Nikt nie lubi
płacić podatków, lecz każdy rozumie potrzebę płacenia na rzecz państwa, aby
mogło funkcjonować. Takie jest teoretyczne założenie, a jak to wygląda w
rzeczywistości, nie będę tego tematu poruszać, bo nie taki cel mi przyświeca.
Nawiązuję jedynie w tytule tego rozważania do podatków, gdyż chcę pisać o
regularnych opłatach wnoszonych do lokalnego kościoła, czyli o dziesięcinie. Często spotykamy się z pytaniem: "Czy musimy płacić dziesięcinę, czy raczej mamy ją dawać z dobrej woli, a może w
ogóle nie musimy płacić dziesięciny? " Co na to Biblia, która powinna dać nam
odpowiedź na każde pytanie dotyczące naszego duchowego życia?
Biblia nie milczy na ten temat i spotykamy się z tym jedynie w jej starotestamentowej części. Natomiast, ani Pan Jezus, ani apostołowie nie
mówili nic o płaceniu dziesięciny, zarówno jako o obowiązku, czy też jako o dobrowolnym darze. Należałoby więc zadać sobie pytanie - Dlaczego tak
często spotykamy się we współczesnym Kościele z nauczaniem na temat
dziesięciny?
O finansach w Kościele pisałem już
wcześniej na tym blogu ( „Kościelna
sakiewka” i „Ile
na tacę?”),
lecz dotyczyło to tej kwestii w sensie bardziej ogólnym, niż samej dziesięciny,
jako pojęcia biblijnego. Teraz mam zamiar spojrzeć na to biblijne
zagadnienie w kontekście błogosławieństwa i przekleństwa, jak to często ukazują pisarze starotestamentowi. Myśl ta pochodzi z
fragmentu proroctwa Malachiasza, w którym czytamy wprost: „Przynieście do spichlerza całą dziesięcinę, niech będzie zapas w Moim domu! Wystawcie Mnie w ten sposób na próbę! - mówi Pan Zastępów - Czy nie
otworzę wam okien nieba i nie wyleję na was błogosławieństwa ponad miarę?”
(Mal. 3:10). W przeciwnym przypadku, Bóg
wyjaśnia w poprzednim wersecie, że zaniedbanie w dawaniu dziesięciny, sprowadziło na ten naród
klątwę (w. 9), która była brakiem
błogosławieństwa.
Dziesięcina była nakazem wynikającym z
Zakonu, czyli prawa nadanego narodowi Izraelskiemu. Głównym celem przynoszenia
dziesiątej części swoich dochodów do świątyni, było utrzymanie Domu Bożego i
służących w nim kapłanów i lewitów, którzy reprezentowali naród przed Bogiem.
Ta ofiara, składana przez każdego Izraelitę była traktowana jako dar poświęcony
Panu. Mojżesz pisał: „Każda dziesięcina z ziemi, czy to z zasiewu ziemi, czy to z owoców drzewa, należy
do Pana. Jest rzeczą poświęconą dla Pana, (...)Każda dziesięcina z bydła lub trzody, wszystko co przechodzi pod
laską pasterską, co dziesiąte będzie poświęcone Panu” (3 Moj. 27:30, 32). Z powyższych słów wynika, że większą część tego
daru stanowiły naturalne płody rolne i zwierzęta hodowlane. Ciekawe, że jakoś nie spotkałem
współcześnie nauczania o dziesięcinie, aby przynieść do zboru worek zboża, czy przyprowadzić dorodnego wołu. A producent obuwia powinien podarować pastorowi co dziesiątą
parę obuwia wytworzonego w jego zakładzie.
Składanie dziesięciny sługom w świątyni
zawierało również ideę zabezpieczenia ich przyszłości, czyli czegoś w rodzaju funduszu emerytalnego, ponieważ ta służba była ich codziennym obowiązkiem. Pan wyjaśnił tę
kwestię bezpośrednio Aaronowi, najwyższemu kapłanowi, który miał nadzór nad
całością służby w świątyni. Bóg mówi - „ponieważ dałem im jako dziedzictwo dziesięciny, które Izraelici przynoszą Panu w ofierze. Dlatego powiedziałem im: Nie będą posiadali żadnego dziedzictwa pośród Izraelitów” (4 Moj. 18:24).
Lewici natomiast, po otrzymaniu dziesięciny, to „dziesiątą część dziesięciny powinniście odłożyć na ofiarę dla Pana” (w.
26). Jak więc widzimy, był to czytelny system zabezpieczenia potrzeb
materialnych tych, którzy na co dzień zajmowali się potrzebami duchowymi
narodu - czymś w rodzaju Bożego podatku na rzecz utrzymania świątyni i zabezpieczenia życia osób służących w świątyni.
Nie sądzę, że usprawiedliwione jest przenoszenie
tego systemu do zborów, które zorganizowane są według współczesnych praw
finansowania ich działalności. Pastorzy, jeśli otrzymują wynagrodzenie za swoją
służbę, odprowadzają podatki do państwa, na takich samych zasadach, jak każdy
inny obywatel oraz odprowadzają obowiązkową składkę emerytalną. Niestety, często słyszałem nauczanie o konieczności dawania
dziesięciny, w oparciu na starotestamentowym systemie obowiązującym w Izraelu. Ten
system nie istnieje w Kościele, przynajmniej apostołowie tak nie nauczali i
pierwotny Kościół nie stosował zasady dawania dziesięciny, chociaż w większości
byli to Żydzi, dobrze obeznani z tym zwyczajem.
Dziesięcina jest pojęciem starszym niż
Zakon. Pierwszy raz czytamy o dobrowolnie złożonej ofierze w wysokości dziesięciu
procent z łupów wojennych, gdy Abram spotkał się z Melchisedekiem. Mąż
Boży, gdy usłyszał, że zwycięstwo odniesione nad jego wrogami było Bożym
błogosławieństwem, dał Bożemu kapłanowi „dziesięcinę
ze wszystkiego” (1 Moj. 14:20). Dziesięcina
jako dar serca, była powiązana z doznanym wcześniej Bożym błogosławieństwem.
Drugim przypadkiem, w którym spotykamy się
z dziesięciną przed ustanowieniem Zakonu, jako obowiązującgo prawa dla
wszystkich Izraelitów, był sen Jakuba, gdy uciekał ze swego domu, po wyłudzeniu
ojcowskiego błogosławieństwa. W tym śnie usłyszał Pana, który dał mu
obietnicę nadania mu tej ziemi w wieczne dziedzictwo. Jakub usłyszał również
wspaniałe słowa zapewniające Bożą ochronę. Obudzony ze snu, złożył Bogu ślubowanie,
iż jeśli Bóg będzie z nim, i będzie mu błogosławić, to „ze wszystkiego, co mi dasz, oddam Ci dziesiątą część” (1 Moj. 28:22). Myślę, że Jakub dobrze znał
historię Abrama swego dziadka, który z wdzięczności za doznane
błogosławieństwo, złożył ofiarę ze wszystkiego, co otrzymał od Boga. Wnuk
chciał naśladować dobry przykład, jako wyraz wdzięczności za doznane
dobrodziejstwa.
Oba te przypadki nie mogą stanowić
podstawy do nauczania, że w wyniku dawania dziesięciny, jako inwestycji w Boże
Królestwo, uzyskamy więcej błogosławieństwa. Słyszy się często, że jest to
najlepszy sposób inwestowania swoich finansów, gdyż banki zawodzą, a gospodarka
państwa może wpaść w zapaść ekonomiczną. Żeby nie stracić swoich dochodów, tacy nauczyciele wołają:
„oddajcie swoje finanse Panu”, podając numery swoich kont
bankowych.
Prorok Malachiasz nie stworzył podstawy do
nauczania, że za złożoną dziesięcinę Bóg odpłaci sowitym błogosławieństwem.
Malachiasz, podobnie jak inni Boży prorocy, wzywał do pokuty, do wejścia na
drogę Prawa Bożego, aby otrzymać błogosławieństwo, przyobiecane temu narodowi,
gdy wyszli z niewoli egipskiej. Uzyskiwanie błogosławieństwa w życiu narodu wybranego wynikało nie z płacenia dziesięcin, lecz z wierności wobec Bożego Prawa. Często spotykamy się z Bożym wymogiem, jaki stawiał wyraźnie przed Izraelem - "Spójrz! Dziś daję wam błogosławieństwo i przekleństwo. Błogosławieństwo - jeśli będziecie słuchać przykazań Pana, waszego Boga, które ja wam dziś dałem" (5 Mój. 11:26). Ta „ekonomia” Bożej opatrzności skończyła się
wraz z przyjściem Mesjasza. Teraz, jak pisze apostoł Paweł: "Bóg i Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa, … udzielił nam w Chrystusie pełni duchowych błogosławieństw" (Efez. 1:3). Czyżby Bóg oczekiwał na "dopłatę" z naszej strony w postaci dziesięciny, aby nas obficiej pobłogosławić?
Chrystus, gdy uzdrowił dziesięciu trędowatych i tylko jeden wrócił, aby podziękować, powiedział, że oczekuje wdzięczności od tych, którym okazał łaskę, co wyraził słowami „Gdzie
jest dziewięciu?” (Łuk. 17:17).
Apostoł Paweł, gdy nauczał o ofiarności, która powinna być wynikiem szczerości
serca, a nie obowiązkiem, wyraźnie określił formę okazywania naszej wdzięczności – „Każdy niech tak postąpi, jak w sercu zdecydował, bez żalu i nie pod przymusem, radosnego dawcę bowiem miłuje Bóg” (2 Kor. 9:7).
Nigdzie nie czytamy, aby w Nowym
Testamencie, jakikolwiek zbór Pański narzucał swoim członkom obowiązek dawania
dziesiątej części z ich dochodów. Paweł zwracał uwagę na potrzeby sług
Pańskich, którzy zwiastowali ewangelię, wędrując od miasta do miasta. Zebrane
środki finansowe były im wręczane w czasie ich odwiedzin w zborze, lub przesyłane później, po zgromadzeniu jakiejś kwoty – „Pierwszego dnia w tygodniu niech każdy z was odkłada u siebie i
przechowuje to, co może zaoszczędzić” (1
Kor. 16:2). Sądzę, że narzucenie obowiązku płacenia dziesięciny zwalnia z ochotnego dawania, gdyż wielkość ofiary będzie wyznaczał kalkulator, a nie serce.
Jak już pisałem w poprzednich rozważaniach na
ten temat, pierwotny Kościół, stosował prostą zasadę odnośnie potrzeb finansowych – „Nikt z nich nie cierpiał niedostatku, bo właściciele pól albo domów sprzedawali je i przynosili pieniądze uzyskane ze sprzedaży. I składali u stóp apostołów. Każdemu też rozdzielano według potrzeby” (Dz.Ap. 4:34,35). Ani słowa o dziesięcinie.
Nie było wówczas dziesięciny, jako
obowiązującego opodatkowania na rzecz zboru i jego pracowników. Ci, którzy
mieli więcej, ofiarowali tyle, ile mogli dać, aby pomóc tym, którzy mieli
mniej. Dziś, niestety możliwe jest wydanie polecanie dla naszego banku, aby regularnie, bez naszego udziału, przelewał na wskazane konto zboru, dziesięć procent naszych wpływów. Serce jest już nie potrzebne.
Henryk Hukisz
Bardzo podoba mi się brata "nie szukająca swego" wierność słowu Bożemu. Wielu bogatych pastorów nie odważyłoby się powiedzieć prawdy o dziesięcinie, by nagle nie stracić tej części swoich dochodów, która wynikała ze strachu wiernych przed przekleństwem zakonu. Tym bardziej brata postawa jest godna pochwały!
ReplyDelete