Im starszy jestem, tym wyraźniej widzę pojawiające się w mojej pamięci obrazy z
wczesnej młodości. Gdy niedawno rozmyślałem nad wspaniałością Słowa Bożego,
jakie posiadamy w formie zapisanej na stronicach Biblii, przypomniała mi się rozmowa,
jakiej byłem świadkiem, będąc jeszcze młodym nastolatkiem. Mój tata był
Przełożonym Zboru w Poznaniu, tak wówczas określano funkcję obecnych Pastorów.
Po zakończeniu nabożeństwa rozmawiał z nim pewien mężczyzna, który
nieoczekiwanie pojawił się na zgromadzeniu. Zapamiętałem do dziś jedynie krótki
fragment tej rozmowy, gdyż byłem zaszokowany tym, co usłyszałem. A mianowicie,
powiedział on, że wie lepiej, niż sam Pan Jezus, co miał na myśli, gdy uczył
Swoich uczniów jak mają się modlić. Dziś natomiast, jak donisi codzienna prasa, papież Franciszek zmienia słowa z "modlitwie Pańskiej", gdyż nie pasują do naszej rzeczywistości.
Na początku XIX wieku, urzędujący Prezydent Stanów Zjednoczonych Thomas
Jefferson, zostawił potomnym Biblię, jaką sam stworzył. Ta Biblia, znana jest,
całe szczęście, że niezbyt dobrze, jako "Biblia Jeffersona”, albo „Life and
Morales of Jesus of Nazareth” (Życie i Nauki Moralne Jezusa z Nazaretu).
Przyznam szczerze, że o istnieniu takiej odmiany Biblii dowiedziałem się
niedawno. Zainteresowało mnie więc bliżej tym, jak ona powstała.
Trzeci Prezydent Stanów Zjednoczonych, przed swoim odejściem z urzędu,
postanowił zrobić coś szczególnego dla obywateli narodu, któremu służył przez
dwie kadencje w latach 1801 – 1809. Ponieważ często czytał Biblię, jaką
otrzymał od swojej matki, znał dobrze jej treść. Stwierdził jednak, że
szczególnie Ewangelie zawierają sporo treści nieprzydatnej już współczesnemu czytelnikowi, dlatego postanowił pomóc w zrozumieniu nauki Pana
Jezusa. Wziął żyletkę i zaczął wycinać te wersety, które uważał za właściwe i
sklejać je w całość. W liście do swego przyjaciela napisał, że musi odrzucić
wszelkie naleciałości filozofii Platona, nauczania Gamaliela i gnostyków,
wszystkie te nonsensy, które jedynie zaciemniają naukę Chrystusa. Po
odrzuceniu, jak sam to nazwał „gnoju od diamentów” pozostało 46 stron czystej
prostej nauki. Oryginalny egzemplarz tego dziwnego dzieła został zakupiony
przez Instytut Smithsona, największe na świecie muzeum i ośrodek
edukacyjno-badawczy w Waszyngtonie.
Może nikt z nas nie posuwa się do dosłownego wycinania ze swojej Biblii
całych wersetów, czy nawet jej fragmentów. Lecz często zdarza się, przyznajmy
to szczerze, że gdy zagłębiamy się w lekturę tej niezwykłej Księgi, nagle
pojawia się myśl, że ten werset powinien przeczytać „brat Iksiński”, albo
siostra „Igrekowa”, bo idealnie pasuje do ich sytuacji. Praktycznie odrzucamy
ten werset od zastosowania we własnym życiu, czyli, jakbyśmy wycięli
go żyletką ze stronicy naszej Biblii. Obawiam się, że zbyt często nam to się
przytrafia.
A przecież, gdy Izrael już wszedł do Ziemi Obiecanej, Bóg przykazał: „Niczego nie dodacie do tego, co ja wam
nakazuję, i niczego z tego nie ujmiecie, przestrzegając przykazań Pana, waszego
Boga, które ja wam nakazuję” (5 Moj.
4:2). Później, aby nie było żadnych wątpliwości, Bóg powtórzył raz jeszcze:
„Wszystko, co ja wam powiedziałem, starannie
wypełniajcie. Nic do tego nie będziesz dodawał ani niczego od tego nie ujmiesz”
(5 Moj. 13:1). A, że to nie były
żarty, albo jakaś błahostka, Bóg wyjaśnił, że przyjdą fałszywi prorocy i
wizjonerzy, którzy będą zapowiadać cuda i znaki. Dlatego Pan nakazał surowo,
aby niczego nie zmieniać w Jego Słowie, lecz „za Panem, waszym Bogiem, pójdziecie i jego będziecie się bać, i jego
przykazań przestrzegać. Jego głosu będziecie słuchać, jemu będziecie służyć i
jego się trzymać” (w. 5).
Apostoł Paweł, wielki sługa Słowa Bożego, znał dobrze wartość tego, co Bóg
powiedział. Dlatego, gdy pouczał swego duchowego syna Tymoteusza, zachęcał go
do trzymania się zdrowej nauki. Pisał wprost z ojcowską troską, że nastanie
czas, gdy źli ludzie i fałszerze Słowa Bożego będą „coraz bardziej brnąć będą w zło, błądząc sami i drugich w błąd
wprowadzając” (2 Tym. 3:13).
Jedynym zabezpieczeniem przed wpadnięciem w jakąś zasadzkę fałszu jest
zdecydowana postawa trzymania się Słowa Bożego, gdyż „całe Pismo przez Boga jest natchnione i
pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w
sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła
przygotowany” (2 Tym. 3:16,17). A wyrażenie „całe Pismo”, znaczy, że wszystkie jego wersety i słowa pochodzą od Boga,
wyszły z Jego świętych ust. Dlatego Chrystus, Boży Syn, znał wartość słów
wypowiedzianych przez Ojca i w momencie kuszenia, oświadczył stanowczo: „Nie samym chlebem żyje człowiek, ale
każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mat. 4:4). I tu znów muszę podkreślić słowo „każdym”, co znaczy,
że żadnego słowa nie wolno odrzucać. A to znaczy, że każde inne słowo, napisane nawet przez sznaowanych i uczciwych ludzi, są tylko słowami człowieka.
Ponieważ nastają czasy, o których jest powiedziane, że przyjdzie wielu
fałszywych nauczycieli i cudotwórców, aby zwodzić wierzących, Pan Jezus w Swoim
ostatnim objawieniu się Kościołowi, przypomina to, co już dawno temu Bóg
powiedział do Swego narodu – „Jeżeli
ktoś dołoży coś do nich, dołoży mu Bóg plag opisanych w tej księdze; a jeżeli
ktoś ujmie coś ze słów tej księgi proroctwa, ujmie Bóg z działu jego z drzewa
żywota i ze świętego miasta, opisanych w tej księdze” (Obj. 22:18,19).
Niestety, coraz częściej słyszę, że wiele wersetów w Biblii nie przystaje już do współczesności, dlatego należy je inaczej zinterpretować. A to znaczy, że słowa, zapisane w Biblii należy wyciąć i w ich miejsce wstawić inne, bardziej pasujące dla nas. Stosowanie „diety” polegającej na odrzucaniu jakiegokolwiek Słowa Bożego,
jakim karmimy nasze dusze, nie jest zalecane, gdyż grozi duchowa chorobą, ze
śmiercią włącznie.
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.