Pamiętam wydarzenie sprzed lat, gdy na spacerze z wnukami, podziwialiśmy kolorowy balon, płynący cicho po błękitnym niebie . Czteroletni wówczas wnuczek, unosząc rączkę w jego kierunku, powiedział: „Dziadzia, it’s a hot air balloon”, jak oficjalnie nazywa się za oceanem te piękne olbrzymy. Uroku dodaje nieraz sytuacja, gdy możemy podziwiać większą ilość kolorowych balonów sunących bezszelestnie po bezchmurnym niebie. Lecz nie o tych podniebnych statkach chcę pisać, lecz o zjawisku patologicznym, jakie niestety występuje coraz częściej w naszej społeczności duchowej.
Obraz dużego kolorowego balonu przyszedł mi kiedyś na pamięć w czasie nabożeństwa, gdy pastor mówił na temat cech charakteryzujących współczesne chrześcijaństwo na podstawie Drugiego Listu apostoła Pawła do Tymoteusza 3: 1-5. Niektóre określenia, jakie Paweł umieścił na liście osiemnastu cech ludzi wierzących czasów ostatecznych, są mało zrozumiałe dla współczesnych chrześcijan. Może dlatego zbytno się nimi nie przejmujemy, z dużą szkodą dla nas samych. Błędem jest odnosić je do świata, czyli ludzi nie będących w żywym kościele Jezusa Chrystusa
Jak z pewnością zauważyli pilniejsi czytelnicy mojego bloga, dość często piszę właśnie na
ten temat, ponieważ uważam, że dobrze jest nie być zaskoczonym, gdy nadejdzie
już ten ostateczny dzień. Dobrze jest, gdy ma się taką możliwość, odczytać
oryginalne znaczenia tych wyrażeń, aby zrozumieć ich rzeczywiste znaczenie. Na przykład, wyraz w naszym popularnym przekładzie
Biblii słowo „okrutni”, w oryginale brzmi „dzicy”, czyli nieokiełzani lub
niepohamowani, jak oddaje to Biblia Tysiąclecia. Cecha ta staje się prawie że normą współczesnej młodzieży tego świata. Problem w tym, że wielu liderów zborowych tak chętnie zapożycza właśnie takie wzorce postępowania, tłumacząc to tym, że łatwiej będzie dotrzeć do środowiska ludzi niewierzących, jeśli przyjmie się ich styl postępowania.
W dzisiejszym rozważaniu chcę zająć się określeniem „nadęci”, (2 Tym. 3:4), jak to zostało oddane we wszystkich
polskojęzycznych przekładach. Tłumaczenia anglojęzyczne prezentują szerszą gamę
wyrazów, dzięki czemu można lepiej odebrać to, co miał na uwadze autor tego
listu. I tak mamy, począwszy od KJV, „highminded” – uważanie siebie za
wzniosłego, przez ASV, „puffed up” – nadęty, aż do ABP, „being deluded” –
łudzący się, oszukujący siebie. A jak to jest w oryginale? Greckie słówko "τυφω" [tuphoo] znaczy „napełniony własną zarozumiałością”, lub „uniesiony własną
pychą”. I to ostatnie określenie wywołało z mojej pamięci kolorowy balon, który
udało mi się niedawno uchwycić obiektywem mojego aparatu, co też zamieszczam
jako załącznik do tego rozważania.
To greckie
słówko w pełnej formie gramatycznej w tym wierszu brzmi „tetuphomenoi”
i określa kogoś, kto napełnił się własną zarozumiałością na dobre, gdyż użyty
jest czas dokonany w przeszości ze skutkami trwającymi w teraźniejszości. Piszę
o tych zawiłościach gramatycznch, gdyż chcę pokazać, że nieraz konieczne jest
zgłębienie jakiegoś zagadnienia przy pomocy dostępnych środków nauczających. Rdzenny
wyraz „tuphoo” znaczy dosłownie „robić dym”, lub „spalać się powoli bez ognia”.
To
określenie występuje tylko trzy razy w Nowym Testamencie. Oprócz tego miejsca,
o którym mówię, spotykamy je jeszcze dwa razy w Pierwszym Liście do Tymoteusza. Apostoł
Paweł, gdzie apostoł ostrzegając przed pochopnym wyznaczaniem do służby w lokalnym kościele,
pisze, że „nie może to być dopiero co
nawrócony, gdyż mógłby wzbić się w pychę i popaść w potępienie diabelskie” (1 Tym. 3:6). Widzimy tutaj, jak blisko
może być od pragnienia służenia Bogu w kościele, do popadnięcia w potępienie diabelskie.
Drugie miejsce, w którym spotykamy to samo słówko, jest również związane z
nauczaniem w kościele, a bardziej z odstępstwem od zdrowej nauki. Apostoł Paweł
w tych listach pisał sporo na temat trzymania się zdrowej nauki oraz o
odpowiedzialnym potraktowaniu tych, którzy świadomie od tej nauki odciągają.
Paweł wyrażnie ostrzegał wierzących przed człowiekiem, który „inaczej naucza i nie trzyma się
zbawiennych słów Pana naszego Jezusa Chrystusa oraz nauki zgodnej z prawdziwą
pobożnością” (1 Tym. 6:3).
Takiego nauczyciela można rozpoznać własnie po tej charakterystycznej postawie,
a mianowicie, że jest „zarozumiały, nic
nie umie, lecz choruje na wszczynanie sporów i spieranie się o słowa, z czego
rodzą się zawiść, swary, bluźnierstwa, złośliwe podejrzenia” (w. 4).
Myślę,
że jednym z powodów, dlaczego nie widzimy dzisiaj rozwoju w zborach, o jakim
czytamy w księdze Dziejów Apostolskich, jest chęć wywyższania się tych, którzy
przewodzą. Tytułomania, zwracanie uwagi na siebie, podkreślanie własnych
dokonań gubi dzisiaj wielu nauczycieli, a to prowadzi do stagnacji, o ile nie
do rozpadu całych społeczności. A szczególnie w ostatnim czasie, można zaobserwować wielu liderów, którzy - jak to kiedyś określił mój przyjaciel w swoim komentarzu - "mają parcie na wielkość (i wielkie pieniądze) stąd chyba taka potrzeba zaistnienia w wielkich gremiach". Chodzi w tym przypadku o chęć występowania w "ewentach" organizowanych wspólnie z duchownymi z kościoła katolickiego. Takie wydarzenia zwracaja na siebie uwagę ludzi i mediów i w ten sposób można znaleźć się nawet na pierwszych stronach gazet. A, jak zauważył już wspomniany przyjaciel w swoim komentarzu, historię świata zmieniła niewielka grupka skromnych naśladowców Chrystusa, dzięki napełnieniu mocą Ducha Świętego, a nie "układami ze światem". Dlatego uważam, że lista tych osiemnastu cech
charakteryzujących chrześcijan czasów ostatecznych (2 Tym. 3:1-5), powinna być potraktowana
poważnie.
Kolorowe
balony są piękne na bezchmurnym niebie, ale na tym powinien kończyć się nasz
podziw. Jeśli w naszej okolicy pojawiają się „nadęci” zwiastuni nowych nauk,
którzy nie dopuszczają myśli, że są w błędzie, to stanowią duże zagrożenie dla
siebie samych i dla nieświadomych odbiorców głoszonych nowinek. Być może są z siebie
zadowoleni, gdy wielu podziwia ich „duchowość” i pędzą po niebie jak chmury „bez wody unoszone przez wiatry” (Jud. 12). Najczęściej są to jednak
wiatry „nauki przez oszustwo ludzkie i
przez podstęp, prowadzący na bezdroża błędu” (Efez. 4:14).
Lubię
kolorowe balony na niebie, lecz na tym kończy się mój zachwyt. Natomiast gdy
widzę „balonowych” nauczycieli, niepokoi mnie dym, jaki później po nich zostaje,
gdyż jeszcze długo gryzie w oczy niewinnych ludzi, którzy ulegli oczarowaniu
naukami, jakie im głosili.
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.