Sunday, April 22, 2012

Chrześcijański meteoryt

Niedaleko Poznania znajduje się rezerwat, przez który prowadzi ścieżka meteorytów zaznaczona kraterami utworzonymi przez spadające kamienie z nieba około 5 tyś. lat temu. Raz w roku można spoglądać nocą w niebo, gdy pada tzw. „deszcz meteorytów” . Astronomowie twierdzą, że w szczytowym momencie spada nawet kilkanaście meteorytów na godzinę
Osobiście, gdy myślę o tym astronomicznym zjawisku, zastanawiam się nad innymi „meteorytami”, jakie pojawiają sie na firmamencie wielu zborów. Chodzi oczywiście, nie o ciała niebieskie, lecz osoby, jakie pojawiają się w zborze, i po chwili znikają. Dlaczego nie pozostają dłużej, lecz po krótkim czasie znikają, pozostawiając po sobie jedynie niewielki krater wspomnień? Co powoduje, że te osoby nie doświadczają prawdziwej łaski zbawienia, która jest Bożym dziełem dokonującym nieodwracalnej zmiany?
Jak to jest z doświadczeniem zbawienia? Czy możliwe jest odejście od łaski, dzięki której zostajemy zbawieni? Tego rodzaju pytania nas dręczą, gdy spotykamy się z sytuacją, o jakiej wyżej napisałem.
Przy okazji tego rozważania, odsyłam do jednego z moich poprzednich wpisów na tym blogu, (Zgubione zbawienie), w którym odnoszę się bezpośrednio do tego pytania. Teraz natomiast, chciałbym zastanowić się, dlaczego dochodzi do tego, że są osoby, które nawracają się, wchodzą do społeczności zboru, i dość szybko znikają. Uważam, że przyczyna takich sytuacji nie zawsze leży po stronie tych osób, które odchodzą ze zboru. I tym szczególnie chciałbym się teraz zająć.
Zadaniem przywódców Kościoła jest troska o uczniów, o osoby, które doświadczyły zbawiającej łaski i pragną wzrastać w poznawaniu Pana. Chrystus powierzył  to zadanie tym sługom, których ustanowił nad trzodą, jak zostało to powiedziane przez Apostoła Pawła do starszych zboru efeskiego: „Miejcie pieczę o samych siebie i o całą trzodę, wśród której was Duch Święty ustanowił biskupami, abyście paśli zbór Pański nabyty własną jego krwią” (DzAp. 20:28). Troska o dusze osób powierzonych przez Chrystusa, naszego Arcypasterza, nie należy do spraw małoważnych, gdyż z tego zadania „biskupi” zostaną osobiście rozliczeni.
Apostoł Piotr, sam będąc powołanym do grona „biskupów” ówczesnego Kościoła, z troską napomina współpracowników o odpowiedzialne podejście do tego zadania. napisał do swoich współpracowników: „Starszych więc wśród was napominam, jako również starszy i świadek cierpień Chrystusowych oraz współuczestnik chwały, która ma się objawić: Paście trzodę Bożą, która jest między wami, nie z przymusu, lecz ochotnie, po Bożemu, nie dla brzydkiego zysku, lecz z oddaniem, nie jako panujący nad tymi, którzy są wam poruczeni, lecz jako wzór dla trzody” (1 Ptr. 5:1-3).  Dalej, ten sędziwy już i doświadczony w boju o dusze zbawionych apostoł zapewnia, że „gdy się objawi Arcypasterz, otrzymacie niezwiędłą koronę chwały” (1 Ptr. 5:4).  Lecz, czy ta korona, będzie należała się wszystkim, którzy zostali przez Ducha Świętego ustanowieni, aby paśli zbór Pański? Przecież Apostoł Jakub przestrzegał  przed pochopnym porywaniem się do służby nauczania – „Niechaj niewielu z was zostaje nauczycielami, bracia moi, gdyż wiecie, że otrzymamy surowszy wyrok” (Jak. 3:1).
Pan Jezus powiedział przypowieść o wiernym i roztropnym szafarzu „którego ustanowił pan nad czeladzią swoją, aby im dawał wyżywienie w czasie właściwym” (Łuk. 12:42). Czyż nie jest to obraz tych wszystkich, którym Pan powierzył Swoją trzodę, aby ją karmili duchowym pokarmem dającym wzrost? Lecz Pan również przestrzega przed szafarzami, którym brak roztropności, mówiąc, „jeśliby zaś ów sługa rzekł w sercu swoim: Pan mój zwleka z przyjściem, i zacząłby bić sługi i służebnice, jeść, pić i upijać się” (w. 45). Czy taki „sługa” może oczekiwać na koronę chwały? Chyba nie, bo dalej Pan Jezus mówi, że „komu wiele powierzono, od tego więcej będzie się wymagać” (w. 48).
Zobaczmy z jak ogromną troską Pan Jezus modlił sie do Ojca słowami „Ja za nimi proszę, nie za światem proszę, lecz za tymi, których mi dałeś, ponieważ oni są twoi” (Jan 17:9).  Wiemy, że nikt nie troszczy się o nas tak, jak sam Pan Jezus. On wie, ile Go kosztowaliśmy i nie pozwoli, aby z powodu jakiegoś nieodpowiedzialnego „biskupa”, Jego owieczki straciły cenny dar życia wiecznego. A jednak, dochodzi do tego rodzaju sytuacji, że ludzie odchodzą, ponieważ nie doświadczyły właściwej duchowej troski. Odchodzą zawiedzeni z nadzieją, że w innej społeczności doznają właściwej duchowej opieki.
Warto jest więc przypomnieć sobie inne słowa Dobrego Pasterza, który doskonale znał i rozumiał warunki naszego życia w tym świecie. On powiedział do uczniów: „Nie podobna, by zgorszenia nie przyszły, lecz biada temu, przez którego przychodzą. Lepiej by było dla niego, gdyby kamień młyński zawisł na szyi jego, a jego wrzucono do morza, niż żeby zgorszył jednego z tych maluczkich” (Łuk 17:1,2).  Oby to była jedynie słowna przestroga, lecz wiemy, zarówno z życia Kościoła już w czasach apostolskich, jak z pewnoscią i teraz spotkaliśmy się z takimi sytuacjami, że te słowa odnoszą się do realnych sytuacji.
Niedawno rozmawialiśmy w gronie osób, z których przynajmniej jedna była dobrze zorientowana w historii powstania jednego z największych kościołów a Stanach Zjednoczonych – „Willow Creek Community Church”. W okresie powstawania tej społeczności, odbywało się w niej niewiele chrztów, pownieważ tworzyli nią ludzie już wierzący i ochrzczeni na podstawie wyznanej wiary. Kościół ten został utworzony głównie z ludzi wierzących, którzy utracili zaufanie do społeczności i ich przywódców, w których nawrócili się i przez przebywali. w nich jedynie jakiś czas. 
Dlatego, wracając do „chrześcijańskich meteorytów”, myślę, że są to ludzie, którzy niekoniecznie rozpłynęli się w przestrzeni, lecz „wylądowali” w innej społeczności, w której doświadczyli pełniejszej troski, i tam postanowili pozostać. Znam sytuacje, gdy dochodziło do gorszących buntów wywołanych przez samozwańczych liderów, którzy, jak powiedział apostoł Paweł, mówią "rzeczy przewrotne, aby uczniów pociągnąć za sobą" (Dz.Ap. 20:30). Niestety, nie wszystkie z tych zawiedzionych "owieczek" znajda pastwiska. Wiele z nich odchodzi do świata.
Trzeba również powiedzieć, że istnieje i inna strona tego zjawiska. Są też takie osoby, które nie doświadczyły w pełni łaski zbawienia, lecz jedynie „zabawiły” przez jakiś czas w zborze, bo spełnione zostały ich chwilowe oczekiwania pocieszenia, wsparcia materialnego, czy potrzeby wysłuchania modlitwy. Lecz, gdy po pewnym czasie poznały, że życie chrześcijańskie, to coś więcej, niż „branie”, i że należy też „dawać” coś z siebie, wróciły skąd przyszły. To są ci, o których Pan Jezus mówił: „A posiany na gruncie skalistym, to ten, kto słucha słowa i zaraz z radością je przyjmuje, ale nie ma w sobie korzenia, nadto jest niestały i gdy przychodzi ucisk lub prześladowanie dla słowa, wnet się gorszy” (Mat. 13:20).
O takich ludzi należy się modlić, aby szczerze nawrócili się do Boga i byli gotowi pójść za Chrystusem, bez względu na koszt. Lecz, niestety, coraz rzadziej naucza się dziś w zborach o obliczaniu kosztu, "czy ma na wykończenie" (Łuk. 14:28). Nie mówi się o tym, ponieważ zależy na powiększaniu liczebności zboru, nawet kosztem gromadzenia "meteorytów".

Należy jednak pamiętać, że "kto nie dźwiga krzyża swojego, a idzie za mną, nie może być uczniem moim" (Łuk. 14:27). Tak nauczał Pan Jezus, ale kto chciałby dziś o tym słuchać?
Henryk Hukisz  

1 comment:

  1. Temat mocno związany z innym rozważaniem Pastora, a przynajmniej fragmentem, o "turystyce" wyznaniowej. Osobiście uważam, że jaki by zbór nie był to nie wolno mi samowolnie go zmieniać, nawet jeśli moje oczekiwania są dalece inne od rzeczywistości. Kiedy jeszcze pracowałem w kraju w naszym zborze był pastor, obarczony jak kazdy z nas, niedoskonałosciami natury ludzkiej, ale jedno mu trzeba przyznać - interesował się tym co sie dzieje u zborowników. Zwłaszcza jesli ktoś zaniedbywał obecnośc na nabożenstwach. Potem nastał inny pastor a ja zacząłem pracować za granicą. Siłą rzeczy nie mogłem przychodzic do mojego zboru. Przez cały czas jego, dość krótkiej, kadencji nie było od niego ani jednego telefonu. Cóz, zdarzaja się i tacy ludzie co słuzbę pastora traktuja jako sposób na życie. A ludzie to akurat bardzo szybko zobaczą. Jako, że częsciej zauważamy słabości innych a nie swoje. Ile trzeba mieć wtedy samozaparcia albo dojrzłości chcrzescijanskiej żeby w takim zborze pozostac ?

    ReplyDelete

Note: Only a member of this blog may post a comment.