Friday, July 25, 2014

Prawdziwy uczeń



 Niedawno usłyszałem historyjkę o dziadku, który szukał dobrej szkoły dla swojego wnuka. Starzec postanowił znaleźć odpowiednią szkołę, w której jego potomek mógłby nauczyć się dobrych rzeczy. Wziął więc malca za rękę i wybrał się do najlepszej szkoły w okolicy. Gdy weszli na dziedziniec szkoły, była akurat przerwa, musieli przedzierać się przez gąszcz biegających dzieciaków. Dziadek usłyszał sporo uwag pod swoim adresem z ust uczniów – co ten garbaty starzec to robi, znikaj stąd łysa pało, i podobne. Zabrał więc wnuka i rozczarowany wrócił do domu. Nie zrezygnował jednak z dalszych poszukiwań. Zostawił wnuka pod opieką babci i udał się sam na miasto z postanowieniem znalezienia właściwej szkoły.
Za każdym razem starał się wejść na teren szkoły w czasie przerwy, aby móc obserwować zachowanie uczniów, Bardzo często słyszał nieprzyjemne uwagi pod swoim adresem, lub spotykał się z zupełną obojętnością - nikt go nie zauważał. Pod koniec dnia, zrezygnowany myślał o powrocie do domu, gdy nagle zauważył niewielki budynek, na którym widniała tablica informująca, że znajduje się w nim szkoła. Poczekał chwilkę, i gdy niewielka grupka dzieciaków wybiegła na przerwę, wszedł na boisko i powodowany zmęczeniem, usiadł na niskim murku, opierając głowę na swoich rękach. Po chwili usłyszał dziecięcy głos: „Proszę pana, czy pan źle się czuje?”. Podniósł głowę i zobaczył koło siebie kilkoro uczniów przyglądających się mu z zainteresowaniem. „Może chce pan napić się wody? Zaraz zawołamy naszego nauczyciela" – zapytali uczniowie i pobiegli w kierunku szkolnego budynku. Chwilę później przyszedł nauczyciel, podał mu szklankę wody i zapytał, czy potrzebuje pomocy.
Starzec wstał, podziękował za wodę, i opuścił teren tej szkoły. Gdy powrócił do domu, powiedział z zadowoleniem, że znalazł właściwą szkołę, w której jego wnuk będzie mógł się uczyć, bo jest tam dobry nauczyciel. Po chwili dodał z pełnym przekonaniem, że dobrych nauczycieli poznaje się po uczniach.
Ta historyjka, nie ważne, czy prawdziwa, czy zmyślona, oddaje wielką prawdę o tym, jakimi uczniami jesteśmy my, jako chrześcijanie. Mamy przecież najlepszego z najlepszych Nauczycieli, co do tego nikt nie ma wątpliwości. Nie chcę pisać o Tym, który nas naucza, lecz o tym, czy ludzie, którzy nas obserwują, którzy z nami się spotykają, czy mogą powiedzieć z pełnym przekonaniem, że jesteśmy uczniami Pana Jezusa.
Chrystus powoływał uczniów stawiając im konkretne wymagania. Jezus powiedział wyraźnie, kto jest godny być Jego uczniem. Już na samym początku Ewangelii Mateusza znajdujemy ogólne stwierdzenie, że „nie jest uczeń nad mistrza ani sługa nad swego pana; wystarczy uczniowi, aby był jak jego mistrz, a sługa jak jego pan” (Mat. 10:24,25).
Pierwszy warunek, jaki postawił Chrystuss swoim uczniom wskazuje na szczególny charakter tego powołania. W momencie osobistej próby, gdy uczniowie musieli odpowiedzieć na pytanie, za kogo uważają Chrystusa, Pan powiedział: „Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój, i niech idzie za mną” (Mat. 16:24). O konieczności wzięcia krzyża Pan Jezus powiedział bardzo wyraźnie, że „kto nie bierze krzyża swego, a idzie za mną, nie jest mnie godzien” (Mat. 10:38). Tak więc samo naśladowanie, przebywanie w obecności Nauczyciela, nie czyni jeszcze uczniem, gdyż warunkiem jest niesienie swojego krzyża, czyli gotowość pójścia na śmierć dla swojego Nauczyciela.
Być może dla niektórych ludzi bycie uczniem Pana Jezusa kojarzy się z życiem wolnym od trosk, bo przecież Chrystus potrafi zadbać i chronić swoich, jak nikt inny. Uczniowie przy Nim czuli się bezpiecznie, byli nasyceni chlebem, mogli patrzeć spokojnie w przyszłość. Lecz nie zdawali sobie sprawy, że naśladowanie Nauczyciela polega zupełnie na czymś innym. Pewien człowiek, być może przez jakiś czas obserwował uczniów Pana Jezusa, i dlatego zapragnął przyłączyć się do tego grona. Przy nadarzającej się sposobności podszedł do Pana i powiedział: „Pójdę za tobą, dokądkolwiek pójdziesz” (Łuk. 9:57). Lecz nie wiedział, że Pan Jezus nie zwiastował „ewangelii sukcesu”, że z Nim, jako dziecko Króla królów, będzie miał wszystko, czego zapragnie. Pan Jezus, znawca ludzkich serce i myśli, wylał kubeł zimnej wody na tę rozgrzaną głowę, mówiąc: „Lisy mają jamy, a ptaki niebieskie gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił” (w. 58). Ów kandydat na ucznia chyba dalej nie poszedł, nie po drodze mu było.
Natomiast inny chętny stania się uczniem, też był gotowy pójść za Nauczycielem, lecz miał małe „ale”. Zaznaczył to już na wstępie rozmowy, jak gdyby spodziewając się, że Pan tego nie zauważy, powiedział: „Pójdę za tobą, Panie, pierwej jednak pozwól mi ...” (w. 61). Nie ważne, co miał na uwadze, gdyż każdy ma swoje własne „ale”, a ceną uczniostwa jest uznanie Chrystusa jako swego absolutnego Pana – On jest pierwszym i ostatnim w każdej sprawie, w każdej chwili, zawsze, aż do samego końca.
Pan Jezus, mówiąc o cenie naśladowania Go, zachęcał do obliczenia wpierw kosztu tej decyzji, zanim wstąpi się na drogę uczniostwa. Chrystus odwołał się do przykładu króla, który wyrusza na wojnę, wskazując na jego rozsądek przed wysłaniem swoich wojsk. Czyż, mówi Pan Jezus, „najpierw i nie naradzi się, czy będzie w stanie w dziesięć tysięcy zmierzyć się z tym, który z dwudziestoma tysiącami wyrusza przeciwko niemu?” (Łuk. 14:31). Dlatego, zwracając się do swoich uczniów, powiedział: „Tak więc każdy z was, który się nie wyrzeknie wszystkiego, co ma, nie może być uczniem moim” (w. 33).
Co to ma wspólnego z historyjką, jaką opowiedziałem na początku? A no, wiele, bo jedynie ci, którzy na poważnie traktują swoje uczniostwo, ci którzy są gotowi, nawet za cenę całkowitego wyrzeczenia się siebie samego, a to znaczy, że są gotowi zrezygnować ze swoich własnych racji, aby postawić Pana na pierwszym miejscu i być gotowym pełnić Jego wolę.
Nie da się tego zrobić bez Bożej miłości, jaką On okazał wpierw nam, abyśmy mogli tę miłość pokazać światu. Wówczas, jak powiedział Dobry Nauczyciel: „wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli miłość wzajemną mieć będziecie” (Jan 13:35).
Henryk Hukisz

No comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.