Niebezpieczeństwo polega na tym, że sam sukces może stać się bogiem, zamiast doprowadzić do społeczności z naszym Ojcem w niebie. Posługiwanie się przykładami ze świata biznesu w środowisku chrześcijańskim prowadzi wprost do wielkich przekrętów Słowa Bożego. Wskazywanie na osobisty sukces twórcy Facebook’a czy Polskiego piłkarza może jedynie doprowadzić do budowania własnych celów, tworzenia własnego imperium wartości, które nigdy nie będą zgodne z Bożymi. Pastor Tim Keller w książce „Fałszywi bogowie” pisze, że sukces osobisty może wytworzyć w nas odczucie, że to my sami postawiliśmy siebie na szczycie naszych osiągnięć.
Dlatego
zastanawia mnie to, czy można zachować właściwą proporcję, pomiędzy odnoszeniem sukcesów będąc w drodze do celu, a osiągnięciem samego celu. Można
spędzić całe życie na skupianiu uwagi na poszczególnych elementach naszego
duchowego życia, zatracając z pola widzenia cel ostateczny. Najlepszym ostrzeżeniem dla nas mogą być słowa apostoła Pawła, który zastanawiał się, „bym przypadkiem, będąc zwiastunem dla
innych, sam nie był odrzucony” (1
Kor. 9:27).
Przeczytałem
niedawno w jakimś podręczniku na temat pełni życia, że sukcesem jest już sam
droga, a nie przeznaczenie, do którego prowadzi. Nie zgadzam się z
przeniesieniem tego hasła do życia chrześcijańskiego, gdyż naszym głównych celem,
jedynym jaki się liczy, jest wejście do radości naszego Ojca w niebie. Wszystko
inne, to co prowadzi do osiągnięcia tego celu, jest jedynie środkiem, drogą,
którą dla nas jest sam Jezus Chrystus. On sam wypowiedział to w jednym zdaniu: „Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt
nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie” (Jan 14:6). Nasza pobożność, nasze modlitwy, posty i wszystkie
wyrzeczenia są niczym bez Niego. Znaczenie ma jedynie trwanie w Nim, gdyż - „beze mnie nic uczynić nie możecie” (Jan 15:5) - ostrzega nas sam Chrystus.
Tak więc przywiązywanie wielkiej uwagi do odnoszenia chwilowych sukcesów może
spowodować odwrócenie jej od głównej Osoby, bez której nic się nie liczy w Bożej
ocenie naszych dokonań.
Wszyscy
jesteśmy sługami Bożymi, gdyż zostaliśmy przeznaczeni do wykonania powierzonego
nam zadania. Nasz Pan, zgodnie z naszymi zdolnościami, przekazał nam „talenty”,
jak to sam określił w przypowieści – „I
dał jednemu pięć talentów, a drugiemu dwa, a trzeciemu jeden, każdemu według
jego zdolności, i odjechał” (Mat.
25:15). Nauka jaka płynie z tego podobieństwa, jest prosta – mamy obracać,
mówiąc inaczej, musimy używać te zdolności, jakimi zostaliśmy obdarowani przez
Stwórcę, dla Jego chwały. Dobrzy słudzy, po wykonaniu powierzonego im zadania powiedzą: „Sługami nieużytecznymi jesteśmy, bo co
winniśmy byli uczynić, uczyniliśmy” (Łuk.
17:10).
Apostoł Paweł udziela nam bardzo prostej lekcji na
temat znaczenia naszego życia, które jest jedynie drogą do celu. Porównał je do listu, w którym
Bóg oznajmia wszystkim ludziom na świecie Swoją miłość wyrażoną w Swoim Synu.
Celem naszego doczesnego życia jest składanie świadectwa o tym, że zostaliśmy
zbawieni z łaski. Nie nasze własne słowa i uczynki, lecz list napisany przez
Ducha Świętego na naszych sercach, jest jedynym czytelnym przekazem. Uczynki,
które są owocem Ducha Świętego, mogą jedynie uwielbić Boga. Tak więc nie możemy
sobie przypisać sukcesu w wydaniu nawet najmniejszego owocu, którego twórcą w
nas jest Duch Boży.
Paweł
zwraca uwagę, że nie jesteśmy w stanie przypisać sobie nawet naszych własnych
myśli - „jakobyśmy byli zdolni pomyśleć coś sami z siebie i tylko z siebie,
lecz zdolność nasza jest z Boga” (2 Kor. 3:5). Niczego nie doszukiwał się w sobie samym. Dlatego ten pokorny sługa
Boży wyznał szczerze: „albowiem kiedy
jestem słaby, wtedy jestem mocny” (2
Kor. 12:10). Służba, do której zostaliśmy powołani, opiera sie na innych
zasadach, niż ta, którą wykonywali Izraelici. Oni mogli służyć jedynie w
przybytku, który był cieniem tego, do którego my mamy dostęp, gdyż my
przyszliśmy „do pośrednika nowego
przymierza, Jezusa, i do krwi, którą się kropi, a która przemawia lepiej niż
krew Abla” (Hebr. 12:24).
Nowe
przymierze określa nowe reguły, które liczą się w relacji z Bogiem. Już nie
własne sukcesy, lecz dzieło Chrystusa ma znaczenie dla Boga. To On sam „uzdolnił nas, abyśmy byli sługami nowego
przymierza, nie litery, lecz ducha, bo litera zabija, duch zaś ożywia” (2 Kor. 3:6). Obawiam się, że wszelkiego
rodzaju wezwania do osiągania sukcesów, nawet najbardziej duchowo brzmiące,
mogą być jedynie zachętą do chlubienia się sobą samym.
Na zakończenie, chcę jeszcze raz wrócić do słów apostoła Pawła, który mógłby wskazać na
wiele sukcesów w swoim życiu. Zamiast tego, wolał powiedzieć o sobie: „wszystko to, co mi było zyskiem, uznałem ze względu na Chrystusa za
szkodę” (Filip. 3:7). Greckie słówko "κερδη" [kerde] określa pewną formę sukcesu, osiągnięcie korzyści. Paweł jednak,
„ze względu na Chrystusa”, którego pragnął uczcić najbardziej przez swoje
życie, nie chciał niczego przypisywać sobie, żadnych własnych sukcesów. Dlatego
mógł, z nadzieją opartą na Chrystusie, oczekując na nasze wspólne przeznaczenie,
zachęcać i nas słowami: „My wszyscy
tedy, z odsłoniętym obliczem, oglądając jak w zwierciadle chwałę Pana,
zostajemy przemienieni w ten sam obraz, z chwały w chwałę, jak to sprawia Pan,
który jest Duchem” (2 Kor. 3:18). Nic z nas samych, wszystko dzięki Jego łasce!
Cel
nie uświęca środków – tak jest w Bożym Królestwie. W tym świecie jest
odwrotnie, środek może stać się celem. Pan Jezus wyraźnie określił Swoje
pochodzenie, mówiąc: „Królestwo moje nie
jest stąd” (Jan 18:36). Dlatego zapewnia nas, że gdy będzie nas przedstawiać Ojcu, to powie z całym przekonaniem, że ci „nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze
świata” (Jan 17:16). Na ten sukces pracował On sam, i to bardzo ciężko, gdyż oddał Swoje życie.
Henryk
Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.