Czyżby znów nastał dobry czas dla proroków? Coraz częściej spotykam się z różną odmianą słowa „prorok”, jak na przykład: "proroctwo”, „prorokowanie”, „prorocze słowo”, „proroczy naród”, itd. Czy czasy proroków i prorokowania skończyły się wraz z nastaniem ery łaski Bożej? Teraz wszystko dzieje się nie na podstawie posłuszeństwa Bożemu prawu, lecz „jest darem Boga. Nie z powodu uczynków, aby się nikt nie chlubił” (Ef. 1:8b,9). A może prorokowanie, czyli przemawianie w imieniu Boga w czasie Kościoła, przybrało inną formę? Na postawione wyżej pytania możemy spotkać się z różnymi odpowiedziami i nie moją jest rzeczą udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Chcę jedynie odnieść się do charakteru samego zjawiska, jakim jest z pewnością mówienie, czy też zwiastowanie Słowa Boga.
Zadaniem proroka jest przekazywać słowa otrzymane od Boga. Innymi słowy, prorok jest ustami Boga, dlatego ważne jest, co z jego ust wychodzi. Apostoł Piotr napisał, że „jeśli ktoś przemawia, niech to będą jakby Słowa Boga, jeśli ktoś służy, niech to czyni mocą, której udziela Bóg, aby we wszystkim był uwielbiony Bóg przez Jezusa Chrystusa” (1 Ptr. 4:11). Dlatego teraz chciałbym się zastanowić nad tym, komu Bóg wkłada w usta Swoje Słowo, aby zostało przekazane ludziom z należnym szacunkiem.
W jednym z Psalmów znajdujemy wspaniałą podpowiedź, że „tajemnica PANA jest objawiana tym, którzy się Go boją, oznajmia im swoje przymierza” (Ps. 25:14 [UBG]). Skorzystałem z innego przekładu, niż korzystam zwykle, gdyż najlepiej oddaje zasadniczą myśl odnośnie do tego, komu Bóg powierza Swoje tajemnice. Najczęściej spotykamy w tym wersecie słowa o przyjaźni Boga lub o intymności, gdyż ta cecha jest niezbędna w relacji proroka z Bogiem, którego reprezentuje. Hebrajskie słówko סוד [sode] oznacza przekazywanie tajemnicy komuś, kto znajduje się w intymnej relacji. Psalmista używa tu określenia ירא [ira], czyli „bojaźń Boga”, która charakteryzuje tych mężów Bożych, którzy znajdowali się w szczególnej bliskości Pana.
Zrozumiałe jest, że swoich tajemnic nie przekazujemy pierwszej napotkanej osobie. Robimy to jedynie wobec osób, które bardzo dobrze znamy i łączy nas z nimi bliska więź. Dlatego jestem całkowicie przekonany, że Bóg chętnie przekazuje Swoje tajemnice, plany i informacje jedynie tym, którzy znajdują się w bliskiej zażyłości z Nim. To muszą być osoby, które dobrze znają Boga, o których On nie powie: „Nigdy was nie znałem, odstąpcie ode Mnie wy, którzy się dopuszczacie bezprawia” (Mat. 7:23). Pan wie, którzy należą do Niego.
Warto jest więc przyjrzeć się, co na ten temat jest napisane w Biblii. Jak wejść w tak bliską relację, aby Bóg mógł oznajmiać Swoje tajemnice? Wiadomo przecież, że prorok powinien mówić jedynie to, co Bóg mu objawi. W Starym Testamencie mamy wiele przykładów wskazujących na to, że pojawiali się prorocy, którzy mówili od siebie, a nie to, co Bóg chciał, aby powiedzieli. W Biblii znajdujemy również przykłady proroków, którzy wykazywali się pożądaną w tym przypadku bojaźnią i Bóg objawiał im Swoje tajemnice.
Król Salomon w swoich przypowieściach sporo pisał o mądrości. Zgodzimy się z tym, że jest potrzebna mądrość, aby wejść w tę szczególną relację z Panem. Ten mądry król radził: „Mój synu, jeśli przyjmiesz moje słowa i będziesz przestrzegał moich nakazów, zwracając ucho ku mądrości, a serce skłaniając ku zrozumieniu; jeśli przywołasz rozsądek, zabierzesz głos, by zrozumieć; jeśli będziesz jej szukał jak srebra, poszukiwał jak ukrytych skarbów, wtedy zrozumiesz bojaźń PANA i dojdziesz do wiedzy o Bogu” (Prz.Sal. 2:1-5). Nie można osiągnąć bojaźni Bożej bez zrozumienia, na czym ona polega, gdyż prowadzi wprost do poznania Boga. Znajomość Boga jest sprawą kluczową, gdyż jedynie On „daje mądrość, z Jego ust pochodzą wiedza i zrozumienie” (w. 6).
Dla zilustrowania chcę podać kilka przykładów. Pierwszy, jaki mi się nasuwa, to Henoch, prapraprapraprawnuk Adama. Wyobrażam sobie taką scenę, Henoch rozmawia na temat Boga ze swoim praprapraprapradziadkiem Adamem, który mógł mieć już sporo ponad sześćset lat. Adam zamiast opisywania wszechświata, jaki Bóg stworzył i miliony zwierząt, jakie musiał nazwać, opowiadał o tym, co najwyżej cenił, wspominając swój pobyt w ogrodzie Eden. Z pewnością były to chwile, gdy wraz z Ewą słyszeli „głos PANA Boga przechadzającego się po ogrodzie w dziennym powiewie” (Rodz. 3:8). To były momenty, jakich nie mógł już doświadczać, dlatego wspominał je i opowiadał o nich z nostalgią. Na Henochu musiało to wywołać tak wielkie wrażenie, że postanowił zaprzyjaźnić się z Bogiem aż tak bardzo blisko, że „potem go nie było, gdyż Bóg go zabrał” (Rodz. 5:24). To musiała być bardzo dobra znajomość z Bogiem.
Nie chodzi o to, aby Boga znać jedynie z opowiadania. Hiob znał dobrze Boga, gdyż był „uczciwy i prawy, bał się Boga i stronił od zła” (Hi. 1:1). Nawet w chwili największego doświadczenia, gdy tragicznie stracił rodzinę, wszystko co posiadał oraz swoje zdrowie, to wyznał szczerze: „PAN dał i PAN wziął. Niech imię PANA będzie błogosławione” (Hi. 1:21). Istnieje jednak wyższy poziom poznania Boga, bardziej intymnej relacji z Nim. Hiob doświadczył takiego zbliżenia do Pana, że mógł powiedzieć: „Dotąd moje ucho tylko słyszało o Tobie, a teraz moje oko ujrzało Ciebie” (Hi. 42:5).
Abraham był jednym z najpokorniejszych mężów, z którymi Bóg rozmawiał i objawiał mu Swoje tajemnice. Gdy przyjrzymy się jego życiu, to zrozumiemy na czym polegała ta szczególnie intymna relacja, że Bóg ukazywał mu się osobiście, aby objawić Swoje plany wobec niego, jego potomstwa i narodu, który powołał do szczególnego zadania. Nikt inny nie usłyszał tak wielkich słów, jak Abraham, gdy osiągnął wiek dziewięćdziesięciu lat: „Ja jestem Bóg Wszechmogący. Żyj świadomy Mojej obecności i bądź doskonały. Chcę bowiem zawrzeć z tobą Moje przymierze i dać ci liczne potomstwo” (Rodz. 17:1,2). Dlaczego aż tak bardzo Bóg ufał temu człowiekowi, że z nim zawarł przymierze dotyczące setek pokoleń i sporej części historii ówczesnego świata? Nawet 1500 lat później, Nehemiasz, gdy po niewoli babilońskiej wrócił do Jerozolimy, dziękował Bogu za Abrahama - „Uznałeś, że jego serce jest Ci wierne, i zawarłeś z nim przymierze, aby dać jemu i jego potomstwu ziemię Kananejczyka” (Neh. 9:8).
Warto więc przyjrzeć się szczególnemu momentowi z życia tego męża Bożego. Był to czas, gdy „Bóg wystawił Abrahama na próbę” (Rodz. 22:1). Gdy Abraham usłyszał tę przerażającą wiadomość: „Weź swojego jedynego, ukochanego syna Izaaka i idź do kraju Moria. Tam złóż go na ofiarę całopalną na jednej z gór, którą ci wskażę” (w. 2), nie zawahał się, nie odłożył tego polecenia na później, aż lepiej zrozumie, lecz „wstał więc wcześnie rano, osiodłał osła, wziął ze sobą dwóch służących oraz Izaaka, swojego syna, narąbał drewna na ofiarę całopalną i udał się na miejsce, które Bóg mu wskazał” (w. 3). Tak może postąpić jedynie ktoś, kto bardzo dobrze zna Boga i chociaż nie rozumiał dlaczego, posłusznie podjął się wykonania tego polecenia. Gdy pożegnał towarzyszących sług na dole góry, na którą się wspinał z Izaakiem, wypowiedział prorocze słowa: „ja i chłopiec pójdziemy tam, oddamy pokłon i powrócimy do was” (w. 5). Dlaczego użył liczby mnogiej - „wrócimy”, chociaż wiedział, w jakim celu udaje się na górę Moria?
Kilkadziesiąt lat wcześniej, gdy pasterze jego owiec i owiec bratanka Lota spierali się o dostęp do paszy i wody, Abraham pokazał prawdziwą postawę bojaźni Boga. Ta bojaźń wyrażała całkowite zaufanie Panu, za którego głosem poszedł w nieznane. Teraz dał wybór młodszemu krewnemu, który „rozejrzał się i zobaczył, że cała kraina nad Jordanem była tak samo dobrze nawodniona, jak ogród PANA” (Rodz. 13:10), natomiast sam czekał na wybór Boga, który miał wobec niego plan na wiele pokoleń. Boży plan był ujęty w słowach: „Albowiem tę całą ziemię, którą widzisz, dam tobie i twemu potomstwu na wieki” (w. 15). Natomiast Lot cieszył się swoim wyborem tylko jakiś czas, „zanim PAN zniszczył Sodomę i Gomorę” (w. 10).
Dwudziestowieczny duński filozof Soren Kierkegaard poświęcił sporo uwagi historii Abrahama, a szczególnie wydarzeniu na górze Moria. W jego dziele pod tytułem „Bojaźń i drżenie. Choroba na śmierć” tak opisuje ten kulminacyjny moment: „Jechali razem prosto Abraham i Izaak, aż przybyli do góry Moria. I Abraham przygotował wszystko do ofiary, spokojnie i łagodnie, ale kiedy odwrócił się i porwał miecz, Izaak widział, że palce lewicy Abrahama skurczyły się z rozpaczy, i przeszedł dreszcz przez jego ciało - ale Abraham porwał miecz”.
Ten rodzaj dreszczu przechodzi przez ciało człowieka w momencie gdy uświadamia sobie istotę świętego Boga, który zbliża się do Swego stworzenia. Pomimo grzeszności, w jakiej każda istota ludzka się znalazła, Bóg przychodzi w całej Swojej świętości i majestacie, nic nie ujmując ze Swojej chwały. Dlatego rzeczą naturalną jest, że człowieka ogarnia drżenie, będące autentycznym potwierdzeniem bojaźni. Kto tego drżenia nie doświadcza, lepiej niech sprawdzi swoje zrozumienie Boga.
Bóg nie może się zmienić. On nie jest inny, niż znamy Go ze stron Starego Testamentu. Jeśli wówczas prorocy drżeli, gdy słyszeli co „Bóg mówi”, to takie samo doznanie winno towarzyszyć nam gdy twierdzimy, że Bóg mówi do nas.
Gdy głos Boga poruszał górami to ludzie, którzy nie odbierali tego z drżeniem, ponosili srogie konsekwencje. Nawet Mojżesz, który przecież rozmawiał z Bogiem twarzą w twarz, na dźwięk trąby i słów Boga zawołał: „Jestem przerażony i drżący” (Heb. 12:21). Dlatego autor Listu do Hebrajczyków wyciąga wniosek: „ponieważ otrzymujemy Królestwo niezmienne, trwajmy w łasce, dzięki której będziemy służyć tak, jak się Bogu podoba, z pobożnością i bojaźnią” (w. 28) i kontynuuje swoje zrozumienie Boga - "Nasz Bóg jest bowiem ogniem pożerającym” (w. 29).
Jeśli ktoś twierdzi dziś, że Bóg mu coś powiedział i nie drży w bojaźni przed świętym Bogiem, lepiej takiego poselstwa nie przyjmować, bo nie wiadomo z jakiego źródła ono pochodzi.
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.