Najlepiej jest być piosenkarzem, bo wówczas można nawet kandydować do władz, gdyż ma się już gotowy
elektorat, bo każdy
fan kocha swojego
idola. Nie tak dawno jeden z takich artystów, widząc dookoła sam smród
i gnój, postanowił zostać prezydentem Polski. Aby nie mówić
rzeczy zasłyszanych, posłuchałem osobiście
jednego z wielu wywiadów, tego kandydata. Udzielił
go nie byle gdzie, bo na centralnej antenie radiowej.
Mój Boże, co za słownictwo, typowe dla przedstawicieli ulicy, którzy w tłumie potrafią rzucać wyzwiska i oskarżać tych, którzy z nimi nie idą. Ponieważ zabrakło mu poparcia, aby zdobyć tę najważniejszą politycznie pozycję, założył partię o nieokreślonej bliżej stronie politycznej i dostał się do parlamentu. Dość o polityce.
W
piosenkarstwie pojawił się kiedyś
szczególny
rodzaj twórczości, zwany z racji kolebki, gdzie
się narodził - „protest song”. Były to czasy buntu młodego
pokolenia wobec wszytkiego, co nie było młode. Wystarczyło,
że coś powstało co najmniej jedno pokolenie wstecz, obecnie było już wsteczne i absolutnie nie przystawało do ich postępowych idei. Ten styl myzyczny rozpowszechnił się w całym świecie, tak że nawet w naszym kraju, co niektórzy śpiewali przeciwko istniejącym systemom.
Można
ogólnie
powiedzieć, iż dzięki ówczesnym protestom, odrzucono
wiele wspaniałych i
dobrych wartości, jakie społeczeństwa kształtowały przez wiele
wieków. W
zamian, powstały
ruchy
wyzwolenia
ze wszystkiego, od ubioru do wyznawanych wartości włącznie. Dzięki
temu, dziś
mamy
na ulicach ludzi chodzących w łachmanach, domagających się
legalizacji narkotyków, a Boga i zasady pobożnego życia, najchętniej zamknęli by w klasztorach, lub w ogóle wyplenili z życia publicznego.
Niestety, te trendy wdzierają się drzwiami
i oknami do społeczności religijnych, z ewangelicznym chrześcijaństwem włącznie. Pisałem już niejednokrotnie na ten temat, więc co
najwyżej, podam poniżej tego tekstu, odsyłaczce do nich.
Temat
tego rozważania nawiązuje do środowiska, które obecnie
kształtuje
teologię. Kiedy spędzam nieco więcej czasu w
samochodzie, słucham muzyki lub tego, co "leci" w radiu. Kiedy mieszkałem jeszcze w Stanach Zjednoczonych, moją ulubioną stacja było Moody Radio. Lecz kiedy zamiast muzyki, czas antenowy wypełniały „damskie rozmowy”, coś, co mnie
nie wciąga, przełączyłem się na K-love, czyli stację
pozytywną i muzyczną. Osłuchałem
się już tak bardzo z powtarzanymi w kółko tymi samymi piosenkami, jak w kościele podczas uwielbiania, zacząłem odruchowo wyłączać radio. Zauważyłem, że większość śpiewanych tekstów propaguje ewangelię łaski, opartej na bezwarunkowej miłości Boga, pozwalającej żyć wszystkim jak chcą. Według autorów tych piosenek, Jezus powiedział do jawnogrzesznicy tylko: "I Ja cię nie potępiam", pomijają natomiast ważne zakończenie tej wypowiedzi - "Idź i odtąd już nie grzesz" (Jan 8:11).
Zauważyłem również, iż wielu pastorów zaczęło nauczać
według tego, o czym śpiewa się w piosenkach, a nie jak to jest napisane
w Biblii. Sam się dałem na to złapać, dopiero po jakimś
czasie zauważyłem,
że w Biblii, gdzie jest napisane o tym jak bardzo Bóg nas umiłował, nie ma wyrażenia „unconditional love”. Oczywiście, prawdą jest, że Bóg okazał Swoją miłość, nie wymagając wpierw od
grzeszników, aby spełnili jakieś warunki. Napisane jest,
że Bóg umiłował cały świat i to nawet „kiedy
byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł”
(Rzym.
5:8).
Odwołując się do najbardziej
znanego wersetu, który
mówi
o bezgranicznej Bożej miłości, jest w nim podany warunek, że „każdy,
kto weń wierzy”
(Jan
3:16),
nie zginie, lecz będzie miał życie wieczne. Stąd prosty wniosek,
że ci którzy nie uwierzą, pójdą na
wieczne potępienie, i nie pomoże im „bezwarunkowa” miłość
Boża.
W
wielu kościołach, szczególnie w tym kraju, gdzie mieszkałem ostatnio kilkanaście lat, propaguje się tzw. "ewangelię nieutracalności zbawienia". Tezę tę wywodzi się z założenia, że skoro wszechmogący Bóg wybrał
kogoś do zbawienia, nikt i nic nie może tego
stanu już zmienić. A przecież apostoł Paweł napisał: „jako
współpracownicy napominamy was, abyście nadaremnie łaski Bożej
nie przyjmowali”
(2
Kor. 6:1). Istnieje więc możliwość przyjęcia łaski daremnie. Paweł pisze do wierzących w Kolosach, że zostali pojednani z
Bogiem. Lecz, aby Chrystus mógł przedstawić ich Bogu „jako świętych i niepokalanych, i
nienagannych" muszą spełnić warunek - "jeśli tylko
wytrwacie
w wierze, ugruntowani i stali, i nie zachwiejecie się w nadziei,
opartej na ewangelii, którą usłyszeliście, która jest
zwiastowana wszelkiemu stworzeniu pod niebem, a której ja, Paweł,
zostałem sługą”
(Kol.
2:22,23).
Podkreśliłem słowa wskazujące na konieczność spełniania określonego warunku. Warunek ten wypełnić mogą jedynie osoby, które narodziły się na nowo i mają dostęp do łaski wytrwania. I tu konieczne jest współdziałanie człowieka wierzącego i łaski Bożej.
Piosenkarze
o tym już nie śpiewają, ponieważ ich celem jest dopasowanie treści piosenek do
uszu odbiorców, aby zaistnieć w świecie „show buisenessu”. Ta
śpiewana teologia, nie oparta na Słowie Bożym, potrafi jedynie wywołać atmosferę ogólnej radości. Za piosenkarzami śpiewają
tłumy, nie ważne, czy narodzeni na nowo, czy nie, gdyż chodzi jedynie o to, aby wszyscy dobrze się bawili, słuchając ich piosenek. Największym oszustwem jest wytworzenie atmosfery dobrego samopoczucia. Lecz to nie wystarczy do osiągnięcia zbawienia.
Zastanawiam
się, a raczej jestem pewien, że Bóg patrzy bardziej na serca, a
nie na usta tych, którzy spiewają a
nawet tańczą i
wcale nie jest uwielbiony takim śpiewem. Nasz Pan już kiedyś
powiedział o swoim
narodzie -„lud
zbliża się do mnie swoimi ustami i czci mnie swoimi wargami, a jego
serce jest daleko ode mnie, tak że ich bojaźń przede mną jest
wyuczonym przepisem ludzkim”
(Izaj.
29:13). Treści piosenek można nauczyć się szybko, lecz czy w parze ze śpiewem idzie przemienione życie? A przecież, o to chodzi, aby ci, którzy prawdziwie uwierzyli, chodzili w Panu i składali świadectwo, że mają nowe życie, a nie jedynie śpiewają nowe piosenki.
Piosenkarz zaśpiewa wszystko, co pasuje do melodii. Musimy więc uważać, czy jest to zgodne z tym, co powiedział Bóg.
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.