Friday, August 30, 2024

Priorytet Boga

W naszej ojczystej mowie pojawia się coraz więcej obcych słówek, najczęściej są to wyrazy zaczerpnięte z języka angielskiego, które ulegają dziwnym spolszczeniom. Słyszymy o „pijarowej’ postawie, o „suvie”, który rozbił się na drzewie. Osoby używające tych zwrotów często nie znają ich oryginalnego znaczenia. Inne słówko, jakie pojawiło się ostatnio w naszym języku, to „priorytet”. Jego słownikowe znaczenie brzmi Działanie albo cel o najwyższym, pierwszoplanowym znaczeniu” (SJP). Większość Polaków mówi o priorytetach bez względu na to, co tak naprawdę ten wyraz znaczy. Mówi się o zwykłych priorytetach, o najważniejszych priorytetach, o liście priorytetowej, a nawet o mniej ważnych priorytetach. Zamiast powiedzieć, że jest jakaś ważna sprawa do załatwienia, mówi się o sprawach priorytetowych.

Zastanawiam się nad tym, czy można powiedzieć, że Bóg jest moim priorytetem?

Gdy uwierzyłem w Pana Jezusa i dzięki temu On stał się moim Panem i Zbawicielem, wiedziałem, że Chrystus, że w ogóle Bóg, jest najważniejszy w moim życiu. Od tego momentu nic nie mogło być ważniejsze od Boga.  W tamtym czasie nie mówiło się o priorytetach i o tym, na jakiej pozycji wśród życiowych spraw, należy umieścić Boga, gdyż On jest najważniejszy, Pierwszy i Ostatni, Alfa i Omega. Podobnie jak w sytuacji, gdy pewien znawca zakonu zapytał Chrystusa:Nauczycielu, które z przykazań Prawa jest najważniejsze?” (Mt 22:36). Odpowiedź Pana Jezusa, chociaż pytanie należało do rodzaju kuszących, była prosta: Będziesz miłował Pana, swego Boga, całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem” (w. 37).

Z matematycznego punktu widzenia ta odpowiedź była stwierdzeniem, że dla innych rzeczy nie ma już miejsca, gdyż całe serce, cała dusza i cały umysł będą należeć do Boga. Priorytet zawsze zakłada, że coś jest pierwsze, a inne rzeczy pozostają drugie, trzecie, lub są na dalszych pozycjach. Dlatego uważam, że słowo „priorytet” nie może mieć zastosowania w odniesieniu do Boga. Tak więc wszystkie hasła typu „Uczyń Boga głównym priorytetem swojego życia” jest niebiblijne, o ile nie herezją. Bo skoro wszystko mamy oddać Bogu, to na inne sprawy nie zostanie już miejsca w naszym sercu, w duszy i w myślach.

Bóg jest kimś tak niewyobrażalnie wielkim, że człowiek na swojej przegranej pozycji, nie śmie nawet oczu podnieść, aby spojrzeć Mu w twarz. Chyba najlepiej wyrazili to Izraelici, gdy wędrując przez pustynię do Ziemi Obiecanej, woleli, aby sam Mojżesz  załatwiał wszystkie sprawy z Bogiem. Lud zdawał sobie sprawę z tego, że nie ma innego Boga, jak jedynie ten, który okazał wielką moc, gdy rozdzielił wody Morza Czerwonego, aby ich wyprowadzić na wolność. Mając świadomość, że mają do czynienia z Bogiem tak potężnym i groźnym, zadawali retoryczne pytanie: Czy słyszał jakiś naród głos Boga przemawiającego ze środka ognia, jak ty słyszałeś i pozostałeś przy życiu? (Pwt 4:33)

Mojżesz, Hiob, Dawid i wielu innych mężów Bożych, którzy zbliżyli się do Pana jak nikt inny z żyjących, byli świadomi swojego położenia. Hiob, mając osobiste doświadczenie spowodowane przez Boga, wyznał z pełnym przekonaniem: Ja wiem, że mój Wybawca żyje, i ostatni stanie nad prochem (Hi 19:25). Dawid opiewał w psalmach wielkość Boga, wyznając szczerze, że wie przecież, z czego powstaliśmy, pamięta, że jesteśmy prochem” (Ps 103:14).

Król Dawid znał wielką miłość Boga do człowieka, który jest jedynie marnym prochem, ze względu na grzech, w jakim rodzi się do życia. Dlatego zastanawiał się: PANIE, czym jest człowiek, że troszczysz się o niego, czym jest syn człowieczy, że o nim myślisz? (Ps 144:3). To, że Bóg podnosi nędzarza z prochu, z gnoju dźwiga ubogiego (Ps 113:7), świadczy jedynie o Jego przeogromnej łasce. Żadnej w tym zasługi człowieka, ponieważ upadła ludzka natura nie jest do tego zdolna.

Idea przyznania Bogu priorytetowej pozycji pośród innych spraw jest jedynie świadectwem wyniosłości człowieka. No, bo jakże inaczej można zrozumieć, że człowiek dokonuje wyboru, na jakim miejscu umieścić Boga? Może tego dokonać jedynie wówczas, gdy określi siebie samego jako pana swojej woli. Apostoł Paweł odwołał się do stwierdzenia z księgi Izajasza: O, człowieku! Kim jesteś, że spierasz się z Bogiem? Czy naczynie może powiedzieć do tego, kto je uformował: Dlaczego mnie takim uczyniłeś?” (Rz 9:20). Wspomnijmy słowa Pana Jezusa, który najlepiej znał sytuację człowieka wobec Boga - bo beze Mnie nic nie możecie uczynić (Jn 15:5). W innym miejscu Chrystusa powiedział, że my nie mamy zdolności, aby nawet jednego włosa uczynić białym lub czarnym (Mt 5:36). A cóż dopiero, gdy chodzi o tak wielką sprawę, jak wyznaczenie miejsca, jakie Bóg powinien zajmować w naszym życiu. Wobec Boga jesteśmy jedynie prochem i zgodzić się z tym, że Bóg jest wszystkim w naszym życiu.

Bóg jest najważniejszy, to znaczy, że On już taki jest bez względu na to, jakie miejsce my dla Niego wyznaczymy. Cokolwiek mamy lub cokolwiek możemy zrobić wobec Boga, jest dowodem Jego ogromnej łaski. Prorok Izajasz starał się to wytłumaczyć narodowi, który nie pojmował tego, kim jest Pan. Bóg włożył w usta proroka słowa prawdy - Wy jesteście Moimi świadkami – wyrocznia PANA – i Moim sługą, których wybrałem, abyście poznali, wierzyli we Mnie, i zrozumieli, że to Ja jestem. Przede Mną nie istniał żaden bóg ani innego po Mnie nie będzie. To Ja, jedynie Ja jestem PANEM, poza Mną nie ma wybawcy” (Iz 43: 10,11). Człowiek może jedynie uznać fakt, że Bóg już istnieje i pragnie okazać łaskę w postaci przebaczenia grzechów, aby uczcić ofiarę Swego Syna, Jezusa Chrystusa.

Kiedy apostoł Piotr wygłosił pierwsze kazanie w Kościele Jezusa Chrystusa nie wzywał słuchaczy, aby ustawili Boga na priorytetowym miejscu swego życia, lecz nakazał pokutę, pojednanie przez Chrystusa, który umarł za ich grzechy. Bez Boga każdy człowiek pozostaje w swoich grzechach i nic mu nie pomoże religijność polegająca na chodzeniu do kościoła i śpiewaniu nabożnych piosenek. Apostoł Paweł złożył później świadectwo z własnego życiaZ Chrystusem zostałem przybity do krzyża. I już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. To zaś, co teraz przeżywam w ciele, przeżywam w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał za mnie samego siebie (Ga 2:20). A to znaczy, że w jego życiu istniało tylko to, co jest z Chrystusa i w Chrystusie. Natomiast wszystko inne, co nie należało do Chrystusa, zostało ukrzyżowane i jest martwe. Jedyny wybór, jakiego mógł dokonać, wyraził słowami: Z Jego powodu wszystko poczytuję za nic i uważam za śmieci, aby zyskać Chrystusa i zjednoczyć się z Nim – nie dzięki mojej sprawiedliwości wynikającej z Prawa, lecz dzięki sprawiedliwości osiągniętej przez wiarę w Chrystusa, sprawiedliwości z Boga na podstawie wiary; aby Go poznać – zarówno moc Jego zmartwychwstania, jak i udział w Jego cierpieniach, upodabniając się do Niego w Jego śmierci; abym w ten sposób dostąpił zmartwychwstania (Flp 3:8-11).

Jeżeli Bóg stanie się wszystkim w życiu chrześcijanina, a nie jedynie priorytetem, to można powiedzieć, że tak naprawdę liczy się jedynie Bóg, a wszystko inne, to śmieci. Dlatego Paweł wyznał szczerze z serca, które całkowicie należało do Boga: O głębokości bogactwa, mądrości i poznania Boga! Jak niezbadane są Jego sądy i niepoznawalne Jego drogi. Kto bowiem poznał sposób myślenia Pana, albo kto był Jego doradcą? Lub kto pierwszy Go obdarował, aby otrzymać zapłatę? Z Niego bowiem, przez Niego i dla Niego jest wszystko. Jemu chwała na wieki. Amen” (Rz 11:33-36).

 Henryk Hukisz

Wednesday, August 14, 2024

Sześćdziesiąt lat minęło

Gdy miałem 17 lat, pojechałem na letni obóz młodzieżowy do Olsztyna. Oficjalnie, dla zmylenia ówczesnej władzy, ponieważ kościół nie miał prawa organizowania takich obozów, nazywano je kursami „biblijno - umuzykalniającymi”. Poprzednio jeździły już moje starsze siostry i po powrocie opowiadały o swoim nawróceniu do Pana Jezusa. To rozumiałem, bo znałem trochę ich różne grzeszki. Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że ja tego potrzebuję. Przecież jestem bardzo grzecznym chłopakiem, nie próbowałem nigdy zapalić papierosa, napić się piwa, czy ukraść cokolwiek, nawet niewielkiego. Czytałem dość regularnie Biblię, chodziłem na nabożeństwa, modliłem się tak, jak rodzice mnie nauczyli. Od czego miałem się odwracać?

To był piątek 14 sierpnia 1964 roku. Wieczorem odbywało się nabożeństwo ewangelizacyjne dla uczestników obozu. Pod koniec było wezwanie do oddania życia Jezusowi. Te osoby, które odpowiedziały na wezwanie, wyszły do przodu, pomodlono się z nimi i wieczór dobiegał końca. Kiedy wszyscy zaczęli rozchodzić się, ja nadal siedziałem na krześle, jak gdyby coś jeszcze miało się wydarzyć. Gdzieś w głębi usłyszałem pytanie: „A co z tobą?”, „Czy jesteś pewien, że zostaniesz zabrany, gdy Chrystus powróci po swój Kościół?”

Znałem te prawdy. Pamiętam gdy wcześniej, wracając ze szkoły do domu i nikogo nie zastałem, bo tata był w pracy a siostry w szkole, nagle pojawiło się pytanie: „A gdzie jest mama?” Wówczas biegłem do ogrodu i dopiero gdy ją zobaczyłem z motyką nachyloną nad grządką warzyw - odetchnąłem z ulgą. Tak łatwo opanowywała mnie myśl, że Pan Jezus już zabrał Kościół i tych, którzy uwierzyli.

Teraz uświadomiłem sobie, że ostatecznie muszę coś z tym zrobić. W uszach nadal brzmiały słowa, jakie tego wieczoru tak dobitnie przeczytał jeden z kaznodziejów - „Przyjdźcie do Mnie wszyscy utrudzeni i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie. Weźcie na siebie Moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla waszych dusz. Jarzmo Moje bowiem jest miłe, a Moje brzemię lekkie” (Mt 11:28-30). Wiedziałem, że Pan Jezus kieruje te słowa osobiście do mnie.

Podszedłem do prowadzących to nabożeństwo i powiedziałem, że chcę, aby pomodlili się ze mną, gdyż chcę odpowiedzieć na to zaproszenie. Poszliśmy do pokoiku piętro wyżej, uklękliśmy i zacząłem dziękować Panu Jezusowi, za to, że i mnie zaprosił do nowego życia. Podziękowałem Mu za uwolnienie od ciężaru niepewności, co będzie ze mną, gdy znów przyjdzie. Bracia, którzy byli ze mną, nie pamiętam ilu ich było, też się modlili. Później były jeszcze jakieś życzenia, zapewnienia o zwycięskim żyiu, lecz do mnie docierało to jak przez mgłę dziwnej relacji, jaka powstała z Jezusem. Już nie taka chłodna, gdy poprzednio myślałem o Nim podczas czytania Ewangelii. To było coś innego, nowego, bardziej osobistego. Poszliśmy spać, gdyż było już dość późno.

Następnego dnia rano, gdy tylko się obudziłem, uświadomiłem sobie, że skoro tego dnia jest czas wolny i większość udaje się na zaplanowaną wycieczkę do lasu, to ja zostanę i będę mógł spokojnie czytać Biblię. Po śniadaniu usiadłem pod drzewem rosnącym na środku obozowego podwórza, i zagłębiłem się w lekturze Nowego Testamentu. Pamiętam, że były to Listy Pawła do Tymoteusza. Nagle zacząłem rozumieć o co tu chodzi. Przecież to jest skierowane do mnie - zauważyłem prawie że natychmiast, gdy tylko przeczytałem „Niech nikt cię nie lekceważy z powodu młodego wieku, lecz wzorem bądź dla wierzących w mowie, postępowaniu, miłości, wierze, czystości” (1 Tm. 4:12). Dopiero gwar rozmów wracających z wycieczki obozowiczów wyrwał mnie z zadumy nad czytanym tekstem Słowa Bożego.

Po powrocie do domu podjąłem decyzję, aby praktycznie dać wyraz decyzji, jaką podjąłem na tym obozie. Gdy dowiedziałem się, że w najbliższym czasie organizowany jest chrzest wiary w bratnim Zborze w Zielonej Górze, byłem gotowy, aby dać wyraz zmianie, jaka nastąpiła w moim życiu. Chciałem, aby spełniło się to, o czym pisał apostoł Paweł: „Zostaliśmy więc pogrzebani z Nim przez zanurzenie w śmierć, abyśmy tak, jak Chrystus został wskrzeszony z martwych dzięki chwale Ojca, i my prowadzili nowe życie” (Rz 6:4).

Teraz wiem, że największą radością w życiu jest uczestniczenie w tym, co z łaski możemy mieć od naszego Pana. Decyzji, jaką wówczas podjąłem, nigdy nie żałowałem, ponieważ wiem, iż była najważniejszą w moim życiu. Dlatego nadal życzę sobie, aby następne lata życia, ile Pan mi wyznaczył, przeżyć w Jego łasce. Ciągle pamiętam werset z Drugiego Listu Pawła do Tymoteusza – „Wiem bowiem komu zawierzyłem i jestem przekonany, że jest On w stanie ustrzec to, co mi powierzono, aż do owego dnia” (2 Tm 1:12). Teraz spokojnie oczekuję tego dnia, kiedy Pan Jezus powróci, aby zabrać Swój Kościół, aby przenieść tych, którzy Mu zaufali, do wiecznej chwały Ojca.

Henryk Hukisz

Monday, August 12, 2024

Tisza Be-Aw - Dzień smutku i refleksji

Dziś w Izraelu obchodzone jest święto Tisza Be-Aw. Jest to najsmutniejszy dzień w roku, ponieważ wspomina się dwukrotne zburzenie świątyni w Jerozolimie.

Popularna encyklopedia Wikipedia zamieszcza obszerną informację na ten temat. W pierwszym akapicie czytamy:

„Tisza be Aw (hebr. תשעה באב dziewiąty dzień miesiąca aw) – święto upamiętniające rocznicę zburzenia Pierwszej i Drugiej Świątyni Jerozolimskiej i jest uważany za najsmutniejszy dzień w żydowskim kalendarzu. Według kalendarza żydowskiego przypada ono w lipcu lub w pierwszej połowie sierpnia.

Tisza be-Aw poprzedzone jest trzema tygodniami (Trzy Tygodnie) pokuty (postu), w których (podobnie jak w czasie omer) nie organizuje się żadnych zabaw, nie wolno słuchać muzyki, należy powstrzymać się od jedzenia mięsa i picia wina. Istnieje też zakaz strzyżenia włosów i bród oraz udzielania ślubów. Od pierwszego dnia aw, a więc na dziewięć dni przed świętem, zdejmuje się parochet znad aron ha-kodesz; także zwoje Tory pozbawia się wszelkich ozdób i dekoracji. Szabat, który przypada w tym okresie, też nosi piętno smutku. Przyjęło się, że hymn Lecha Dodi, śpiewany na powitanie szabatu, śpiewa się w tonacji molowej, a w trakcie nabożeństwa odczytuje się Treny Jeremiasza. W przeddzień święta nastrój pokuty jeszcze się pogłębia.


Tegoroczne celebrowanie tego smutnego święta przebiega w szczególnych okolicznościach. Jak donoszą światowe media, lepiej i bardziej obiektywnie zorientowane na wydarzeniach na Bliskim Wschodzie, może mieć wyjątkowy przebieg.   

Poniżej zamieszczam cytat z Polskiej Agencji Prasowej:

„Iran w odwecie za zabicie lidera Hamasu Ismaila Hanijego planuje zaatakować Izrael w żydowskie święto Tisza be-Aw, które w tym roku przypada od zmierzchu 12 sierpnia do zmierzchu 13 sierpnia.

Irański atak ma być skoordynowany ze wspieranym przez to państwo libańskim Hezbollahem.

Święto Tisza be-Aw upamiętnia zburzenie pierwszej i drugiej Świątyni Jerozolimskiej i w tradycji żydowskiej związane jest z postem i pokutą.

Zaatakowanie Izraela w tym dniu ma przynieść efekt psychologiczny i emocjonalny - zaznaczył dziennik "Jerusalem Post". Gazeta przypomniała, że wrogowie Izraela w przeszłości również atakowali to państwo w ważnych dla judaizmu dniach.”

 

Możemy również przeczytać informacje dotyczące tej wyjątkowej sytuacji na portalach chrześcijańskich. Osobiście polecam fragment z portalu Behold Israel, który przedstawia wyjątkowość tegorocznej sytuacji w Izraelu.

„W poniedziałkowy wieczór rozpoczyna się obchody Tisza be-Aw, czyli dziewiątego dnia miesiąca Aw. Tisza be-Aw jest uznawany za jeden z najsmutniejszych dni w kalendarzu hebrajskim, ponieważ upamiętnia zburzenie dwóch pierwszych świątyń w historii Żydów, nie wspominając o kilku innych tragicznych wydarzeniach.

Ponieważ Żydzi obchodząc ten dzień żałoby, tradycyjnie poszczą (woda i jedzenie), kładą nacisk na stosowanie niektórych olejków i opłakują na różne sposoby. Powstrzymają się również między innymi od jakiejkolwiek intymności małżeńskiej, fizycznej, rutynowych hobby i kąpieli.

W tym dniu upamiętnione jest również powstanie Bar Kochby w 133 r., kiedy Żydzi upadli pod naporem Rzymian, a następnie zaoranie Wzgórza Świątynnego dokładnie rok później. Dodatkowo, wypędzenie angielskich Żydów w 1290 r. i wygnanie wszystkich Żydów z Hiszpanii w 1492 r. przypadło właśnie na ten dzień w historii. Co ciekawe, obie świątynie zostały zniszczone w tym samym dniu kalendarzowym w historii, dziewiątego dnia miesiąca Av, w odstępie 657 lat.

Przypadek? Raczej nie.

Pierwsza świątynia, świątynia Salomona (zbudowana przez króla Salomona, syna Dawida), została zniszczona przez Babilończyków w 587 r. p.n.e., po tym jak Żydzi zostali wygnani do Babilonu pod wodzą króla Nabuchodonozora II. Druga świątynia, świątynia Heroda, została zniszczona w 70 r. n.e. z rąk Rzymian, kiedy oblegali Jerozolimę – wydarzenie, które przepowiedział sam Jezus (Mateusza 24.1-2). Powodem zniszczenia pierwszej świątyni był niestety grzech narodu, który spowodował wygnanie z kraju na 70 lat (Księga Jeremiasza 29.10, Księga Daniela 9.2). Jak wcześniej wspomniano, druga świątynia została zniszczona, gdy Rzymianie oblegli Jerozolimę, co ostatecznie doprowadziło do diaspory narodu żydowskiego, co zostało przepowiedziane przez proroków.

Podczas gdy dawne świątynie mają ogromne znaczenie zarówno z biblijnego, jak i historycznego punktu widzenia, seria świątyń nie wyczerpała się. Jeśli kiedykolwiek wybierzesz się w podróż do Izraela, a dokładniej do Starego Miasta, możesz znaleźć drogę do Instytutu Świątynnego. W tym instytucie stanie się całkowicie jasne, że naród żydowski jest więcej niż gotowy do budowy swojej trzeciej świątyni. Mają plany, szaty kapłańskie, sprzęty świątynne (z wyjątkiem oryginalnej Arki Przymierza) itp. Co więc im powstrzymuje? Wzgórze Świątynne jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych religijnie miejsc na powierzchni ziemi, obecnie obsadzonym przez islamską Kopułę na Skale i meczet Al-Aksa, trzecie najświętsze miejsce islamu.

Nadchodzi jednak czas, kiedy człowiek, którego Biblia nazywa człowiekiem grzechu, człowiekiem bezprawia, prawdopodobnie dostarczy Izraelowi środków na budowę trzeciej świątyni, pomimo nacisków ze strony islamu. Biorąc to pod uwagę, tragiczne jest to, że według Daniela, Jezusa i Pawła, ta świątynia, trzecia świątynia, również stoi w obliczu trudnej przyszłości (Księga Daniela 9:27, Mateusza 24:15, 2 Tesaloniczan 2:4). Ta świątynia zostanie zbezczeszczona przez najbardziej niegodziwego człowieka, jaki kiedykolwiek żył, Antychrysta, i doprowadzi to do najgorszych prześladowań, jakich kiedykolwiek doświadczył naród żydowski.

Na szczęście, pomimo tragedii związanych z Trzecią Świątynią, na tym serial się nie kończy. Będzie czwarta świątynia, a nasz Mesjasz, Jezus, będzie z niej panował (Księga Ezechiela 43.1-7), przynosząc światu coś, czego nigdy nie doświadczył, ale co Bóg zawsze zamierzał – doskonały pokój, doskonałą sprawiedliwość, doskonałą sprawiedliwość; Król doskonały.”


Przede wszystkim musimy pamiętać o słowach Pana Jezusa. Gdy Jego uczniowie zapytali Go o znaki i czas końca świata, Chrystus powiedział: „Uczcie się na przykładzie drzewa figowego: Kiedy jego gałęzie stają się miękkie i wypuszczają liście, poznajecie, że lato blisko. Tak samo i wy, gdy zobaczycie to wszystko, wiedzcie, że jest blisko, już u drzwi. Zapewniam was, że nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale Moje słowa nie przeminą” (Mt 24:32-35).

Natomiast w momencie, gdy Już Go prowadzono na Golgotę, Jezus zwrócił się do lamentującego i płaczącego tłumu: „Córki Jeruzalem, nie płaczcie nade Mną, lecz płaczcie nad sobą i swoimi dziećmi” (Łk 23:28).

Henryk Hukisz

Friday, August 9, 2024

O dojrzewaniu

 Lubię usiąść sobie na tarasie w cieniu krzewu winnego i obserwować jak jego owoce powoli dojrzewają. Wiem, że aby rozkoszować się smakiem dojrzałego owocu, trzeba cierpliwie czekać, aż dojdzie do pełnej dojrzałości.

Usłyszałem kiedyś przykład ilustrujący pewną prawdę, że tak jak w niedojrzałym jabłku znajdują się wszystkie cechy, jakie posiada owoc w pełni dojrzały, lecz ich jeszcze nie widać, tak samo jest z Bożymi darami, jakie każdy z nas otrzymał. Są one w prawdzie jeszcze nie rozwinięte, lecz potencjalnie już je posiadamy i winniśmy okazywać Bogu za nie naszą wdzięczność.

W tym miejscu moje myśli pobiegły własną drogą, do moich doświadczeń z jabłkami w dzieciństwie. Zdarzało się wówczas dość często, że widząc piękne zielone jabłuszko, zapragnąłem je skonsumować zanim osiągnęło stan dojrzałości. Zamiast słodyczy, w ustach poczułem jedynie kwaśny smak. Na nic zdało się myślenie o zawartym w nim potencjale dojrzałości.

Dojrzałości nie osiąga się na drugi dzień, ona przychodzi po dość długim czasie. Dla osób niecierpliwych - zbyt długim. Dojrzewanie jest naturalnym procesem, który bardzo często zostaje przyśpieszany w nienaturalny sposób i dla smakosza jest to nie do przyjęcia. Ponieważ w dzieciństwie mieliśmy sad owocowy, mogłem nieraz doświadczać wspaniałości smaków w pełni dojrzałych jabłek, śliwek, czereśni, agrestu i innych darów Bożych, jakie w nim rosły. Niestety dzisiaj większość owoców kupowanych w sklepach osiąga stan dojrzałości w sztucznych warunkach. Mogą w prawdzie ucieszyć nasz wzrok, gdyż są piękne, okrąglutkie i kolorowe, lecz nie maja swojego naturalnego smaku, jakim mogą nas jedynie zadowolić, gdy przejdą naturalny proces dojrzewania.

Bóg oczekuje również naszej dojrzałości, co do tego nie ma wątpliwości. On pragnie, abyśmy w naturalnych warunkach duchowego rozwoju osiągali właściwy stan, gdy wszyscy dojdziemy do jedności wiary i poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary dojrzałości wynikającej z pełni Chrystusa (Ef 4:13). W języku oryginalnym, w jakim zapisane są słowa Nowego Testamentu, występuje tu wyraz τελειον [teleion], który znaczy dojrzałość, pełnię, kompletność cech, jakie osiąga się na drodze rozwoju. Wzorem naszej dojrzałości jest ta, jaką Bóg nam pokazał w Swoim Synu, Jezusie Chrystusie. Nie można jej osiągnąć na drodze własnej pobożności, wyrzeczeń, postów i modlitw, ani poprzez spełnianie rad i poleceń nauczanych na przeróżnych seminariach i konferencjach wyzwalania w sobie potencjału. Te cechy pojawiają się w efekcie naturalnego duchowego rozwoju, jaki tworzy w nas Duch Święty, którego otrzymaliśmy w nowym narodzeniu.

Nasz problem polega na tym, że brakuje nam cierpliwości i chcemy osiągać nasze cele natychmiast, z dużym przyśpieszeniem. Dzieje się tak w naszym życiu modlitewnym, gdy chcemy mieć odpowiedź od razu. Pisałem o tym w rozważaniu „Modlitewne Pendolino”, wskazując na to, że Bóg jest Panem czasu i odmierza go według zupełnie innej skali, jak napisał apostoł Piotr – jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat, jak jeden dzień (2 Ptr 3:8). My natomiast wszystko odmierzamy naszym miernikiem czasu, dlatego też chcemy osiągać efekt dojrzałości w warunkach sztucznych, podobnie jak to dzieje się w owocami dostarczanymi do supermarketów.

Możemy nieraz spotkać osoby, które zaraz po nawróceniu, już następnego dnia porywają się z przysłowiową motyką na duchowe „słońce”. Wydaje im się, że mogą już innych nauczać, doradzać, wypędzać demony i dokonywać heroicznych czynów w Bożym Królestwie. Zachowują się jak świeżo upieczony kierowca, któremu wydaje się, że posiada już niezbędne umiejętności, aby poruszać się swoim pojazdem po drogach publicznych, i usiadłszy za kierownicą, wciska gaz do przysłowiowej „dechy”. Limity na drogach są dla doświadczonych kierowców, którzy mają wyrobione już nawyki reagowania w trudnych warunkach. Ci z „zielonym liskiem”, muszą przejść jeszcze naturalny proces dojrzewania.

Nie wystarczy powołać się na werset biblijny, mówiąc że tak jest napisane, lecz w Bożym Królestwie liczy się jeszcze wola Króla, który wyznacza czas i miejsce działania. On wie, że potrzebujemy czasu, aby dojrzeć do tego, by mieć wyćwiczone zmysły do rozróżniania dobra i zła (Hbr 5:14).

Uczeń Chrystusa nie wychodzi nigdy przed swego Mistrza, lecz zgodnie z Jego słowami: Uczeń nie przewyższa nauczyciela. Dopiero gdy się nauczy wszystkiego, będzie jak jego nauczyciel (Łk 6:40), czeka posłusznie na wydanie polecenia, aby uczynić tylko to, co zostało mu nakazane. Pan Jezus wymagał od Swoich uczniów wytrwałości, która kształtuje się w przeciwnościach i w doświadczeniach. Jezus, gdy mówił o czasach, w których Jego uczniowie będą znienawidzeni przez wszystkich ze względu na Moje imię (Łk 21:17), zapewnił, że przez swoją wytrwałość ocalicie wasze dusze (w. 19). Później Jakub, w powszechnym liście do wierzących napisał: Wiecie przecież, że z wypróbowania waszej wiary rodzi się wytrwałość. Wytrwałość zaś niech się przejawia w doskonałym dziele, abyście byli doskonali, nienaganni, bez żadnych braków” (Jk 1:3,4). Tu znów odwołuję się do języka oryginału tego listu, w którym występuje słowo τελειον [teleion], oddane w naszym przekładzie jako "doskonali". Widzimy tu, że wytrwałość prowadzi do dojrzałości,

„Drugą stroną medalu” w procesie dojrzewania jest zwlekanie z podejmowaniem zadań wyznaczonych przez Pana. Chrystus powierza najpierw sprawy mniejszej wagi, zanim powoła do zadań ważniejszych. Chrystus powiedział: Znakomicie, sługo dobry i wierny, w małych rzeczach byłeś wierny, nad wieloma cię ustanowię. Wejdź do radości swego pana (Mt 25:21). Tak więc, wielkie zadania powierzane są dopiero po wiernym wypełnieniu małych. Lecz niestety, niektórzy zatrzymali się na poziomie tych małych spraw. Pisał o tym autor Listu do Hebrajczyków, że chociaż przez ten czas powinniście być już nauczycielami, to jednak sami znowu potrzebujecie, żeby ktoś was pouczał o podstawowych zasadach nauki Bożej. Potrzebujecie mleka, a nie stałego pokarmu (Hbr 5:12).

Bóg potrzebuje ludzi dojrzałych, którzy osiągnęli ten poziom życia i służby w naturalnym rozwoju, jaki zapewnia społeczność Kościoła, gdzie podawany jest stosowny pokarm dla każdego wierzącego. Niektórzy muszą przyjmować jedynie mleko Słowa Bożego, zanim osiągną dojrzałość. Jedynie dorośli przyjmują pokarm stały, gdyż przez używanie mają wyćwiczone zmysły do rozróżniania dobra i zła (Heb. 5:14). Znów musimy odwołać się do oryginału, gdyż w tym wersecie użyte jest słowo τελειον [teleion], które określa cechy człowieka, który może dokonać więcej niż „niemowlę w Chrystusie”, które potencjalnie posiada wszystkie cechy dojrzałości, lecz jeszcze w stanie nierozwiniętym.

Wierzę, że Bogu bardziej smakują dojrzałe jabłka.

Henryk Hukisz

Thursday, August 1, 2024

Ostatnia Wieczerza w wydaniu olimpijskim

 Zawarty poniżej tekst jest tłumaczeniem artykułu dr. Josepha Mattera, jaki znalazłem na stronie tego wybitnego teologa, nauczyciela oraz założyciela i pastora The Resurection Church w Nowym Jorku.

Pośród mnóstwa artykułów i odniesień do kontrowersyjnej ceremonii otwarcia olimpiady w Paryżu, uważam że jest to zdrowe spojrzenie na to wydarzenie, gdyż prowadzi nas do sedna chrześcijaństwa, jakim jest niesienie poselstwa zbawienia w tym zgubionym świecie.

 Odsłanianie symboliki: olimpijskie przedstawienie Ostatniej Wieczerzy Leonarda da Vinci

"Kontrowersyjna prezentacja otwierająca Igrzyska Olimpijskie, która zawierała przedstawienie Ostatniej Wieczerzy nie była przypadkowa.

Wierzę, że ceremonia niosła ze sobą głębsze przesłanie, które wielu może przeoczyć. Wynikająca z tego reakcja wywołała burzę w mediach społecznościowych!

Krytycy twierdzą, że była to pogańska impreza, odtwarzająca starożytną grecką uroczystość z oryginalnych igrzysk olimpijskich. Zanim odniosę się do tego twierdzenia, przedstawiam wypowiedź choreografa ceremonii:

"Pomysł polegał na tym, aby zrobić wielką pogańską imprezę związaną z bogami Olimpu" – powiedział w niedzielę choreograf ceremonii otwarcia Thomas Jolly w rozmowie z paryską siecią BFM. "W mojej pracy nigdy nie znajdziesz pragnienia wyśmiewania lub oczerniania kogokolwiek".

Podobno organizatorzy przyznali w niedzielę, że Jolly "czerpał inspirację ze słynnego obrazu Leonarda da Vinci, aby stworzyć scenerię".

Przyznanie się przez zespół produkcyjny do czerpania inspiracji ze słynnego obrazu Leonarda da Vinci przedstawiającego Ostatnią Wieczerzę powinno rozwiać przekonanie, że ceremonia była pozbawiona symboliki chrześcijańskiej. To stwierdzenie bezpośrednio zaprzecza twierdzeniom, że nie miało to żadnego związku z Jezusem i chrześcijaństwem.

Co więcej, obrazy lub malowidła przedstawiające uczty bachanaliowe w żaden sposób nie przypominają Ostatniej Wieczerzy. (Pijackie uczty bachanaliowe były spotykane na dworach imperium rzymskiego).

Ukryte przesłanie ceremonii, czy to podświadome, czy celowe, wydawało się mieć na celu coś więcej niż tylko obrażanie chrześcijan; W subtelny sposób producenci wyrazili swoje stanowisko ideologiczne.

W starożytnych czasach zorganizowanie kolacji lub uczty poświęconej bóstwu oznaczało pragnienie obcowania z bogiem lub przebłagania go, demonstrując w ten sposób poddanie się jego mocy i woli.

Podobnie Żydzi wzięli udział w wieczerzy z Jahwe na górze Synaj jako świadectwo przymierza z Nim (Wj 24:9-11). Takie symboliczne akty są bogate w znaczenia i odzwierciedlają głębsze zaangażowanie ideologiczne, wykraczające poza zwykłe świętowanie.

Jezus obiecał, że podzieli się posiłkiem z tymi, którzy podążają za Nim i przezwyciężą pokusy i systemy świata. Ta głęboka obietnica symbolizuje bliską wspólnotę i zwycięstwo wierzących, odzwierciedlając ich triumf nad światowymi wpływami.

Apokalipsa 3:20-21: "Oto stoję u drzwi i pukam. Jeśli ktoś usłyszy Mój głos i otworzy drzwi, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną. Zwycięzcy pozwolę usiąść ze Mną na Moim tronie, podobnie jak i Ja zwyciężyłem i usiadłem z Moim Ojcem na Jego tronie".

Ojcowie Kościoła, tacy jak Ireneusz z Lyonu, Cyryl z Jerozolimy, Atanazy, Jan Chryzostom, Augustyn z Hippony i Maksym Wyznawca łączyli Eucharystię z ostateczną duchową odnową wszystkich rzeczy. W swoim dziele "Kosmiczna tajemnica Chrystusa" Maksym stwierdził zasadniczo, że kiedy Jezus przyjął ludzkie ciało (Jn 1:14), uzdolnił ludzkość do udziału w odnowie całego świata. Podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus świętował komunię, co oznaczało, że tak jak chleb i wino zostają przemienione przez wiarę w Jego Ciało i Krew, tak On przemieni niebo i ziemię.

Kiedy wierzący uczestniczą w komunii (Eucharystii), nie jest to zwykły rytuał. Jest to głęboki akt wiary, symbolizujący ich wspólnotę z Jezusem, oznaczający ich przymierze, że będą Mu służyć, przezwyciężać światowe systemy i łączyć się w odnowie wszystkich rzeczy (Iz 65:17; Ap 21:1-8). To zaangażowanie odzwierciedla ich oddanie uczestnictwu w kosmicznej odnowie obiecanej przez Chrystusa.

Moim zdaniem, bluźnierczy obraz drag queens naśladujących Ostatnią Wieczerzę był odważnym oświadczeniem producentów olimpijskich we współpracy z Euroglobalistami, sygnalizującym ich zamiar przekształcenia świata na swój zniekształcony obraz. Akt ten symbolicznie deklaruje, że nowy porządek świata, który sobie wyobrażają, dąży do systematycznego demontażu wartości judeo-chrześcijańskich, które leżały u podstaw cywilizacji zachodniej przez ponad tysiąclecie. To strategiczne posunięcie podkreśla ich plan obalenia moralnych i kulturowych fundamentów, które przez wieki kształtowały Europę i narody zachodnie.

W ciągu pierwszych 600 lat istnienia Kościoła chrześcijanie przeniknęli do każdego aspektu społeczeństwa, ostatecznie rozmontowując pogańskich bogów kultury rzymskiej i greckiej. Apostolscy pionierzy, tacy jak św. Patryk i św. Bonifacy, zapuszczali się do pogańskich twierdz, takich jak Irlandia i Niemcy. Rzucili wyzwanie panującym bóstwom i zademonstrowali supremację Jezusa Chrystusa, triumfując nad natchnionymi przez demonów kapłanami i pogańskim duchowieństwem w walce o władzę.

Niestety, wydaje się, że wielu ludzi na Zachodzie nieświadomie przyczynia się do powrotu tych starożytnych pogańskich bogów, aby ponownie przewodzili swoim społeczeństwom. To odrodzenie grozi zniweczeniem głębokich duchowych i kulturowych zwycięstw odniesionych przez pierwszych chrześcijan, przywracając pogaństwo tam, gdzie kiedyś świeciło najjaśniej światło Chrystusa.

Co mogą zrobić naśladowcy Chrystusa?

Naśladowcy Chrystusa mogą wywrzeć trwały wpływ poprzez wierne budowanie silnych kościołów, nauczanie biologicznych i duchowych dzieci w celu ustanowienia trwałego dziedzictwa pokoleniowego oraz rozwijanie kontrolowanych przez rodziców systemów edukacyjnych i szkół. Ponadto, poprzez konsekwentne głoszenie ewangelii Chrystusa naszym bliźnim, możemy zapewnić, że nasza wiara nadal będzie się rozwijać.

Co więcej, powinniśmy modlić się i zabiegać o dobrobyt naszych miast i narodów (Jr 29:7), kochać naszych bliźnich jak siebie samych (Mt 22:37-40) i mieć plan na pokolenia, aby służyć naszym społecznościom. Obejmuje to wychowywanie wyjątkowych liderów społeczności, innowatorów biznesowych, polityków, nauczycieli, historyków, artystów, kompozytorów, naukowców i osób rozwiązujących problemy o chrześcijańskim światopoglądzie.

Jako naśladowcy Chrystusa mamy twórczą przewagę nad niechrześcijanami, ponieważ jesteśmy połączeni z Jezusem, mózgiem, który stworzył wszechświat (Ef 1:22-23).

Wreszcie, pielęgnując bliską relację z Bogiem poprzez Jezusa Chrystusa i regularnie celebrując Wieczerzę Pańską, wyrażamy nasze zaangażowanie w przywrócenie świata Bogu. Jest to zgodne z pouczeniem Jezusa zawartym w Modlitwie Pańskiej: "Bądź wola Twoja, przyjdź królestwo Twoje, tak i na ziemi, tak i w niebie" (Mt 6,9-10).

Wcielając w życie te zasady, aktywnie uczestniczymy w Bożym dziele przemiany.

Dr Joseph Mattera jest znanym na całym świecie autorem, konsultantem i teologiem, którego misją jest wywieranie wpływu na liderów, którzy mają wpływ na kulturę. Jest pastorem-założycielem Kościoła Zmartwychwstania Pańskiego i przewodzi kilku organizacjom, w tym Amerykańskiej Koalicji Liderów Apostolskich i Koalicji Przymierza Chrystusa.

Unveiling the Symbolism: The Olympic Depiction of Da Vinci's Last Supper - Mattera Ministries International (josephmattera.org)

_________

Osobiście uważam, że zawarte myśli w tym artykule mogą nas zachęcić do głębszego zaangażowanie się w głoszenia Królestwa Bożego. Ten świat jest nam wrogi, ponieważ jego władcy będą za wszelką cenę dążyć do powrotu do duchowej ciemności, z której zostaliśmy wyrwani. Zarówno Pan Jezus, jak i apostołowie ostrzegają nas przed zagrożeniem dni ostatecznych, jakim jest próba zwiedzenia - Pojawią się bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i będą dokonywać wielkich znaków i cudów, żeby, o ile to możliwe, zwieść nawet wybranych” (Mt 24:24).

Nawiązanie do obrazu wspólnoty przy stole, jak to uczynili twórcy tej imprezy, świadczy jedynie o tym, że przeciwnicy Królestwa Bożego nie mają żadnych skrupułów, aby wierzących w Pana Jezusa ośmieszyć. Czynili tak już w czasach Pana Jezusa, więc nie dziwmy się, że nas również próbują ośmieszać.

Jedynie nasze dążenie do świętości i trwania w światłości Jezusa Chrystusa może zapewnić nam zwycięstwo. Apostoł Jan zapewnia nas słowami: „Wy jesteście z Boga, dzieci, i ich zwyciężyliście, gdyż Ten, który jest w was, jest większy niż ten, który jest w świecie” (1 Jn 4:4).

Henryk Hukisz