Monday, July 22, 2013

Wielki pechowiec

 Społeczeństwo naszych czasów określane jest najcześciej jako konsumpcyjne. Obecnie, najważniejszym celem dla większości ludzi, jest posiadanie jak najwięcej dóbr i wygód. Nawet chrześcijanie, znani na początku jako ludzie umiarkowani, teraz wpadli w wir posiadania i dobrobytu. Tzw. „ewangelia dobrobytu” (prosperity gospel), dokonała przewrotu w pojmowaniu podstawowych prawd kształtujących życie ludzi wierzących w Boga.
Któż nie chciałby być bogatym i zdrowym? W księgarniach i na portalach internetowych można znaleźć coraz więcej poradników osiągnięcia wymarzonego statusu człowieka szczęśliwego. Któż nie zna i nie śpiewa w swoim sercu słów piosenki Tewiego, biednego Żyda z Anatewki, „gdybym ja bogaty był”?
We współczesnych społeczeństwach, człowiek, który nie osiągnął przeciętnego statusu materialnego, uważany jest za pechowca. Tacy ludzie są często pogardzani, ponieważ nie potrafili niczego się dorobić. Można spotkać się również z poglądem, iż niedostatek jest skutkiem przekleństwa, jakie spoczywa na tych osobach. Oceniając współczesnymi kryteriami społeczeństwa konsumpcyjnego, można powiedziać, że chrześcijanie żyjący według norm biblijnych, są albo pechowcami, albo spoczywa na ich jakieś przekleństwo. Lecz?
Spójrzmy na Chrystusa. Narodził się w najgorszym do wyobrażenia miejscu, w stajni, w towarzystwie zwierząt. W życiu nie posiadał niczego, wyznał to słowami: „lisy mają jamy, a ptaki niebieskie gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił” (Łuk. 9:58). Prowadził życie w stylu wędrownego nauczyciela, który utrzymywany był przez przygodne osoby, gdyż Jego skarbnik trwonił zebrane datki. Nawet własna Jego rodzina nie rozumiała Jego misji, jaką przyszedł wypełnić i potraktowali Go jako niespełna rozumu. Często, ludzie słuchający Go, porywali kamienie aby Go ukamienować. Wiemy, że skończył życie jak przestępca, skazany na wyraźne żądanie ludzi, do których przyszedł aby ich ratować od wiecznego potępienia.
Uczniom Swoim polecił, wysyłając ich z Dobra Nowiną do zgubionych grzeszników, „nie miejcie w trzosach swoich złota ani srebra, ani miedzi, ani torby podróżnej, ani dwu sukien, ani sandałów, ani laski; albowiem godzien jest robotnik wyżywienia swego” (Mat. 10:9,10). Często, ta „godna zapłata robotnika”, wyrażana był kamieniami, przezwiskami lub co najmniej brakiem zainteresowania. Życie apostołów było świadectwem materialnego ubóstwa i częstej pogardy. Więzienia i prześladowania sług Bożych stały się normą powstającego w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Późniejsze okresy rozwoju Kościoła przynoszą mnóstwo świadectw wskazujących na podobny styl życia ludzi wierzących i naśladujących Jezusa Chrystusa. Ubóstwo stało się główną cecha życia chrześcijan, mam na uwadze prawdziwych dzieci Bożych, a nie nominalnych wyznawców chrześcijańskiej religii.
Moim głównym bohaterem biblijnym jest apostoł Paweł. Myślę, że ten Boży sługa powinien być modelem dla każdego, kto chce szczerze wypełniać biblijne wskazania odnośnie życia i wiernego służenia Bogu. Wielu kaznodziejów i nauczycieli Słowa Bożego powołuje się na Wielkiego Apostoła, mając na uwadze cele jakie on osiągał, aby chociaż w niewielkiej skali dokonać czegoś w Bożym Królestwie. Lecz najczęściej przedmiotem marzeń są efekty służby Pawła, a nie jego styl życia i pobożności. A przecież, przyglądajac się różnym momentom jego życia, można ocenić je, według współczesnych kryteriów, że Paweł był jednym z największych pechowców, jakich zna historia.
W literaturze biblijnej, jak i poza biblijnej, apostoł Paweł znany jest z wielu porażek i doznań, z natury poniżającyh go w oczach środowiska. Zaraz po nawróceniu musiał uciekać po kryjomu z Damaszku. Gdy pojawił się w Jerozolimie, wśród przywódców pierwszego zboru chrześcijańskiego, nie został przyjęty z honorami i okazaniem zaufania, lecz musiał udać się na wygnanie do odległego Tarsu. Jego późniejsze życie stało się pasmem świadczącym i jednym wielkim pechu. Pisze o sobie sam, porównując się z innymi apostołami: „częściej byłem w więzieniach, nad miarę byłem chłostany, często znajdowałem się w niebezpieczeństwie śmierci” (2 Kor. 11:23).  Aby dać pełne świadectwo „niepowodzeń”, jak jest to rozumiane przez większość, wylicza całą ich listę: „Od Żydów otrzymałem pięć razy po czterdzieści uderzeń bez jednego, trzy razy byłem chłostany, raz ukamienowany, trzy razy rozbił się ze mną okręt, dzień i noc spędziłem w głębinie morskiej” (w. 24,25). Jakby mało tego było, kontynuuje swoją pechową listę: „Byłem często w podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od zbójców, w niebezpieczeństwach od rodaków, w niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustyni, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach między fałszywymi braćmi (w. 26). Czy znacie większego pechowca?
Lecz Paweł przyznaje się również do tego, że poniżanie, niezrozumienie, odrzucenie, jakie go spotykały, miały miejsce nie tylko ze strony wrogiego świata. Jak napisał na zakończenie podanej wyżej listy, spotykały go również niebezpieczeństwa „między fałszywymi braćmi”. Nie był uznawany za apostoła w zborach, które powstały dzięki jego zwiastowaniu. Musiało być coś nie tak w życiu Pawła, skoro wielu tak uważało. A na koniec, gdy zawleczono go przed sędziów tego świata, napisał: „nikogo przy mnie nie było, wszyscy mnie opuścili” (2 Tym. 4:16).
A przecież wiemy również, że apostoł Paweł mógłby przedstawić inną listę doznań, z których mógłby się chlubić. Miał możliwość niejednokrotnie słyszeć głos Pana, gdy przemiawiał do niego w czasie osobistego spotkania. Bóg objawiał Pawłowi wielkie tajemnice dotyczące Kościoła i prawd, jakich nauczał. Lecz ten skromny sługa Boży wolał chlubić się słabościami, jak to napisał: „mam upodobanie w słabościach, w zniewagach, w potrzebach, w prześladowaniach, w uciskach dla Chrystusa; albowiem kiedy jestem słaby, wtedy jestem mocny” (2 Kor. 12:10). Jak prawdziwie brzmią słowa zachęcające innych do życia, które jest pasmem bolesnych doświadczeń, gdy inni będą nazywać je pechem. Paweł był tego pewien, że „Pan stał przy mnie i dodał mi sił, aby przeze mnie dopełnione było zwiastowanie ewangelii, i aby je słyszeli wszyscy poganie; i zostałem wyrwany z paszczy lwiej” (2 Tym. 4:17).
Paweł znał źródło prawdziwej wartości życia. Wiedział, że nie są to bogactwa tego świata, lecz osobista społeczność z Panem. Mając na codzień doznania tego rodzaju, mógł szczerze powiedzieć: „nauczyłem się przestawać na tym, co mam, umiem się ograniczyć, umiem też żyć w obfitości; wszędzie i we wszystkim jestem wyćwiczony; umiem być nasycony, jak i głód cierpieć, obfitować i znosić niedostatek” (Filip. 4:11,12). Mógł tak ocenić swoje życie, ponieważ doświadczał mocy, która płynęła z obecności Chrystusa – „Wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia, w Chrystusie” (w. 13).
Czy apostoł Paweł był pechowcem? W ocenie ludzi niewierzących, z pewnością tak. Niestety wielu wierzących dzisiaj uważa, że pełnia życia chrześcijanina powinna wyrażać się w dobrobycie i pełnym zdrowiu. Jeśli tak, to oni również traktują Pawła, jak wielkiego pechowca.
Lecz, Bóg ocenił życie tego wiernego sługi na Swój sposób, i dał mu świadectwo, które apostoł wyraził słowami: „Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem” (2 Tym. 4:7). Paweł był tak pewien Bożego uznania, że otwarcie przyznał się, że „teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan, sędzia sprawiedliwy” (w. 8).
Jeśli uważamy, że powinniśmy żyć podobnie, na wzór życia Pawła, to możemy mieć nadzieję, że otrzymamy taki sam wieniec. Możemy wówczas Pawła powołać na świadka, gdyż powiedział:  „nie tylko mnie, lecz i wszystkim, którzy umiłowali przyjście Jego”.
Henryk Hukisz

No comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.