Z dużym zainteresowaniem obejrzałem jakiś czas temu na kanale telewizyjnym program o polskiej Syrence. Zapamiętałem go, ponieważ program był angielski i dotyczył oryginalnie polskiego „z krwi i kości” samochodu. Przypomniałem sobie przy okazji, że ponad pół wieku temu, siedziałem za kierownicą takiego auta z tablicą „Nauka jazdy”.
Redaktor
programu „Wheeler Dealers” wybrał się do Polski, aby odszukać i kupić ten jedyny oryginalnie polski samochód, czyli Syrenkę. Postanowił ją bowiem odrestaurować i sprzedać
z zyskiem w swoim kraju. Po chwili poszukiwania, znalazł odpowiedni model
wystawiony do sprzedaży, utargował cenę i przetransportował go do Wielkiej Brytanii. W
specjalistycznym warsztacie samochodowym, Syrence 105L przywrócono młodość tak,
że uzyskała sprawność lepszą, niż posiadała w chwili gdy zjeżdżała z taśmy
fabrycznej. Odrestaurowane autko została pomalowane w polskie barwy narodowe,
aby dodatkowo wzbudzić zainteresowanie, gdyż jak mówił pomysłodawca całej
sprawy, po jego stronie Kanału La Manche, łatwiej jest spotkać Lombargini, niż
Syrenkę. Nawet polski konsul w Londynie zainteresował się odrestaurowanym autem i został
przewieziony lśniącą nowym lakierem Syrenką po ulicach brytyjskiej stolicy.
Kiedy
zobaczyłem, że polską Syrenę 105 L kupiła właścicielka muzeum samochodowego w
Lincolnshire, pomyślałem sobie, po co wydano na remont silnika, skrzyni biegów,
zawieszenia i układu kierowniczego trzykrotnie więcej, niż ten samochód
kosztował, skoro ma być jedynie eksponatem w muzeum. Przecież, skoro tym samochodem już nikt nie będzie jeździć, wystarczyłoby ją zrewitalizować, dając nowy lakier na zewnątrz, i co najwyżej odnowić tapicerkę, zderzaki i kołpaki.
Pewna refleksja, dlaczego tak się stało, przyszła w czasie rozważania Słowa Bożego o naszym
zbawieniu.
Zbawienie,
jakie zostało nam oferowane, jest doskonałym dziełem Bożym, i jest oparte na całkowitej ofierze, jaką Chrystus złożył dwa tysiące lat temu na krzyżu. Żadne w
tym odkrycie, gdyż do tego, co Bóg dla nas uczynił w Swoim Synu, już niczego
dodać nie można. Jak czytamy w Słowie Bożym, zostaliśmy „usprawiedliwieni darmo, Jego łaską, przez odkupienie w Jezusie Chrystusie. Jego to Bóg ustanowił narzędziem przebłagania przez wiarę, dzięki Jego krwi, żeby okazać Swoją sprawiedliwość przez odpuszczenie grzechów, które zaistniały wcześniej, w czasie pobłażliwości Boga, i żeby okazać Swoją sprawiedliwość teraz, w tym czasie, aby okazało się, że On sam jest sprawiedliwy i usprawiedliwia tego, kto wierzy w Jezusa” (Rzym. 3:24-26). Tak więc, przez wiarę w Jezusa, zostajemy
odkupieni, i odnowieni, czyli zregenerowani do stanu pełnej sprawności. Tak jak
samochód stworzony jest po to, aby mógł jeździć, tak i my zostaliśmy odnowieni
do stanu, jaki Bóg przewidział dla człowieka w momencie, gdy go stworzył. Celem Bożym jest doprowadzenie nas do takiego stanu, abyśmy służyli dla Niego i chodzili (jeździli) w nowości życia, oddając Mu wiekuistą chwałę.
Pan
Jezus w rozmowie z niewiastą Samarytańską na temat prawdziwej czci, jaką
winniśmy oddawać Stwórcy, powiedział wyraźnie, że „Bóg jest duchem, a ci,
którzy mu cześć oddają, winni mu ją oddawać w duchu i w prawdzie” (Jan 4:24), dlatego „Ojciec takich
szuka, którzy by mu tak cześć oddawali” (w.
23). I o to chodzi w zregenerowaniu nas do stanu pełnej przydatności,
abyśmy mogli teraz oddawać Ojcu cześć, tak, jak On tego oczekuje od Swego
stworzenia.
Wiemy
również, że oddawanie czci Bogu nie polega jedynie na śpiewaniu nabożnych
pieśni. Tego może nauczyć się każdy, lecz wówczas śpiewać będą jedynie usta, a
nie serce. Bóg oczekuje od nas, że będziemy oddawać Mu część całym naszym
życiem, codziennym postępowaniem. A to wymaga już od nas większego
zaangażowania, niż być tylko zregenerowanym. Bóg nie przeznaczył nad do tego,
abyśmy stali się błyszczącymi blaskiem odnowienia eksponatami muzealnymi, lecz
abyśmy będąc zdolnymi żyć nowym życiem, wyjechali na ulice tego świata i dali
się prowadzić Bożemu Duchowi.
Tak,
to prawda, że w czasie jazdy samochód może ulec kolizji. Na lśniącym lakierze mogą pojawić się zadrapania i plamy. Przeznaczeniem samochodu jest ulica, nie muzeum. Tak samo musimy pamiętać, że nasze miejsce jest w tym świecie a nie w muzeum.
Jezus to przewidział, dlatego też modlił się do Ojca o nas – „Nie proszę,
abyś ich zabrał ze świata, lecz abyś ich ustrzegł od złego” (Jan 17:15).
Bóg,
który jest światłością, przewidział, że „jeśli natomiast chodzimy w światłości, podobnie jak On jest w światłości, to trwamy we wspólnocie z sobą, a krew Jezusa, Jego Syna, oczyszcza nas z wszelkiego grzechu” (1 Jan 1:7). Jeśli w tym świecie zabrudzimy
odnowioną szatę sprawiedliwości, to mamy wspaniałą możliwość daną nam przez
samego Chrystusa, że „jeśli wyznajemy nasze grzechy, to Bóg, który jest wierny i sprawiedliwy, odpuści nam grzechy i oczyści nas z wszelkiej nieprawości”
(w. 9).
Lecz niestety, wielu
chrześcijan, aby nie stracić blasku odnowienia, ucieka do muzeum. Nasze zbawienie nie polega na tym, aby przeczekać całe swoje życie do momentu odejścia z tej
ziemi w jakimś kościelnym muzeum. Bóg zapłacił niewyobrażalnie wysoką cenę po
to, abyśmy w tym ciemnym świecie stali się Jego światłością. Tylko w takich
okolicznościach możemy doświadczyć tego, co mamy zapewnione w Jezusie, że „światłość świeci w ciemności i ciemność jej nie ogarnęła” (Jan 1:5).
W
blasku muzealnych reflektorów, nigdy nie staniemy się światłością Bożą, którą inni będą mogli zobaczyć, lecz stanie się to tylko wówczas, gdy "wyjedziemy" na ulice tego ciemnego świata. Skoro zostaliśmy w pełni zregenerowani do nowego życia, a nie jedynie zrewitalizowani, przez zewnętrzne odmalowanie, bądźmy tam, gdzie Bóg nas posyła. Przypomnę polecenie Pana Jezusa - "Oto Ja posyłam was jak owce między wilki" (Mat. 10:16).
Henryk
Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.