Friday, October 19, 2012

"T" crossing

Podczas śpiewania refrenów, mam nieraz problem z akceptacją ich treści. Kiedyś, gdy śpiewano jedynie pieśni ze śpiewników, ich treść była najczęściej prawdziwym przesłaniem ewangelii i nie doświadczałem tego dylematu. Przypominam sobie moment, gdy na ekranie pojawiły się słowa refrenu, z którymi nie mogłem się zgodzić, gdyż wyrażały prośbę do Boga, aby uwolnił mnie od bólu i od cierpienia.
Jest rzeczą oczywistą, że nikt nie chce świadomie zadawać sobie ból, lub zgadzać się na cierpienie. Nie mam nic przeciwko zażyciu tabletki przeciwbólowej, i również modlę się o posilenie, gdy doświadczam cierpienia. Lecz zastanawiam się, jak powinniśmy odnosić się do sytuacji, gdy spotyka nas cierpienie – czy mam błagać o uwolnienie, czy poddać się Bożemu działaniu. Najlepszą odpowiedź możemy znaleźć w Biblii, która wypełniona jest informacjami na ten temat. Gdy zadamy sobie trochę trudu, aby zgłębić ten temat, aż zdziwimy się, ile mądrości możemy zdobyć studiując to zagadnienie.
Niedawno, w czasie przyjacielskiej rozmowy z jednym z pastorów, usłyszałem ciekawe określenie sytuacji, w jakiej często nas stawia Bóg. Mój rozmówca użył określenia „T” crossing, mając na uwadze skrzyżowanie, na którym musimy dokonać zwrotu, albo w lewo, albo w prawo, gdyż nie ma drogi na wprost.  Oczywiście zakładam, że rozumiemy na czym polega prowadzenie Ducha Świętego, i że do nas należy wybór kierunku, gdy stoimy na rozdrożu. Duch Święty nie zmusza nas do zwrotu w jedną czy w drugą stronę, On jedynie delikatnie nakłania, lecz postąpimy tak, jak sami zadecydujemy. Jeśli dobrze znamy głos naszego Pasterza, pójdziemy tam, dokąd On chce nas prowadzić. Lecz co zrobimy, gdy stając na rozdrożu zobaczymy, że strzałka wskazuje wyraźnie kierunek - „Cierpienie”?
Naturalnym odruchem jest ucieczka od cierpienia, lecz jeśli jesteśmy „duchowi”, jesteśmy narodzeni na nowo i chodzimy „według Ducha”, nie możemy kierować się cielesnym odruchem. Taki zachowanie charakteryzuje jedynie ludzi nieodrodzonych, jak to określił apostoł Paweł: „Ale cielesny człowiek nie pojmuje tych rzeczy, które są Ducha Bożego; albowiem mu są głupstwem i nie może ich poznać, przeto iż duchownie bywają rozsądzone.” (1 Kor. 2:14 [BG]) 
Powstaje więc pytanie, „Czy Bóg może świadomie zadawać nam ból?” W Biblii mamy wiele przykładów, począwszy od Hioba, do samego Chrystusa włącznie, potwierdzających pozytywną odpowiedź na takie pytanie. Cierpienie występowało w życiu największych mężów wiary, odpada więc teoria, z jaką często się spotykamy, że doświadczają go tylko ci, którzy nie mają wiary. Często jesteśmy wzywani do uwolnienia się od cierpienia przez wiarę. Tylko, czy Bóg naprawdę chce tego, czy my sami szukamy ucieczki?
Oczywiście, Bóg nie jest złym ojcem, którego cieszy widok cierpiącego dziecka. Lecz będąc lepszym Ojcem, od ziemskich, którzy są dobrzy dla swoich dzieci, Bóg wychowuje nas według swoich zasad. Może na pierwszy rzut oka, wydają się one nieco dziwne, ale z pewnością prowadzą do zamierzonych przez naszego Ojca celów. Czytamy w Biblii, że „kogo Pan miłuje, tego karze, i chłoszcze każdego syna, którego przyjmuje.” (Hebr. 12:6)  Tutaj należy się wyjaśnienie, że w oryginale użyte jest słowo „paideuo”, które znaczy „trenować”, „wychowywać”, czyli stosować narzędzie przygotowujące na przyszłość, a nie „chłostanie” za to, co się zrobiło. Wychowywanie, jest procesem kształtującym wnętrze człowieka, w rezultacie którego nabywa właściwych cech osobowościowych, czyli jego charakter.
Bardzo dobrą lekcję na temat roli cierpienia w życiu dziecka Bożego znajdujemy w liście Apostoła Pawła do Koryntian. Przechodząc utrapienia, a z pewnością należy do nich cierpienie, doświadczamy pocieszenia, jakiego nie doznalibyśmy bez niego, gdyż nasz Bóg jest „Ojcem miłosierdzia i Bogiem wszelkiej pociechy.” (2 Kor. 1:3) Bóg nie czyni niczego bez określonego celu, On ma we wszystkim jakiś zamiar. W tym przypadku, On chce, abyśmy doświadczali „cierpienia Chrystusowe”, gdyż „przez Chrystusa obficie spływa na nas pociecha.” (w. 5)  Apostoł Paweł daje nam świadectwo, że wraz z towarzyszącymi mu sługami Bożymi, doznali utrapień „ponad miarę i ponad siły nasze byliśmy obciążeni tak, że nieomal zwątpiliśmy o życiu naszym; doprawdy, byliśmy już całkowicie pewni tego, że śmierć nasza jest postanowiona.” (w. 8) Nie wiem, czy ktokolwiek z nas może poszczycić się takim świadectwem!  W jakim celu Bóg zesłał takie utrapienia na Swoich wiernych sług? Paweł udziela jasnej odpowiedzi: „abyśmy nie na sobie samych polegali, ale na Bogu, który wzbudza umarłych, który z tak wielkiego niebezpieczeństwa śmierci nas wyrwał i wyrwie; w nim też nadzieję pokładamy, że i nadal wyrywać będzie.” (w. 9) Jeśli więc chcemy nauczyć się spolegania na Bogu, a nie na sobie samych, musimy dokonać właściwego wyboru, gdy znajdziemy się na „T” crossing.    
Apostoł Piotr dzieli się z nami swoimi doświadczeniami, jakie przepowiedział dla niego sam Chrystus. Pan Jezus powiedział Piotrowi: „gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a kto inny cię przepasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz. A to powiedział, dając znać, jaką śmiercią uwielbi Boga.” (Jan 21:18,19) A my często myślimy, że najlepsze uwielbienie Boga oddajemy śpiewając piękne refreny, siedząc wygodnie w fotelu naszego kościoła, przy miłym akompaniamencie zespołu muzycznego.
Dlatego Piotr mógł z całym przekonaniem napisać: „Weselcie się z tego, mimo że teraz na krótko, gdy trzeba, zasmuceni bywacie różnorodnymi doświadczeniami.” (1 Ptr. 1:6) Apostoł nie jest osamotniony w takim zrozumieniu radości w życiu chrześcijanina. Jakub mu wtóruje zaleceniem: „Poczytujcie to sobie za najwyższą radość, bracia moi, gdy rozmaite próby przechodzicie.” (Jak. 1:2) Obydwaj apostołowie rozumieją, że cierpienie, doświadczenia i inne utrapienia mają przeogromny wpływ na jakość wiary. Piotr wie, że dzięki temu nasza wiara może być: „cenniejsza niż znikome złoto, w ogniu wypróbowane, ku chwale i czci, i sławie, gdy się objawi Jezus Chrystus.” (1 Ptr. 1:7)  Natomiast Jakub pisze, że taka wiara sprawia: „wytrwałość, wytrwałość zaś niech prowadzi do dzieła doskonałego, abyście byli doskonali i nienaganni, nie mający żadnych braków.” (Jak. 1: 2,3) Jak widać, cierpienie, doświadczenia i inne dolegliwości nie są rezultatem słabej wiary, lecz ją umacniają. Skoro tak, to czy naszemu Ojcu nie zależy na tym, abyśmy posiedli właśnie taka wiarę?
Wracając na skrzyżowanie w kształcie litery „T”, nie chodzi o to, aby samemu dokonywać wyboru, aby pchać się w kłopoty. Absolutnie nie! Lecz jeśli Pan ma w planie doszlifowanie naszego charakteru, to nie ma lepszego narzędzia, jak ucisk. Garncarz nie ulepi naczynia, jakie zamierzył, jeśli nie przyciśnie gliny swoimi palcami. Pan mówi ustami proroka Jeremiasza: „Oto jak glina w ręku garncarza, tak wy jesteście w moim ręku, domu Izraela!” (Jer. 18:6) 
Musimy mieć na uwadze test, jakiemu wszyscy zostaniemy poddani, gdy Pan przyjdzie po Swój lud. Będzie to czas szczególnej próby, jak pisze apostoł Piotr: „niebiosa z trzaskiem przeminą, a żywioły rozpalone stopnieją, ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną.” (2 Ptr. 3:10)   Paweł mówi, że to co zbudowane „z drzewa, siana, słomy” nie wytrzyma próby ognia Bożego tchnienia. Dlatego Piotr zadaje retoryczne pytanie: „jakimiż powinniście być wy w świętym postępowaniu i w pobożności, jeżeli oczekujecie i pragniecie gorąco nastania dnia Bożego, z powodu którego niebiosa w ogniu stopnieją i rozpalone żywioły rozpłyną się?” (2 Ptr. 3:11,12)
Jedno jest pewne, że w czasie doświadczeń, nie będziemy sami. Bóg będzie z nami, tak jak był z trzema wiernymi sługami za czasów Daniela – „Oto ja widzę czterech mężów chodzących wolno w środku ognia i nie ma na nich żadnego uszkodzenia, a wygląd czwartej osoby podobny jest do anioła.” (Dan. 3:25)
Bądźmy więc czujni, gdy znajdziemy się na „T” crossing.
Henryk Hukisz

No comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.