Sunday, April 29, 2012

Widok z góry Karmel

 Autokar z trudem wspinał się serpentyną na szczyt góry Karmel. Oczekiwałem w napięciu na moment, gdy moje stopy staną na tym szczególnym miejscu, na którym parę tysięcy lat temu odbywał sie sąd Boży, gdy Eliasz rzucił wyzwanie prorokom Baala. Ta historia należy do jednej z najbardziej znanych w Biblii, a prorok Eliasz zyskał przydomek człowieka, „tymże biedom poddany jako i my” (Jak. 5:17 [BG]. Jest to niewątpliwie olbrzymią zachętą dla nas do modlitwy, na wzór tego wielkiego proroka.
Sama góra Karmel nie posiada jakiegoś szczególnego kształtu, od wieków spokojnie góruje nad miastem portowym Haifa. Widok w kierunku północnym jest dużo ciekawszy, gdyż można podziwiać to wielkie miasto, które zapisało sie bardziej w nowożytnej historii Izraela, niż w dawnych czasach. W 1948 roku, od maja począwszy, do portu w tym mieście wpływały pierwsze statki z powracającymi Izraelitami do swojej ziemi, do utworzonego państwa po prawie dwóch tysiącach lat rozproszenia po całym świecie.
Kiedy spojrzałem w kierunku zachodnim, jak oko sięgało, rozpościerało się Morze Śródziemne. Lubiłem takie widoki w czasie wędrówki po ziemi Naszego Pana i Zbawiciela, gdyż w porównaniu z większością innych miejsc zabudowanych średniowiecznymi kościołami i klasztorami, to zachowało się w oryginalnym stanie. Morze pozostało nadal morzem, a jedynie chmury na niebie były współczesne.
Myślami pobiegłem do tamtych czasów. W wyobraźni zobaczyłem tego sędziwego już wiekiem męża Bożego, jak stojąc przed ołtarzem obficie zmoczonym wodą, wołał: „Panie, Boże Abrahama, Izaaka i Izraela! Niech się dziś okaże, że Ty jesteś Bogiem w Izraelu, a ja twoim sługą i że według twego słowa uczyniłem to wszystko. Odezwij się, Panie, odpowiedz mi, a niech ten lud pozna, że Ty, Panie, jesteś Bogiem prawdziwym i że Ty odmienisz ich serca” (1 Król. 18:36,37).  Był wprawdzie zmęczony walką o przywrócenie czci dla Jedynego Boga, lecz na twarzy jasniała radość zwycięstwa, gdy widział cały lud leżący twarzą w prochu ziemi, wołający z przerażeniem w głosie: „Pan jest Bogiem, Pan jest Bogiem!” (w. 39).
Kiedy stałem na tej górze, niebo było czyste, nie było na nim ani jednej chmurki, dlatego łatwiej mi było wyobrazić sobie moment, na który teraz chcę zwrócic naszą uwagę.
W pierwszej połowie ósmego wieku przed Chrystusem władzę w Izraelu objął Achab, o którym czytamy, że „postępował w oczach Pana gorzej, niż wszyscy jego poprzednicy” (1 Król. 16:30). Na domiar złego, ożenił się z córką pogańskiego króla Sydonu, Izebel i wprowadził bałwochwalczy kult Baala oraz, wbrew Bożemu zakazowi, odbudował Jerycho. Izrael pogrążył się w ogólnonarodowym bałwochwalstwie. W takiej sytuacji, Bóg posłał swego proroka, aby ogłosił nastanie suszy, jako Bożej kary za odstępstwo. Cała wina za to nieszczęście spadła na Eliasza, za którym wysłano listy gończe, a proroków Bożych, Izebel kazała wyciąć w pień.
Kiedy minęło trzy i pół roku, Eliasz otrzymał znów polecenie, aby udać się do Achaba z wiadomością, że Bóg pośle deszcz na spragnioną ziemię. To tak, jak gdyby, został posłany do klatki z wściekłym lwem. Prorok z oburzeniem zwrócił sie do Boga: „Cóż zawiniłem, że chcesz swego sługę wydać w rękę Achaba, aby mnie kazał zgładzić” (1 Król. 18:9).  Gdy doszło do spotkania, król Achab spytał Eliasza: „Czy to ty jesteś, sprawco nieszczęść w Izraelu?” (w. 17).  Wierzę, ze jedynie DuchŚwięty mógł natchnąć proroka Bożego taką odwagą, aby mógł odpowiedzieć królowi: „Nie ja sprowadziłem nieszczęście na Izraela, lecz ty i ród twojego ojca przez to, że zaniedbaliście przykazania Pana, a ty poszedłeś za Baalami” (w. 18).
Na polecenie Eliasza, zbudowano ołtarz, przed którym stanęło czterystu pięćdziesięciu proroków Baala i czterystu proroków Aszery, a górę otoczył cały Izrael, aby zdecydować się, kto jest prawdziwym Bogiem. Wyzwanie brzmiało bardzo jednoznacznie: „Jak długo będziecie kuleć na dwie strony? Jeżeli Pan jest Bogiem, idźcie za nim, a jeżeli Baal, idźcie za nim! Lecz lud nie odrzekł mu ani słowa” (w. 21)Wobec Boga istnieje tyko jedna decyzja – albo z Nim, albo przeciwko Niemu. Ponad osiem wieków później do takiej samej decyzji wzywał Pan Jezus słowami kazania na górze - "Nikt nie może dwom panom służyć, gdyż albo jednego nienawidzić będzie, a drugiego miłować, albo jednego trzymać się będzie, a drugim pogardzi" (Mat. 6:24). Dziś, gdy już minęło parę tysięcy lat od czasów Eliasza, to wezwanie jest nadal aktualne - musimy odpowiedzieć na nie szczerze, nie poprzez zachowywanie rytuałów religijnych, lecz praktycznie, każdego dnia w różnych sytuacjach, uznając jedynie Boga jako swojego Pana.
Wierzę, ze wszyscy dobrze znamy zakończenie tej historii. Na wyznanie Eliasza, że jedynie Bóg jest Bogiem w Izraelu, spadł ogień z nieba i pochłonął nie tylko ofiarę, lecz i drzewo i kamienie i wodę wysuszył. Teraz pozostało tylko oczekiwać na szum deszczu, który Eliasz już słyszał uszami wiary. Achabowi nakazał posilić się przed ulewą, a sam „wstąpił na szczyt Karmelu, przykucnął na ziemi, mając twarz między swoimi kolanami” (w. 42).
Na szczycie Karmelu miało miejsce niesamowite wydarzenie. Eliasz już słyszał nadchodzący deszcz, a jego sługa musiał siedmiokrotnie spoglądać w kierunku zachodnim, aby w końcu ujrzeć znak – „Oto maleńka chmurka jak dłoń ludzka wznosi się z morza” (w. 44).
Pan Jezus powiedział: „gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, to powiedzielibyście tej górze: Przenieś się stąd tam, a przeniesie się, i nic niemożliwego dla was nie będzie” (Mat. 17:20)
Dlaczego więc, mając za przykład Eliasza, jako męża modlitwy i wiary, wyczekujemy wielkich znaków, aby uwierzyć, że Bóg ma moc? Myślimy, że musi nastąpić jakiś niezwykły cud, uzdrowienie, z martwych wzbudzenie, aby ludzie uwierzyli w Boga. A bywa tak, że oczekując na wielkie znaki, depczemy po drodze lilie, które są nam dane jako znak niezachwianej Bożej Opatrzności. Nie zauważamy wróbelka na gałązce, o którego Bóg się troszczy, a spoglądamy w niebo, aby zobaczyć coś większego. Niestety, często jest tak, że potrzebujemy wiary wielkiej jak góra, aby poruszyć ziarenko gorczycy.
Jezus powiedział: „Jesteście więcej warci niż wiele wróbli” (Mat. 10:31).
Henryk Hukisz

No comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.