Wednesday, September 18, 2013

Kogo głosimy?

W poradnikach na temat prowadzenia biznesu znajdziemy wiele dobrych rad, które powinniśmy stosować, jeśli chcemy odnieść sukces. Jedną z nich jest zwrócenie uwagi na zdobyte doświadczenia, osiągnięte odznaczenia czy posiadane wykształcenie.
Nie dziwi mnie widok ścian z certyfikatami wszelakiej maści, mówiące potencjalnym klientom o zdobytych wyróżnieniach przez fryzjera, agenta ubezpieczeniowego, czy sprzedawcę nieruchomości. Przyznam, że to robi wrażenie, gdy widzę jakie sukcesy w dziedzinie uprawianej działalności odnosi fachowiec, u którego chcę dobrze załatwić swoją sprawę.
Lecz jeśli w gabinecie pastora widzę na ścianie wywieszone przeróżne „świadectwa wielkości”, czuję się jakoś dziwnie. Nie dlatego, że takowych nie posiadam, lecz zastanawia mnie, czemu mają one służyć. Chyba tylko jednemu, abym poczuł się małym wobec człowieka, który już tyle w życiu osiągnął.
Powszechnie jest przyjęte, że w środowisku ludzi wierzących posługujemy się zwrotami „brat”, lub „siostra”, wyrażając w ten sposób przynależność do jednej rodziny w Chrystusie. Chociaż osobiście wolę mówić po imieniu, gdyż tak zwracam się w mojej fizycznej rodzinie, i nikt nie jest z tego powodu obrażony. Posługiwanie się zwrotami „brat, siostra”, może nieraz spowodować dość zabawną sytuację. Znam pewną siostrę w Chrystusie, która była lekarką pracującą w miejskim szpitalu. Pewnego razu, odwiedzając chorych leżących w wieloosobowej sali, spotkała tam siostrę ze zboru, która powitała ją dość głośno słowami: „Witam siostrę”. Słowa te wywołały zdziwienie u pozostałych chorych znajdujących się w tym pokoju, którzy zwyczajowo zwracali się tak do pielęgniarek, a nie do lekarza.
Moje spostrzeżenia nie są czystym wymysłem, gdyż mógłbym podać wiele przykładów. Posłużę się tylko kilkoma świadectwami, na potwierdzenie mojego zaniepokojenia. Znam wielu pastorów, sam jestem jednym z nich, dlatego tym bardziej byłem zaskoczony, gdy zobaczyłem w biurze „kolegi po fachu” wiszące na ścianie świadectwo tytułu dokrota teologii wiedząc, że edukację zakończył bodajże na poziomie matury. Na jakimś zgromadzeniu chrześcijańskim zwrócono publicznie uwagę, aby do wymienionej z nazwiska siostry w Chrystusie zwracać się per „siostra docent”. Innym znów razem byłem zaskoczony widząc pieczątkę pastora, który pod tytułem "Pastor", przed swoim nazwiskiem umieścił skróty: „mgr inż”. W tym momencie przypomniałem sobie słowa apostoła Pawła, człowieka bardzo wykształconego, któty napisał o sobie – „Albowiem nie siebie samych głosimy, lecz Chrystusa Jezusa, że jest Panem, o sobie zaś, żeśmy sługami waszymi dla Jezusa” (2 Kor. 4:5). Niedawno znalazłem  w osobistej notatce jednego z pastorów, że aktualnie doktoryzuje się. Tą informacją wyprzedził fakt zdobycia tytułu co najmniej o cztery lata - niech ludzie wiedzą, kim będzie.
Jan Chrzciciel, człowiek który osobiście znał Chrystusa, i poznał Jego wielkość, powitał Pana słowami: „nie jestem godzien, schyliwszy się, rozwiązać rzemyka u sandałów jego” (Mar. 1:7). Później, gdy poznał Jezusa jeszcze lepiej, o swoim udziale w Bożym planie posłania Zbawiciela świata, wyznał: „Nie może człowiek niczego wziąć, jeśli mu nie jest dane z nieba” (Jan 3:27). A gdy doznał wielkiej radości, uświadamiając sobie fakt, że może być przyjacielem Oblubienicy, wykrzyknął: „On musi wzrastać, ja zaś stawać się mniejszym” (w. 30).
Apostoł Paweł, chociaż osobiście nie spotkał się z Chrystusem, poznał w pełni, i to dość boleśnie, że wielkość i znaczenie znajdował w służeniu, a nie w  chlubieni się sobą czy zdobytymi tytułami. Dlatego oświadczył całemu Kościołowi – „Najchętniej więc chlubić się będę słabościami, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusowa” (2 Kor. 12:9). We wszystkim co robił w Bożym Królestwie, starał się czynić jedno, aby "z całą odwagą i jawnie moim postępowaniem uwielbiać Chrystusa" (Fil. 1:20 [BW-P]). Dlatego w swoich listach do wierzących rozsianych po całym Imperium Rzymskim pisał o Chrystusie, który "przyszedł na świat, aby zbawić grzeszników, z których ja jestem pierwszy" (1 Tym. 1:15). Mając na uwadze poprawne prezentowanie się przed ludźmi, polecił Tymoteuszowi, aby "pewnym ludziom przykazał, aby nie nauczali inaczej niż my" (w. 3). Sądzę więc, iż to polecenie powinno być honorowane również i przez obecnych nauczycieli, gdyż zawsze jesteśmy tylko sługami Jezusa Chrystusa.
Skoro nauka apostolska obejmuje rownież i to zagadnienie, jak mamy ukazywać siebie wobec bliźnich, apostoł Paweł radzi wierzącym w Filippi, a myślę, że i współczesnym chrześcijanom również – „w pokorze uważajcie jedni drugich za wyższych od siebie” (Fil. 2:3). Za wzór mamy Chrystusa, który, „chociaż był w postaci Bożej, nie upierał się zachłannie przy tym, aby być równym Bogu, lecz wyparł się samego siebie, przyjął postać sługi i stał się podobny ludziom; a okazawszy się z postawy człowiekiem, uniżył samego siebie i był posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej” (w. 6-8).
A przecież wszyscy jesteśmy uczniami Chrystusa!
Kogo więc głosimy, siebie, czy Pana?
Henryk Hukisz

1 comment:

  1. Jedynym wyjściem aby nie poczuć się gorszym w takich sytuacjach może być ukazanie lepszych tytułów/doświadczenia. Tak by się wydawało. Chociaż nawet nie jestem przekonany, że w czasach apostolskich pozwolono by się tytułować mianem "lider".

    Paweł natomiast wolał się chlubić razami na swoim ciele.

    ReplyDelete

Note: Only a member of this blog may post a comment.