Myślę, że każdemu kierowcy, gdy
stał na czerwonym świetle, jadąc na wprost przez wielopasmowe skrzyżowanie,
zdarzyło się nieświadomie przestawić nogę na pedał gazu, gdy kątem oka zobaczył
zielony kolor strzałki wskazującej jazdę w lewo, zanim zapaliło się zielone
światło na wprost. Dzieje się tak, ponieważ nasza podświadomość reaguje na
kolor uprawniający do jazdy, natomiast świadomość jazdy na wprost każe czekać,
aż zapali się to światło, które pozwala jechać w tym kierunku.
Nasz
mózg składa się z dwóch integralnych części, świadomej i podświadomej. Tą
naturalną zdolność podejmowania decyzji w wyniku działania bodźców na tę
właśnie sferę naszego umysłu wykorzystują reklamy, agenci ubezpieczeniowi,
specjaliści od nakłaniania nas do podjęcia decyzji, które dopiero po świadomym
namyśle okazują się niezbyt dla nas korzystne. W tej części naszego umysłu
przechowywane są dobrze wyuczone umiejętności, które prowadzą do decyzji, których konsekwencje poznajemy dzięki świadomym zdolnościom. Lecz
najczęściej jest już za późno, ponieważ złożyliśmy podpis, za którym kryją się
konsekwencje, jakie musimy później świadomie ponosić.
W
obecnym świecie opanowanym przez ludzi pędzących do osiągania sukcesów za
wszelka cenę, należy zdobyć jak najwyższy stopień przekonywania, zwany również
perswazją. Agenci rynkowi szkolą się na fakultetach prowadzenia rozmów
handlowych z wykorzystaniem wszelkich dostępnych technik manipulowania słowem, aby dotrzeć do ludzkiej podświadomości.
Piszę o tym, ponieważ z niepokojem obserwuję jak współcześni kaznodzieje i
nauczyciele biblijni stosują te same techniki w przekazywaniu słuchaczom swoich idei,
nie zawsze biblijnych. Dla nich liczy się jedynie sukces polegający na zdobyciu
słuchaczy i poklasku, który zapewnia im dalszy napływ nowych zwolenników ich
nauk.
Religie
i kulty posługują się takimi metodami od wieków. Ludzi można nauczyć
wszystkiego, dzięki odpowiednim umiejętnościom, jakie stosują mówcy.
Kilkadziesiąt lat temu, gdy chrześcijaństwo zastało zagrożone przez promotorów
nowego trendu zwanego powszechnie „New Age”, pojawił się materiał filmowy
ukazujący reguły działania manipulatorów tego ruchu. Ich technika była prosta -
dotrzeć do sfery podświadomości młodych umysłów, często zbuntowanych wobec
tradycyjnych form pobożności. W atmosferze odpowiednio dobranych melodii,
przy długotrwałym bombardowaniu słownym, umysły słuchaczy były gotowe podjąć
każda decyzję, zadać sobie ból a nawet śmierć. Bawienie się
podświadomością jest niebezpieczne, gdyż może doprowadzić do trwałych zmian w
psychice człowieka, nie mówiąc o pogrążeniu się w praktykach okultystycznych.
Pisałem
już wcześniej o dość łatwo akceptowanym w wielu zborach nauczaniu o
konieczności uwalniania od przekleństw i demonicznego opętania ludzi
odkupionych krwią Chrystusa. Nie będę powtarzać mojego zrozumienia nauki
biblijnej, która bardzo jednoznacznie pokazuje, że człowiek nowonarodzony jest
wolny w Chrystusie, i będąc częścią Jego Ciała, jest niedostępny dla sił
demonicznych. Przypomnę jedynie tytuły rozważań na ten temat – „Egzorcysta
z certyfikatem” i „Uwalnianie
wolnych”.
Obejrzałem
niedawno materiał filmowy zrealizowany podczas seansu egzorcystycznego w jednym
ze zborów, w którym prowadzona jest szkoła przygotowująca egzorcystów. Brzmi to
trochę ja opowiadanie ze średniowiecza, lecz niestety, dzieje się to w
dwudziestym pierwszym wieku. Cały seans trwa dużo ponad godzinę i polega na
wytrwałym powtarzaniu za nauczycielem niekończących się modlitw. Słuchacze muszą
wyznawać w formie osobistej spowiedzi swoje grzechy, muszą wyrzekać się mocy
ciemności i praktyk okultystycznych, własnych i krewnych aż do dziesiątego
pokolenia. Lista demonów, jakich wyrzekają się na komendę uczestnicy seansu ciągnie się przez kilkanaście minut, od lubieżności przez lenistwo do
nieposłuszeństwa. Lektor dyktuje całą listę chorób, od raka do kataru włącznie,
które jednogłośnie wszyscy uczestnicy gromią w sobie i w krewnych aż do
dziesiątego pokolenia.
Po
chwili słuchania tej pokazowej sesji jak praktykować egzorcyzmy, pomyślałem
sobie, szkoda, że nie ma wśród nich Pana Jezusa, bo z pewnością, mógłby się wiele nauczyć. Przy tym co zobaczyłem w tym materiale filmowym, działalność Pana
Jezusa opisana przez ewangelistów trąci amatorszczyzną. Tutaj dopiero widać
fachowość w podejściu do zagadnienia.
Umysł
ludzki może nauczyć się wielu rzeczy, może przyznać słuszność każdej
teorii, jaką mu się podaje. Usta mogą powtarzać za nauczycielem każde słowo, lecz po ponadgodzinnym
bombardowaniu słownym, nie sądzę, że świadoma część umysłu jest w stanie
właściwie reagować Lecz Bóg zna się na sercach ludzkich i nie patrzy na to, co
wypowiadają usta. Już w czasach proroka Izajasza, Pan powiedział o Izraelu: „Ponieważ
ten lud zbliża się do mnie swoimi ustami i czci mnie swoimi wargami, a jego
serce jest daleko ode mnie, tak że ich bojaźń przede mną jest wyuczonym
przepisem ludzkim” (Izaj. 29:13).
Pan Jezus nie uprawiał wielomówstwa. Powtarzanie słów wyuczonych lub pod dyktando,
nie świadczy o pragnieniu serca. Człowiek, jeśli czegoś chce, to mówi z serca, „Albowiem
z obfitości serca mówią usta” (Mat.
12:34), powiedział Pan Jezus, i takie słowa z pewnością podobają Mu się
bardziej, niż klepane na komendę.
Apostoł
Paweł był kaznodzieją Słowa, które działało w mocy Ducha Świętego, a nie dzięki
manipulacji. Pisząc list do wierzących w Tesalonikach, zwracał im uwagę na te
właściwość Słowa Bożego, gdyż jedynie moc Boża mogła obdarzyć ich wolnością, jaką
otrzymali z łaski a nie pod wpływem powtarzanych modlitw. Ewangelia zwiastowana
od samego początku w Kościele Jezusa Chrystusa, tym się charakteryzowała, że
przekonywała słuchaczy mocą Bożego tchnienia. Paweł pisał: „gdyż ewangelia
zwiastowana wam przez nas, doszła was nie tylko w Słowie, lecz także w mocy i w
Duchu Świętym, i z wielką siłą przekonania” (1 Tes. 1:5). Dzięki tej mocy, ludzie doznawali przemiany i
uwolnienia od mocy ciemności, jak Paweł to określił: „wszyscy bowiem synami
światłości jesteście i synami dnia. Nie należymy do nocy ani do ciemności” (1 Tes. 5:5).
Nigdzie
w całej Biblii nie znajdziemy nawet cienia stosowania praktyki zmuszania
słuchaczy do powtarzania modlitw. Jeśli czyni się to obecnie, znaczy to, że za
nic ma się przykład i naukę biblijną. Natomiast wykorzystywanie technik
opanowania umysłu dzięki manipulowaniu słowem, nawet jeśli są to wersety z
Biblii, jest niebezpieczne, gdyż osiągane efekty nie są Bożego autorstwa.
Jakiego?
Sami odpowiedzcie.
Henryk
Hukisz
Autor poruszył dobry temat w dzisiejszym świecie "religia a manipulacja". Dzieki Bogu Słowo Boże nie opiera się na manipulacji i na mocy ludzkiej, św. Paweł napisał "stanąłem przed wami w bojaźni a moje słowa nie miały nic z urzekającego jak mowy mędrców tego świata, lecz stanąłem aby się objawiła moc Boża". Tak - wprowadzanie się w trans nie ma nic wspólnego z Bogiem. Rutyna modlitwy zabija świadomość, Bóg patrzy na serce.
ReplyDelete