Niego.
Lecz on nasze choroby nosił, nasze cierpienia wziął na siebie. A my mniemaliśmy, że jest zraniony, przez Boga zbity i umęczony.
Lecz on zraniony jest za występki nasze, starty za winy nasze. Ukarany został dla naszego zbawienia, a jego ranami jesteśmy uleczeni” (Izaj. 53:3-5).
Chrystus wiedział dokładnie po co przyszedł na ziemię. Nie po to, aby zakładać nową religię, lub aby wyznaczyć nowy standard Bożych wymagań, co do jakości życia człowieka na ziemi, lecz jak sam to powiedział: “wiedząc, iż nadeszła godzina jego odejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich, którzy byli na świecie, umiłował ich aż do końca” (Jan 13:1). To, czego później dokonał, jest wyraźnym świadectwem miłości do końca, gdyż oddał Swe życie za nas, którzy “jak owce zbłądziliśmy, każdy z nas na własną drogę zboczył, a Pan jego dotknął karą za winę nas wszystkich” (Izaj. 53:6).
Warto jest więc zwrócić uwagę na treść Bożego zaproszenia, jakie zapowiedział już w czasach Izajasza. Jest w nim mowa o wodzie, mleku i winie, które jedynie symbolizują Boże dary, jakimi Pan pragnie obdarować Swoje dzieci.
Woda jest najlepszym środkiem zaspokojenia pragnienia, jakie odczuwamy podczas życiowej pielgrzymki. Tak jak wędrowiec na pustyni myśli o butelce zwykłej wody, tak Pan Jezus zapowiada, że “kto napije się wody, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku żywotowi wiecznemu” (Jan 4:14).
Mleko jest obrazem pokarmu, jakiego będziemy potrzebować w drodze za Jezusem. Apostoł Piotr zachęca nas, “jako nowonarodzone niemowlęta, zapragnijcie nie sfałszowanego duchowego mleka, abyście przez nie wzrastali ku zbawieniu” (1 Ptr. 2:2).
Wino, jak zapewnia mądry Salomon, “rozwesela życie” (Kaz.Sal. 10:19). Prawdziwą radość życia możemy doświadczać jedynie w Panu Jezusie. On powiedział, że źródłem tej radości stanie się pragnienie wypełniania Jego przykazań - “Jeśli przykazań moich przestrzegać będziecie, trwać będziecie w miłości mojej, jak i Ja przestrzegałem przykazań Ojca mego i trwam w miłości jego. To wam powiedziałem, aby radość moja była w was i aby radość wasza była zupełna” (Jan 15:10,11).
Nawet najlepsze zaproszenie nie dokona niczego, jeśli zostanie jedynie w kopercie, jaką otrzymaliśmy. Nie wystarczy również je przeczytać i pozostać na miejscu. Aby doświadczyć dobrodziejstwa Bożych darów, musimy skorzystać z zaproszenia, jakie Bóg nam wręcza w Chrystusie, Swoim umiłowanym Synu.
Tekst zaproszenia z 55 rozdziału Izajasza zawiera kilkakrotne wezwanie, aby przyjść, kupić (bez pieniędzy, gdyż Chrystus już zapłacił), aby “pić” w pełni Boże zbawienie. Jedynie wówczas, gdy “skonsumujemy” zaproszenie, będziemy mogli poznać jak wspaniałe jest życie w Chrystusie. Pan Jezus powiedział wyraźnie: “jarzmo moje jest miłe, a brzemię moje lekkie” (Mat. 11:30). A to znaczy, że będziemy mogli w pełni korzystać z jakości życia, jakie On zapewnia Swoim owcom. Chrystus, nasz Dobry Pasterz przyszedł, aby Jego owce “miały życie i obfitowały” (Jan 10:10).
Psalmista Dawid modlił się słowami: “Dasz mi poznać drogę życia, obfitość radości w obliczu twoim, rozkosz po prawicy twojej na wieki” (Ps. 16:11). Dzięki temu, czego dokonał Chrystus, gdy umiłował nas “do końca”, możemy w pełni doświadczać Bożych darów już teraz, w doczesności.
Później, gdy Pan powróci po Swój Kościół, “porwani będziemy w obłokach w powietrze, na spotkanie Pana; i tak zawsze będziemy z Panem” (1 Tes. 4:17). Celem naszego życia stanie się udział w weselu Baranka, do którego Pan nas przygotowuje i zaprasza już teraz.
Udział w tym radosnym momencie możemy mieć jedynie wówczas, gdy skorzystamy z tego niezwykłego zaproszenia. Jeśli jeszcze nie masz pewności, że je przyjąłeś, nie czekaj, skorzystaj z niego dziś.
Henryk Hukisz
Thursday, August 10, 2017
Tuesday, July 18, 2017
Umiłowana małżonka Boża
Pierwsze doniesienia prasowe informują o tym, co wydarzyło się w kolejnym dniu wojny w Ukrainie. Jednak wiemy, że obok tej tragedii, dzieje się wiele innych zdarzeń. Osobiście uważam, i zwracam również moja uwagę na to, co dzieje się w Izraelu i wokół niego. Wierzę też, że Boże oko szczególnie spogląda na ten naród, króry kiedyś sobie wybrał jako wyłączną własność - (Powt. 7:6).
Można zauważyć, że w czasie, w którym obecnie żyjemy, zanikają podstawowe cechy kształtujące normalne relacje międzyosobowe. Zamiast budowania więzi małżeńskich poprzez naprawianie relacji, rozwiązuje się sporne kwestie rozwodem. Dlatego też przestajemy rozumieć na czym polega niezachwiana Boża miłość do nas i dopuszczamy do serca obawę, że Bóg może nas odrzucić i zapomnieć o nas.
Bóg miał szczególną relację z Izraelem, która utrzymywała ten naród przez wieki. Lecz gdy Izrael stał się niewierny, Bóg odwrócił Swe oblicze od umiłowanej małżonki, jednak nie na długo. Jego miłość do Swojego ludu jest niezachwiana, ona nie kończy się rozwodem, tak jak to dzieje się wśród ludzi, nawet wierzących w Boga.
Bóg, w stosunku do Izraela wypowiedział słowa, jakich nie użył wobec żadnego innego narodu, ponieważ miał w tym Swój plan. Był to plan tajemny, zakryty przed człowiekiem aż do czasu łaski. Dopiero Boży Syn, Jezus Chrystus, odsłonił ten plan, gdyż objął swą łaską każdego człowieka, bez względu na narodowość. Apostoł Paweł pisał o tym do wierzących w Efezie, że “On bowiem jest naszym pokojem. On, który w jedno połączył jednych i drugich, i zburzył w swoim ciele dzielący ich mur wrogości – Prawo przykazań w postanowieniach, które uznał za bezużyteczne, aby z obu stworzyć w sobie jednego nowego człowieka, wprowadzając pokój, i ponownie jednych i drugich pojednać z Bogiem w jednym ciele przez krzyż, w sobie samym zadając śmierć wrogości” (Efez. 2:14-16).
W obrazie, jaki namalował Paweł w Liście do Rzymian, widzimy, że odłamanie gałęzi dało możliwość wszczepienia w pień Bożego przymierza innych gałęzi. Dzięki temu, poganie uzyskali dostęp do łaski zbawienia. Lecz Bóg nie odrzucił tych, których wybrał i zagwarantował wieczny dostęp do łaski. W tym obrazie Bożej niezachwianej miłości widzimy gwarancję dla nas, którzy zaufaliśmy Zbawicielowi, gdy przyszliśmy pod krzyż, wyznając nasze grzechy. Jego obietnice są pewne, gdyż darowane nam są w Chrystusie.
Dlatego warto jest przypominać sobie to, co On postanowił uczynić dla Izraela, wybierając sobie ten naród na wyłączną własność. Bóg oświadczył przez Mojżesza:
“Ty bowiem jesteś dla PANA, twego Boga, świętym ludem. Ciebie wybrał PAN, twój Bóg, ze wszystkich narodów, które są na ziemi, abyś był Jego ludem i wyłączną własnością.
PAN was upodobał sobie i was wybrał, nie dlatego, że jesteście liczniejsi od innych narodów – gdyż jesteście najmniejsi ze wszystkich narodów –
lecz dlatego, że PAN was umiłował i chce dochować przysięgi, którą złożył waszym ojcom. Wyprowadził was PAN mocną ręką i wybawił z domu niewoli, z ręki faraona, króla Egiptu.
Dlatego wiedz, że PAN, twój Bóg, jest Bogiem, Bogiem wiernym, który dochowuje przymierza i miłosierdzia do tysięcznego pokolenia wobec tych, którzy Go kochają i przestrzegają Jego przykazań” (5 Moj. 7:6-9)
I chociaż Izrael, stając się niewierną małżonką, zapominał o Bożym miłosierdziu, jakiego doświadczał w przeciągu stuleci swego istnienia, to jednak Bóg nigdy nie zapomniał o danych obietnicach.
Prorok Izajasz zapisał wiele słów, które były świadectwem nieustającej miłości Boga do narodu wybranego. Dają one gwarancję, że Boża miłość jest wieczna, dzięki czemu Izrael też może oczekiwać zbawienia. Jakże inaczej można odebrać słowa, jakimi Boży prorok podtrzymywał nadzieję w sercach Izraelitów.
“Nie bój się, bo już się nie zawstydzisz! Nie wstydź się, gdyż już nie doznasz pohańbienia!Bo zapomnisz o wstydzie młodości i więcej nie wspomnisz o hańbie wdowieństwa.
Twoim małżonkiem bowiem jest Ten, który cię stworzył, Jego imię brzmi PAN Zastępów. Twoim Odkupicielem jest Święty Izraelae, który jest nazywany Bogiem całej ziemi.
PAN cię wzywa jak kobietę porzuconą i zgnębioną na duchu. Czy można wzgardzić żoną poślubioną w młodości? – mówi twój Bóg.
Porzuciłem cię na krótką chwilę, Lecz zgromadzę cię w wielkim miłosierdziu.
W porywie gniewu na chwilę zakryłem przed tobą swoją twarz, lecz z miłości odwiecznej się ulitowałem – mówi PAN, twój Odkupiciel” (Izaj. 54:4-8).
Bóg nadal miłuje Swoją małżonkę, pomimo jej niewierności.
Mając przed oczami ten obraz nieustającej miłości, możemy być pewni, że Bóg, “który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale wydał Go za nas wszystkich, jak i z Nim nie miałby nam darować wszystkiego?” (Rzym. 8:32).
Dlatego, będąc odrodzonymi przez Ducha Świętego, możemy mieć pewność, że “ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani moce, ani to, co wysoko, ani to, co głęboko, ani żadne inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, naszym Panu” (Rzym. 8:38,39).
Pan Jezus, gdy mówił o wydarzeniach czasów ostatecznych, użył obrazu drzewa figowego, które zacznie wypuszczać pąki. Wówczas powiedział do uczniów: “A gdy się to zacznie, umocnijcie się i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie” (Łuk. 21:28).
Przyglądajmy się więc temu, co dzieje się z narodem wybranym i nie odrzuconym, lecz umiłowanym miłością wieczną. Pamiętajmy o tym, że Bóg umiłował nas tak samo, jak umiłował Swój wybrany naród. Skoro zapewnia, że nie odrzucił Izraela, gdyż Jego obietnice są nieodwołalne - (Rzym. 11:29).
Henryk Hukisz
Wednesday, March 29, 2017
Zero bojaźni Bożej
Jesienią
ubiegłego roku, kilka tygodni po powrocie do kraju, zostałem zaproszony na spotkanie
z okazji 499-tej rocznicy Reformacji. Ponieważ spotkania odbywało się pod
hasłem „Święto Biblii”, z zainteresowaniem wybrałem się na nie w gronie kilku
lokalnych pastorów ewangelicznych. Organizatorem tego spotkania była Poznańska
Grupa Ekumeniczna, a gościem specjalnym był „br.
Alois z Taizé”, który wygłosił z okazji tego święta okolicznościowy
wykład. W audytorium uniwersyteckim UAM zgromadziło się dość liczne grono przedstawicieli
lokalnych społeczności protestanckich i katolickich propagatorów ekumenizmu.
Z
ogromnym zaskoczeniem i niesmakiem wysłuchałem wykładu przeora Wspólnoty Ekumenicznej
z Taize. Mówca, wiedząc, iż większość słuchaczy stanowią wyznawcy społeczności
ewangelicznych, przekonywał do zupełnej uległości jedynej głowie kościoła, jaką
jest papież oraz do oddania czci najświętszemu sakramentowi, czyli do uznania
prawdziwości przemiany kawałka wafelka w autentyczne ciało Pana Jezusa.
Pisałem
już wcześniej na temat dążeń działaczy ekumenicznych z kręgów kościoła rzymsko-katolickiego
w rozważaniu „Jezus
ekumenista?”. Zgodnie z założeniami katechizmu tego kościoła, jedynym celem
ekumenicznej działalności jest przywrócenie „braci odłączonych” ponownie na łono
jedynozbawczej organizacji religijnej, za jaką uważa się KRK.
W tym roku
będziemy obchodzić pięćsetną rocznicę Reformacji. W Polsce, na początku lutego,
Senat RP przyjął uchwałę, którą „pragnie
uhonorować polskich protestantów, którzy współtworzyli oblicze religijne,
kulturowe, społeczne i gospodarcze naszej Ojczyzny”. Warto jest zwrócić uwagę
na fakt, iż ta ustawa została przyjęta 40 głosami „za” przy 27 „przeciw” i 17
wstrzymujących się. Kilku senatorów PiS wypowiadało się przeciw, uważając, iż
Reformacja doprowadziła do największego rozłamu w kościele katolickim, a ponad
to, „protestantyzm ma już niewiele
wspólnego z chrześcijaństwem. Jest to rodzaj nowej religii, która podważyła
wszystkie dogmaty Kościoła katolickiego” (senator Ryszka).
Z niepokojem
obserwuję wzrost zainteresowania pośród ludzi uważających się za ewangelicznie
wierzących i branie udziału w różnego rodzaju wydarzeniach o charakterze
jednoczącym chrześcijan. Samo określenie tego charakteru spotkań nie świadczy jeszcze
o prawdziwej jedności, która możliwa jest jedynie w Chrystusie. Prawdziwy
Kościół tworzą jedynie osoby, które doświadczyły łaski narodzenia się na nowo.
Pan Jezus, jedyna i prawdziwa Głowa tego Kościoła określił jednoznacznie, kto
znajduje się w Jego Kościele, słowami: „Zaprawdę,
zaprawdę, powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi z wody i z Ducha, nie może
wejść do Królestwa Bożego” (Jan 3:5).
500 lat temu,
Marcin Luter przypomniał, że zbawienie jest darem łaski Bożej a nie efektem wykupionych
odpustów. Ten augustiański mnich, po odbyciu pielgrzymki do Rzymu, aby dokonać wykupienia
z czyśćca bliskiej mu osoby, zobaczył tam ogrom korupcji wśród hierarchów i
dążenie do życia w przepychu, postanowił walczyć o biblijną prawdę o zbawieniu
z łaski. Pomimo tego, że dążenia Lutra zostały wykorzystane do walki
politycznej, głównie w ówczesnych Niemczech, prawdą pozostaje fakt, że dzięki jego
działaniom mamy dziś Biblię w ojczystym języku.
Największym
dokonaniem reformatora jest ukazanie biblijnej nauki o zbawieniu. Bóg dokonał
odkupienia grzesznika w ofierze Swego Syna. Dzięki śmierci Chrystusa na krzyżu,
usprawiedliwienie grzesznika dostępne jest dla każdego, kto uwierzy, a nie na
drodze żmudnego przestrzegania praw kościoła katolickiego. List do Rzymian,
którym głównie zajął się Luter, gdy przystąpił do tłumaczenia Biblii na język
ojczysty, zawiera naukę apostolską, jaką zwiastował prawdziwy Kościół od
początku swego istnienia. Czytamy w tym liście, że „niezależnie od zakonu objawiona została sprawiedliwość Boża, o której
świadczą zakon i prorocy, i to sprawiedliwość Boża przez wiarę w Jezusa
Chrystusa dla wszystkich wierzących. Nie ma bowiem różnicy, gdyż wszyscy
zgrzeszyli i brak im chwały Bożej, i są usprawiedliwieni darmo, z łaski jego,
przez odkupienie w Chrystusie Jezusie, którego Bóg ustanowił jako ofiarę
przebłagalną przez krew jego, skuteczną przez wiarę, dla okazania
sprawiedliwości swojej przez to, że w cierpliwości Bożej pobłażliwie odniósł
się do przedtem popełnionych grzechów, dla okazania sprawiedliwości swojej w
teraźniejszym czasie, aby On sam był sprawiedliwym i usprawiedliwiającym tego,
który wierzy w Jezusa” (Rzym.
3:21-26).
Tego
zwiastowania nie usłyszą do dziś uczestnicy „mszy świętych”, gdyż nadal
odprawia się tam misterium przeistoczenia opłatka w ciało Chrystusa, dzięki
czemu następuje pogłębienie i odnowienie życia łaski otrzymanego na chrzcie świętym
osoby należącej do kościoła katolickiego.
Nigdy
nie będę w stanie zrozumieć tego, że osoba odrodzona przez Ducha, narodzona do
nowego życia w Chrystusie, może uczestniczyć w obrzędach liturgicznych, które
są zaprzeczeniem nauki biblijnej o zbawieniu. Odwołanie do biblijnego wersetu „jedno ciało i jeden Duch” (Efez. 4:4) dla takich wspólnych imprez,
nie świadczy jeszcze o jedności, jaką może sprawić jedynie obecność Chrystusa w
Jego prawdziwym Ciele. Udział w organizowanej masowej imprezie w czasie tzw. „Bożego
Ciała”, określonej mianem „Jednego serca, jednego ducha”, czy konferencji „Strefa
Zero” jest przejawem braku bojaźni Bożej w sercach tych uczestników, który
uważają siebie za narodzonych na nowo.
Czytałem
niedawno publiczne tłumaczenie jednego z pastorów, który usprawiedliwia swój
udział w „Strefie Zero”, posłuszeństwem Chrystusowi, „który osobiście wziąłby udział w tym wydarzeniu”. Tak, to
prawda, że Pan Jezus przyjął zaproszenie z rąk pewnego faryzeusza i zasiadł
przy jego stole. Lecz miał odwagę powiedzieć mu prawdę wobec pokutującej
niewiasty – „Widzisz tę kobietę?
Wszedłem do twojego domu, a nie dałeś wody dla nóg moich; ona zaś łzami
skropiła nogi moje i włosami swoimi wytarła” (Łuk. 7:45). Przy innej okazji, gdy w sabat wszedł do domu jednego
z przedniejszych faryzeuszów, nie uszanował jego „pobożności”, lecz wbrew jego
przekonaniom na temat święcenia sabatu, uwolnił człowieka cierpiącego w
chorobie (Łuk. 14:1-6).
Inny
pastor pochwalił się na FB zdjęciem, na którym stoi wraz z duchownym katolickim
przy ołtarzu i wspólnie odprawiają eucharystię. A przecież, według nauki tego
kościoła, podczas tego misterium, na słowa kapłana, dokonuje się akt stwórczy
Boga. Na słowo człowieka, stwarza się Ciało Boga, czyli najświętszy sakrament,
bez którego nie może dokonać się zbawienie.
Apostoł
Paweł wzywa wierzących i odrodzonych przez Ducha, aby dopełniali „świątobliwości swojej w bojaźni Bożej”
(2 Kor. 7:1). A jest to bezpośrednie
odwołanie do obietnic, jakie darowane są tym, którzy postanowili nie chodzić „w obcym jarzmie z niewiernymi; bo co ma
wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między
światłością a ciemnością?” (2 Kor.
6:14). Słowa te są wypełnieniem polecenia „Rozszerzcie i wy serca wasze!” (w.
13). Apostoł Paweł nie rozumiał tego polecenia jako zachęcanie do braniu
udziału we wspólnych imprezach z tymi, którzy „nie są posłuszni ewangelii Pana naszego Jezusa” (2 Tes. 1:8). Pisałem o tym wcześniej w
rozważaniu pt. „Zwodzenie
wybranych”.
Z
pewnością w roku uroczystych obchodów 500-nej rocznicy Reformacji, kontrreformacja
uaktywni się znów w różnych wydarzeniach. Bądźmy więc uważni, aby zachować
świadectwo prawdy o zbawieniu, jakie Bóg łaskawie ofiaruje w Chrystusie.
Pamiętajmy, że od czasów apostolskich, „nie
ma w nikim innym zbawienia; albowiem nie ma żadnego innego imienia pod niebem,
danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni” (Dz.Ap. 4:12).
„Gość
Niedzielny” informuje: „Katolicy uważają,
że radosne świętowanie wydarzeń, które podzieliły Kościół,
to niedobry pomysł”. Obawiam się, że ci, którzy zafascynowani są
imprezami niwelującymi znaczenie Reformacji, czytają tę gazetkę zamiast Biblii.
Henryk
Hukisz
Friday, March 10, 2017
Wilki w stadzie
Wczoraj,
jak żywo przypomniała mi się pewna sytuacja, jakiej byłem świadkiem kilkanaście
lat temu w Chicago.
Jak
wiadomo, Chicago jest największym skupiskiem Polaków na świecie, poza Polską.
Mówi się nadal, chociaż nie jest to już prawdą, że Chicago jest największym
polskim miastem, zaraz po Warszawie. Polonia chicagowska posiada kilka
organizacji, które pomagają rodakom na obczyźnie w załatwianiu wielu problemów,
szczególnie w sytuacjach, gdy konieczne jest komunikowanie się w oficjalnym
języku, jakim nadal, przynajmniej oficjalne jest język angielski.
Jedną
z najstarszych organizacji polonijnych, bo założonej w 1880 roku, jest Związek
Narodowy Polski (Polish National Alliance). Jednym z najdłużej urzędujących
prezydentów tej organizacji był Edward Moskal, znany z nietuzinkowych
wypowiedzi. Naraził się antysemickimi oświadczeniami tak bardzo, że mer Chicago
obawiał się utrzymywać z nim jakiekolwiek kontakty, pomimo, że polonia
stanowiła sporą część ludności tej aglomeracji. W 2005 roku w podeszłym już wieku
pan Moskal zmarł i w PNA nastąpiła zmiana na stanowisku jej prezydenta. Demokratyczną
większością głosów wybrano nowego prezydenta, pana Franka Spulę. Nie wszystkim jednak
ten wybór spodobał się, więc przystąpiono do działania w typowy dla Polaków
sposób – delegacja niezadowolonych z wyboru nowego prezydenta udała się do
urzędującego mera Chicago z informacją, że pan F. Spula nie został legalnie
wybrany na to stanowisko, więc nie powinien z nim się kontaktować. W prasie chicagowskiej
ukazał się artykuł na ten temat, wyrażający zdziwienie „polską metodą załatwiania
wewnętrznych spraw”.
Kilka
lat po tym wydarzeniu, mer Chicago Richard Daley odwiedził siedzibę PNA, aby spotkać
się z prezydentem organizacji Frankiem Spulą. Ponieważ w tamtym czasie byłem
nieformalnym członkiem tej organizacji, prowadząc audycje radiowe na WPNA,
oficjalnej stacji radiowej tej organizacji, uczestniczyłem w tym spotkaniu.
Przy okazji zanotowałem inny typowo „polski” akcent – merowi wręczono wielką
kilkulitrową butlę wódki dębowej. Stwierdzam obiektywnie, że gość odebrał
prezent z miną wyrażającą ogromne zdziwienie.
Wczoraj,
oglądając relację z wydarzenia mającego ogromną wagę dla nas Polaków, ze
zdziwieniem słuchałem wypowiedzi niezadowolonych z tego wyboru, zawierające
nienawiść, chęć pomszczenia, a przecież dotyczyło to naszego rodaka, drugiego
Polaka. Czy nie ma żadnej więzi łączącej nas Polaków, jako przedstawicieli tego
samego narodu?
Naród
jest tworem Bożym. Był kiedyś czas, gdy Bóg organizował życie na ziemi, pośród potomków synów
Noego dokonał podziału „według rodów ich w narodach ich.
Od nich to wywodziły się narody na ziemi po potopie” (1 Moj. 10:32). Później, gdy zaczął działać Kościół Jezusa Chrystusa,
zwiastując ewangelii wszystkim narodom, apostoł Paweł nauczał jednoznacznie, że
Bóg „z jednego pnia wywiódł też
wszystkie narody ludzkie, aby mieszkały na całym obszarze ziemi, ustanowiwszy
dla nich wyznaczone okresy czasu i granice ich zamieszkania” (Dz.Ap. 17:26). Tak więc narodowość ma
biblijne znaczenie. To, że jesteśmy Polakami, łączy nas i narzuca zobowiązanie niesienia
Dobrej Nowiny rodakom. Niestety, obserwuję niepokojące zjawisko nawet wśród wierzących – sianie nienawiści
wobec rodaków, naszych bliźnich, których Pan Jezus nakazał miłować – „Będziesz miłował bliźniego swego jak
siebie samego” (Mat. 22:39).
Przy
tej okazji chcę odnieść się do podobnego zjawiska, jakie pojawiło się wśród swoich.
Wiadomo, że był czas, którego nikt z nas nie wybierał. Żyliśmy w systemie
narzuconym Polsce w okresie powojennym, który dziś jedynie wspominamy, jako
czasy „PRL-owskie”. Ponieważ nawróciłem się do Boga ponad pół wieku temu, w
latach 60-siątych i późniejszych musieliśmy działać ze świadomością, że istnieją
specjalne służby represyjne i kontrolujące nas. A skoro Kościół jest społecznością
ludzi wierzących różnych narodowości, utrzymywaliśmy kontakty z braćmi z innych
krajów. Ówczesny system polityczny traktował te inne kraje jako wrogie Polsce,
stąd nasilała się kontrola tych osób, które musiały te kontakty utrzymywać dla
dobra i rozwoju naszej społeczności wyznaniowej. Pisałem już a ten temat przy
innej okazji w rozważaniu „Anioł stróż”.
W
ostatnich dniach nasiliła się działalność pewnych osób, o niezrozumiałym dla
mnie nastawieniu do tamtej przeszłości. Nie wiem kto ich upoważnił, a
szczególnie pana Adama Ciućkę, do publikowania wyrwanych z kontekstu, bez
materiałów uzupełniających, informacji o naszych braciach., którzy w jego opinii
byli „TW” dla służb bezpieczeństwa w czasach PRL? Jak pisze pan Ciućka, wiele dokumentów,
na które się powołuje, zostało zniszczonych, skąd więc ma te informacje? Czy są
to jego chore z nienawiści do bliźnich insynuacje, czy posiadał dostęp do tych
materiałów, przed ich zniszczeniem. Kim więc jest pan Adam Ciućka?
Kościół
jest społecznością ludzi niedoskonałych, usprawiedliwionych grzeszników.
Apostoł Paweł pisze wyraźnie – „Bądźcie
jedni dla drugich uprzejmi, serdeczni, odpuszczając sobie wzajemnie, jak i wam
Bóg odpuścił w Chrystusie” (Efez.
4:32). Więc tylko te osoby, które doznały przebaczenia Chrystusowego,
potrafią wybaczać innym. Dalej czytamy odnośnie naszych wewnętrznych relacji,
że powinniśmy przyoblec się „jako
wybrani Boży, święci i umiłowani, w serdeczne współczucie, w dobroć, pokorę,
łagodność i cierpliwość, znosząc jedni drugich i przebaczając sobie nawzajem,
jeśli kto ma powód do skargi przeciw komu: Jak Chrystus odpuścił wam, tak i wy”
(Kol. 3:12,13). Taki jest Kościół,
chyba, że ktoś nie jest odrodzony z Ducha, to nigdy nie zrozumie na czym polega umiejętność wybaczania.
Mając
te myśli w sercu, z zazdrością czytam o apostole Pawle, który wobec swoich
rodaków miał tak ogromne pragnienie, że wyznał: „Prawdę mówię w Chrystusie, nie kłamię, a poświadcza mi to sumienie
moje w Duchu Świętym, że mam wielki smutek i nieustanny ból w sercu swoim. Albowiem
ja sam gotów byłem modlić się o to, by być odłączony od Chrystusa za braci
moich, krewnych moich według ciała, Izraelitów” (Rzym. 9:1-4).
Niedawno
sprawdziłem, że w poznańskim oddziale IPN znajduje się jeden tom zawierający 22
strony dokumentów na temat mojej osoby. Chciałem wybrać się kiedyś do tego
urzędu, aby zapoznać się z tym, co tam jest napisane. Myślę teraz jednak, że
nie będę musiał, gdyż pan Ciućka zrobi to za mnie.
Henryk
Hukisz
Sunday, February 26, 2017
Szczodrość serca
Przypominam sobie zdarzenie z czasów, gdy byłem jeszcze studentem. Pewien brat z warszawskiego zboru zachorował i znalazł się w szpitalu. Wówczas inny przedstawiciel tej wspólnoty postanowił odwiedzić chorego. Gdy już wszedł do wieloosobowej sali szpitalnej, stanął przy jego łóżku, otworzył swoją Biblię i głośno przeczytał: “Rzekł jej Jezus: Jam jest zmartwychwstanie i żywot. Kto wierzy we mnie, choćby i umarł, żyć będzie” (Jan 11:25) .
Dowiedziałem się później, że chory poczuł się nieco zdołowany tym wersetem, nie dlatego, że stracił nadzieję zmartwychwstania, lecz spodziewał się raczej słów pokrzepienia w rodzaju “Modlę się o ciebie i wierzę, że Pan cię podniesie”, lub coś w tym rodzaju.
Kilkadziesiąt lat później, gdy pełniłem posługę duszpasterską pośród wspólnoty polonijnej w Chicago, znalazłem się w szpitalu, praktycznie po raz pierwszy w życiu jako pacjent. Zapytany przez przyjmujacego lekarza, która to moja wizyta w szpitalu, zastanowiłem się chwilkę i odrzekłem: “Dokładnie nie pamiętam, gdyż jeszcze w Polsce, w Poznaniu oraz w Chicago i okolicy składałem mnóstwo wizyt w różnych spitalach odwiedzając chorych”.
Zawsze roumiałem, że chorych należy odwiedzać, zarówno w domu, jak i w szpitalach. Ponieważ diaspora zboru, któremu posługiwałem w Chicago miała zasięg około 80 kilometrów, te wizyty wymagały sporo czasu na dotarcie do chorego. Gdy pewnego razu jeden z członków naszej wspólnoty zachorował, gdyż wykryto u niego nowotwór, natychmiast pojechałem, aby go odwiedzić. Nie miało znaczenia, że musiałem pokonać dystans 50 mil. Bardzo chciałem być z nim, pomodlić się i zostawić jakieś słowo pokrzepienia. Minął znów jakiś czas i ten brat przypomniał mi przy pewnej okazji słowa, jakie wówczas mu zostawiłem. Ja już ich nie pamiętałem, lecz on tak, i przypomniał mi słowa jakie powiedziałem mu w chwili największego przygnębienia, że osobiście wierzę, iż Pan go wyprowadzi i da mu jeszcze wiele lat błogosławionego życia.
Później, gdy stwierdzono, że mam nowotwór i muszę poddać się długotrwałej terapii, uświadomiłem sobie, że będę musiał spędzić sporo czasu w szpitalu. Najdłuższy pobyt trwał trzy tygodnie leżenia. Wydawało mi się, że trwa wieczność. Wówszas myślałem o moich dotychczasowych wizytach, gdy odwiedzałem innych. Dni mijały i nikt, oprócz najbliższej rodziny, nie poświęcił nawet kilku minut, aby przyjść i powiedzieć kilka słów pokrzepienia. Jedynie paru amerykańskich pastorów pamiętało o mnie i jestem im za to bardzo wdzięczny.
Niedawno czytałem Drugi list do Koryntian, cały jednym ciągiem, od poczatku do końca. Jest to dobry sposób, aby uchwycić główną myśl, jaką apostoł chciał przekazać wierzacym, do których pisał z zatroskaniem o ich duchowy rozwój. Tym razem, podczas lektury tego listu, uderzyło mnie słowo “szczodrość”. Apostoł wymienia je w kontekście ofiarności, pisząc, że “ochotnego dawcę Bóg miłuje” (2 Kor. 9:7).
Oryginalne słówko “hilaros” znaczy “chętny”, “dobrowolny” z zabarwieniem emocjonalnym “radosny”. Więc chodzi tu o postawę chętnego, płynacego z radosnego nastawienia dawania. I wcale nie chodzi jedynie o dawanie ofiary na tacę zborowa, lecz w ogólnym znaczeniu, czynienie czegokolwiek dla drugiego człowieka.
Warto jest więc zastanowić się nad tym, jakimi motywami kierujemy się, gdy czynimy coś dla drugiej osoby. Czy robimy to z obowiazku, ponieważ rozumiemy, iż Bóg tego od nas oczekuje. Czy kierujemy się wdzięcznościa za otrzymaną kiedyś przysługę. A może dopiero po napomnieniu, że taka winna być postawa człowieka wierzącego, zrywamy się do heroicznego poświęcenia swego czasu i finansowych możliwości.
Proponuję przeanalizować swą szczodrobliwość w oparciu o bardzo ważne słowa, jakimi Pan Jezus scharakteryzował owce, któte postawi w dniu Sądu Ostatecznego po swojej prawicy. Chrystus odwołał się do postawy, jaką posiadaja jego naśladowcy w przeciagu całego życia, zanim nastanie ten wielki dzień osądzenia nas z naszych postaw. Jezus rzekł: “Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego, odziedziczcie Królestwo, przygotowane dla was od założenia świata” (Mat. 25:34).
Po tych słowach Pan Jezus wylicza różne sytuacje, w jakich Jego naśladowcy postąpią zgodnie z oczekiwaniem Pana, który pragnie wprowadzić grono swych wiernych sług do wiecznego Królestwa.
Znów jestem w szpitalu. Podczas pierwszego pobytu zamieściłem krótki komunikat na FB. Kilkuset moich znajomych, od Australii, poprzez Azję, Europę, obie Ameryki aż do Alaski zareagowało, badź “lajkami”, badź kilkoma słowami pokrzepienia i zapewnienia o modlitwie. Jestem wszystkim ogromnie wdzięczny. Bóg jest dobry.
Później znalazłem się w domu. Minęły dwa tygodnie, czternaście dni i nikt, poza najbliższą rodziną nie wpadł na pomysł aby mnie odwiedzić. Mam na uwadze tych z najbliższego otoczenia terytorialnego. Choćby na chwilkę wpaść, aby powiedzieć osobiście, że życzy zdrowia i błogosławieństwa, by zrobić to z nieprzymuszonego, szczodrobliwego serca.
Powinienem teraz obawiać się, że po tych słowach będę musiał spodziewać się zmasowanych odwiedzin w moim domu. Dlatego powinienem zasugerować, by chętni sprawdzali wpierw na mapie aktualnego natężenia ruchu jaki występuje przed moim domem na osiedlu, gdzie mieszkam, aby uniknać korków.
Nie sądzę jednak, że to będzie konieczne, gdyż powinniśmy zwrócić uwagę również na drugą grupę stojącą przed Sędzią życia i śmierci. Kozły, jak nazwał Chrystus stojących po lewej stronie, będą odwoływać się do swoich odwiedzin, dobrych uczynków zrobionych w poświęceniu dla innych. Jednak Pan ich nie uzna, nie przyjmie tej ofiary, ponieważ nie wypływała ze szczodrobliwego serca. Nie znamy motywów jakimi kierowali się ci wszyscy, którzy prezentowali swoje uczynki przed obliczem jedynego sprawiedliwego sędziego. Jednak sam Pan stwierdził, że nie zostaną uznane za wystarczające, aby ich postawić po stronie życia.
Ostatni werset, jedna krótka linijka, choć zdaje się, że została dopisana jakby przez pomyłkę, gdyż nie pasuje do “sola gratia”, jednak osobiście uważam, że ma swoja wymowę. Warto o tym pamiętać, zanim cokolwiek zrobimy, jakim sercem się kierujemy.
Piszę te słowa nie ze względu na mnie, gdyż w moim przypadku, to jak “musztarda po obiedzie”. Chodzi o wszystkich innych, jakich z pewnością znajdziemy wielu w około siebie, którzy czekają na kilka słów pokrzepienia. To właśnie głównie ich miałem na uwadze podczas pisania tego tekstu.
Henryk Hukisz
Wednesday, February 15, 2017
Jezus w ambulansie

W ciągu kilku następnych
dni, kilkaset osób, od Australii, przez Europę aż do Kanady zareagowało
„lajkami” oraz słowami otuchy i modlitwy do Pana życia i śmierci. Było to dla
mnie, w tym szczególnym czasie bardzo ważne, gdyż wlewały w moje obolałe serce
nadzieję i pewność, że Bóg ma dla mnie jeszcze jakieś zadanie. Wprawdzie ciało
moje znajdowało na szpitalnym łóżku Kliniki Kardiologicznej w Poznaniu, lecz
duch mój posilany niezliczonymi modlitwami, unosił mnie wysoko w przestrzeń,
gdzie panuje Boża obecność.
Wszystko zaczęło się od
bólu w okolicy serca. Wezwaliśmy ambulans i o pięciu minutach, gdy ratownicy
stwierdzili jaki jest rzeczywisty stan, postanowili przetransportować mnie do
szpitala. Mieszkam w dzielnicy, w której znajduje się jeden z największych
cmentarzy w tym rejonie. Jadąc do centrum miasta, muszę zawsze objeżdżać ten
teren. Tym razem, gdy ambulans znalazł się na ulicy Grunwaldzkiej, na wprost
bramy cmentarnej, musiał zatrzymać się, gdyż mój stan uległ pogorszeniu. Jeden
z ratowników powiedział do mnie kilkakrotnie: „Proszę nie zamykać oczu”.
Poczułem, jak gdyby ktoś położył na moich powiekach ogromne ciężarki – nie
mogłem powstrzymać ich przed opadaniem.
Po chwili, przed moimi
oczami pojawiły się jakieś geometryczne figury, bardzo regularne, które ktoś
starał się układać, jak puzzle, w jedną całość. Później, przez ten obraz zaczął
przebijać się widok sufitu ambulansu, na którym coraz wyraźniej świeciła
„ledowa” lampa. Chwilkę później zobaczyłem trzy twarze ratowników, których oczy
miały szczególny wyraz, jak gdyby mówiły: „to nie nasza zasługa”. Jeden z nich,
bardzo łagodnym głosem, pełnym radości wyszeptał: „Wróciłeś”.To był szczególny moment, jak później to sobie uświadomiłem z położenia na mapie. Ambulans zatrzymał się przed skrzyżowaniem z ulicą Cmentarną. To tak, jak gdybym znalazł się na rozdrożu życia i śmierci – mógł skręcić w lewo, albo jechać dalej prosto do szpitala, gdzie miałem zapewnioną pomoc medyczną.
Podobnie jak w sytuacji,
o której pisze apostoł Paweł do Koryntian, że znalazł się w utrapieniu „jakie nas spotkało w Azji, iż ponad miarę
i ponad siły nasze byliśmy obciążeni tak, że nieomal zwątpiliśmy o życiu naszym;
doprawdy, byliśmy już całkowicie pewni tego, że śmierć nasza jest postanowiona,
abyśmy nie na sobie samych polegali, ale na Bogu, który wzbudza umarłych” (2 Kor. 1:8). Dlatego jestem Bogu
wdzięczny za wasze wsparcie i modlitwy, i mogę dać świadectwo, że to, przez co
Pan mnie przeprowadził, stało się „przy waszym także współdziałaniu przez modlitwę” (w.
11) za mnie.
Kościół, to jest Ciało Pana Jezusa, które wspólnie tworzymy, jest żywym
organizmem, który spojony i związany „przez
wszystkie wzajemnie się zasilające stawy, według zgodnego z przeznaczeniem
działania każdego poszczególnego członka, rośnie i buduje siebie samo w
miłości” (Efez. 4:16). Dalej,
apostoł Paweł zachęca wierzących, aby „w
każdej modlitwie
i prośbie zanoście o każdym czasie modły w Duchu i
tak czuwajcie z całą wytrwałością i błaganiem za wszystkich świętych” (Efez.
6:18).
Od zarania istnienia Kościoła, tej szczególnej społeczności świętych,
możemy doświadczać mocy modlitwy. Pan Jezus, zakładając zręby tej duchowej
budowli, pozostawił wiele wspaniałych obietnic, które są jak materiał
budowlany - łączą nas w jedno Ciało. Jedną z tych obietnic jest zapewnienie, że „wszystko, o cokolwiek byście się modlili i
prosili, tylko wierzcie, że otrzymacie, a spełni się wam” (Mar. 11:24). Dlatego też, już od pierwszego
dnia, ci którzy uwierzyli, trwali „w
modlitwach” (Dz.Ap. 2:42).
Jakiś czas później, gdy Piotr dowiedział się, że w Joppie pewna wierząca
dziewczynka o wdzięcznym imieniu Dorkas umarła, postanowił skorzystać z obietnicy,
jaką Pan Jezus dał Kościołowi. Gdy wszedł do domu, który napełniony był płaczem
i wspomnieniami o uczynkach zmarłej, ten wierny sługa Pański, wbrew temu, co
zobaczył, „padł na kolana i modlił się;
potem zwrócił się do ciała i rzekł: Tabito, wstań! Ona zaś otworzyła oczy swoje
i, ujrzawszy Piotra, usiadła” (Dz.Ap. 9:40).
Dlatego apostoł Jakub, który widział niejeden cud modlitwy, zachęca
wierzących: „Cierpi kto między wami?
Niech się modli” (Jak. 5:13). Nie
zawsze jednak wiemy jak się modlić, gdyż jedynie prośby wynikająca z ufności,
jaką mamy do Jezusa, dają nam pewność, iż, „jeżeli
prosimy o coś według jego woli, wysłuchuje nas” (1 Jan 5:14). Dlatego zawsze jest dobrze opierać się na głosie
Pocieszyciela, który „wspiera nas
w niemocy naszej; nie wiemy bowiem, o co się modlić, jak należy, ale sam Duch wstawia się za nami w
niewysłowionych westchnieniach” (Rzym. 8:26).
Pan Jezus nie tylko uczył
jak należy się modlić, lecz przede wszystkim, zostawił nam przykład. Jak wiemy,
On sam często spędzał czas na modlitwie. Ewangeliści opisują nam dość
dokładnie, że „gdy rozpuścił lud,
wstąpił na górę, aby samemu się modlić. A gdy nastał wieczór, był tam sam” (Mat. 14:23). Lecz On nie był tam sam,
gdyż był to czas szczególnej obecności z Ojcem, z którym rozmawiał o
wszystkim co czynił i mówił. To właśnie podczas jednej z takich społeczności z
Ojcem, „wygląd oblicza jego odmienił
się, a szata jego stała się biała i lśniąca” (Łuk. 9:29). A gdy nadeszła chwila, na jaką przyszedł, „oddalił się od nich, jakby na rzut
kamienia, i padłszy na kolana, modlił się, mówiąc: Ojcze, jeśli chcesz, oddal
ten kielich ode mnie; wszakże nie moja, lecz twoja wola niech się stanie” (Łuk. 22:41,42).
Jestem Bogu wdzięczny za
modlitwy świętych, za was wszystkich, którzy w tej godzinie próby, jaką
ostatnio przechodziłem, byliście ze mną. Apostoł Paweł doświadczał również
tej łaski, gdy wierzący modlili się za niego, aby Bóg otwierał przed nim drzwi
do dalszej służby. Dlatego zachęcał wierzących do trwania w tym dobrym
zwyczaju, pisząc, aby „w każdej
modlitwie i prośbie zanoście o każdym czasie modły w Duchu i tak czuwajcie z
całą wytrwałością i błaganiem za wszystkich świętych i za mnie, aby mi, kiedy
otworzę usta moje, dana była mowa do śmiałego zwiastowania ewangelii” (Efez. 6:18,19).
Apostoł Jan, pod koniec
swego życia zobaczył wspaniały obraz, gdy wszelkie kolano zgięło się i każdy
język wyznał, „że Jezus Chrystus jest
Panem, ku chwale Boga Ojca” (Filip.
2:11). Wówczas to, jeden z aniołów stojących przed Bożym ołtarzem, podniósł
złotą kadzielnicę, z której unosił się dym „z
modlitwami świętych” (Obj. 8:4).
Wierzę, że nie zabraknie wśród tych modlitw i waszych.
Jestem Bogu szczególnie
wdzięczny za waszą pamięć i modlitwy, jakie zanosiliście za mnie w tej godzinie
próby, jakiej zostałem ostatnio poddany.
Henryk HukiszMonday, November 28, 2016
Jeśli tylko ...
Ciągle fascynuje mnie jeden z listów apostoła
Pawła, w którym stara się pokazać doniosłość i
znaczenie Osoby Pana Jezusa. W liście do zborów w Kolosach i w sąsiedniej
Laodycei, Paweł przedstawia Chrystusa, który jest „obrazem Boga niewidzialnego, pierworodnym wszelkiego stworzenia. W Nim bowiem zostało stworzone wszystko w niebiosach i na ziemi: rzeczy widzialne i niewidzialne, czy to trony, czy panowania, czy zwierzchności, czy władze – wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone” (Kol. 1:15,16).
Następnie Paweł pisze o wszechwładzy Chrystusa, który jest również „Głową Ciała – Kościoła, On jest początkiem, pierworodnym spośród umarłych, aby we wszystkim mieć pierwszeństwo” (Kol. 1:18). To znaczy,
że wszystkich, którzy w Niego uwierzyli, „uzdolnił do udziału w dziedzictwie świętych w światłości” (w. 12), ponieważ „wybawił z mocy ciemności i przeniósł do Królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie, uwolnienie od grzechów” (w. 13,14). Tymi słowami Paweł maluje obraz wspaniałości naszego zbawienia, jakie zostało nam darowane z łaski.
Jak więc widzimy, z Osobą Pana Jezusa związanych jest tak wiele prawd, o
których musimy zawsze pamiętać, gdyż zgodnie z upodobaniem Boga, „w Nim zamieszkała cała pełnia”
(Kol. 1:19). Dlatego możemy lepiej
zrozumieć słowa Chrystusa, gdy wyjaśniał swoim uczniom wielką prawdę o latoroślach
i o krzewie winnym: „Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi obfity owoc, bo beze Mnie nic nie możecie uczynić” (Jan 15:5). Nasze trwanie w Chrystusie wyrażą się poprzez aktywny udział w nowym życiu.
Doniosłość i wszechwładzę Chrystusa widzimy w największym Bożym dziele,
jakim jest nasze zbawienie, odkupienie i włącznie do społeczności Kościoła,
który jest Jego Ciałem. Tylko w Nim może być zrealizowane największe
pragnienie Ojca, aby „przez Niego pojednać wszystko z sobą, czy to na ziemi, czy w niebiosach, czyniąc pokój przez krew Jego krzyża” (Kol. 1:20).
Bez zrozumienia tego, jak ogromne znaczenie ma to, kim jest Jezus
Chrystus, nigdy nie pojmiemy pojednania grzesznego człowieka ze świętym Bogiem. Paweł pisze, że wszyscy „którzy kiedyś byliście obcymi i nieprzyjaciółmi z powodu myślenia przejawiającego się w złych czynach, teraz pojednał w Jego doczesnym ciele przez śmierć, aby postawić was przed sobą jako świętych, nieskazitelnych i nienagannych” (Kol.
21,22). Wierzę, że gdy Chrystus mówił uczniom o wielkiej miłości Ojca do grzesznego świata, iż dał Swego Syna, jako Baranka na ofiarę za
nas, to zapewniał ich, że gdy odda Swoje życie za owce, to one już „nie zginą na wieki i nikt nie wyrwie ich z Mojej ręki” (Jan 10:28).
Apostoł Paweł pisze ten list do wierzących w Kolosach i w Laodycei, ponieważ dowiedział
się od „Epafrasa, naszego umiłowanego współsługi”
(Kol. 1:7), że pojawili się tam
fałszywi nauczyciele, którzy starali się wmówić im, że ich zbawienie zależy też
od „jedzenia i picia, czy też świąt, nowiu lub szabatów” (Kol.
2:16), a są to jedynie „cienie rzeczy, które mają nastąpić, rzeczywistością zaś jest Chrystus” (w. 17). Pisałem już wcześniej o tym w rozważaniu zatytułowanym „Cień Chrystusa”.
Aby uzyskać to wspaniałe zbawienie, nie musimy nic robić, gdyż Chrystus „przez tę jedną ofiarę przecież uczynił na zawsze doskonałymi tych, którzy dostępują uświęcenia” (Heb. 10:14). Teraz jednak chciałbym zwrócić uwagę na warunek, o którym pisze Paweł, wskazując na wielkość naszego zbawienia (Kol. 1:22) - „jeśli tylko wytrwacie w wierze, ugruntowani, stali i niedający się odwieść od nadziei, jaką daje Dobra Nowina, którą usłyszeliście ogłoszoną wszelkiemu stworzeniu pod niebem” (Kol. 1:23).
To zdanie rozpoczyna małe greckie słówko „ei”,
które znaczy „jeśli”. Jest to „spójnik
wprowadzający zdanie podrzędne określające warunek, od którego spełnienia
zależy to, o czym jest mowa w zdaniu nadrzędnym” (PWN).
Widzimy więc, że musimy spełnić określony warunek, aby wypełniło się to, o
czym jest mowa w poprzednim wersecie. Czyżby istniały jakieś warunki, od
których uzależnione jest nasze zbawienie? Oczywiście, że tak. Ten warunek „jeśli" spotykamy w Biblii tak często, że aż trudno jest zrozumieć, dlaczego niektórzy uważają,
że nie musimy już nic robić, aby zachować dar zbawienia. Ten warunek, o jakim pisze Paweł, nie uzależnia otrzymania daru zbawienia, lecz jego zachowanie.
Oto inny przykład wskazujący na wyraźnie okerślony przez Chrystusa warunek. Pan Jezus powiedział Nikodemowi: „jeśli się ktoś nie narodzi z wody i Ducha, nie może wejść do Królestwa Boga” (Jan 3:5). Później, wysyłając uczniów na
cały świat z ewangelią o zbawieniu, powiedział: „Kto uwierzy i zostanie ochrzczony, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, zostanie potępiony” (Mar.
16:16). Lista podobnych wersetów jest bardzo długa, lecz teraz chcę nasza
uwagę zwrócić na kilka warunków, na jakie wskazał Paweł w tym jednym wersecie
(Kol. 1:23), pisząc do wierzących w Kolosach i Laodycei.
Przyjrzyjmy się więc uważnie wersetowi – „jeśli tylko wytrwacie w wierze, ugruntowani, stali i niedający się odwieść od nadziei, jaką daje Dobra Nowina, którą usłyszeliście ogłoszoną wszelkiemu stworzeniu pod niebem”. Ewangelia jest zwiastowana „wszelkiemu stworzeniu”, lecz nie każdy będzie z tego powodu zbawiony, lecz jedynie ci, którzy uwierzą i wytrwają w naśladowaniu Chrystusa.
Zadajmy więc sobie zasadnicze pytanie: „Czym jest ewangelia?” Paweł wyjaśnia to na początku tego listu, przypominając
im, że „o niej wcześniej usłyszeliście w słowie prawdy Dobrej Nowiny, która dotarła do was” (Kol.
1:5). Tak więc, ewangelia jest PRAWDĄ, jest Bożą prawdą, o której Pan Jezus
mówił w bardzo ważnym momencie, gdy stał przed Piłatem, który skazywał Go na
ukrzyżowanie. Wówczas Chrystus wskazał na cel, w jakim przyszedł na ten świat, mówiąc: „Ja po to się narodziłem i przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha Mojego głosu” (Jan 18:37). Później apostoł Paweł napisał, że Bóg „pragnie, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tym.
2:4). Tak więc, jednym z warunków zbawienia jest PRAWDA, którą musimy poznać, w nią
uwierzyć i w niej trwać.
Jedynie Boża prawda wzbudza nadzieję bez której giniemy, jak pasażerowie
okrętu, który wiózł Pawła do Rzymu. W momencie, gdy „zaczęła znikać wszelka nadzieja naszego ocalenia”, Paweł powiedział,
że „mimo to wzywam was teraz, abyście byli dobrej myśli, bo nikt z was nie zginie, tylko statek” (Dz.Ap. 27:20,22). Podobnie dzieje się w sytuacji, gdy
przyjmujemy ewangeliczne słowo Prawdy - otrzymujemy NADZIEJĘ, przygotowaną „dla was w niebiosach”
(Kol. 1:5). Słowo Boże wzbudza
nadzieję życia wiecznego, dlatego, aby tę nadzieję posilać, Paweł radzi: „szukajcie tego, co w górze, gdzie Chrystus zasiada po prawicy Boga. Myślcie też o tym, co w górze, a nie o tym, co ziemskie” (Kol. 3:1,2).
Prawdę i nadzieję przyjmujemy WIARĄ, gdyż „bez wiary nie można podobać się Bogu, bo trzeba, aby ten, kto zbliża się do Boga uwierzył, że On jest i że nagradza tych, którzy Go szukają” (Heb. 11:6). Jak już wcześniej pisałem,
warunkiem przyjęcia zbawienia jest uwierzenie. Trwanie w nowym życiu, które
otrzymujemy w efekcie uwierzenia, jest trwaniem w żywej wierze, jak pisze Paweł w
innym liście: „A sprawiedliwy z wiary będzie żył” (Rzym. 1:17).
Również Pan Jezus mówił o naszej zależności od Niego, że „bez niego nic nie
uczynimy”. Natomiast, jak zapewnia On sam, że ten, „kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi obfity owoc, bo beze Mnie nic nie możecie uczynić” (Jan 15:5). Efektem poznania prawdy,
która wzbudza nadzieję, jest owoc, nie nasz, lecz
Ducha Świętego, który zamieszkał w nas. Paweł w Liście do Galatów pisze, że tym owocem jest „miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie”
(Gal. 5:22,23). Jestem w pełni
przekonany, że pełny obraz tego owocu można przedstawić jednym słowem – MIŁOŚĆ.
Każdy z poszczególnych elementów tego owocu możliwy jest jedynie dzięki miłości.
Tak, jak rodzaj drzewa poznaje się po jego owocu, tak samo dzieje się z nami,
jak rzekł Jezus: „Po tym wszyscy poznają, że jesteście Moimi uczniami, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” (Jan 13:35).
Podsumowując tę krótką refleksję na temat naszego zbawienia, chcę
powiedzieć, że jeśli poznamy PRAWDĘ, która wzbudzi w nas NADZIEJĘ życia
wiecznego i UWIERZYMY w Boże obietnice, które zrodzą w nas owoc MIŁOŚCI, możemy
być pewni, że narodziliśmy się na nowo i mamy otwarte wejście do Królestwa Bożego. A to jest możliwe tylko dzięki łasce, gdyż „wszystko przecież, co konieczne do życia i pobożności, Jego Boska moc dała nam w darze przez poznanie Tego, który powołał nas dzięki własnej chwale i doskonałości” (2 Ptr. 1:3).
Pragnę zakończyć to rozważanie zapewnieniem, jakie kieruje do wierzących w Pana Jezusa apostoł Piotr: „Dlatego, bracia, wykażcie jeszcze większą gorliwość, aby utwierdzić swoje powołanie i wybranie. Tak bowiem czyniąc, nigdy się nie potkniecie. W ten sposób też zostanie wam szeroko otwarte wejście do wiecznego Królestwa naszego Pana i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa” (2 Ptr. 1:10,11).
Henryk Hukisz
Subscribe to:
Posts (Atom)