Złoty medal olimpijski znajduje się w marzeniach każdego sportowaca, podobnie jak buława generalska w plecaku żołnierza. To najwyższe trofeum zmagań sportowych nie jest przyznawane „na opiękne oczy”, lecz jest efektem olbrzymiego wysiłku i owocem długich treningów. Jak mówi polskie przysłowie, „Kto się nie leni, zrobi złoto z kamieni”, ten błyszczący kruszec nie zdobywa się tanio, trzeba za niego zapłacić, i to sporo.
Wystarczy przyjrzeć się codziennym treningom sportowców. Niedługo rozpoczynie się kolejna Olimpiada, tym razem w Rio de Janerio, w Brazylii. Znów na starcie staną zawodnicy walczący o medale i z pewnością, każdy będzie walczyć o ten najważniejszy, o złoty. Po zakończeniu biegu, bedziemy słuchać wywiadów z medalistami o cenie, jaką musieli zapłacić za prawo stanięcia na najwyższym stopniu. Niedawno czytałem o katorżniczych wprost metodach, jakim poddawani są ciężarowcy, aby w świetle reflektorów, przed wielomilonową widownią, podnieść nieludzki ciężar zawieszony na sztandze. Lekarz, przygotowujący sportowca do tego nienaturalnego zadania, aplikuje potężną dawkę środków znieczulających ból, aby naprężone ponad granice wytrzymałości mięśnie były w stanie poderwać i utrzymać, przez regulaminową ilość sekund ciężar, o kilka dekagramów większy, niż dotychczasowy rekord. Sportowiec zgadza się na to wszystko tylko dlatego, że chce za wszelką cenę zodbyć złoty medal.
Apostoł Paweł, podróżując przez różne miasta starożytnej Grecji, spotykał się również ze sportowcami. Być może obserwował ich przygotowania do igrzysk w Atenach i znał panujące prawa dotyczące życia sportowców. W tamtym czasie dzieci, w okresie od ósmego do czternastego roku życia, były przenoszone na tereny boisk sportowych, gdzie poddawane były specjalnym rygorom wychowawczym. Widząc później zdobywców sportowych laurów, Apostoł pisał: „a każdy zawodnik od wszystkiego się wstrzymuje, tamci wprawdzie, aby znikomy zdobyć wieniec, my zaś nieznikomy” (1 Kor. 9:25).
Zadaję więc pytanie, czy warto ponosić te wszystkie wysiłki, nieludzki reżim treningów, wyrzeczenia kończące się nieraz kalectwem, rozpadem rodziny, lub jej brakiem w ogóle. Przecież na następnej olimpiadzie, prawdopodobnie ktoś inny stanie na podium i dotychczasowy sportowiec zniknie z czołówek gazet. Prywatnie, być może założy szkółkę dla młodych sportowców, lub stanie się trenerem kadry narodowej, aby jeszcze przez jakiś czas być aktywnym na sportowej arenie. Lecz jego ciało, jego fizyczny stan wymagać bedzię nieustannej opieki medycznej, o ile nie znajdzie się w stanie niezdolności do normalnego funkcjonowania.
W latach siedemdziesiątych ubiegłego wielu, postrachem dla bokserów wagi ciężkiej był George Foreman, zdobywca złotego medalu na Olimpiadzie w 1968 roku. Lecz w osobistym życiu zdobył inny rekord, cztery rozwody, kalectwo uniemożliwiające podanie ręki nawet dziecku i wiele innych ułomności. Czy warto było? – można zadać sobie pytanie. Blask medali przeminął, sława zwycięstw ucichła – i co pozostało? A to jest tylko jeden mały ułamek, mały punkt na mapie życiorysów wielkich kiedyś sportowców.
Wracając do refleksji nad życiem sportowców w opinii Apostoła Pawła, chcę zadać pytanie, na ile my staramy się o zdobywanie „złota”, które ma nieprzemijająca wartość. Już w samym porównaniu pawłowym, widzimy wielką różnicę – „tamci wprawdzie, aby znikomy zdobyć wieniec, my zaś nieznikomy”. Dlatego warto jest zastanowić się nad ceną, jaką my płacimy w naszym życiu, aby zdobyć ten nieznikomy wieniec.
Zaraz, zaraz, ktoś powie, przecież mamy wszysto z łaski, a to znaczy że za darmo, nie musimy nic robić, aby otrzymać coś od Boga. Tak, to wielka biblijna prawda - od Boga otrzymujemy z łaski, za darmo, lecz ja mówię o naszym wysiłku w procesie uświęcenia życia, mówię o naszej służbie dla Pana. Czy to nas nic nie kosztuje? Apostoł Paweł dochodzi nawet do kontrowersyjnego wniosku – „ale umartwiam ciało moje i ujarzmiam, bym przypadkiem, będąc zwiastunem dla innych, sam nie był odrzucony” (1 Kor. 9:27).
Biblia zawiera również kilka ciekawych wersetów na temat złota. Najbardziej znane jest chyba porównanie naszej wiary do tego cennego kruszcu. Apostoł Piotr, będąc już sędziwym mężem Bożym, pisał do wierzących, aby radowali się w różnych doświadczeniach, ponieważ one przyczynią sie do tego, „ażeby wypróbowana wiara wasza okazała się cenniejsza niż znikome złoto, w ogniu wypróbowane, ku chwale i czci, i sławie, gdy się objawi Jezus Chrystus” (1 Ptr. 1:7). W porównaniu ze skarbem, jakim jest doświadczona wiara, złoto jest jedynie „znikomym” materiałem.
Paweł powrócił też do porównania sportowego lauru z wieńcem, jaki nas czeka. Pisał do Tymoteusza: „a teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan, sędzia sprawiedliwy, a nie tylko mnie, lecz i wszystkim, którzy umiłowali przyjście Jego” (2 Tym. 4:8). Miał na uwadze swoje życie, jakie przeżył w boju dla Pana. Mógł powiedzieć o nim z pełną satysfakcją: „Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem” (w. 7). A więc był to bieg i walka, a nie bezczynne odbieranie darmowych kęsów Bożych obietnic. Z pewnością wiedział, czym należy się chlubić w życiu. Gdy dukuczał mu „posłaniec szatana” wbity w jego ciało, wołał do Pana o ratunek. W zamian wysłuchania modlitwy w naszym częstym pojęciu, usłyszał: „Dosyć masz, gdy masz łaskę moją” (2 Kor. 12:9). Wieniec, jaki na niego czekał w niebie, był ciężko zasłużoną nagrodą za wszystkie wyrzecznia i trudy, jakie dobrowolnie brał na siebie ten wielki Boży sługa. Wiedział, że warto jest „umartwiać swoje ciało i ujarzmiać”, aby Boża moc mogła się przejawić, aby uwielbiony został Chrystus w jego słabym ciele.
Złoto w Biblii, to również obraz Nowej Jerozolimy, miasta, jakie Bóg przygotował dla wszystkich, którzy wiernie wytrwają do końca. To wielkie miasto Boga, będzie zbudowane z materiałów jeszcze nie znanych dla śmiertelnego człowieka. „A mur jego zbudowany był z jaspisu, samo miasto zaś ze szczerego złota, podobnego do czystego szkła. (...) A dwanaście bram, to dwanaście pereł; a każda brama była z jednej perły. Ulica zaś miasta, to szczere złoto, jak przezroczyste szkło” (Obj. 21:18,21).
Pan Jezus, dokończyciel naszej wiary, mówi każdemu wierzącemu, który chce dobiec do mety: „radze ci, abyś nabył u mnie złota w ogniu wypróbowanego, abyś się wzbogacił i abyś przyodział szaty białe, aby nie wystąpiła na jaw haniebna nagość twoja, oraz maści, by nią namaścić oczy twoje, abyś przejrzał” (Obj. 3:18).
Mając oczy „namaszczone” maścią Chrystusową, można zobaczyć blask jedynego złota, które ma wartość przed Bogiem, ponieważ, jak mówi inne przysłowie, tym razem niemieckie, „Nie wszystko złoto, co się świeci”.
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.