Któż
nie chciałby być bogatym i zdrowym? W księgarniach i na portalach internetowych
można znaleźć coraz więcej poradników osiągnięcia wymarzonego statusu człowieka
szczęśliwego. Któż nie zna i nie śpiewa w swoim sercu słów piosenki Tewiego, biednego Żyda
z Anatewki, „gdybym ja bogaty był”?
We
współczesnych społeczeństwach, człowiek, który nie osiągnął przeciętnego statusu
materialnego, uważany jest za pechowca. Tacy ludzie są często pogardzani,
ponieważ nie potrafili niczego się dorobić. Można spotkać się również z
poglądem, iż niedostatek jest skutkiem przekleństwa, jakie spoczywa na tych osobach. Oceniając
współczesnymi kryteriami społeczeństwa konsumpcyjnego, można powiedziać,
że chrześcijanie żyjący według norm biblijnych, są albo pechowcami, albo
spoczywa na ich jakieś przekleństwo. Lecz?
Spójrzmy
na Chrystusa. Narodził się w najgorszym do wyobrażenia miejscu, w stajni, w
towarzystwie zwierząt. W życiu nie posiadał niczego, wyznał to słowami: „lisy mają jamy, a ptaki niebieskie
gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił” (Łuk. 9:58). Prowadził życie w stylu
wędrownego nauczyciela, który utrzymywany był przez przygodne osoby, gdyż Jego
skarbnik trwonił zebrane datki. Nawet własna Jego rodzina nie rozumiała Jego
misji, jaką przyszedł wypełnić i potraktowali Go jako niespełna rozumu. Często, ludzie słuchający Go, porywali kamienie
aby Go ukamienować. Wiemy, że skończył życie jak przestępca, skazany na
wyraźne żądanie ludzi, do których przyszedł aby ich ratować od wiecznego
potępienia.
Uczniom
Swoim polecił, wysyłając ich z Dobra Nowiną do zgubionych grzeszników, „nie miejcie w trzosach swoich złota ani
srebra, ani miedzi, ani torby podróżnej, ani dwu sukien, ani sandałów, ani
laski; albowiem godzien jest robotnik wyżywienia swego” (Mat. 10:9,10). Często, ta „godna
zapłata robotnika”, wyrażana był kamieniami, przezwiskami lub co najmniej
brakiem zainteresowania. Życie apostołów było świadectwem materialnego ubóstwa
i częstej pogardy. Więzienia i prześladowania sług Bożych stały się normą
powstającego w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Późniejsze okresy rozwoju
Kościoła przynoszą mnóstwo świadectw wskazujących na podobny styl życia ludzi
wierzących i naśladujących Jezusa Chrystusa. Ubóstwo stało się główną cecha
życia chrześcijan, mam na uwadze prawdziwych dzieci Bożych, a nie nominalnych wyznawców
chrześcijańskiej religii.
Moim
głównym bohaterem biblijnym jest apostoł Paweł. Myślę, że ten Boży sługa
powinien być modelem dla każdego, kto chce szczerze wypełniać biblijne
wskazania odnośnie życia i wiernego służenia Bogu. Wielu kaznodziejów i
nauczycieli Słowa Bożego powołuje się na Wielkiego Apostoła, mając na uwadze
cele jakie on osiągał, aby chociaż w niewielkiej skali dokonać czegoś w Bożym
Królestwie. Lecz najczęściej przedmiotem marzeń są efekty służby Pawła, a nie
jego styl życia i pobożności. A przecież, przyglądajac się różnym momentom
jego życia, można ocenić je, według współczesnych kryteriów, że Paweł był
jednym z największych pechowców, jakich zna historia.
W
literaturze biblijnej, jak i poza biblijnej, apostoł Paweł znany jest z wielu
porażek i doznań, z natury poniżającyh go w oczach środowiska. Zaraz po nawróceniu
musiał uciekać po kryjomu z Damaszku. Gdy pojawił się w Jerozolimie, wśród
przywódców pierwszego zboru chrześcijańskiego, nie został przyjęty z honorami i
okazaniem zaufania, lecz musiał udać się na wygnanie do odległego Tarsu. Jego
późniejsze życie stało się pasmem świadczącym i jednym wielkim pechu. Pisze o
sobie sam, porównując się z innymi apostołami: „częściej byłem w więzieniach, nad miarę byłem chłostany, często
znajdowałem się w niebezpieczeństwie śmierci” (2 Kor. 11:23). Aby dać
pełne świadectwo „niepowodzeń”, jak jest to rozumiane przez większość, wylicza
całą ich listę: „Od Żydów otrzymałem
pięć razy po czterdzieści uderzeń bez jednego, trzy razy byłem chłostany, raz
ukamienowany, trzy razy rozbił się ze mną okręt, dzień i noc spędziłem w
głębinie morskiej” (w. 24,25).
Jakby mało tego było, kontynuuje swoją pechową listę: „Byłem często w podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, w
niebezpieczeństwach od zbójców, w niebezpieczeństwach od rodaków, w
niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w
niebezpieczeństwach na pustyni, w niebezpieczeństwach na morzu, w
niebezpieczeństwach między fałszywymi braćmi” (w. 26). Czy znacie większego pechowca?
Lecz
Paweł przyznaje się również do tego, że poniżanie, niezrozumienie, odrzucenie,
jakie go spotykały, miały miejsce nie tylko ze strony wrogiego świata. Jak
napisał na zakończenie podanej wyżej listy, spotykały go również
niebezpieczeństwa „między fałszywymi
braćmi”. Nie był uznawany za apostoła w zborach, które powstały
dzięki jego zwiastowaniu. Musiało być coś nie tak w życiu Pawła, skoro wielu
tak uważało. A na koniec, gdy zawleczono go przed sędziów tego świata, napisał: „nikogo przy mnie nie było, wszyscy mnie
opuścili” (2 Tym. 4:16).
A
przecież wiemy również, że apostoł Paweł mógłby przedstawić inną listę doznań, z
których mógłby się chlubić. Miał możliwość niejednokrotnie słyszeć głos Pana,
gdy przemiawiał do niego w czasie osobistego spotkania. Bóg objawiał Pawłowi
wielkie tajemnice dotyczące Kościoła i prawd, jakich nauczał. Lecz ten skromny
sługa Boży wolał chlubić się słabościami, jak to napisał: „mam upodobanie w słabościach, w zniewagach, w potrzebach, w
prześladowaniach, w uciskach dla Chrystusa; albowiem kiedy jestem słaby, wtedy
jestem mocny” (2 Kor. 12:10). Jak
prawdziwie brzmią słowa zachęcające innych do życia, które jest
pasmem bolesnych doświadczeń, gdy inni będą nazywać je pechem. Paweł był tego pewien, że „Pan stał przy mnie i dodał mi sił, aby
przeze mnie dopełnione było zwiastowanie ewangelii, i aby je słyszeli wszyscy
poganie; i zostałem wyrwany z paszczy lwiej” (2 Tym. 4:17).
Paweł
znał źródło prawdziwej wartości życia. Wiedział, że nie są to bogactwa tego
świata, lecz osobista społeczność z Panem. Mając na codzień doznania tego
rodzaju, mógł szczerze powiedzieć: „nauczyłem
się przestawać na tym, co mam, umiem się ograniczyć, umiem też żyć w obfitości;
wszędzie i we wszystkim jestem wyćwiczony; umiem być nasycony, jak i głód
cierpieć, obfitować i znosić niedostatek” (Filip. 4:11,12). Mógł tak ocenić swoje życie, ponieważ doświadczał
mocy, która płynęła z obecności Chrystusa – „Wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia, w Chrystusie” (w. 13).
Czy
apostoł Paweł był pechowcem? W ocenie ludzi niewierzących, z pewnością tak.
Niestety wielu wierzących dzisiaj uważa, że pełnia życia chrześcijanina powinna
wyrażać się w dobrobycie i pełnym zdrowiu. Jeśli tak, to oni również traktują
Pawła, jak wielkiego pechowca.
Lecz,
Bóg ocenił życie tego wiernego sługi na Swój sposób, i dał mu świadectwo, które
apostoł wyraził słowami: „Dobry bój
bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem” (2 Tym. 4:7). Paweł był tak pewien Bożego uznania, że otwarcie
przyznał się, że „teraz oczekuje mnie
wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan, sędzia sprawiedliwy” (w. 8).
Jeśli
uważamy, że powinniśmy żyć podobnie, na wzór życia Pawła, to możemy mieć
nadzieję, że otrzymamy taki sam wieniec. Możemy wówczas Pawła powołać na
świadka, gdyż powiedział: „nie tylko mnie, lecz i wszystkim, którzy
umiłowali przyjście Jego”.
Henryk
Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.