Friday, November 15, 2013

Nauka o tolerancji



 Często spotykamy się z zjawiskiem braku tolerancji wobec osób odmiennie myślących od ogólnie uznanego światopoglądu, czy, jak to się teraz często podkreśla, od wyznawanych wartości przez większość. Nie zamierzam odnosić się do ostatnich wypowiedzi niektórych liderów politycznych na wiecach wyborczych - może innym razem. Teraz chciałbym postawić pytanie: "Czy Pan Jezus był osobą tolerancyją?"
Na moim blogu pisałem już wielokrotnie na ten temat, że przypomną tylko kilka rozważań, które bezpośrednio nawiązują do kwestii tolerancji - "Jezus ekumenista", "No compromise" oraz "Czy tolerować". Dla przypomnienia, przytoczę definicję słowa „tolerancja”, aby mieć wyraźne odniesienie do tego pojęcia. Słownik Języka Polskiego (PWN), zamieszcza następującą definicją znaczenia tego słowa – «uznawanie czyichś poglądów, wierzeń, upodobań, czyjegoś postępowania, różniących się od własnych; wyrozumiałość». Tak również potocznie pojmuje się tolerancję, gdy chodzi o sposób odnoszenia się do cudzych poglądów, upodobań czy nawet postępowania.
Ponieważ jest to obszerny temat, pozwolę sobie na skoncentrowanie uwagi na tym, czy Pan Jezus nauczał o tolerancji, a przede wszystkim, jak On sam odnosił się do poglądów, upodobań i postępowania innych osób w czasie, gdy nauczał podczas Jego ziemskiej bytności.
Fragment biblijny, który w popularnej "brytyjce" został oznaczony tytułem „Nauka o tolerancji” znajduje się w Ewangelii Łukasza. Gdy Pan Jezus w odpowiedzi na błagalne wołanie ojca, aby uleczył jedynego syna, który był tarmoszony przez złego ducha, oddał go zdrowym w ojcowskie ręce, a „wszyscy zaś byli zdumieni potęgą Boga” (Łuk. 9:43). Inny ewangelista wyjaśniał później, że właśnie po to przyszedł Chrystus, „aby zniszczyć dzieła diabła” (1 Jan 3:8), a nie aby zadziwiać ludzi cudami, dlatego bezpośrednio po tym zdarzeniu, powiedział do Swoich uczniów: „Weźcie sobie mocno do serca te słowa: Syn Człowieczy zostanie wydany w ręce ludzi” (Łuk. 9:44). Lecz oni tego nie rozumieli, i zajęli się dyskusją o tym, który z nich może być najważniejszym. Wówczas Chrystus, rozejrzał się wokoło, i zobaczył małe dziecko, postawił je koło siebie i rzekł: „Kto przyjąłby to dziecko w Moje imię, Mnie przyjmuje, a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto bowiem wśród was wszystkich jest najmniejszy, ten jest wielki” (w. 48). Możemy z pełnym przekonaniem powiedzieć, że jest to nauka Pana Jezusa o prawdziwej wielkości. Uczniowie, jakby nie rozumieli tego co On im powiedział, szturchnęli Jana, który miał opinię „umiłowanego ucznia”, aby zwrócił uwagę Mistrzowi, że oni są już wielcy, że są po właściwej stronie, ponieważ są z Nim.
Wiadomo, że najlepiej jest wyróżnić siebie, wskazując palcem na kogoś innego, kto nie posiada tej samej wielkości, kto nie jest razem z nimi. Dokładnie tak uczynił Jan, mówiąc: „Mistrzu, zabaczyliśmy kogoś, jak w Twoje imię wypędzał demony i zabroniliśmy mu, bo nie chodzi z nami” (Łuk. 9:49). Uczniowie byli świadomi, że Chrystus udzielił im autorytetu „związywania i rozwiązywania”, dlatego tak potraktowali kogoś, kto nie jest z nimi. Niestety, oni znali jedynie fakt, że wygania demony w imieniu Jezusa, nic więcej. Jezus natomiast wiedział o nim to, co wyjaśnia ewangelista Marek, że „nie ma bowiem nikogo, kto czyniłby cuda w Moje imię i natychmiast mógłby Mi złorzeczyć. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, jest z nami” (Mar. 9:39,40). Myślę, że to zdarzenie między innymi sprawiło to, że Jan pisząc ewangelię, napisał, że gdyby wszystkie wydarzenia i o wszystkich ludziach napisano, to „cały świat nie pomieściłby ksiąg, które należałoby napisać” (Jan 21:25).
Czy więc Jezus tolerował wszystkich, którzy podejmowali się działania w Jego imieniu? Na pewno nie! W tym przypadku Chrystus wiedział, że ten człowiek, w prawdzie nie znany Jego uczniom, był wiernym Jego naśladowcą. Jezus wiedział, że ten człowiek jest razem z nimi, chociaż nie należał do wybranej dwunastki. Poza tym, ten tajemniczy uczeń Chrystusa, znał autorytet swojego Pana i mówił o Nim dobrze. Czego więcej chcemy od człowieka, który posiada takie kwalifikacje, a do tego ma odwagę wypędzać demony, tak jak to uczynił Chrystus na początku tej historii. 
Lecz musimy pamiętać o tym, że samo wezwanie imienia Chrystusa, nie czyni nikogo automatycznie uczniem Pana Jezusa. Przypomnę tylko bardzo nietolerancyjne stanowisko Chrystusa w innej sytuacji, gdy został oskarżony, że wypędza demony mocą Beelzebuba. Wówczas Pan Jezus zareagował natychmiast, stwierdzając: „Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie, a kto nie zbiera ze Mną, ten rozprasza” (Łuk. 11:23). Chrystus powiedział również, aby wszystko było jasne: „Nie każdy, kto mówi do Mnie: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios; ale ten, kto spełnia wolę Mego Ojca, który jest w niebie” (Mat. 7:21). Podobnych wypowiedzi Pana Jezusa można byłoby zacytować przynajmniej jeszcze kilka, aby mieć całkowitą pewność, że nie tolerwował fałszywych i obłudnych postaw ludzi, którzy jedynie udają, że są razem z Nim.
Wymagania Pan Jezusa są bardzo wysokie wobec tych, którzy chcą uważać się za Jego uczniów. Chrystus wyraził się w tej kwestii jednoznacznie: „Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godny(Mat. 10:38). Dlatego, gdy kiedyś wszyscy staniemy przed tronem Bożym, wówczas Pan Jezus wyciągnie Swoje przebite ręce i wskaże wyraźnie jedynie na jedną stronę i powie: „Zbliżcie się, błogosławieni Mojego Ojca, weźcie w posiadanie Królestwo, przygotowane wam od założenia świata” (Mat. 25:34). Zero tolerancji wobec pozostałych. Tego zaproszenia nie usłyszą rzesze stojące po drugiej stronie Chrystusa, chociaż będą powoływać się na swoją działalność, wymieniając długą listę dokonań w Jego imieniu. Bez żadnego przejawu tolerancji usłyszą: „Odejdźcie ode Mnie przeklęci w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom” (w. 41). Nawet, jeśli wypędzali demony w imieniu Pana, lecz nie zachowywali wszystkiego, czego nauczał.
Zwracam uwagę na fakt, że nie da się oszukać Sędziego, który osądzi sprawiedliwie uczynki wszystkich, dobre, czy złe. On nie okaże żadnej tolerancji wobec tych, którzy zadziwiali innych znakami i cudami, dokonanymi rzekomo w Jego imieniu. Jan, u schyłku pierwszego wieku pisał: "Nie mam większej radości od tej, gdy słyszę, że moje dzieci postępują zgodnie z prawdą" (2 Jan 4), dając w ten sposób świadectwo, że Kościół zachowywał "wierność prawdzie". Pan Jezus, w osobistym liście do Zboru w Efezie nawiązuje również do wierności i zdecydowanej postawy wobec tych, którzy są niby apostołami, lecz tak na prawde nimi nigdy nie byli -"Znam twoje czyny, trud, wytrwałość i to, że nie możesz znieść złych. Poddałeś również próbie tych, którzy nazywają siebie apostołami, a nimi nie są, i odkryłeś, że są kłamcami" (Obj. 2:2)

To co nie dziś smuci, to fakt, że ludzie bardziej szukają znaków i cudów, niż zdrowej nauki Słowa Bożego. Wielu biega za "cudotwórcami", nie bacząc na ostrzeżenie samego Pana Jezusa - "Pojawią się bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i będą dokonywać wielkich znaków i cudów, żeby, o ile to możliwe, zwieść nawet i wybranych" (Mat. 24:24).

Henryk Hukisz

No comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.