Denominacjonalizm – zanim gładko wypowiesz ten
wyraz, poczujesz ból wykręcanego języka. Można go bowiem umieścić obok
popularnych określeń stołu bez nóg, tańczącej panienki z Konstantynopola, czy
brzmiącego żuczka w zamojskim powiecie.
Z reguły, gdy chcemy użyć jakieś słowo, szczególnie
mało znane, powinniśmy wpierw poznać jego znaczenie. Jednym z takich wyrazów
jest „denominacja”, oraz pochodzące od niego określenie zjawiska, jakie dotyczy
przynależności ludzi do róznych denominacji, czyli "denominacjonalizm". W
środowisku ludzi ewangelicznie wierzących szerzą się częto opinie, że denominacji
należy unikać jak ognia piekielnego. W ustach niektórych przeciwników wszelkich
denominacji, to słowo brzmi złowieszczo, więc na wszelki wypadek, wypowiadają
je jedynie w koniecznych sytuacjach.
Co to jest denominacjonalizm i denominacja?
Osobiście, najczęściej posługuję się Słownikiem
Języka Polskiego PWN. Gdy chciałem poznać znaczenie słowa „denominacjonalizm”, nic nie znalazłem w tym słowniku. Natomiast,
gdy wpisałem w Google, na pierwszym miejscu pojawił się link, pod którym pan Czesiu
z Kalifornii wyjaśnia czym jest ta zawiłość. W oparciu o objawienia niejakiego
Krisa Vallottona, opisane w „Ulewnym deszczu” nasz rodak tłumaczy, że
denominacjonalizm opiera się na hierarchiach, które „najcześciej tworzą sie poprzez porządek dziobania. A w kurniku
kurczaki organizują swoją społeczność dziobiąc sie nawzajem aby ustalić, który
z nich jest najsilniejszym kurczakiem, który najsłabszym, oraz na jakich
szczeblach hierarchi znajdują sie wszystkie pozostałe” (z blogu pana Czesia). Ponieważ nikt nie
chce być dziobany, dlatego lepiej jest unikać wszelkich denominacji, które
funkcjonują w denominacjonalizmie. Domyślam się, że skoro książka „Ulewny
deszcz” została wydana w języku polskim, stąd też wzięła się niechęć do
denominacji w naszym kraju.
Natomiast słowo „denominacja” znjaduje się już w
naszym słowniku językowym. Gdy go wpiszemy w odpowiednie okienko na
stronie <www.sjp.pwn.pl/szukaj>,
znajdziemy wiarygodne wyjaśnienia. I tak, po pierwsze, denominacja, to nic
innego, jak «wymiana
pieniędzy związana ze zmianą nazwy lub z obniżeniem nominału». Na pewno nie o to chodzi osobom walczącym z
denominacjami, bo przecież nikt nie lubi obniżenia nominału na posiadanych
banknotach. Po drugie, denominacja znaczy nic innego, jak «nazwanie czegoś lub kogoś inną nazwą». O to też chyba nie chodzi
przeciwnikom tego pojęcia, ponieważ jest rzeczą normalną, że coś lub kogoś nazywamy
nieraz inaczej.
Dobrze, że istnieje jeszcze jedno znaczenie tego tajemniczego słowa.
Powszechnie poważany słownik wyjaśnia, że denominacja, to również «w Europie Zachodniej: grupa religijna,
która oddzieliła się od macierzystej organizacji religijnej; w USA: każda grupa
wyznaniowa». I tu pojawia się nowy problem, ponieważ jak to zwykle
bywa, „punkt widzenia, zależy od punktu
siedzenia”. Jeśli ktoś mieszka w Europie Zachodniej, to denominacji doszuka
sie w grupie religijnej, jaka wyłoniła się z kościoła ogólnie uznawanego za
kościół. Natomiast w USA, wystarczy być w dowolnej grupie religijnej, i już się
jest winnym przynależenia do denominacji. A co mają zrobić mieszkańcy Europy Wschodniej,
czy teraz, zjednoczonej w UE i pod inną szerokością geograficzną? Pozostawiam
pytanie bez odpowiedzi, gdyż to wiarygodne źródło informacji, milczy na ten
temat.
Oczywiście, możemy kontynuować nasze poszukiwania,
aby dowiedzieć się jak najwięcej, czym tak na prawde jest denominacja. Nie
powinniśmy używać słów, których znaczenia nie znamy, aby nie popełnić grzechu,
o jakim mówił pan Jezus – „że z każdego nieużytecznego słowa, które ludzie
wyrzekną, zdadzą sprawę w dzień sądu” (Mat.
12:36). Jeśli ktoś zarzeka się, że nikt nie przekona go, aby należał do
jakiejś denominacji, albo w denominacji widzi odstępstwo od wiary i pobożności,
porównując ją do Antychrysta, to sądzę, że wie, co mówi.
Inne źródła, gdzie możemy znaleźć wyjaśnienie tego
określenia, podają bardzo różne znaczenia. Katolickie środowiska, pod pojęciem denominacji
rozumieją wszystkie inne wyznania chrześcijańskie, uważając je najczęściej za
sekty. Protestanci, chyba najbardziej poważnie traktują denominacje, jako
związki wyznaniowe, skupiające ludzi wierzących wokół jednakowego
rozumienia doktryny biblijnej. Według Wikipedii, denominacja, to „określenie wspólnoty religijnej, posiadającej odrębną podmiotowość
określoną przez własną nazwę, naukę i strukturę”.
Więc, czym jest denominacja? Czy jest wrogiem prawdziwej
pobożności i należy unikać jej, jak zła, które nie pozwala przeżywać Boga w
wolności?
Osobiście uważam, ze denominacja, w pojęciu religijnym,
jest określeniem wskazującym na pewną stabilizację ruchu religijnego, Każdy
taki ruch, w fazie początkowej, nie posiada wyraźnie zdefiniowanych zasad
wiary. Nie posiada struktury organizacyjnej, jaka tworzy się w miarę powstawania
potrzeb wynikających z naturalnych uwarunkowań życia.
Spójrzmy na pierwszych chrześcijan. Księga Dziejów
Apostolskich i Listy Pawła pokazują nam, że dopiero po pewnym czasie, gdy pojawiały
się problemy w pierwszych zborach, zaczęto porządkować życie w społeczności
uczniów Chrystusowych.
Czytamy, że gdy „liczba uczniów wzrastała, wszczęło
się szemranie hellenistów przeciwko Żydom, że zaniedbywano ich wdowy przy
codziennym usługiwaniu” (Dz.Ap. 6:1).
Dwunastu apostołów, których Pan Jezus wyznaczył
do organizowania życia wśród wierzących, zwołali wszystkich, i wyznaczyli
diakonów, aby zajęli się powstałym problemem. Oni natomiast, orzekli: „my
zaś pilnować będziemy modlitwy i służby Słowa” (w. 4). Po kilkunastu latach, gdy już powstało wiele zborów, a
przynależący do nich chrześcijanie z różnych środowisk, mieli odmienne zdania
na temat życia i pobożności, zwołano w Jerozolimie pierwszy powszechny
(katolicki) synod Kościoła. Postanowiono wówczas, jak zapisał Łukasz: „Duch
Święty i my” (Dz.Ap. 15:28), aby
we wszystkich zborach Pańskich przyjęto jednakowe zasady życia.
Apostoł Paweł, oprócz nauczania po zborach i poprzez
listy, wprowadzał te i inne postanowienia starszych, aby ludzie, którzy
deklarują się jako chrześcijanie, wierzyli tak samo i postępowali zgodnie z przyjętymi
zasadami. Te zasady nie dotyczyły jedynie zwyczajów postępowania, lecz również
porządku podczas wspólnych zebrań. Paweł, gdy dowiedział się, że w zborze
korynckim jest bałagan, napisał: „Gdy się schodzicie, jeden z was służy
psalmem, inny nauką, inny objawieniem, inny językami, inny ich wykładem;
wszystko to niech będzie ku zbudowaniu” (1
Kor. 14:26). Czyżby ograniczał swobodę działania Ducha Świętego? Absolutnie
nie, gdyż Bóg „nie jest Bogiem nieporządku, ale pokoju. Jak we wszystkich
zborach świętych” (w. 33). A to już brzmi, jak regulacja obowiązująca w
całym Kościele. Czyż nie jest to znamieniem denominacji, w której obowiązują te
same raguły działania?
Paweł stwierdził, że w zakresie doświadczania działania
Ducha Świętego podczas wspólnych zebrań, „wszystko niech się odbywa godnie i
w porządku” (1 Kor. 14: 40). W języku
greckim, porządek, to słówko „taksis”,
które znaczy „ustalona reguła, przekazywana
sukcesywnie do przestrzegnaia”.
Obawiam się, że u wielu współczesnych chrześcijan, w
tym momencie rodzi się bunt. Bo przecież
nikt nie ma prawa ograniczać ich wolności w Duchu. Tylko, że Duch Święty, będąc
Bogiem, lubi porządek.
A może zła należy upatrywać w patologiach, jakie szerzą się w różnych denominacjach, a nie w nich samych?
A może zła należy upatrywać w patologiach, jakie szerzą się w różnych denominacjach, a nie w nich samych?
Henryk
Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.