Tuesday, August 23, 2022

Od dzieciństwa znasz Pisma Święte

Krótka fraza tworząca tytuł jest dobrze znana czytelnikom Biblii, szczególnie Nowego Testamentu. Apostoł Paweł napisał pod koniec życia list do Tymoteusza, swojego syna w wierze, w którym udzielał pouczeń i wskazówek, jak dochować wierności Chrystusowi, oczekując na Jego powtórne przyjście.

Paweł podczas swojej drugiej podróży misyjnej, po pokonaniu Syrii i Cylicji, dotarł do Derbe i Listry. Szedł wraz z Sylasem, odwiedzając powstałe już zbory, umacniał w wierze uczniów Pańskich. Spotkał tam młodego ucznia o imieniu Tymoteusz, który był synem Żydówki, ojcem był Grek. Dom Tymoteusza, pomimo różnic w pochodzeniu rodziców, był domem wiary, którą przekazywano z pokolenia na pokolenie. Paweł we wspomnianym liście do Tymoteusza zwraca uwagę na tę istotną cechę, pisząc o nieobłudnej wierze, która najpierw stała się udziałem twojej babki Lois i twojej matki Eunike” (2 Tym. 1:5). Miało to z pewnością ogromny wpływ na życie Tymoteusza.

Takie domy tworzą prawdziwy kościół, który jest wspólnotą ludzi wiary. „Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu” (Heb. 11:5), pisał inny autor natchnionego Listu do Żydów. Dlatego uwierzenie w Boga, który dał Swego Syna, aby Jego ofiarą usprawiedliwić każdego, kto tego pragnie, jest kwestią podstawową w relacji z Bogiem. Tak było na początku, tak działo się przez wszystkie wieki, tak dzieje się również w naszym czasie. Wychowałem się w domu, w którym moi rodzice wierzyli w Boga, oraz starali się tę wiarę przekazać swoim dzieciom. Oni zachęcali nas do tego, aby poznawać treść Biblii i przyjmować ufnie to, co Bóg zawarł w Swoim Słowie. Gdy zrozumiałem, że Bóg odgrywa ważną rolę w życiu ludzi wierzących w Niego, postanowiłem osobiście Mu zaufać. Atmosfera domu, w którym praktycznie realizowane są słowa z Biblii, wywiera olbrzymi wpływ na życie wiary osób, które w nim przebywają.

Po ukończeniu studiów w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, które przygotowały mnie do lepszej służby w Bożym Królestwie, szukałem możliwości by praktycznie realizować powołanie do zwiastowania Ewangelii. Chciałem zacząć od najmłodszych, od dzieci, aby przybliżyć im Boga i Chrystusa, jako ich Pana i Zbawiciela. W lokalnym zborze w Poznaniu nie było dzieci w wieku szkolnym, więc rozglądałem się w najbliższej okolicy. Tak trafiłem do Bukowca, małej wioski leżącej na uboczu pomiędzy Czarnkowem i Trzcianką. Znajdował się tam niewielki zbór, który był kontynuatorem wspólnoty wierzących przybyłych z kresów wschodnich. Większość z nich stanowiła kiedyś zbór Kościoła Chrześcijan Wiary Ewangelicznej w Kuźmiczach koło Nowogródka w obecnej Białorusi.

Gdy przybyłem pierwszy raz do Bukowca, poczułem się bardzo dobrze, gdyż wychowałem się wśród wierzących mówiących ze wschodnim akcentem. Z takiego domu wyniosłem wiarę i wiedziałem, że moim zadaniem jest wzbudzenie wiary w sercach dzieci, których rodzice również wierzą. Dodatkowym motywem, by pokonywać za każdym razem odległość 85. kilometrów, była możliwość dosiadania MZ-ki, motocykla o pojemności 250 ccm. Pojazd dopiero co nabyłem, więc sprawiało mi to dodatkową frajdę. Gorzej było zimą, gdy musiałem korzystać z PKS-u, o 6.00 rano z Poznania i powrót o 18.00 wieczorem.

Każdorazowo, gdy przyjeżdżałem pod drzwi domu modlitwy, dzieciaki w liczbie od 10. do 15. już czekały. Szczególnie chłopcy, aby choćby dotknąć ręką „stalowego rumaka”. Najważniejszą jednak kwestią była możliwość posłuchania historii biblijnych o Jozuem, Dawidzie, Danielu czy o Pawle i Piotrze. Starałem się zawsze doprowadzić do osobistej refleksji na temat tego, że Bóg daje ludziom możliwość wejścia na drogę osobistej relacji z Nim. Wiedziałem, że jeśli zaufają z całego serca Bożym obietnicom, to w przyszłości, jeśli nawet pobłądzą, to będą wiedzieli gdzie szukać pomocy. Najważniejszą rzeczą było zbudowanie fundamentu, do którego będą mogli się zawsze odnieść.

Minęło pół wieku, gdyż spotkania w ramach Szkółki Niedzielnej odbywały się na początku lat 70. Niedawno odbyła się uroczystość żałobna starszej już wiekiem osoby, która w przeszłości usługiwała w tym zborze. Spotkałem się więc z byłymi uczestnikami zajęć, o których właśnie piszę. Tak zrodził się pomysł, by spotkać się specjalnie w tym celu, aby wspomnieć czas nauki w Szkółce Niedzielnej przed półwieczem.

Teraz tamte dzieci mają swoje rodziny, dzieci, a nawet wnuki. Było więc co wspominać. Natomiast dla mnie szczególnie ważne było to, jak te dzieciaki poradziły sobie w życiu, które potrafi być trudne i niesprawiedliwe. Dlatego potrzebujemy silnej wiary, aby poradzić sobie z napotkanymi przeszkodami. Tak było na początku istnienia Kościoła Jezusa Chrystusa. Apostołowie odwiedzali nowo powstałe zbory i „umacniali dusze uczniów, zachęcali do wytrwania w wierze, bo przez wiele ucisków trzeba nam wejść do Królestwa Boga” (Dz. 14:22). Paweł pisał również do Tymoteusza, że „wszyscy też, którzy zechcą żyć pobożnie w Chrystusie Jezusie, będą prześladowani” (2 Tym. 3:12). Dlatego z uwagą wsłuchiwałem się w opowiadania poszczególnych osób o tym, jak Bóg ich prowadził przez różne „doliny cienia śmierci” (Ps. 23:4).

Przypomniałem sobie zdarzenie sprzed wielu lat, gdy byłem  Pastorem zboru w Poznaniu i przygotowywałem katechumenów do chrztu. Pojawił się wówczas młody człowiek, którego z trudem przypomniałem sobie, że uczestniczył w spotkaniach Szkółki Niedzielnej, o której piszę. Poprosił o możliwość przyjęcia chrztu i złożył świadectwo swego nawrócenia. Mówił o tym, jak uczył się o Jezusie na niedzielnych spotkaniach, które prowadziłem, lecz później pobudzony młodzieńczymi pokusami, zbłądził, popełnił przestępstwo, spędził kilka lat za kratkami. Miał wówczas sporo czasu, aby pomyśleć poważnie o życiu i wtedy przypomniał sobie słowa, jakie zostały zasiane w jego sercu przed laty. Mógł więc powrócić do tego fundamentu, na którym postanowił dalej budować swoje życie. Dlatego chciał praktycznie potwierdzić gotowość pójścia drogą Chrystusa i posłusznie dać się zanurzyć w wodzie, wyznając swoją wiarę.

Inne dorosłe już osoby mogły teraz potwierdzić, że dzięki wierze, jaką oparły na Bożym Słowie, przeszły przez uciski, jakich życie im nie szczędziło. Były choroby, trudności finansowe i wychowawcze, związane z zapewnieniem właściwej opieki swoim dzieciom. Dzięki posiadanej wierze, wzmocnionej przez wierzących domowników, łatwiej było dźwigać ciężar problemów, gdy ich dzieci wpadały w sidła narkomanii czy też innych uzależnień. Wówczas praktycznie wypełniały się słowa apostoła Jakuba, że „skuteczna jest wytrwała modlitwa sprawiedliwego” (Jak. 5:16).

Apostoł Paweł w liście do Tymoteusza, w którym przypomina jego wierzącą babcię i matkę oraz zapewnia, że od dziecka żyje w znajomości Słowa Bożego, dzięki temu może być pewien, że Pan go wyrwie „z każdej złej sytuacji i wybawi dla swojego Królestwa niebiańskiego. Jemu chwała na wieki wieków” (2 Tym. 4:18).

Takie właśnie świadectwa, składane przez wielu już dorosłych, wskazywały na to, że Pan jest wierny wobec tych, którzy Mu zaufali z całego serca. Dlatego warto jest poświęcić czas i uwagę, aby nauczać dzieci od samego początku ich życia, aby poznały, że jedynie słowa Pisma Świętego „mogą nauczyć mądrości wiodącej ku zbawieniu dzięki wierze w Chrystusa Jezusa” (2 Tym. 3:15). Biblijne nauczanie dzieci w Szkółce Niedzielnej, wsparte przez wierzących rodziców, może stanowić niepodważalny fundament wiary, który ochroni je w późniejszym życiu przed wieloma upadkami i błędnymi decyzjami.

Henryk Hukisz

No comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.