Monday, December 30, 2019

Kurczowy chwyt

Zanim uczynimy noworoczne postanowienie, powinniśmy głęboko się zastanowić nad tym, czy wytrwamy w nim przynajmniej kilka miesięcy. Głupio może wyglądać, gdy pochopnie podejmiemy jakieś zobowiązanie, a później zabraknie nam sił i chęci, aby je realizować.

Dlatego postanowiłem podsunąć jakąś sugestię, dołączając do niej kilka słów wyjaśnienia. Osobiście uważam, że najważniejszą kwestią gwarantującą nam pomyślność i dobre samopoczucie w nadchodzącym roku jest wytrwałość w karmieniu się, nie dietą wegańską, lecz Słowem Bożym. Jedynie ten pokarm jest zdolny zabezpieczyć nas na każdą niespodziankę i sytuację, jakie z pewnością spotkają nas w nowym roku.

Tytułem wprowadzenia chcę jedynie przypomnieć, że Pan Jezus, zgodnie z tym, co powiedział o nas - „Wy jesteście światłością świata” (Mat. 5:14), oczekuje, że będziemy w tym ciemnym świecie świecić Jego światłością. Dlatego w innej sytuacji zapewnił, że On sam jest „światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, ale będzie miał światłość życia” (Jan 8:12). A tej światłości będziemy chyba najbardziej potrzebować w nadchodzącym czasie. Bez światłości, jaka przyszła na świat wraz z narodzinami Chrystusa, nasze postanowienia noworoczne będą jedynie „pobożnymi życzeniami”, a nie solidnymi decyzjami wpływającymi na poprawę jakości naszego życia.

Apostoł Paweł spotkał się z tą prawdziwą światłością, dlatego w listach do wierzących w Pana Jezusa udzielał zawsze dobrych i praktycznych rad. Pisał miedzy innymi, że chociaż sam nie wie, co byłoby dla niego lepsze, ponieważ „chciałbym umrzeć i być z Chrystusem, bo to znacznie lepsze, pozostać zaś w ciele jest bardziej potrzebne ze względu na was” (Fil. 1:23). Dlatego, biorąc przykład z uniżenia się Syna Bożego, który „będąc w postaci Bożej, ... był posłuszny aż do śmierci...” (Fil. 2:6,7,8), apostoł zachęca nas do działania zgodnego z upodobaniem Chrystusa. Rada apostoła jest prosta: „Wszystko czyńcie bez szemrania i powątpiewania, abyście się stali nienagannymi i niewinnymi, dziećmi Bożymi bez skazy pośród pokolenia wypaczonego i przewrotnego. Pośród niego starajcie się świecić jak światła na świecie, zachowując Słowo życia, abym mógł się chlubić w dniu Chrystusa, że nie na próżno biegłem i nie na próżno się trudziłem” (Fil. 2:14-16)

Jak więc widzimy, głównym zadaniem, jakie powinniśmy sobie wyznaczyć na nowy rok, i nie tylko, jest staranie o to, aby „świecić jak światła na tym świecie”. Często podkreślam, że światło nie musi nic robić, po prostu wystarczy, że jest. A światło wobec ciemności zawsze odnosi zwycięstwo, gdyż wraz z przyjściem na ten świat Chrystusa, wypełniła się Boża zapowiedź, że „Życie było światłością ludzi, a światłość świeci w ciemności i ciemność jej nie ogarnęła” (Jan 1:4). Dlatego, wracając do apostoła Pawła, który radzi, aby stawać się światłością, wyjaśnia jeden z najważniejszych warunków spełnienia tego Bożego oczekiwania - musimy „zachować Słowo życia” (Fil. 2:16). Co to znaczy?

Zanim wrócę do tego wyrażenia, odniosę się do historii. Pamiętam jak w latach bodajże 70-siątych ubiegłego wieku, ponieważ już zajmowałem się tłumaczeniem zagranicznych kaznodziejów, pojawiło się wyrażenie związane z Bożymi obietnicami, że należy „chwycić Boga za Słowo”, gdyż skoro wypowiedział jakąś obietnicę, to teraz musi ją spełnić. Osobiście nigdy nie zgadzałem się z takim podejściem do Bożego Słowa, gdyż słowo zapisane nie ma mocy samo w sobie, lecz tę moc posiada jedynie Bóg. To On decyduje o działaniu przez Słowo, a nie my sami wyznaczamy co Bóg musi uczynić. To tyle jeśli chodzi o zrozumienie wyrażenia „uchwycić się Słowa”.

Paweł, w tym fragmencie używa słowa „επεχοντες” [epechontes], od  „epecho”, co znaczy „trzymać aby zachować”, „zwrócić pilnie uwagę”, albo „kurczowo się trzymać”.  Słowo to użyte jest w oryginale jedynie kilka razy, i tak - Paweł pisze do Tymoteusza: „Dbaj o siebie i o naukę, bądź wytrwały” (1 Tym. 4:16). Inny przekład (EIB) oddaje lepiej myśl Pawła - Pilnuj siebie samego i nauki”. Natomiast Łukasz w Dziejach Apostolskich używa tego słowa w opisie spotkania apostołów z chromym koło Pięknych drzwi świątyni. Gdy Piotr powiedział do chromego „spójrz na nas”, wówczas „on zwrócił się ku nim, czegoś od nich oczekując” (Dz.Ap. 3:5). I tu znów odwołam się do wspomnianego już innego tłumaczenia, gdzie czytamy - On zaś utkwił w nich wzrok w oczekiwaniu, że coś od nich otrzyma. To oryginalne słówko znaczy właśnie, zwrócenie na coś pilnej uwagi, wpatrzenie się w coś tak bardzo, aby tego nie stracić z pola widzenia. Odwołam się do jeszcze jednego użycia słówka „epecho”. Znów Łukasz, w opisie wizyty Pawła w Efezie, gdy doszło tam do zamieszek i apostoł postanowił wrócić do Jerozolimy przez Macedonię i Achaję. Lecz zanim wyruszył w tę podróż, do Macedonii wysłał Tymoteusza i Erasta, sam natomiast „pozostał przez jakiś czas w Azji” (Dz.Ap. 19:22). To znaczy, że trzymał się kurczowo miejsca w Azji, z którego postanowił jeszcze nie wyruszać. 

Tak więc, „zachować Słowo życia”, znaczy trzymać się kurczowo, mieć skupioną uwagę, nie odchodzić ani na przysłowiową „kreskę i jotę” od Słowa Życia. To tak, jak w sytuacji, gdy większość słuchaczy słów Pana Jezusa zaczęła odchodzić, gdyż powiedzieli: „Twarda jest ta mowa. Kto może jej słuchać?” (Jan 6:60). Wówczas Pan Jezus zapytał uczniów:  „Czy i wy chcecie odejść?” (w. 67). Na to, Szymon Piotr, jak zawsze pierwszy do odpowiedzi, zawołał: „Panie, do kogo pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego!” (Jan 6:68).

Na zakończenie kilka prostych wskazówek, dlaczego warto jest trzymać się kurczowo Słowa Życia.

- Aby posilać swą wiarę, gdyż „Wiara przecież rodzi się ze słuchania, ze słuchania Słowa Chrystusa” (Rzym. 10:17)

- Aby nie tracić radości, gdyż Słowa Jezusa są jej źródłem - „Powiedziałem wam to, aby Moja radość była w was i aby wasza radość była pełna” (Jan 15:11)

- Trzymanie się Słowa zapewnia wolność - „Jeżeli będziecie trwać w Moim słowie, będziecie prawdziwie Moimi uczniami. Poznacie prawdę i prawda was wyzwoli” (Jan 8:31,32).

- Słowo Boże daje siłę do uświęcenia - Jezus modlił się do Ojca: „Uświęć ich w prawdzie. Twoje słowo jest prawdą” (Jan 17:17).

- W końcu, Jezus karmił się Słowem, gdyż Jego pokarmem „jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał i wykonać Jego dzieło” (Jan 4:34). Natomiast w sytuacji, gdy był kuszony, Jezus wyznaczył pewien standard życia słowami: „Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Boga” (Mat. 4:4)

Tak więc, zanim podejmiemy jakąkolwiek deklarację na 2020 rok, uchwyćmy się kurczowo Słowa Bożego. Niech ono wyznacza nam standardy życia, gdyż jak pisał Piotr: „wszelkie ciało jest jak trawa, a wszelka jego chwała jest jak kwiat trawy. Trawa więdnie i kwiat opada, a Słowo Pana trwa na wieki. Tym Słowem zaś jest Słowo, które zostało wam ogłoszone” (1 Ptr. 1:24,25).

Obfitości Słowa i wytrwałości w wiernym zachowaniu Jego mocy życzę moim czytelnikom.

Henryk Hukisz

Wednesday, December 11, 2019

Kryształowy Feliks

Nie trzeba być pilnym obserwatorem obecnych wydarzeń aby nie zauważyć, że prawie wszystkie media, a szczególnie tzw. wolne, czyli te, bardziej niezależne, przynoszą coraz to nowe informacje na temat pewnego ważnego polityka, który zyskał miano „kryształowego”. Lecz niezbyt długo cieszył się takim określeniem, bo już po kilku dniach kryształ popękał i ci, którzy tak go nazywali, teraz unikają kamer i mikrofonów.

Podobne określenie pojawia się również w Nowym Testamencie. Jest to słowo „najczcigodniejszy” (Łuk. 1:3), w oryginale "κρατιστε"  [kratiste], co znaczy „najbardziej doskonały”. To wyrażenie jest stopniem najwyższym od słowa „kratos”, które znaczy „wigor”, energia” lub „dominacja”.

Zastanawiam się, czy współcześnie można kogoś nazwać „najczcigodniejszy”, albo prościej, „kryształowy”, bo chyba te dwa określenia można potraktować jako synonimy. Moim skromnym zdaniem, dziś jest bardzo trudno znaleźć taka osobę, chyba, że używa się podobnych określeń wyłącznie dla celów politycznych, albo dla bliżej nieokreślonych korzyści. 

Postanowiłem bliżej przyjrzeć się użyciu tego określenia w Nowym Testamencie, gdyż pojawia się cztery razy. Sądzę, że jedynie ewangelista Łukasz mógł nazwać kogoś tak szlachetnie, wprowadzając to słowo do natchnionych Pism. Osobiście też wierzę, że bliżej nieznany odbiorca pism Łukasza Teofil, mógł zupełnie szczerze cieszyć się tym nadaniem, gdyż jego greckie imię θεοφιλε [theophile] znaczy „przyjaciel Boga”. A to zobowiązuje, i to bardzo. 

Ten sam autor użył jeszcze raz to określenie w nawiązaniu do dwóch innych osób w drugiej księdze, jaką nam zostawił. Pojawiły się one w czasie ostatniej podróży apostoła Pawła, już nie stricte misyjnej, lecz jako więzień. I tak, określenie „najdostojniejszy” (greckie κρατιστε  [kratiste]), spotykamy w odniesieniu do Feliksa, namiestnika rzymskiego. Apostoł  Paweł, po tym, jak został oskarżony w Jerozolimie przez czyhających na jego życie Żydów, znalazł schronienie u rzymskiego prokuratora. W drodze z Jerozolimy do Cezarei, gdzie rezydował namiestnik cesarski, Paweł miał zapewnioną ochronę specjalnym glejtem, listem Klaudiusza Lizjasza, zaadresowanym do „najdostojniejszego namiestnika” (Dz.Ap. 23:26). Jeśli zastanawiamy się, czy posiadacz tak szlachetnego miana, był tego godzien, to myślę, że nie. Sądzę, że użycie tego przymiotnika wynikało jedynie ze zwykłej rzymskiej przebiegłości, gdyż autorowi listu zależało na odbiorze „towaru”, do jakiego ten list został dołączony. Taki był wtedy zwyczaj, co widzimy nieco dalej, gdy do Feliksa, w ślad za więźniem przybył „arcykapłan Ananiasz z kilkoma starszymi i retorem, niejakim Tertullosem” (Dz.Ap. 24:1), aby wnieść oficjalne oskarżenie przeciwko Pawłowi. Oni to, gdy stanęli przed obliczem rzymskiego prokuratora, chwaląc go za przeprowadzone reformy, być może w zakresie sądownictwa, zwrócili się do niego między innymi: „...zawsze i wszędzie przyjmujemy to (reformy), najdostojniejszy Feliksie, z wielką wdzięcznością” (w. 3)

Feliks miał szczególny sentyment do Żydów, gdyż ożenił się z Żydówką Druzyllą. Sądzę, że teraz chciał wykorzystać obecność Pawła w Cezarei, aby dowiedzieć się czegoś więcej o sporze przywódców żydowskich ze zwolennikiem Chrystusa. Z opisu tego spotkania dowiadujemy się, że Filip znał dość dobrze „Drogę”, czyli naukę Jezusa, jaką głosił apostoł Paweł W trakcie tych przesłuchań, Paweł otwarcie mówił o Chrystusie, o sprawiedliwości i o zmartwychwstaniu. Wówczas Feliks „przestraszony odpowiedział: „Na teraz wystarczy, odejdź! W stosownej chwili przywołam cię ponownie. Spodziewał się przy tym, że dostanie od Pawła pieniądze” (Dz.Ap. 24:26). Więc jednak z tą szlachetnością Feliks miał niewiele wspólnego, a mianem kryształu cieszył się jedynie z powodu powierzchownej, a raczej przebiegłej grzeczności otaczających go ludzi.

Feliks jest postacią, jakie często spotykamy w naszych czasach. Są to ludzie, którzy dużo wiedzą o chrześcijaństwie, znają treść ewangelii, nawet potrafią poprawnie wyrażać się o Bogu. Cieszą się dobrą opinią, nazywają ich „braćmi i siostrami”, a może mają nawet bardziej „duchowe” tytuły, gdyż zostali powołani na znaczące stanowiska w strukturach religijnych. Lecz robią to dla zaszczytów, pozycji, władzy, a przede wszystkim dla pieniędzy. Sami decydują o tym, co jest prawdą, a co nie. A jeśli dociera do nich jakaś wiadomość, która nie pasuje do ich dotychczasowego przekonania, mówią: „Dość!”. Ich szlachetność, kryształowość wówczas szybko traci blask. 

Szczególnej uwadze polecam kolejną osobę obdarowaną tym szlachetnym tytułem. A mianowicie chodzi o Festusa, następcę Feliksa, który po dwóch latach objął urząd prokuratora. Gdy znów wezwano Pawła na przesłuchanie, w Cezareii przebywał król Agryppa z małżonką Berenike, którzy chcieli również posłuchać Pawła. W czasie tego przesłuchania, król mógł osobiście usłyszeć wiele ciekawych szczegółów z życia apostoła, jego świadectwo o spotkaniu z Chrystusem i o nadziei zmartwychwstania. Dla chłodnego rzymianina, to wszystko było pozbawione logiki i racjonalizmu. Natomiast Festus, po usłyszeniu ewangelii z ust apostoła zawołał: „Tracisz rozum, Pawle! Wielka uczoność przywodzi cię do szaleństwa” (Dz.Ap. 26:24). Wówczas Paweł, sądzę, że ze szczerego serca, zwrócił się do niego: „Nie tracę rozumu, najdostojniejszy Festusie, lecz słowa, które mówię, są prawdziwe i przemyślane” (w. 25). Nie było to jakieś nieprzemyślane słowo, lecz wypowiedziane w efekcie głębszej refleksji.

Spotykamy się w obu tych przypadkach z reakcją człowieka, który został nazwany „najdostojniejszy”, czyli „kryształowy” i widzimy jego reakcję na prawdę, o której się dowiaduje z ust apostoła Pawła. Feliks, gdy usłyszał o zmartwychwstaniu, zareagował kategorycznym - „odejdź!”. Potrafił być miłym, lecz jedynie dla pieniędzy, dla utrzymania władzy. Natomiast Festus posądził Pawła o szaleństwo, gdy tylko wspomniał o Mesjaszu, że „musi cierpieć, że jako pierwszy ze zmartwychwstałych, będzie głosił światło ludowi i poganom” (Dz.Ap. 26:23). Sam chciał decydować o tym, co prawdziwe i racjonalne, a co jest jedynie szaleństwem, jakimś mitem. Nawet jeśli zasłużył na przydomek „najdostojniejszy”, nic mu to nie pomogło, gdyż liczy się jedynie prawda.

Wtedy Paweł zwrócił się do świadka tej debaty, do króla Agryppy z pytaniem: „Czy wierzysz, królu Agryppo prorokom? Wiem, że wierzysz” (Dz.Ap. 26:27). Agryppa zareagował natychmiast i wyznał: „Niewiele brakuje, a przekonasz mnie, bym został chrześcijaninem” (w. 28). Z ostatnich wersetów tego historycznego zapisu dowiadujemy się, ze król był gotowy Pawła zwolnić, gdyby nie odwołanie się do samego cesarza. Jednak Pawłowi było pisane udać się do Rzymu. Gdy Pan ukazał się mu w Jerozolimie, to powiedział: „Odwagi, jak bowiem dałeś o Mnie świadectwo w Jeruzalem, tak trzeba dać świadectwo i w Rzymie” (Dz.Ap. 23:11).

Na zakończenie kilka słów o Łukaszu, o autorze Ewangelii i Dziejów Apostolskich. Jak wiemy, Łukasz bardzo dbał o wierność przekazu, dlatego dokładnie sprawdzał wszelkie informacje, jakie krążyły w tamtym czasie. Chodzi o to, aby prawda, jaką przyjmujemy, była naprawdę Bożą prawdą.

Ewangelista Łukasz, był człowiekiem wykształconym, był lekarzem, więc zwykł stawiać sprawdzone diagnozy, po dokładnym rozpoznaniu. Jeśli zwracał się do kogoś, nazywając go „kratiste”, co znaczy „najczcigodniejszy”, to z pewnością, miał takie zdanie o tym człowieku. Tak właśnie Łukasz nazwał Teofila, któremu starał się opisać wydarzenia, „które dokonały się wśród nas, zgodnie z tym, jak je przekazali ci, którzy od początku byli naocznymi świadkami i sługami Słowa” (Łuk. 1:1,2). Dalej, autor ewangelii wyjaśnia cel spisania wszystkiego, co wydarzyło się w życiu Jezusa Chrystusa. A mianowicie, zapewnia on, że zanim wziął do ręki pióro, to osobiście postanowił „wszystko dokładnie zbadać i po kolei wiernie opisać” (w. 3). Natomiast celem tego ogromnego dzieła, jakiego się podjął, była trosko o to, aby czytelnik „nabrał przekonania, że to, czego nauczono, jest prawdziwe” (w. 4).

Kończąc to niezwykłe rozważanie, chcę jasno powiedzieć, że z tej trójki „najdostojniejszych” Rzymian, jedynie Teofil, przyjaciel Łukasza mógł cieszyć się prawdziwie z tego określenia. Jedynie on miał szczere pragnienie nabrać przekonania, że to, czego się nauczył, jest prawdziwe. Oryginalne słowo, przetłumaczone a naszym przekładzie jako „prawdziwe”, to „asphaleia”, co znaczy „pewne, bezpieczne, solidne”. O takie poznanie prawdy chodziło Łukaszowi, gdy przekonywał Teofila. 

Warto jest więc zastanowić się nad tym, o jakie poznanie prawdy nam chodzi. Czy o to, aby mieć solidne, bezpieczne przekonanie, że podstawą naszej wiary jest absolutna prawda, czy tylko taka, jak nam pasuje, jaka nie naraża na ośmieszenie ze strony współczesnej nauki i kultury, jak na przykład filozofia feministyczna.

Obawiam się, że wielu współczesnych nauczycieli, pastorów, przywódców bardziej dba o to, jak ich tytułują w środowisku tego świata, niż o prawdę objawioną w Biblii. Po prostu, nie chcą się ośmieszać, albo stracić jakąś intratną pozycję. 

Kryształ lubi pękać. 

Henryk Hukisz

Thursday, December 5, 2019

Wielkie przygotowanie

W Biblii nie znajdujemy żadnego potwierdzenia, jakoby w pierwotnym kościele, uczniowie Pana Jezusa obchodzili urodziny swojego Mistrza. Lecz chociaż nie ma żadnych wiarygodnych dowodów, to przyznam, że nie ma też powodów, aby nie świętować Pamiątki Narodzin Jezusa Chrystusa. Bezsprzeczną prawdą jest, że nasz Pan się narodził. A skoro obchodzimy urodziny naszych bliskich i ukochanych, to dlaczego nie mielibyśmy cieszyć się uroczyście z tego biblijnego faktu. 

Z pewnością musimy pamiętać, że w całym tym wydarzeniu najważniejszy jest Solenizant, a nie samo świętowanie. Niestety, to co nas otacza w tym przedświątecznym okresie, może jedynie zniechęcić. Lecz uważam, że pomimo całej świeckiej tradycji, możemy w naszych domach przygotowywać się do obchodzenia pamiątki narodzin naszego Zbawiciela.

Ewangelista Łukasz poświęcił temu faktowi najwięcej miejsca w swoim „dokładnie zbadanym(Łuk. 1:2) opisie życia, czynów i nauczania Pana Jezusa. Jak widzimy w dwóch pierwszych rozdziałach tej Ewangelii, Bóg nie zaskakiwał osób, które wybrał do tego wielkiego wydarzenia, lecz wcześniej je przygotowywał. 

Boży anioł Gabriel przygotował kapłana Zachariasza i jego żonę Elżbietę do wprowadzenia na ten świat Bożego herolda. Ich syn, którego nawet imię zostało przygotowane przez Boga, miał wypełnić jedno z najważniejszych proroctw, jakim kończy się Stary Testament - „On skłoni serce ojców ku synom, a serce synów ku ojcom, abym, przychodząc, nie poraził ziemi klątwą” (Mal. 3:24 [4:6]). Jan Chrzciciel, gdyż o nim jest mowa, wypełnił powierzone mu zadanie z wielkim poświęceniem, płacąc swoją głową.

Ten sam anioł, który już wcześniej, wiele wieków przed tym doniosłym wydarzeniem, pojawił się w Babilonie, aby podczas wieczornej ofiary wyjaśnić Danielowi znaczenie siedemdziesięciu tygodni, jakie „wyznaczono twojemu narodowi i twojemu świętemu miastu, by ustało przestępstwo i zaniechano grzechu, by dokonano przebłagania za winę i zapowiedziano wieczną sprawiedliwość” (Dan. 9:24). Teraz udał się do Nazaretu, aby oznajmić narzeczonej Józefa, o wdzięcznym imieniu Miriam: „Nie bój się Mario, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i urodzisz syna, i nadasz mu imię Jezus. Będzie On wielki i zostanie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron jego ojca Dawida. Będzie królował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca” (Łuk. 1:31-33). Gabriel oznajmił Marii, że jej ciocia Elżbieta spodziewa się również dzieciątka, pomimo, że wszystkim wiadomo, iż jest bezpłodna. To wszystko dzieje się dlatego, że „dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego” (w. 37).

Po tych słowach Maria wypowiedziała jedno z najważniejszych zdań: „Oto ja służebnica Pana, niech się stanie według twego słowa” (Łuk. 1:38). Maria, będąc bardzo pobożną kobietą wiedziała, że jej stosunek, do wszystkiego co Bóg jej wyznaczył, może być tylko jeden - jestem „służebnicą Pana”. Wszystkie opisy z życia Pana Jezusa świadczą o tym niezbicie, że Maria pozostała służebnicą Pana wobec Jezusa, którego urodziła. Pilnie obserwowała wszystko co działo się w życiu jej syna i była obecna przy nim, aż do krzyżowej śmierci.

Maria, gdy tylko anioł odszedł, udała się w podróż do swojej krewnej. Jej spotkanie z Elżbietą ma również niesamowity wydźwięk. Jest świadectwem wielkiej troski o wypełnienie każdego szczegółu Bożego planu. Wierzę, że podobnie jak Elżbieta, żona kapłana służącego wiernie Panu, również Maria miała serce przygotowane do Bożego zadania. Znała dobrze Pisma Święte. Szczególnie znała historie, świadczące o Bożym działaniu dla odkupienia ludzi z ich grzechów. Musiała dobrze znać czasy sędziów, gdy „nie było króla w Izraelu i każdy robił to, co sam uważał za słuszne” (Sędz. 21:25). Były to czasy anarchii, gdy „Słowo Pana nie było częste i widzenia nie były liczne” (1 Sam. 3:1)

Wówczas to, bezdzietna żona Elkany Anna, spędzała sporo czasu w Przybytku Pana i „długo się modliła przed obliczem Pana” (1 Sam. 1:12). Pomimo braku zrozumienia ze strony kapłana Heliego, Anna była gotowa poświęcić Panu swego syna, o którego gorliwie się modliła. Jej modlitwa została zapisana w kronikach Izraela, dlatego Maria, która gorliwie modliła się o powrót Izraela do Boga i Jego przykazań, znała tę modlitwę. Podczas wizyty u Elżbiety, gdy w jej łonie poruszyło się dziecię, Maria zawołała do Boga prawie dosłownie jak Anna, jej poprzedniczka.

Oto proste zestawienie tych dwóch tak ważnych modlitw.

Łuk. 1:46  Wtedy Maria powiedziała:
Wysławiam Pana z głębi duszy!
47  Bóg, mój Zbawiciel, radością przepełnia mojego ducha,
48  bo wejrzał na pokorę swojej służebnicy.
Odtąd błogosławioną będą mnie nazywać wszystkie pokolenia,
49  gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmogący, święte jest Jego imię.
50  A miłosierdzie Jego z pokolenia na pokolenie, dla tych, którzy się Go boją.
51  Potężnych czynów dokonał swoim ramieniem, zniweczył zamiary pysznych, powzięte w ich sercach.
52  Strącił władców z tronów, a pokornych wywyższył,
53  głodujących nakarmił do syta, a bogatych pozbawił wszystkiego.
54  Przyszedł z pomocą swemu słudze Izraelowi, pamięta bowiem o swoim miłosierdziu,
55  jak przyrzekł naszym praojcom, Abrahamowi i jego potomkom po wszystkie wieki.

1Sam. 2:1   Anna zaś tak się modliła:
Raduje się moje serce w Panu, moja moc dzięki Panu wzrasta. Szeroko są otwarte me usta przeciw moim wrogom, raduje się bowiem z Twego wybawienia. 
2   Nikt nie jest tak święty, jak Pan, gdyż nie ma nikogo poza Tobą i nie ma takiej skały jak nasz Bóg.
3   Przestańcie mnożyć słowa wzniosłe. Niech nie wychodzi z waszych ust wzniosła mowa, gdyż Pan jest Bogiem wszechwiedzącym, i to On waży uczynki.
4   Łuki mocarzy się łamią, a słabi przepasują się mocą.
5   Syci za chleb się wynajmują, a głodni odpoczywają. Niepłodna rodzi siedmioro, a wielodzietna staje się bezpłodna.
6   Pan uśmierca i ożywia, sprowadza do Szeolu i wyprowadza,
7   Pan czyni biednym i bogatym, poniża i wywyższa.
8   Biednego dźwiga z prochu, z gnoju podnosi ubogiego, by go posadzić wśród dostojników. I da im w dziedzictwo tron chwały. Do Pana bowiem należą filary ziemi, On na nich świat osadził.
9   Stopy pobożnych będzie ochraniał, bezbożni zaś zginą w ciemności, bo nie dzięki sile człowiek staje się mocny.
10   Pan zdruzgoce swoich przeciwników, On zagrzmi przeciw nim w niebiosach. Pan osądzi krańce ziemi. On da siłę swojemu królowi, pomnoży moc swego pomazańca.

Wierzę, że słowa tych modlitw zachęcą i nas do przybliżenia się do Pana nie tylko w czasie świątecznym. Jeśli obserwujemy nasze czasy, to możemy zobaczyć wiele podobieństw do tych okresów, gdy Słowo Pana nie było często stosowane w życiu narodu wybranego. Podobnie jak w czasie narodzin Chrystusa, znawcy Prawa i nauczyciele Zakonu, byli podobni do „pobielanych grobów, które na zewnątrz wyglądają pięknie, wewnątrz jednak są pełne kości umarłych i gnijących szczątków” (Mat. 23:27). Dlatego Pan Jezus, gdy już rozpoczął swoją służbę, nauczał: „Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie doskonalsza niż nauczycieli Prawa i faryzeuszy, nigdy nie wejdziecie do Królestwa Niebios” (Mat. 5:20)

Nasze zbawienie, dzięki łasce naszego Pana, jest darem dla każdego. Nie musimy na nie zasłużyć, ani niczym płacić, gdyż zostało w pełni wykonane na krzyżu Golgoty. Lecz to nie znaczy, że nie musimy nic robić, aby je zachować do końca. Musimy cały czas trwać w przygotowaniu się na ten wielki dzień, gdy Pan znów powróci. Podobnie jak panny oczekujące na oblubieńca. Gdy „o północy powstał krzyk: Oto oblubieniec, wyjdźcie na spotkanie (Mat. 25:6), to tylko te panny, które były przygotowane, „weszły z nim na wesele i drzwi zostały zamknięte” (w. 10).

Nikt nie powinien być zaskoczony, gdyż Chrystus, którego narodziny tak uroczyście świętuje mnóstwo chrześcijan, ostrzegał: „Dlatego i wy bądźcie gotowi, gdyż Syn Człowieczy przyjdzie o godzinie, której się nie spodziewacie” (Mat. 24:44).

Przygotowanie się na to wydarzenie jest dużo ważniejsze niż do nadchodzących świąt wspominania narodzin Pana Jezusa.

Henryk Hukisz

Thursday, November 28, 2019

Pomoc z Egiptu

W czasie, gdy pełniłem posługę duszpasterską w aglomeracji chicagowskiej, dwoje rodaków postanowiło wziąć ślub. Byli ewangelicznie wierzącymi, lecz pochodzili z katolickich rodzin. W spotkaniu, na którym omawialiśmy tą uroczystość, udział wzięły mamy obojga młodych. Pamiętam, jak podczas rozmowy na temat przebiegu zaślubin, jedna z matek na dowód, że nie aprobuje „ślubu bez księdza”, wybiegła na ulicę i leżąc na chodniku głośno odmawiała „zdrowaśki”.

Zanim wyjechałem za ocean, przez kilkanaście lat byłem pastorem zboru w Poznaniu. Był to okres szczególnego przebudzenia. Nawracało się sporo młodych ludzi, głównie studentów wielu poznańskich uczelni. Chrzty odbywały się kilkakrotnie w roku, nieraz kilkadziesiąt osób naraz. Jedna z tych uroczystości stanowi tło na moim profilu FB. Ten chrzest, jak i wiele innych, odbył się w basenie miejskiej pływalni, która znajdowała się w budynku przedwojennej synagogi.

Zdecydowana większość katechumenów wywodziła się z rodzin katolickich. Byłem świadkiem wielu zmagań, jakich ci młodzi ludzie doświadczali z powodu sprzeciwu rodziców. Dlatego, szanując prawa ich rodziców, do chrztu dopuszczane były osoby po osiągnięciu dojrzałości prawnej, gdyż wówczas sami decydowali o swoim życiu. Były oczywiście przypadki, gdy rodzice wyrzekali się swoich dzieci z powodu „zdrady tradycyjnej wiary”. Wiem, że w naszym tradycyjnie katolickim narodzie jest mnóstwo przypadków godnych przelania na papier książek, czy nawet mogłyby stanowić kanwę ciekawych scenariuszy filmowych.

Muszę z całym zdecydowaniem oświadczyć, że doktryna kościoła katolickiego, od kilkunastu wieków nie ma wielu wspólnych punktów stycznych z Biblią. Większość dogmatów, a szczególnie te najważniejsze, jak zbawienie, istota Boga, czy naśladowanie Chrystusa, są jedynie wymysłem gremiów soborowych, czy innych osób tzw. świętych. Nie będę teraz udowadniać tej tezy, wystarczy czytać Biblię, aby upewnić się, że wyznawcy kościoła katolickiego nie znają i nie praktykują Bożych Prawd, jakie znajdują się na stronach Pisma Świętego.

Dlaczego o tym piszę? Przede wszystkim dlatego, że pojawiła się w przestrzeni medialnej informacja na temat zaproszenia i udziału katolickiego działacza Marcina Zielińskiego w ewangelicznej imprezie, która została określona przez jej organizatorów, jako wydarzenie ewangelizacyjne. Opieram się na oficjalnej informacji organizatorów Bazy Centrum w Warszawie.

Pomimo licznych zapytań i wątpliwości, że „Zieliński w swoich filmach i podczas modlitw zwracał się do Maryi, zachęcał do robienia dla niej selfie, wyraził wiarę w dogmat o jej wniebowstąpieniu, stwierdził, że zna protestantów, którzy "kochają Matkę Bożą”, a także gorąco zachęcał do czytania katechizmu Kościoła katolickiego. Między innymi te fakty wzbudziły wątpliwość ewangelicznych chrześcijan.” (Tak na marginesie tej informacji, to albo pan Zieliński nie zna katechizmu, albo jest to błąd redaktorów tego tekstu - dogmat dotyczący Maryi brzmi „wniebowzięcie NMP”, a nie wniebowstąpienie).  

Pomimo takich opinii i zastrzeżeń, czytamy dalej w oświadczeniu organizatorów tej ewangelicznej konferencji: „Podjęliśmy decyzję o zaproszeniu Marcina Zielińskiego na konferencję znając go osobiście, jak i znając jego nauczanie i poglądy. (...) Rozpoznajemy, że Marcin Zieliński jest osobą używaną przez Boga w służbie modlitwy o uzdrowienie, a  ze względu na swój młody wiek, wierzymy, że będzie inspirować do takiej służby inne młode osoby” (żródło). Swoją drogą, ciekawy jestem co na to pastorzy, którzy regularnie modlą się o uzdrowienie w zborach zielonoświątkowych? A może już takich nie ma? Widocznie zbyt długo byłem poza naszym krajem.

Rano, jak zwykle, spędzam czas na lekturze Bożego Słowa. Jest to dla mnie szczególny czas łączności z moim Panem, gdy wsłuchuję się w Jego głos. Często odbieram zachętę do życia w zgodzie z Jego Słowem i proszę o siłę Ducha, aby naśladować mego Pana. Dziś czytałem w księdze proroka Izajasza takie słowa:

„Biada przekornym synom, mówi Pan, którzy wykonują plan, lecz nie mój, i zawierają przymierze, lecz nie w moim duchu, aby dodawać grzech do grzechu. Wyruszają hen do Egiptu, nie radząc się moich ust, aby oddać się pod opiekę faraona i szukać schronienia w cieniu Egiptu (...) wszyscy zawiodą się na ludzie, który jest nieużyteczny, nie udzieli pomocy ani nie da korzyści, przyniesie raczej wstyd, a nawet hańbę” (Izaj. 30:1,2, 5).

Pozostawiam ten tekst bez własnego komentarza. Dodam jedynie, że Egipt dla ludu Bożego był i zawsze pozostał jako oprawca, spod niewoli którego wyzwolił ich Pan. Jeśli przeniesiemy tę zależność do naszych czasów, to przez analogię można powiedzieć, że wielu naszych braci i sióstr w Chrystusie, zostało wyprowadzonych spod panowania tradycji, która narzucała, a nawet wprost zmuszała ich do postępowania zgodnego z doktryną katolicką, a nie tak, jak tego oczekuje Bóg. Pamiętam wiele rozmów z katechumenami, którzy mieli mnóstwo pytań, jak odnieść się do różnych tradycyjnych zwyczajów, jak na przykład: udział w mszy, przyjmowanie sakramentów, odmawianie różańca, klękanie przed obrazami i figurami, itp.

Osobiście nie miałem takich problemów, ponieważ zostałem wychowany od dziecka przez rodziców wierzących ewangelicznie. Lecz zdaję sobie sprawę, że osoby, które zdecydowały się wyjść z „katolickiego Egiptu”, nawet za cenę prześladowań, odrzucenia, czy nawet wyklęcia, chcą żyć w wolności Ducha, podporządkowując się Słowu Bożemu. Żyją zgodnie z postanowieniem, jakie można wyrazić w słowach: „Nigdy więcej Egiptu!”

Sytuacja, w jakiej te osoby stawia się obecnie, przez wprowadzanie do usługiwania i nauczania aktywistów kościoła katolickiego, z pewnością nie może być przyjęta z zadowoleniem i akceptacją. To tak, ja gdyby poddano w wątpliwość ich decyzję odejścia ze wspólnoty kościoła, który nie naucza i nie praktykuje Słowa Bożego. Wielu z nich mogłoby teraz zapytać: „To po co wychodziłem z KK?”

Proszę nie mówić, że to odosobniona sytuacja. O nie. W innym kościele ewangelicznym, przynajmniej z nazwy, lider młodzieży ślub bierze w kościele katolickim, przyrzekając kapłanowi, że swoje dzieci wychowa zgodnie z nauką katolicką. Pastor, uczestniczący w uroczystości zaślubin, stojąc obok katolickiego księdza, wyraził tym swoja aprobatę.

Nie chcę podawać innych przykładów, a jest ich naprawdę sporo. Pytam się więc: „Quo vadis kościele ewangeliczny?”

Henryk Hukisz

Wednesday, November 27, 2019

Surogat kościoła

Czy nazwa kościoła jest istotna? Ostatnio słyszę wypowiedzi wielu ignorantów, że kościół to tylko my, to tylko ludzie. Jako antytezę stawiają od razu, że kościół to nie budynek.

Jednak, jeśli za jedyne źródło poznania tego czym jest kościół, przyjmiemy Biblię, to zauważymy, że „eklesia”, jak to jest zapisane w tekście Nowego Testamentu, to coś więcej, niż tylko ludzie. Jest to również miejsce, czyli wspólne zgromadzenie „nie zaniedbujmy również wspólnych zgromadzeń” (Hebr. 10:25), jest to przede wszystkim obecność Jezusa „tam jestem pośród nich” (Mat. 18:20), czy też cel tego zgromadzenia „w Moje imię” (tamże). Jest też oczywiście dużo więcej wskazówek w Biblii, określających wyraźnie co jest kościołem, a co nie jest, oraz co tylko wygląda jak kościół, a z pewnością nim nie jest. Postaram się do tego tematu powracać częściej, aby ukazać prawdziwe oblicze Kościoła.

Jedną z cech charakterystycznych biblijnego kościoła lokalnego jest jego nazwa. Przez cały Nowy Testament, natchniony tekst uznany przez chrześcijan jako Słowo Boże, występują określone nazwania lokalnych wspólnot ludzi wierzących w Pana Jezusa. Spotykamy się  z kościołem w Jerozolimie, w Samarii, w Antiochii, w Koryncie, w Tesalonice lub np. „Kościół Laodycejczyków” (Kol. 4:16). Pan Jezus, już po upływie około 70 lat działalności Kościołów na ziemi, podyktował Janowi siedem listów „do siedmiu Kościołów, które są w Azji” (Obj. 1:4). Wierzę, że Jan uważnie słuchał Chrystusa, gdy podawał siedem adresów do tych szczególnych przesłań, aby właściwy list trafił do określonego nazwą kościoła, np. w Efezie, w Smyrnie, czy w Laodycei.

Dziś natomiast mamy niekończącą się mozaikę nazw wywieszanych na frontonach budynków, w których zgromadzają się ludzie wierzący w Pana Jezusa. Mamy określenia zaimkowe, jak np. Mój, Dla Ciebie, Dla Miasta, lub kogokolwiek innego. Dla odmiany, spotykamy się z nazwami zaczerpniętymi a Biblii, często bez dokładniejszego zbadania, co to słowo znaczy. Ostatnio zaczęły mnożyć się nazwy obcojęzyczne, jak np. Lifehouse, Shoreline, ICF, Amazing Grace - lista jest otwarta. 

Osobiście chcę zaproponować, aby na niektórych obiektach, w których odbywają się spotkania o charakterze religijnym, umieścić olbrzymi napis „SUROGAT”. Brzmi obco, wiele osób i tak nie zrozumie co ten wyraz znaczy, a z pewnością będzie nazwą adekwatną do tego, co dzieje się w tym miejscu. „Surogat (łac. surrogare, subrogare – wybierać zastępczo kogoś innego; także: podróbka) – rzecz o charakterze zastępczym, używana jako namiastka, substytut innej rzeczy” (wiki). Czytamy na wstępie wyjaśnienia znaczenia tego słowo w popularnej Wikipedii.  

Zadawałem już nieraz retoryczne pytanie, czy można „podrobić” Kościół? Z pewnością, nie! Nie da się utworzyć sztucznego tworu, który tylko dlatego, że wygląda jak kościół, stanie się automatycznie Kościołem. Rzeczywiście, gdyby Kościół był jedynie budynkiem, to z łatwością budowano by takie obiekty, aby rozpowszechnić chrześcijaństwo na świecie. Wiemy, że nie na tym polega ewangelizacja świata.

Paweł pisze do kościoła, który znajduje się w określonym miejscu: „Przypominam wam, bracia, Ewangelię, którą wam głosiłem, a którą przyjęliście i w której wiernie trwacie. Przez nią również dostępujecie zbawienia, jeśli zachowujecie ją tak, jak wam głosiłem, chyba że nadaremnie uwierzyliście” (1 Kor. 15:1,2). Paweł, z upływem czasu i pojawieniem się nowych członków tego konkretnego kościoła, nie przynosi nic nowego. Nadal ta sama Ewangelia. Biada, jeśli przyjdzie jakiś apostoł „surogat”, i będzie głosić inną ewangelię, bardziej współczesną, pasującą do odmiennej sytuacji, niż ta, jaka była przed laty.

Myślicie, że nie pojawił się taki „ewangelista”? Dzisiaj przedstawiłby się: „Jestem mówcą motywacyjnym, oto moja wizytówka z tytułami naukowymi i z linkami do stron internetowych, gdzie znajdziecie listę moich dokonań”. Owszem, przyszli, w prawdzie bez wizytówek, lecz w szatach apostolskich. Nieco później Paweł znów pisze list do tego samego kościoła i demaskuje takich mówców. 

Kiedy Paweł wędrował przez miasteczka Macedonii, głosząc Ewangelię taką samą jak w Koryncie, do Koryntu przyszli jacyś ludzie, którzy podawali się za apostołów. Paweł, z pewnością dzięki darowi Ducha Świętego, miał rozpoznanie jakiego ducha ci „apostołowie” reprezentowali. Dlatego powiedział wprost: „Tacy ludzie bowiem to fałszywi apostołowie, podstępni działacze, przebrani za apostołów Chrystusa” (2 Kor. 11:13). Skąd wiesz Pawle, z pewnością zapytało go wielu zwolenników nauczycieli, „którzy wychodzą naprzeciw ich oczekiwaniom” (2 Tym. 4:3). Przecież oni mówią tak pięknie, nic złego nie proponują, skąd masz taką pewność?

Paweł jednak z pełnym przekonaniem pisze dalej, że nie powinno ich to dziwić, „ponieważ sam szatan przybiera postać anioła światłości. Nic więc wielkiego, jeśli i jego słudzy przybierają postać sług sprawiedliwości” (2 Kor. 11:14,15). Paweł, chociaż nie słuchał bezpośrednio Kazania na Górze, to wiedział dokładnie, że Chrystus nauczał: "Wystrzegajcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, ale wewnątrz są wilkami” (Mat. 7:15). A przecież nakaz misyjny, jaki otrzymali uczniowie, apostołowie i cały Kościół brzmi: „Oto Ja posyłam was jak owce między wilki. Bądźcie więc czujni jak węże i łagodni jak gołębie” (Mat. 10:16), dlatego uważajcie na wilki w owczym przebraniu.

Fałszywy nauczyciel, prorok, nie ważne jak go nazwiemy, będzie głosić fałszywą, inna ewangelię. Nie tą, jaką Paweł przypomina znów koryntianom, którą przyjęli i są zachęcani, aby w niej trwali (1 Kor. 15:1,2). Natomiast celem fałszywych nauczycieli jest odwieść ludzi od szczerego zaufania w tę prawdziwą ewangelię, Takie jest zadanie, jakie sobie wyznaczył Boży przeciwnik, szatan. Wysyła on swoich sług, którzy przybierają wygląd prawdziwych apostołów. Dlatego Pan Jezus, w trosce o Swój Kościół, czyli ludzi którzy go tworzą, ostrzegał: „Pojawią się bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i będą dokonywać wielkich znaków i cudów, żeby, o ile to możliwe, zwieść nawet wybranych” (Mat. 14:24). Warto zauważyć, że środkiem zwodzącym są cuda, jak na przykład „cudowne uzdrowienia”, których nikt nie sprawdza. Obecnie, przy braku rozpoznania fałszywych nauczycieli i proroków, wiele kościołów, które ich przyjmują, są jedynie surogatami kościoła. 

Do kościoła w Laodycei Chrystus kazał napisać: „Chociaż mówisz: Jestem bogaty; oraz: Wzbogaciłem się i niczego nie potrzebuję, to jednak nie wiesz, że jesteś nędzny, pożałowania godny, biedny, ślepy i nagi” (Obj. 3:16). Myślę, że przywódcy tego kościoła, po otrzymaniu tego listu, powinny umieścić nad wejściem szyld: „SUROGAT”.

Do ilu jeszcze kościołów odnosi się ta sama sytuacja, gdy Chrystus stoi na zewnątrz i puka? Z pewnością nie ma Go wewnątrz, pośród „nawet dwóch albo trzech zgromadzonych” (Mat. 18:20). Prawdziwym Kościołem można nazwać jedynie takie miejsce, w którym pośród odkupionych Jego krwią, przebywa sam Chrystus. W końcu, to jest Jego Kościół.

Henryk Hukisz