W lipcu 1989 roku znalazłem się w polskiej delegacji biorącej udział w międzynarodowym kongresie na temat ewangelizacji w Manilii na Filipinach. Jak to zwykle bywa, na takich zgromadzeniach istnieje możliwość spotkania się z ludźmi bardzo znanymi w środowisku chrześcijańskim. Pamiętam, jak na jednym ze spotkań panelowych, dr. Yonggi Cho mówił o tym, jak Bóg powołał go do służby zwiastowania ewangelii. Później był okazja zadawania pytań, na które Brat Cho odpowiadał. Do dzisiaj pamiętam jego odpowiedzi na kilka pytań, jakie otrzymał od naszej delegacji.
Po wielu latach przypomniałem sobie, że niejednokrotnie publicznie powoływałem się na to spotkanie z człowiekim cieszącym się powszechną opinią wielkiego sługi Bożego naszych czasów. Później jednak przyszła refleksja – dlaczego przechwalam się faktem bycia blisko tego znanego duchowego giganta? Powiem wprost, chciałem dodać sobie prestiżu, chciałem wypaść lepiej w oczach innych, którzy takiej okazji nie mieli. Nawet usprawiedliwiałem się przed sobą, że wielu moich kolegów też tak robi. Dziś, gdy trzeźwo patrzę w swoją przeszłość, jest mi jakoś nieswojo, bo przecież powinienem budować swój autoportret własnymi osiągnięciami. Jest mi teraz głupio, że chciałem załapać się na czyjąś duchowość.
Niedawno przeczytałem w pewnej autobiografii, że jej autor, w wieku dwóch lat, siedział na kolanie swego tatusia, który z kolei siedział obok pewnego duchowego brata, uważanego w tamtym czasie za lidera ruchu chrześcijańskiego w naszym kraju. Autor tych wspomnień bardzo żałuje, że nie posiada pisemnego świadectwa, że ten duchowy brat, dokonał nad nim ceremoni błogosławieństwa.
Takie odwoływanie się do bliskich kontaktów, osobistych rozmów z ludźmi wielkiego duchowego kalibru, jest niczym innym, jak chęcią uzyskania pewnej sukcesji, jest próbą przypisania sobie dodatnich cech tych osób, w celu zdobycia poważania swego środowiska.
Słowo sukcesja jest terminem prawniczym i w pierwszym rzędzie określa istnienie prawa do dziedziczenia po kimś jakiejś wartości lub praw. Według Wikipedii istnieje sukcesja tronu, apostolska, ekologiczna lub wiele innych. Najbardziej powszechne zastosowanie tego wyrażenia kojarzy sie z urzędem papieża - jako sukcesja apostolska. Nie wierzę w biblijne ustanowienie tego urzędu, dlatego nie będę się zajmować tym przypadkiem. Chcę odnieść się natomiast do innego pojęcia, a przynajmniej takiego wyobrażenia, jak duchowa sukcesja.
Czytelnicy Nowego Testamentu z pewnością dobrze orientują się co spowodowało, ze Apostoł Paweł, wkrótce po opuszczeniu Koryntu, napisał obszerny list, znany jako Pierwszy List do Koryntian. Już na samym początku tego listu, Paweł pisze wprost, że wie o podziałach, jakie już powstały wśród tych świeżych chrześcijan. Apostoł pisze z troską, radząc im „abyście wszyscy byli jednomyślni i aby nie było między wami rozłamów, lecz abyście byli zespoleni jednością myśli i jednością zdania.” (1 Kor. 1:10), oni natomiast mówili o sobie: „Ja jestem Pawłowy, a ja Apollosowy, a ja Kefasowy, a ja Chrystusowy.” (w. 12).
Na czym polegał problem w tym młodym zborze, który doprowadził do podziałów? Dlaczego linia podziałów przebiegała pomiedzy poszczególnymi nauczycielami, jakich znali w tej społeczności?
Kilaka rozdziałów dalej Apostoł Paweł pokazuje, że chodziło o chęć wywyższania się przed innymi, przynależnością do faworyzowanego duchowego przywódcy - „żeby nikt z was nie wynosił się nad drugiego, stając po stronie jednego nauczyciela przeciwko drugiemu.” (1 Kor. 4:6). To tak, jakgdyby zwolennicy Pawła mówili, że są lepsi, bo stają po stronie założyciela tego zboru. Inni uważali się za bardziej charyzmatycznych, ponieważ są spadkobiercami nauki Apollosa, który „był obeznany z drogą Pańską, a pałając duchem przemawiał i nauczał wiernie tego, co się odnosi do Jezusa.” (DzAp. 18:25). Dla innych, autorytetem był jedynie Piotr, gdyż to właśnie on otrzymał klucze od samego Chrystusa. W takiej sytuacji, pozostali chcieli być jeszcze bardziej duchowi, i określili siebie jako spadkobierców Chrystusa, więc nie potrzebowali innych nauczycieli.
Zwolennicy poszczególnych nauczycieli, jako ich sukcesorzy, woleli przypisać sobie ich duchowość, zamiast wypracować własną, przez duchowy wzrost. Apostoł Paweł, orientując sie w podłożu tego problemu, ocenił ich duchowy stan negatywnie – „I ja, bracia, nie mogłem mówić do was jako do duchowych, lecz jako do cielesnych, jako do niemowląt w Chrystusie.” (1 Kor. 3:1). Takie postępowanie, nie jest wynikiem osobistej relacji z Panem, lecz zwykłym ludzkim pragnieniem wywyższenia siebie kosztem innej osoby. Paweł nie szczędził słów, nazywając ich „duchowość” po imieniu – „Jeszcze bowiem cieleśni jesteście. Bo skoro między wami jest zazdrość i kłótnia, to czyż cieleśni nie jesteście i czy na sposób ludzki nie postępujecie?” (w. 3). Mówi dalej, zobaczcie: „każdy dokonał tyle, ile mu dał Pan” (w. 5), a to znaczy, że i wy też, zdobędziecie ocenę swojego stanu według tego, co sami dokonacie.
Apostoł Paweł w innym liście odnosi się również do tej kwestii, radząc wierzącym – „Każdy zaś niech bada własne postępowanie, a wtedy będzie miał uzasadnienie chluby wyłącznie w sobie samym, a nie w porównaniu z drugim.” (Gal. 6:4). W Bożym Królestwie obowiązują Boże prawa, a jednym z nich jest tzw. „prawo żniwa” – „co człowiek sieje, to i żąć będzie. Bo kto sieje dla ciała swego, z ciała żąć będzie skażenie, a kto sieje dla Ducha, z Ducha żąć będzie żywot wieczny.” (w. 7,8).
Osobistą odpowiedzialność za budowanie swojego życia Apostoł Paweł porównuje do budowania domu. Wiadomo, fundament jest najważniejszy, dlatego tę rolę wziął na siebie Jezus Chrystus. My natomiast, jesteśmy odpowiedzialni za rodzaj materiału, jakim posługujemy się, budując swoje życie, tworzymy swój duchowy obraz. „A czy ktoś na tym fundamencie wznosi budowę ze złota, srebra, drogich kamieni, z drzewa, siana, słomy, to wyjdzie na jaw w jego dziele; dzień sądny bowiem to pokaże, gdyż w ogniu się objawi, a jakie jest dzieło każdego, wypróbuje ogień.” (1 Kor. 3:12,13).
Dlatego warto jest szczerze zastanowić się nad sobą i posłuchać dobrej rady Pawła: „jeśli komuś z was się wydaje, że jest na tym świecie mądry, niech się stanie głupim, aby się stać mądrym.” (w. 18).
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.