Z reguły wszyscy zgadzamy się ze
słowami Pana Jezusa, który powiedział ustami Apostoła Pawła: „Bardziej błogosławioną rzeczą jest dawać
aniżeli brać” (DzAp. 20:35). Lecz bądźmy szczerzy, mówiąc ogólnie, każdy
lubi brać gdyż taką mamy już naturę. Wolimy dostawać, niż dawać. Dlatego już od
dzieciństwa lubimy święta Bożego Narodzenia, ponieważ dostajemy prezenty. Nie
chcę przez to pomniejszyć radości, jaka może sprawiać możliwość dawania. Ale to
jest już inny temat. Dziś chcę zwrócić naszą uwagę na szczególny moment w naszym życiu, gdy Pan oczekuje od nas zgody na oddanie czegoś, co On zabiera.
Przypominam sobie pewne zdarzenie z pierwszych
lat studiów na "Chacie", gdy jeden z kolegów przyjechał na teren uczelni nowiutkim Oplem. A był to rok 1966. Zapytany przez nas, skąd zdobył taką „brykę”, odpowiedział jak
przystało na studenta teologii: „Pan dał”. Postanowiliśmy więc zrobić mu
„kawał”. Gdy kolega udał się na wykład, przepchnęliśmy auto za krzaki, a
na miejscu gdzie było zaparkowane, zostawiliśmy kartkę z wersetem „Pan dał, Pan wziął, niech będzie imię
Pańskie błogosławione” (Hiob 1:21). Był to wówczas zwykły studencki wybryk i mam
nadzieję, że zostaliśmy z niego rozgrzeszeni. Lecz warto było to zrobić, aby zobaczyć reakcję i minę naszego kolegi.
Prawda jednak jest taka – nie lubimy,
gdy nam ktoś zabiera coś, co uważamy za nasze. W poprzednim systemie
politycznym w Polsce, gdy wmawiano nam, że wszystko jest naszą wspólną
własnością, krążyło takie porzekadło: „Co
twoje, to jest i moje, a co moje, tego nie ruszaj”.
Wracając do historii Hioba, jesteśmy
pełni uznania dla jego wypowiedzi, którą zacytowałem powyżej. Łatwiej jest nam
pogodzić się z tym, gdy Pan zabiera, jeśli to dotyczy kogoś innego, a nie nas.
Jedno jest pewne, że gdy Pan zabiera, czyni to dla naszego dobra. On niczego
nie bierze dla Siebie, bo przecież On niczego nie potrzebuje. Apostoł Paweł
powiedział w Atenach, że Bogu, który wszystko stworzył, nie można służyć, jakby
„czego potrzebował, gdyż sam daje
wszystkim życie i tchnienie, i wszystko”
(DzAp. 17:25).
Skoro Pan niczego od nas nie
potrzebuje, to dlaczego nam zabiera, i to najczęściej coś lub kogoś bardzo nam
potrzebnego? Bóg może pozbawić nas czegoś, co odczujemy, co spowoduje, że
będziemy szukać zmiany we własnym postępowaniu, a szczególnie w naszej relacji
z Nim. Może to być bliska nam osoba, nasze zdrowie, umiłowany przedmiot,
kariera zawodowa – lista może być nawet długa. Myślę, że dobrą ilustracją może
być sytuacja, jaką stwarzamy w stosunku do naszych dzieci, gdy chcemy wywierać
wpływ na ich wychowanie. Pomimo tego, że dziecko będzie odczuwać to zupełnie
inaczej, rodzic z całą konsekwencją zabierze coś, co będzie uważać za niepotrzebne lub może mu zaszkodzić.
Musimy pamiętać o tym, że Bóg ma całkowicie inną skalę wartościowania, niż my. Nieraz nam się wydaje, że bez czegoś
lub bez kogoś nasze życie straciłoby swój sens. A jednak, Bóg konsekwentnie
przeprowadza Swoją operację „amputacji”, gdy w Jego opinii - będzie to
najlepsze posunięcie wobec nas.
Z pewnością dobrze znamy historię Józefa, tego
umiłowanego syna Jakuba. Patrząc z pozycji ojca, zabranie Józefa od niego, było
zabiegiem bardzo bolesnym. Myślę, że Jakub wołał do Boga w niejedną bezsenną
noc, powtarzając wciąż to samo pytanie: „Boże dlaczego mi go zabrałeś?” Dopiero po
wielu latach rodzina Jakuba mogła ujrzeć to tragiczne wówczas wydarzenie, w
zupełnie innym świetle. Bracia Józefa mogli powtórzyć swojemu ojcu słowa syna,
którego nadal opłakiwał - „zabierzcie
ojca waszego i rodziny wasze i przyjedźcie do mnie, a dam wam najlepszą część
ziemi egipskiej, abyście mogli spożywać najwyborniejsze płody ziemi” (1 Moj. 45:18). I kiedy na całym świecie
zapanował głód, Jakub ze swoją rodziną mógł odbierać Boże błogosławieństwo,
które zostało wcześniej przygotowane.
Bóg jest najwspanialszym Ojcem, jakiego
możemy sobie wyobrazić. Jego miłość do nas jest bezapelacyjna, a jej dowodem
jest to, że nas smaga – „bo kogo Pan
miłuje, tego karze, i chłoszcze każdego syna, którego przyjmuje” (Hebr. 12:6). Gdybyśmy nie odczuwali
Jego karcącej dłoni, moglibyśmy zwątpić w Jego miłość. Brzmi to dość dziwnie i
nie pasuje do naszego codziennego języka, jakim posługujemy się w relacjach z
innymi ludźmi. Karceniem może być odebranie nam czegoś, co mogłoby przeszkadzać
w przebywaniu w Bożej obecności.
Nieraz musi upłynąć sporo czasu, zanim
dotrze do nas ta prawda, że Bóg zabrał nam coś z miłości do nas. Największą
przeszkodą w zrozumieniu Bożego zamiaru, jest ocena sytuacji z naszej pozycji.
Szczególnie, gdy zostajemy pozbawieni bliskiej nam osoby, z którą spędziliśmy
większość naszego życia. Chociaż rozumiemy, że nasza ziemska egzystencja kiedyś
się skończy, to jednak w chwili gdy zostajemy sami, jest nam smutno. Mamy prawo
do tego, aby się smucić, gdy odczuwamy brak, gdy tracimy kochaną osobą.
Szukając pocieszenia, możemy doświadczyć Boga w sposób, jakiego nigdy byśmy nie
doznali w innych okolicznościach.
Istotną rolę odgrywa tu świadectwo tych,
którzy już znaleźli się w sytuacji, w jaką my dopiero wchodzimy. Niedawno słyszałem świadectwo pewnej osoby, że doznała wspaniałego pokrzepienia na nabożeństwie w dużym kościele, gdy pastor poprosił o powstanie tych, którzy stracili kogoś bliskiego w ostatnim roku. Kiedy zobaczyła jak wielu ludzi doświadczyło utraty bliskiej im osoby, wówczas i ona mogła powstać razem z nimi, ponieważ kilka miesięcy wcześniej, Pan
odwołał do wieczności jej męża. Poczuła się dużo lepiej wiedząc, że nie jest
odosobniona w tym doświadczeniu. Bóg zabiera od nas nie tylko bliskie nam osoby, lecz najczęściej coś, co jest przeszkodą w zbliżeniu się do Niego.
Warto jest przypominać sobie świadectwa
tych, którzy „doznali szyderstw i
biczowania, ... wyzuci ze wszystkiego, uciskani, poniewierani; ci, których
świat nie był godny, tułali się po pustyniach i górach, po jaskiniach i
rozpadlinach ziemi” (Hebr. 11:37,38).
Oni tworzą olbrzymi „obłok świadków”
zachęcających nas do przyjęcia z radością Bożego działania, gdy zdejmuje z nas „wszelki ciężar i grzech, który nas
usidla”, abyśmy mogli bez przeszkód biec „wytrwale w wyścigu, który jest przed nami” (Hebr. 12:1).
W Liście do Hebrajczyków znajdujemy też
świadectwo osób, o których zostało napisane, że z zadowoleniem przyjęli „grabież waszego mienia" ponieważ mieli pewność, "że sami
posiadają majętność lepszą i trwałą” (Hebr.
10:34). Czy my mamy też tę pewność, że Jezus
Chrystus poszedł do Ojca, aby przygotować nam lepszą majętność? Może nieraz
musimy doświadczyć zabrania tego, do czego zbytnio lgnie nasze serce, aby
lepiej pamiętać o wiecznym dziedzictwie.
Dobrą zachętę do pogodzenia się z tym,
gdy Pan zabiera nam coś, co uważamy za konieczne, aby żyć na wyższym
poziomie, jest osobiste doświadczenie Apostoła Pawła. Ten wierny i oddany sługa
Boży oświadczył: „Umiem się ograniczyć,
umiem też żyć w obfitości; wszędzie i we wszystkim jestem wyćwiczony; umiem być
nasycony, jak i głód cierpieć, obfitować i znosić niedostatek” (Filip. 4:12). Było to możliwe
tylko dzięki posileniu, jakie miał w Chrystusie.
Czy możemy powiedzieć wraz z Pawłem: „Wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia,
w Chrystusie” (w. 13)? Natomiast
Pan Jezus powiedział o sobie: „Lisy mają
jamy, a ptaki niebieskie gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma, gdzie by głowę
skłonił” (Łuk. 9:58). Jedno jest pewne, jeśli Pan nam coś zabrał, to On wie, że tego nie już nie potrzebujemy.
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.