Kilka lat temu, największą oglądalnością na YouTubie cieszył się krótki filmik o pewnym sprzedawcy telefonów z Bridgend w Walii, który zachwycił miliony ludzi swoim operowym śpiewem. Dotychczas nikomu nieznany człowiek z miasteczka, którego nazwa w tłumaczeniu na język polski znaczy „ostatni most”, dzięki zaśpiewaniu fragmentu arii „Nessun dorma” z opery Pucciniego „Turandot”, znalazł się w czołówkach gazet, w większości programów z wiadomościami, a dziś, po kilku już latach ma obszerną biografię na portalu „Wikipedia”.
Śpiew zawsze wyraża treść lepiej niż mowa. W tym rozważaniu pragnę przypomnieć jednego z najdłużej znanych śpiewaków, jeśli tak mogę nazwać Mojżesza. Ponad 3200 lat temu, zaraz po przejściu przez Morze Czerwone „zaśpiewał Mojżesz i synowie izraelscy następującą pieśń Panu: Zaśpiewam Panu, gdyż nader wspaniałym się okazał...” (2 Moj. 15:1).
W prawdzie najbardziej znanym biblijnym śpiewakiem jest z pewnością król Dawid, dzięki niezliczonej ilości psalmów (Biblia zawiera jedynie 150 z nich), to ta pieśń Mojżesza przeszła do historii jako szczególny hymn uwielbienia dla Boga. Można z łatwością wyobrazić sobie tragizm sytuacji w jakiej powstał, niekoniecznie na podstawie obrazów z filmu „Dziesięć Przykazań”. Biblijna lektura lepiej oddaje atmosferę tych wydarzeń, niż potrafi to uczynić najlepszy reżyser filmowy. Biblia została napisana pod natchnieniem Ducha Świętego, Ducha Prawdy, i gdy czytamy ją z modlitwą, On ożywia w naszym sercu dawne wydarzenia, i sprawia, że odnajdujemy siebie w ich centrum. Gdy dziś czytam o tym, jak ten wielki tłum przeszedł suchą nogą przez środek morza, i gdy już stanęli na przeciwległym brzegu, gdy odwrócili się wstecz i zamiast siejącej postrach armii egipskiej, zobaczyli jak „powracające wody okryły wozy i jeźdźców całego wojska faraona, które weszło za nimi w morze. Nie ostał się z nich ani jeden” (2 Moj. 14:28).
Historia świata opisana w księgach biblijnych zawiera następującą informację: „Tak wybawił Pan w tym dniu Izraela z ręki Egipcjan; i widział Izrael Egipcjan martwych na brzegu morza. Izrael ujrzał wielką moc, jaką okazał Pan na Egipcjanach, a lud bał się Pana i uwierzyli w Pana i w sługę jego Mojżesza” (2 Moj. 14:30,31). Mojżesz, gdy po wielu latach spisywał historę Bożych znaków i cudów, jak żywo, znów zobaczył siebie stojącego na urwistym brzegu, a w dole kłębiące się wody i gdzieniegdzie znikające resztki największej armii świata. W jego sercu ożyło pragnienie uwielbienia Boga, myślę, że znów z jego ust popłynęły te same słowa, jakimi wówczas porwał cały naród do oddania chwały Temu, który okazał się wiernym.
To przecież działo się przed chwilą, gdy posłusznie na polecenia Mojżesza „rozłożyli się obozem pod Pi-Hachirot, między Migdolem a morzem, naprzeciw Baal-Safon” (2 Moj. 14:2). Z pewnością, jeszcze wiele serc dygotało ze strachu, gdy znajdowali się po tamtej stronie morza, gdyż jak czytamy: „synowie izraelscy podnieśli oczy swoje i ujrzeli, że Egipcjanie ciągną za nimi, i zlękli się bardzo” (w. 10) Pierwsza ich reakcja, była jak najbardziej naturalna, zachowali się podobnie, jak my w takich sytuacjach, i rzekli do Mojżesza: „Czy dlatego, że w Egipcie nie było grobów, wyciągnąłeś nas, abyśmy pomarli na pustyni? Cóżeś nam to uczynił, wyprowadzając nas z Egiptu? Czy nie powiedzieliśmy ci tego już w Egipcie, mówiąc: Zostaw nas w spokoju, będziemy służyli Egipcjanom, gdyż lepiej nam służyć Egipcjanom, niż umierać na pustyni” (w. 11,12). My byśmy dzisiaj powiedzieli: „To już koniec, już po nas!”
A jednak, Pan okazał się wiernym i godnym zaufania. Dlatego Mojżesz podkreślił w swej pieśni charakter Boga, a cały lud powtarzał za nim ten wspaniały refren: „Pan jest mocą i pieśnią moją, i stał się zbawieniem moim. On Bogiem moim, przeto go uwielbiam; On Bogiem ojca mojego, przeto go wysławiam. Pan jest wojownikiem, Pan - imię jego” (2 Moj. 15: 2,3).
Gdy jednak przypomnimy sobie Mojżesza jakiś czas temu, gdy na pastwisku, stając przy krzaku zdziwiony, że płonie i się nie spala, usłyszał z ust Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba wezwanie, aby wyprowadził Jego naród na wolność. Zamiast, z radością przyjąć to wielkie zadanie, zaczął się wymawiać, mówiąc: „Proszę, Panie, nie jestem ja mężem wymownym, nie byłem nim dawniej, nie jestem nim teraz, odkąd mówisz do sługi swego, jestem ciężkiej mowy i ciężkiego języka” (2 Moj. 4: 10). Teraz, po doświadczeniu Bożej interwencji, po ujrzeniu na własne oczy Bożego cudu, ten sam, jąkający się człowiek, śpiewa pieśń swojego życia. Można by powiedzieć, ku naszemu zbudowaniu, że najlepsi śpiewacy rodzą się w doświadczeniu.
Podobną sytuację znajdujemy w innym momencie Bożego działania wśród Swego narodu. Tym razem chodzi o nowy lud, o Kościół, który otrzymał podobne zadanie, aby dać świadectwo o tym, jak wielki jest Bóg.
Dwaj Jego słudzy, gdy wiernie wypełniali powierzone im zadania, szli z Ewangelią na ustach od synagogi, do synagogi, wszędzie wywołując zdziwienie, dla jedych ku uwierzeniu, dla innych, ku odrzuceniu oferowanej łaski zbawienia. Po wyraźniej intewencji Ducha Świętego, który przeszkodził im pójść tam, dokąd sami zaplanowali, postawił na ich drodze Macedończyka, który wyraźnym gestem ręki zapraszał ich do Europy. Apostoł Paweł i Sylas dobrze zrozumieli tę wizję, „wnioskując, iż nas Bóg powołał, abyśmy im zwiastowali dobrą nowinę” (DzAp. 16:10).
Z reguły, po okazaniu pełnego posłuszeństwa Bogu, liczymy na błogosławieństwa pod każdą postacią, duchową i materialną. Myślę, że ci dwaj apostołowie łaski, spodziewali się też szczególnej ochrony i sukcesów. Gdy przeszli już Troadę, Samotrakę i Neapol, po 15 kilometrach dalszej wędrówki dotarli do nieznanej im jeszcze miejscowości nazwanej Fillipia, od imienia Filipa II, ojca Aleksandra Wielkiego. Zgodnie z dobrym żydowskim zwyczajem, w Sabat udali się nad rzekę, gdzie Żydzi będący w diasporze spotykali się na modlitwie. Tam pewna biznesmenka, gdy Pan otworzył jej serce na Słowo Boże, uwierzyła i została ochrzczona. W ciągu kilku dni, w mieście powstało zamieszanie spowodowane mocą ewangelii, która skutecznie uwolniła od złych duchów inną osobę, dość znaczną, gdyż jej wróżby przynosiły wielki zysk jej pracodawcom.
Idąc dalej tym samym trybem odnoszenia sukcesów, można byłoby napisać scenariusz do dobrego filmu. Lecz Bóg miał inne plany – dwaj zwiastuni Bożej ewangelii znaleźli się w więzieniu. Nie było to więzienie, jakie dziś znamy, z bieżąca wodą, z internetem i biblioteką, lecz zwykła dziura w ziemi, przykryta dachem i pilnie strzeżona przez zawodowych rzymskich żołnierzy. Paweł i Sylas, z pewnością mieli sporo czasu, aby zadawać Bogu pytania typu: „Przecież byliśmy wierni, poszliśmy za głosem Ducha Świętego, i co? Dlaczego nas to spotkało?”
Wiele się nie pomylę jeśli powiem, że spotkało ich to dlatego, aby nauczyli się śpiewać. Nie czytałem w Nowym Testamencie, aby Paweł poprzednio śpiewał, nie wiem, może nie miał głosu, może nie miał odwagi, lecz teraz wiem, że potrafił śpiewać, i to tak, że wywołał trzęsienie ziemi. „WOW!” - powiedzieli by dziś nie tylko w Ameryce, to było wielkie doznanie Bożej obecności.
A może teraz ty doświadczasz w swoim życiu coś na wzór ataku armii przeciwników i nie masz dokąd uciekać, bo morze zamyka wszelkie ścieżki ratowania się na swój własny sposób. Bóg ma dla ciebie Swój sposób – On potrafi otworzyć nie tylko morze, aby stało się autostradą, lecz może też poprzez trzęsienie sytuacji dookoła ciebie, oczyścić krajobraz tak, abyś mógł Go zobaczyć siedzącego nieprzerwanie od wieków na Swoim tronie. Jedynie On ma absolutną władzę i jest suwerenny w Swoich decyzjach.
W takim momencie warto jest zaśpiewać wraz z Dawidem: „Nie nam, Panie, nie nam, ale imieniu swemu daj chwałę, Dla łaski swojej, dla wierności swojej! Dlaczego mają mówić narody: Gdzież jest ich Bóg? Bóg nasz jest w niebie, Czyni wszystko, co zechce” (Ps. 115:1-3).
W Księdze Psalmów można znaleźć wiele wspaniałych słów podnoszących na duchu nawet w najtragiczniejszej sytuacji, z której normalnie nie ma wyjścia. Chwała Bogu, że możemy śpiewać, a jeśli jeszcze nie potrafimy, to On nas nauczy - na Swój sposób.
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.