Friday, June 7, 2013

Twarda to mowa...

Chrześcijaństwo to nie życiowa przygoda, jak często próbuje się je przedstawiać, aby zyskać więcej naśladowców Chrystusa. Pan Jezus, oprócz dwunastu, miał dużo więcej uczniów, którzy byli zdecydowani Go naśladować tak długo, dopóki nie wydawało im się to zbyt trudne. Był nawet taki moment, że ludzie woleli być uczniami Jezusa niż Jana Chrzciciela. Wówczas Żydzi donieśli niezwłocznie o tym Janowi, mówiąc: „Mistrzu! Ten, który był z tobą za Jordanem, o którym ty wydałeś świadectwo, oto On chrzci i wszyscy idą do niego(Jan 3:26).
Obecne chrześcijaństwo, może liczebnie jest jedną z największych religii świata, lecz czy jest najmocniejszą? Czy dziś pośród chrześcijan przejawia się moc Boża tak, jak to było na początku, gdy uczniowie pełni mocy Ducha Świętego „poszli i wszędzie kazali, a Pan im pomagał i potwierdzał ich słowo znakami, które mu towarzyszyły” (Mar. 16:20).
Miałem kiedyś okazję rozmawiać z jednym ze współczesnych sług ewangelii, którego Bóg używa potężnie na Dalekim Wschodzie, i nie tylko. Zapytany o to, dlaczego Boża moc w tym regionie geograficznym przejawia sie tak realnie podczas zwiastowania ewangleii, odpowiedział, że tutaj ludzie oczekują bardziej na działanie Boga niż na tlumaczenie, kim On jest.
Bóg jest Duchem, czyli przejawia Swą obecność w mocy tegoż Ducha, a nie w teoriach wygłaszanych na katedrach i ambonach. Rozumeli to pierwsi chrześcijanie, dlatego gdy zabraniano im czynić cokolwiek w imieniu Pana Jezusa, wołali jednomyślnie: „Panie, spójrz na pogróżki ich i dozwól sługom twoim, aby głosili z całą odwagą Słowo twoje, gdy Ty wyciągasz rękę, aby uzdrawiać i aby się działy znaki i cuda przez imię świętego Syna twego, Jezusa” (DzAp. 4:29,30). Na taką modlitwę Bóg zareagował z ogromną radością, od której „zatrzęsło się miejsce, na którym byli zebrani”, a uczniowie „napełnieni zostali Duchem Świętym, i głosili z odwagą Słowo Boże” (w. 31).
Chrześcijaństwo, to poważna sprawa, dlatego ci, którzy decydują się naśladować Chrystusa, muszą być gotowi na takie samo traktowanie przez Bożych nieprzyjaciół, jak został potraktowany sam Mistrz. Zwróćmy uwagę, że Pan Jezus, gdy zgłaszali się do Niego chętni do naśladowania, mówił otwarcie co ich czeka – „Lisy mają jamy, a ptaki niebieskie gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił” (Łuk. 9:58). Nie było żadnych obiecanek wspaniałego życia tu na ziemi, lecz zapewnienie, że gdy wytrwają do końca, doznaję wiekuistej chwały w domu Ojca.
Pan Jezus, podczas swej ziemskiej służby, musiał sprostać surowym wymaganiom jakie Mu stawiano. Ponieważ najczęściej mówił o sprawach wiecznych, spotykał się z brakiem zrozumienia. Nawet pewien dostojnik żydowski, nauczyciel Prawa Bożego w Izraelu, nie mógł zrozumieć na czym polega narodzenie się z Ducha i wody. Później, gdy rozeszło się wśród ludzi, że Chrystus może chodzić po wodzie, zażądali od Niego znaku na potwierdzenie, że jest Tym, za kogo się podaje.
Żydzi lubili znaki i cuda. Bóg, na potwierdzenie, że jest jedynym Bogiem i nie ma innego, uczynił  mnóstwo wielkich dzieł w ich historii. Jednym z wielkich znaków była manna, jaką zbierali podczas wędrówki do Ziemi Obiecanej. Żaden inny naród nie doświadczył takiego cudownego zjawiska, dlatego Żydzi przypomnieli Chrystusowi, że Bóg „chleb z nieba dał im, aby jedli” (Jan 6:31). A Ty, zapytali Chrystusa, „Jaki więc znak czynisz, abyśmy widzieli i uwierzyli tobie?” (w. 30).
Wówczas Pan Jezus wyłożył im naukę o prawdziwym chlebie. Wyjaśnił im, że „chleb Boży to ten, który z nieba zstępuje i daje światu żywot” (Jan 6:33), a nie manna, która wystarczyła tylko na jeden dzień, z wyjątkiem Szabatu, gdyż ulegała zepsuciu następnego dnia. Jezus powiedział wprost: „Ja jestem chlebem żywota; kto do mnie przychodzi, nigdy łaknąć nie będzie, a kto wierzy we mnie, nigdy pragnąć nie będzie” (w, 35). Wówczas zaczął tłumaczyć słuchaczom dlaczego przyszedł, gdyż jedynym Jego celem jest wypełnienie woli Ojca, który postanowił obdarować życiem wiecznym wszystkich, którzy tego zapragną i przyjdą do Niego, gdyż On jest jedyną drogą. A życiem wiecznym jest ożywienie jakie daje Duch Święty, gdyż „Duch ożywia. Ciało nic nie pomaga. Słowa, które powiedziałem do was, są duchem i żywotem” (w. 63). Wcześniej, Chrystus powiedział ludziom, że każdy, kto zapragnie tego życia, musi przyjąć Go wiarą – „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, kto wierzy we mnie, ma żywot wieczny” (w. 47).
Spożywanie chleba, którym jest Chrystus, a dokładniej, Jego ciała, gdyż powiedział: „a chleb, który Ja dam, to ciało moje, które Ja oddam za żywot świata” (Jan 6:51), było już za wiele. Więc posprzeczali się Żydzi pomiędzy sobą, stawiając pytanie: „Jakże Ten może dać nam swoje ciało do jedzenia?” (w. 52). Aby nie było cienia wątpliwości o co chodzi, Jezus dodał: „Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, we mnie mieszka, a Ja w nim” (w. 56). Dla wyjaśnienia, na czym polega to „spożywanie”, wskazał na przykład z własnego życia – „Jak mię posłał Ojciec, który żyje, a Ja przez Ojca żyję, tak i ten, kto mnie spożywa, żyć będzie przeze mnie” (w. 57)

Tak jak spożywany chleb przenika do organizmu, dając mu życie, tak Chrystus musi przeniknąć nas całkowicie, aby Jego życie objawiło się w nas. Jezus powiedział, posługując się obrazem chleba, który jest podstawowym źródłem pożywienia, że nowe życie, jakie On przynosi polega na całkowitym wyrzeczeniu się siebie samego, gdyż „jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój, i niech idzie za mną” (Mat. 16:24).
Wielu z uczniów Pana Jezusa, słysząc słowa o prawdziwym chlebie, powiedziało: „Twarda to mowa, któż jej słuchać może? (Jan 6:60). Myślę, że gdy uświadomili sobie ile będzie ich kosztować życie dla Chrystusa „wielu uczniów jego zawróciło i już z nim nie chodziło” (w. 66).
Znamy dobrze reakcję Piotra, tego który często wyrywał się pierwszy do odpowiedzi. Teraz wykrzyknął: „Panie! Do kogo pójdziemy? Ty masz słowa żywota wiecznego!” (Jan 6:68).
Jeśli poznaliśmy smak prawdziwego chleba jaki przyszedł od Ojca, wiemy, że nie ma nic ważniejszego, niż życie z Chrystusem i dla Niego. Słowo Boże poważnie traktuje życie, nie rozpieszcza, lecz nazywa rzeczy po imieniu. Apostołowie od samego początku mówili o pełnym koszcie chrześcijańskiego życie. Gdy wracali z misji, odwiedzali nowopowstałe zbory, „utwierdzając dusze uczniów i zachęcając, aby trwali w wierze, i mówiąc, że musimy przejść przez wiele ucisków, aby wejść do Królestwa Bożego” (DzAp. 14:22). Apostoł Paweł w swoich listach nieraz wspominał o tym, że nie wszyscy trwali wiernie przy Panu, być może dlatego, że cena naśladowania Chrystusa przerosła ich oczekiwania.
Obawiam się, ze współczesne chrześcijaństwo zostało nafaszerowane rodzynkami. Ewangeliści naszych czasów, zamiast mówić o zupełnym wyrzeczeniu się dla Chrystusa, obsypuja słuchaczy obietnicami wspaniałego życia tu na ziemi. Pan Jezus powiedział do słuchających nauczania o prawadziwym chlebie, że „nikt nie może przyjść do mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który mnie posłał, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (Jan 6:44).
Niektórzy myślą, że Ojciec pociąga do siebie tylko predestynowanych, czyli z góry upatrzonych. Nic bardziej mylącego, gdyż Pan Jezus wyjaśnił na czym polega to Ojcowskie „pociągnięcie”. Gdy mówił o Swojej śmierci na krzyżu powiedział: „A gdy Ja będę wywyższony ponad ziemię, wszystkich do siebie pociągnę” (Jan 12:32).
Na tym, między innymi, polega wykonanie woli Ojca – Jezus pociąga do Siebie każdego, zapraszając do współukrzyżownia z Nim. Lecz nie każdy na to się godzi, gdyż ludzie wolą naśladować Chrystusa, bez niesienia krzyża. Pamiętajmy o słowach Pana Jezusa, który powiedział: "kto nie bierze krzyża swego, a idzie za mną, nie jest mnie godzien" (Mat. 10:38).
Zbyt „twarda to mowa”, lecz nie ma innej drogi, aby zostać „wskrzeszonym w dniu ostatecznym”.
Henryk Hukisz

No comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.