Słuchałem ostatnio wypowiedzi jednego z prominentnych duchownych kościoła katolickiego na temat stosunku do wyznawców innych wspólnot chrześcijańskich, konkretnie do protestantów. Ta wypowiedź była odpowiedzią na pytanie postawione przez zatroskaną matkę, której córka przeszła do protestantów. Chodziło o to, że w pojęciu pytającej, osoba odchodząca z kościoła katolickiego pozbawia siebie żywego Chrystusa, który dostępny jest w sakramencie. W odpowiedzi biskupa usłyszałem, że wprawdzie protestanci też są wierzącymi w Boga, lecz nie mają udziału w „pełni łaski zbawienia”, jaką dysponuje jedynie kościół katolicki. Należy tolerować protestantów, wyjaśniał dalej duchowny, lecz obowiązkiem katolika jest uświadomienie ich o tym znaczącym braku. Nie usłyszałem wprawdzie, że protestanci nie będą zbawieni z powodu niedostatku łaski zbawienia, lecz tak należało odczytać tę wypowiedź.
W dość obszernym wyjaśnieniu, na czym polega ekumenizm w pojęciu katolickim, cytuję wypowiedź jego autora w odniesieniu do praktyk organizowania wspólnych spotkań. Oto fragment: „Ale zgodnie z naszym obowiązkiem apostolskim chcemy was pobudzić do troski i czujności biskupiej w usuwaniu z umysłów […] owej opinii równie bezbożnej, co śmiercionośnej, że droga zbawienia może być odnaleziona w każdej religii […] Trzeba oczywiście przyjąć jako prawdę wiary, że poza apostolskim rzymskim Kościołem nikt nie może być zbawiony”. Wymowny jest już sam tytuł tego artykułu - „Ekumenizm nie może kończyć się na klepaniu po plecach, ale musi przechodzić do poważnej teologicznej debaty”.
Pisałem już przed laty na temat tego, kim są prawdziwi heretycy. Obecnie, w kontekście tej wypowiedzi, jak i częstych przejawów niezdrowej doktrynalnie ekumenii pomiędzy wierzącymi ewangelicznie i tradycyjnymi katolikami, postanowiłem do tematu powrócić. Poniżej przedstawiam tekst częściowo już opublikowany, lecz rozszerzony o nowe przemyślenia.
W potocznym znaczeniu określenie „heretyk” lub „sekciarz” odnosi się do osoby, która odstąpiła od religii powszechnie uznawanej za panującą. W naszym narodowym wymiarze, za heretyków uważa się tych, którzy przeszli z kościoła katolickiego do innego, ponieważ według pojęcia liderów tego kościoła, istnieje tylko jeden prawidłowy. Wszystkie inne uważa się za sekty albo co najwyżej, związki wyznaniowe, a ich wyznawców określa się grzecznie „braćmi odłączonymi”. Nie dajmy się jednak zwieść tym grzecznościowym zapewnieniom, że przedstawiciele KK uważają nas za swoich braci.
Natomiast jeśli jako kryterium oceny prawidłowości wyznawanej wiary przyjmiemy Biblię, to odstępcą od nauki w niej zawartej będzie każdy, kto nie uznaje Pisma Świętego jako jedynej, przez Boga natchnionej prawdy. Nieważne jest więc, do jakiego kościoła ktoś należy, nieważne jest nawet to, jak wielki jest ten kościół, gdyż liczy się jedynie Prawda objawiona ludziom przez Boga, jaką znajdujemy na stronicach Biblii. A tą Prawdą jest sam Pan Jezus Chrystus i to, jak Go przyjmujemy w naszym codziennym naśladowaniu, jako Pana i Zbawiciela.
Studiując uważnie Nowy Testament, możemy zauważyć, iż pierwszymi heretykami byli wszyscy ci, którzy uwierzyli w Jezusa Chrystusa i naśladowali Go w swoim życiu. Gdy apostoł Paweł przybył do Rzymu, a raczej przywieziono go tam skutego łańcuchami, gdy spotkał się z mieszkającymi tam Żydami, to usłyszał od nich: „Pragniemy jednak usłyszeć od ciebie, co myślisz. Wiadomo nam bowiem o tej sekcie, że wszędzie spotyka się ze sprzeciwem” (Dz.Ap. 28:22). Zresztą już wcześniej, gdy Pawła przywieziono do Cezarei, zapragnął wysłuchać go namiestnik rzymski Feliks. Gdy starsi izraelscy, na czele z arcykapłanem Ananiaszem, przedstawiając namiestnikowi Pawła, powiedzieli: „Stwierdziliśmy, że ten człowiek jest przywódcą sekty Nazarejczyków, szerzy zarazę i wzbudza niepokoje wśród wszystkich Żydów na świecie” (Dz.Ap. 24:5). Natomiast sam Paweł, gdy później zabrał głos, wyjaśniał jak rzeczywiście przedstawia się ta kwestia: „To jednak przyznaję przed tobą, że służę Bogu moich ojców zgodnie z tą Drogą, którą oni nazywają sektą, wierząc we wszystko, co zostało napisane w Prawie i u Proroków. Mam też w Bogu nadzieję, którą również oni mają, że nastąpi zmartwychwstanie sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (w. 14,15). Następnie zapewniał namiestnika, że stara się zachowywać czystość sumienia, gdyż pokłada swoją nadzieję w Bogu.
Natomiast później, gdy Paweł pisał listy do wierzących w Pana Jezusa, czyli do chrześcijan, heretykami [haireseos] nazwał tych, którzy sieją podziały i rozbijają zbory Boże. Z pewnością takie działanie można jedynie zaliczyć do uczynków ciała, gdyż jest przeciwne owocowi Ducha Świętego. Na liście uczynków ciała bowiem są takie zachowania jak: „bałwochwalstwo, magia, nienawiść, spór, zawiść, gniew, intrygi, niezgoda, rozłamy [hairesis]” (Gal. 5:20). Wprawdzie Paweł pisał do wierzących w Koryncie, że „zresztą nawet muszą być rozłamy [hairesis] między wami, aby się okazało, którzy spośród was są wypróbowani” (1 Kor. 11:19), lecz to nie usprawiedliwia wywrotowej działalności sekciarzy. Apostoł ostrzegał też duchowych pasterzy pierwszych zborów: „Wiem, że po moim odejściu wejdą między was drapieżne wilki, które nie oszczędzą trzody. Także spośród was samych powstaną ludzie, którzy będą głosić przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów” (Dz.Ap. 20:29,30). Więc widzimy, że sekciarskie tendencje pojawiały się w zborach już od samego początku istnienia Kościoła. Heretykami byli już nie ortodoksyjni chrześcijanie, wierni nauce Pana Jezusa, lecz fałszywi nauczyciele, wywołujący rozłamy.
Z lektury listów apostolskich możemy zauważyć, że zarówno Paweł, jak i Piotr kładli duży nacisk na ochronę wierzących przed fałszywymi nauczycielami, którzy zwodzili wyznawców Chrystusa, doprowadzając do rozłamów w zborach. Dlatego uważam, że w prawdziwym Kościele Jezusa Chrystusa, winniśmy zwracać uwagę na tych, którzy nie przynoszą zbudowania, lecz powodują rozłamy. Paweł pisał z troską do zboru w Tesalonikach: „A jeśli ktoś nie posłucha słów naszego listu, to zwróćcie na niego uwagę i odsuńcie się od niego, aby się zawstydził” (2 Tes. 3:14). Natomiast Tytusowi, którego Paweł pozostawił na Krecie, aby „uporządkował to, co zostało do zrobienia” (Tyt. 1:5), wprost nakazał: „Od odstępcy [hairetikon] trzymaj się z daleka po jednym lub drugim upomnieniu, wiedząc, że taki człowiek jest przewrotny i grzeszy, i sam na siebie wydaje wyrok” (Tyt. 3:10,11). Autorzy pism do zborów w początkach Kościoła zdecydowanie reagowali na niebezpieczeństwo rozbijania zborów. Niestety, obecnie często takie diabelskie tendencje przyjmuje się jako przejaw rozwoju kościoła.
Apostoł Piotr ostrzegał również wierzących: „Znaleźli się jednak też wśród ludu fałszywi prorocy, jak i wśród was będą fałszywi nauczyciele, którzy wprowadzą zgubne nauki, wyrzekając się Tego, który ich odkupił, i sprowadzą na siebie szybką zgubę. A wielu będzie naśladować ich bezwstyd. Z ich powodu droga prawdy zostanie zbezczeszczona” (2 Ptr. 2:1,2). Podobnie i apostoł Jan, ostrzegał i pouczał czytelników swoich listów: „Jeśli ktoś przychodzi do was i tej nauki nie przynosi, to nie przyjmujcie go do domu i go nie pozdrawiajcie. Ten bowiem, kto go pozdrawia, uczestniczy w jego złych czynach” (2 Jan 10,11). Nigdzie w nauczaniu apostolskim nie znajdziemy zachęty, aby okazywać miłość i cierpliwie znosić odstępców od zdrowej nauki. Apostołowie byli świadomi niebezpieczeństwa, jakie do zborów wnoszą ci, którzy dokonują rozłamów, dlatego ostrzegali wierzących przed "zadawaniem się" z takimi osobami.
Natomiast w naszych czasach, gdy internet jest wypełniony różnymi naukami, często spotykam się z grzecznym nastawieniem do osób, które nie trzymają się nauki biblijnej. Licznik odsłon filmików na YT bije w nieskończoność. Gdy nieraz zwracam uwagę na niebezpieczeństwo związane ze słuchaniem nieznanych nauczycieli, słyszę, że należy podchodzić do wszystkich z miłością i łagodnością. Niestety, takie podejście najczęściej kończy się wpadnięciem w pułapkę „nauki, którą chytrze posługują się ludzie, zwodząc na manowce” (Efez. 4:14). Nie można zasłaniać się miłością, gdyż prawdziwa miłość „nie raduje się z niesprawiedliwości, ale raduje się prawdą” (1 Kor. 13:6). Nie można oddzielić miłości od prawdy, gdyż prawda jest tylko jedna, biblijna, natchniona i zachowana niezmiennie w Kościele od początku. Wszystko inne, od niebiblijnej tradycji, aż po stosowanie świeckich metod budowania kościoła, jest herezją.
Pamiętajmy przede wszystkim na słowa Pana Jezusa, który ostrzega nas, że w czasach ostatecznych „pojawią się bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i będą dokonywać wielkich znaków i cudów, żeby, o ile to możliwe, zwieść nawet wybranych” (Mat. 24:24).
Henryk Hukisz
Polecam również:
"Zwodzenie wybranych"
"UWAGA! - zwiedzenia"
"Gdzie się podziali teolodzy?"
"Troska o zdrową naukę"
"Trendowate chrześcijaństwo"
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.