Gdy nastaje jesień, chętnie spędzam więcej czasu na zawnątrz, a najbardziej lubię podróżować przez lasy aby móc podziwiać całą paletę barw, jakimi Bóg maluje przyrodę. Oko nie może nasycić się kolorami, lecz w sercu rodzą się myśli, że jesień jest również porą zbierania plonów. W Polsce, w zborach organizuje się Święto Plonów, tutaj dopiero pod koniec Listopada będzie Thanksgiving Day. Żniwa mogą odbywać się tylko tam, gdzie wcześniej posiano nasiona. Jest to tak oczywiste, jak „dwa razy dwa, równa się cztery”. Już na samym początku, gdy Bóg ustanowił Swoje prawa dla ziemi i jej mieszkańców, zostało jasno powiedziane: „Dopóki ziemia istnieć będzie, nie ustaną siew i żniwo, zimno i gorąco, lato i zima, dzień i noc” (1 Moj. 8:22).
Co Pan Jezus miał na uwadze, gdy powiedział: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, aby wyprawił robotników na żniwo swoje” (Mat. 9:37,38)? Oczywiście, nie rolnictwo, lecz ewangelizację. Dlatego ewangelista Mateusz, w następnym rozdziale opisuje pierwszą wyprawę misyjną uczniów, którym „dał moc nad duchami nieczystymi, aby je wyganiali i aby uzdrawiali wszelką chorobę i wszelką niemoc” (Mat. 10:1).
Wierzę, że nie muszę dzisiaj nikogo przekonywać, że ta misyjna wyprawa jeszcze się nie skończyła. Na początku ery Kościoła, który został powołany do kontynuowania tej misji, Jezus powiedział: „Nie oddalajcie się z Jerozolimy, lecz oczekujcie obietnicy Ojca, o której słyszeliście ode mnie; (...) ale weźmiecie moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na was, i będziecie mi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (DzAp. 1:4,8). I oni, po tym, jak zostali wyposażeni w moc Ducha Świętego, aby dzieło zwiastowania Dobrej Nowiny dokonywane było w Bożej mocy, „poszli i wszędzie kazali, a Pan im pomagał i potwierdzał ich słowo znakami, które mu towarzyszyły” (Mar. 16:20).
Minęło już dwa tysiące lat, i nadal bardzo aktualne są słowa Pana Kościoła – „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało”. Nadal, milony ludzi nie słyszało jeszcze tej nowiny, że za ich grzechy umarł Boży Syn, aby zapewić im wejście do wiecznej społeczności z Ojcem. Najczęściej słyszą w kościołach o różnych programach pomocy materialnej, ludzie otaczani są opieką charytatywną. To też jest potrzebne, lecz często bardziej dla tych, którzy to czynią, dla uspokojenia ich sumień.
Osobiście, mam duże uznanie dla jednego z bardziej znanych ewangelistów naszych czasów – Reinharda Bonnke. Lubię czytać jego rozważania i raporty z pola misyjnego. Kilka lat temu, gdy odwiedził Chicago, wraz z żoną wzięliśmy udział w spotkaniu, aby usłyszeć o tym, co Bóg czyni na kontynencie afrykańskim. Zadałem sobie wówczas pytanie, i dziś do niego wracam, „Dlaczego na innych kontynentach, w innych krajach tak się nie dzieje?”
Dziś rano przeczytałem rozważanie z książki „Mark my Word”, napisanej przez tego ewangelistę. Poniżej zamieszczam tłumaczenie tego tekstu, ku naszej wspólnej rozwadze i decyzji.
„Jako młody misjonarz w Afryce, zwiastowałem czasami pięciu osobom. Poza naszym polem misyjnym, znajdowało się 450 milionów dusz w Afryce, większość z nich była obojętna na zbawienie w Jezusie Chrystusie. Tak, oni wszyscy mogliby być zewangelizowani w sposób, jaki dotychczas stosujemy; lecz musieliby żyć około 5,000 lat! Jednakowoż, mała ilość słuchaczy nie powinna nas zniechęcać. Przede wszystkim, gdyby nadeszło przebudzenie, uratowało by nas od wielu kłopotów! Ta nadzieja, kształtuje w nas cierpliwość, bo czyż nasi przodkowie nie zdeponowali w nas niekwestionowanej wiary? Później, uderzyło mnie to, że Ewangelia nie jest Dobrą Nowiną dla tych, którzy jej nie słyszeli. Ewangelia niezwiastowana nie jest w ogóle Ewangelią. Inny mały promyk oświecenia przeszył moje serce: w Nowym Testamencie nigdzie nie czytamy, że Bóg czyni to dzieło Sam, ale że „oni zaś poszli i wszędzie kazali”. Bóg działał tam, gdzie oni działali. Tak więc, On czeka na nas – i ja nie mogłem uciec od tej myśli; mnie to również dotyczyło!
Utworzyłem Korespondencyjny Kurs Biblijny, i 50,000 ludzi zapisało się. Tak wielu! Jak przez peryskop wysunięty z okrętu podwodnego - zobaczyłem, że jestem zanurzony w oceanie ludzi głodnych zbawienia. Później, widziałem w tej wizji, noc za nocą, jak cały afrykański kontynent został obmyty we Krwi Jezusa, kraj za krajem. Oczekiwaliśmy na przebudzenie, całkowicie i cierpliwie, modląc się przez całe stulecie. Z pewnością Bóg musi teraz odpowiedzieć? Kierując się nagłym impulsem (co odebrałem jako Boży znak), wynająłem stadion na 10,000 miejsc, aby zorganizować ewangelizację ze zborem liczącym 40 członków – i dziesięć tysięcy przyszło! Pierwszy zbiór pszenicy! Po raz pierwszy byłem świadkiem jak tysiące ludzi biegło do przodu aby przyjąć zbawienie. Bóg otworzył moje oczy i mogłem zobaczyć w rzeczywistości potężna falę mocy Ducha Świętego, jak przelewała się przez ten stadion, niewidzialną dla oka fizycznego. Potężny chrzest w Duchu Świętym, któremu towarzyszyły cudowne uzdrowienia. Płakałem jak mały chłopiec, i przyrzekłem Bogu, że posłusznie pójdę przez cały kontynent afrykański, aby ta wizja się spełniła. Wyciągnąłem taki wniosek, że jeśli Bóg zrobił to dla 10,000, to może uczynić i dla 450 milionów. To jest agresywny rodzaj ewangelicznej wiary, jaką chciałbym z nadzieją przekazać wam dzisiaj.”
Gdy pierwsi uczniowie posłusznie poszli, aby w mocy Ducha Świętego zwiastować Dobrą Nowinę, „Pan im pomagał i potwierdzał ich słowo znakami, które mu towarzyszyły” (Mar. 16:20).
Co my na to?
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.