Gdy mija czas świąteczny, zwykle mówimy: „Święta, święta i po swiętach”, co znaczy, że pora wrócić do zwykłych zajęć. Chciałbym jednak postawić pytanie: „Co zrobiliśmy z tym, co usłyszeliśmy w czasie światecznym? Chodzi mi o odbiór przesłania Słowa Bożego, jakie Bóg skierował do nas, bądź przez zwiastowanie w Zborze, bądź przez osobistą lekturę Biblii.
Z pewnością podczas minionych świąt uczestniczyliśmy w nabożeństwach w piątek lub przynajmniej w wielkanocną niedzielę. Osobiście, w tym świątecznym okresie, odebrałem kilka wspaniałych słów, jakie wypełniły moje myśli. Chcę podzielić się z wami kilkoma refleksjami poświątecznymi, pochodzącymi zarówno z kazań, jak i przęglądu różnych komentarzy na Facebook’u.
Rozpocznę od refleksji na temat wypowiedzi setnika, który stał na Golgocie i obserwował przebieg ukrzyżowania Chrystusa. Myślę, że znamy jego wypowiedź na widok śmierci Syna Bożego – „A widząc to setnik, który stał naprzeciwko niego, że tak oddał ducha, rzekł: Zaprawdę, ten człowiek był Synem Bożym” (Mar. 15:39).
Wielu z nas zadaje sobie pytanie: „Co zobaczył w Chrystusie, ten zaprawionyw boju żołnierz rzymski, że wydał tak niezwykłe świadectwo?”
Setnicy byli zawodowymi żołnierzami, którzy swoją karierę budowali w walkach z wrogami Rzymu. Prawie codziennie ocierali się o śmierć, tak, że jej widok nie robił wielkiego wrażenia. Setnicy, dzięki doświadczeniu zdobytym w walce, byli obdarzani całkowitym zaufaniem zwierzchników wojskowych. To sprawiało, że mieli władzę podejmownia osobistych decyzji, które były bezapelacyjnie wykonywane przez podległą im setkę żołnierzy. Setnik, który znalazł sie pod krzyżem na Golgocie, miał obowiązek dopilnowania przebiegu egzekucji, aby oficjalnie stwierdzić śmierć skazańców. Im prędzej skonali, wcześniej mógł wrócić do domu, dlatego łamano nogi ukrzyżowanym, aby porzyśpieszyć ich śmierć.
Nowy Testament przedstawia nam kilku setników. Pierwszego spotykamy w Kafarnaum, gdy przyszedł do Jezusa z prośbą o uzdrowienie cierpiącego sługi. Pamiętamy jego reakcję na słowa Jezusa: „Przyjdę i uzdrowię go” (Mat. 8:7). Jego wiara zadziwiła samego Chrystusa, gdyż powiedział, że nawet w Izraelu nie spotkał osoby tak wierzącej.
Następnego setnika spotykamy właśnie przy krzyżu. Ten żołnierz rzymski miał odwagę wyznać swoja osobistą opinię o Chrystusie, skazańcu z narodu wrogiego dla Imperium. To, co powiedział, nie było uczynione pod wpływem emocji wywołanych obrazem spokojnie umierającego niewinnego człowieka. Musiał zobaczyć w skazańcu coś więcej.
Chrystus, swoją postawą i słowami wywoływał podziw lub strach. Jedni mówili o Nim, że „uczył je jako moc mający, a nie jak ich uczeni w Piśmie” (Mat. 7:29), drudzy, zamiast Go pojmać, co mieli uczynić na zlecenie swoich pracodawców, przerażeni wyznali: „Nigdy jeszcze człowiek tak nie przemawiał, jak ten człowiek mówi” (Jan 7:46).
Kolejnego setnika spotykamy w czasach apostolskich, znamy nawet jego imię – Korneliusz. Stacjonował w nadmorskiej Cezarei, gdzie znajdował się główny garnizon wojskowy. Nie wiemy skąd pochodził, nie wiemy też dlaczego Łukasz od razu przedstawił go nam tak pozytywnie, że był „pobożny i bogobojny wraz z całym domem swoim, dający hojne jałmużny ludowi i nieustannie modlący się do Boga” (DzAp. 10:2). Mogę się domyślać, jedynie przypuszczać, że to był ten sam setnik, który wyznał pod krzyżem, że Chrystus jest Synem Bożym. Dlaczego tak myślę? Ponieważ uważam, że spotkanie z Chrystusem musi spowodować znaczącą zmianę życia. Szczególnie, jeśli padła tak niezwykła wypowiedź, jaką usłyszeliśmy z ust tego Rzymianina.
Podobnie, jak to się stało z łotrami umierającymi obok Chrystusa. Jeden z nich urągał, mówiąc: „Ratuj siebie i nas” (Łuk. 23:39), drugi natomiast, pokornie prosił: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy wejdziesz do Królestwa swego” (w. 42). Reakcja na śmierć Chrystusa może być dwojaka, albo odrzucenie i niewiara, albo przyjęcie z wiarą.
Obserwowałem komentarze wokół wpisów na profilu jednego z moich przyjaciół na Facebook’u. Skoro wszystkie wpisy czynione są na publicznym forum, mogę swobodnie je cytować i komentować. Zwróciłem swoją uwagę na komentarz człowieka, który był kiedyś „naśladowcą Chrytsusa” lecz doszedł do wniosku, że fakty nowotestamentowe są bzdurą wymyśloną jedynie w głowach chrześcijan. Teraz kpi z wypowiedzi osób wierzących i twierdzi, że wydarzenia opisane w Biblii nie są prawdziwe.
Jest to przykład człowieka, który podobnie jak pierwszy złoczyńca na krzyżu, postanowił zakpić z Jezusa. W związku z tym, nasuwa mi się pewna refleksja - jak można ocenić opinię człowieka, który po prawie dwóch tysiącach lat, uważa się za lepszego znawcę faktów, niż te osoby, które żyły w tamtych czasach? Gdybym go spotkał, to powiedziałbym mu wprost: „nie wierzysz w Boga, bo sam siebie uważasz za boga”. Bo jak inaczej można ocenić wypowiedź: „Wierzę w to, ze nastanie dzień, kiedy ogromna część ludzkości, jeśli nawet nie wszyscy, kiedyś zrozumieja, że swiat niematerialny istnieje tylko w mózgach zwiedzionych nieszczęśników, targanych regułami ustalonymi przez tych, którzy wierzą, że zostali wybrani przez Boga do prowadzenia innych.” Swoją wypowiedź kończy słowami: „Bóg nie istnieje”, bo – należałoby dodać – ja istnieję i tak twierdzę.
Spotkanie z Jezusem wymaga decyzji - albo wejście przez ciasną bramę na „wąską drogę, która prowadzi do żywota” (Mat. 7:14), albo pozostanie na „przestronnej drodze, która wiedzie na zatracenie” (w. 13). Nie ma innej możliwości, chciaż wielu uważa, ze można zachować obojętność. Nawet Piłat, umywając ręce, zapytał: „Cóż więc mam uczynić z Jezusem, którego zowią Chrystusem?” (Mat. 27:22).
Kolejna refleksja poświąteczna, to słowa jakimi zawiedziona Marta, siostra Łazarza, powitała Chrystusa, który ociągając się z przyjściem do chorego człowieka, wreszcie pojawił się w pobliżu Betanii. „Panie! Gdybyś tu był, nie byłby umarł brat mój” (Jan 11:21)
Jak często nasza ufność pokładana w Bogu, wygląda tak samo jak w tym przykładzie? Czy możemy mieć pretensję do Pana, któremu powierzyliśmy swoje życie i wszystkie nasze sprawy, jeśli Pan postanowił zrobić coś „po swojemu”? Sprawdzianem naszej prawdziwej ufności jest dopiero sytuacja, gdy sprawy dzieją sie nie tak, jakbyśmy sami tego chcieli.
Potrafimy często znaleźć biblijne podstawy, aby domagać się od Boga realizacji naszych planów. Marta znała Pisma na tyle, aby mieć swoją koncepcję zmartwychwstania. Można być poprawnym teologicznie i nie ufać Panu.
Historia z domu Łazarza powinna stać się dla nas zachętą do zupełnego zaufania Bogu, bez względu na to, ile dni nasz plan już „cuchnie”. Gdy zaufamy Bogu, nic nie będzie w stanie pokrzyżować Jego planów, jeśli naszym celem będzie, „aby Syn Boży był przez to uwielbiony” (Jan 11:4).
Po świętach Wielkanocnych, Bóg nadal działa, z taką samą mocą, ponieważ Jezus rzekł: „Jam jest zmarwychwstanie i żywot; kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie” (Jan 11:25).
Gdyby Pan Jezus zapytał nas osobiście: „Czy wierzysz w to?”, co Mu odpowiemy?
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.