Gdy miałem 17 lat, pojechałem na letni obóz młodzieżowy do Olsztyna. Oficjalnie, dla zmylenia ówczesnej władzy, ponieważ kościół nie miał prawa organizowania takich obozów, nazywano je kursami „biblijno - umuzykalniającymi”. Poprzednio jeździły już moje starsze siostry i po powrocie opowiadały o swoim nawróceniu do Pana Jezusa. To rozumiałem, bo znałem trochę ich różne grzeszki. Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że ja tego potrzebuję. Przecież jestem bardzo grzecznym chłopakiem, nie próbowałem nigdy zapalić papierosa, napić się piwa, czy ukraść cokolwiek, nawet niewielkiego. Czytałem dość regularnie Biblię, chodziłem na nabożeństwa, modliłem się tak, jak rodzice mnie nauczyli. Od czego miałem się odwracać?
To był piątek 14 sierpnia 1964 roku. Wieczorem odbywało się nabożeństwo ewangelizacyjne dla uczestników obozu. Pod koniec było wezwanie do oddania życia Jezusowi. Te osoby, które odpowiedziały na wezwanie, wyszły do przodu, pomodlono się z nimi i wieczór dobiegał końca. Kiedy wszyscy zaczęli rozchodzić się, ja nadal siedziałem na krześle, jak gdyby coś jeszcze miało się wydarzyć. Gdzieś w głębi usłyszałem pytanie: „A co z tobą?”, „Czy jesteś pewien, że zostaniesz zabrany, gdy Chrystus powróci po swój Kościół?”
Znałem te prawdy. Pamiętam gdy wcześniej, wracając ze szkoły do domu i nikogo nie zastałem, bo tata był w pracy a siostry w szkole, nagle pojawiło się pytanie: „A gdzie jest mama?” Wówczas biegłem do ogrodu i dopiero gdy ją zobaczyłem z motyką nachyloną nad grządką warzyw - odetchnąłem z ulgą. Tak łatwo opanowywała mnie myśl, że Pan Jezus już zabrał Kościół i tych, którzy uwierzyli.
Teraz uświadomiłem sobie, że ostatecznie muszę coś z tym zrobić. W uszach nadal brzmiały słowa, jakie tego wieczoru tak dobitnie przeczytał jeden z kaznodziejów - „Przyjdźcie do Mnie wszyscy utrudzeni i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie. Weźcie na siebie Moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla waszych dusz. Jarzmo Moje bowiem jest miłe, a Moje brzemię lekkie” (Mt 11:28-30). Wiedziałem, że Pan Jezus kieruje te słowa osobiście do mnie.
Podszedłem do prowadzących to nabożeństwo i powiedziałem, że chcę, aby pomodlili się ze mną, gdyż chcę odpowiedzieć na to zaproszenie. Poszliśmy do pokoiku piętro wyżej, uklękliśmy i zacząłem dziękować Panu Jezusowi, za to, że i mnie zaprosił do nowego życia. Podziękowałem Mu za uwolnienie od ciężaru niepewności, co będzie ze mną, gdy znów przyjdzie. Bracia, którzy byli ze mną, nie pamiętam ilu ich było, też się modlili. Później były jeszcze jakieś życzenia, zapewnienia o zwycięskim żyiu, lecz do mnie docierało to jak przez mgłę dziwnej relacji, jaka powstała z Jezusem. Już nie taka chłodna, gdy poprzednio myślałem o Nim podczas czytania Ewangelii. To było coś innego, nowego, bardziej osobistego. Poszliśmy spać, gdyż było już dość późno.
Następnego dnia rano, gdy tylko się obudziłem, uświadomiłem sobie, że skoro tego dnia jest czas wolny i większość udaje się na zaplanowaną wycieczkę do lasu, to ja zostanę i będę mógł spokojnie czytać Biblię. Po śniadaniu usiadłem pod drzewem rosnącym na środku obozowego podwórza, i zagłębiłem się w lekturze Nowego Testamentu. Pamiętam, że były to Listy Pawła do Tymoteusza. Nagle zacząłem rozumieć o co tu chodzi. Przecież to jest skierowane do mnie - zauważyłem prawie że natychmiast, gdy tylko przeczytałem „Niech nikt cię nie lekceważy z powodu młodego wieku, lecz wzorem bądź dla wierzących w mowie, postępowaniu, miłości, wierze, czystości” (1 Tm. 4:12). Dopiero gwar rozmów wracających z wycieczki obozowiczów wyrwał mnie z zadumy nad czytanym tekstem Słowa Bożego.
Po powrocie do domu podjąłem decyzję, aby praktycznie dać wyraz decyzji, jaką podjąłem na tym obozie. Gdy dowiedziałem się, że w najbliższym czasie organizowany jest chrzest wiary w bratnim Zborze w Zielonej Górze, byłem gotowy, aby dać wyraz zmianie, jaka nastąpiła w moim życiu. Chciałem, aby spełniło się to, o czym pisał apostoł Paweł: „Zostaliśmy więc pogrzebani z Nim przez zanurzenie w śmierć, abyśmy tak, jak Chrystus został wskrzeszony z martwych dzięki chwale Ojca, i my prowadzili nowe życie” (Rz 6:4).
Teraz wiem, że największą radością w życiu jest uczestniczenie w tym, co z łaski możemy mieć od naszego Pana. Decyzji, jaką wówczas podjąłem, nigdy nie żałowałem, ponieważ wiem, iż była najważniejszą w moim życiu. Dlatego nadal życzę sobie, aby następne lata życia, ile Pan mi wyznaczył, przeżyć w Jego łasce. Ciągle pamiętam werset z Drugiego Listu Pawła do Tymoteusza – „Wiem bowiem komu zawierzyłem i jestem przekonany, że jest On w stanie ustrzec to, co mi powierzono, aż do owego dnia” (2 Tm 1:12). Teraz spokojnie oczekuję tego dnia, kiedy Pan Jezus powróci, aby zabrać Swój Kościół, aby przenieść tych, którzy Mu zaufali, do wiecznej chwały Ojca.
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.