Podobnie jest w kwestii zdrowej żywności - dokładnie sprawdzamy skład produktów, którymi chcemy karmić nasze ciała. Jeśli znajdziemy jakiś szkodliwy według naszej wiedzy składnik, z pewnością nie kupujemy takiego produktu, choćby nawet kosztował mniej, niż ten, w którym tego składnika nie ma. To jest oczywiste i każdy rozumie taką ostrożność, gdyż nie chcemy ani doprowadzić do awarii silnika, ani spowodować kłopoty zdrowotne wywołane niezdrową żywnością.
A jak postępujemy w przypadku karmienia się duchowym pokarmem? Oczywiście, jeśli czerpiemy go prosto z naszej Biblii i pozwalamy Duchowi Świętemu, aby czynił to, o czym mówił Pan Jezus swoim uczniom, że „On nauczy was wszystkiego i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem” (Jn 14:26), to możemy być spokojni o nasze duchowe zdrowie. Wiemy jednak, że spora część nauczania prawd Bożych została powierzona nauczycielom Kościoła, o czym mówił apostoł Paweł do starszych kościoła w Efezie: „Duch Święty ustanowił was biskupami, abyście paśli Kościół Boga” (Dz 20:28). Co zrobić, jeśli pojawią się nauczyciele, którzy nie zostali wyznaczeni przez Pana Kościoła, lecz sami siebie uczynili pasterzami?
Apostoł Paweł w trosce o rozwój Kościoła zwracał wielką uwagę na nauczanie. Troszczył się o to, aby nauczyciele byli kompetentni w wykonywaniu służby karmienia wierzących zdrową nauką. Najbardziej charakterystyczne określenie odnośnie do kwalifikacji nauczycieli znajdujemy w poleceniu, jakie przekazał młodemu słudze Tymoteuszowi. Napisał bardzo wyraźnie, że to „co usłyszałeś ode mnie za pośrednictwem wielu świadków, to przekazuj ludziom wierzącym, którzy będą w stanie nauczać także innych” (2 Tm 2:2). W tym przekładzie występuje zwrot „będą w stanie”, natomiast w oryginale znajduje się słowo „ικανοι” [ikanoi], który znaczy „kompetentny”, lub „posiadający wystarczająco dużo zdolności”. To samo słowo w Nowym Testamencie używane jest bardzo często do określenia wystarczającej ilości ludzi, lub czasu, aby coś się spełniło. To znaczy, że kompetencji nabywa się w czasie, jak czytamy w Liście do Hebrajczyków, że „przez długie używanie mają władze poznawcze wyćwiczone do rozróżniania dobrego i złego” (Hbr 5:14 [BW]).
Jeśli chodzi o nauczanie, to apostoł Paweł będąc uczniem Gamaliela, jednego z najlepszych nauczycieli Tory, zdawał sprawę z wagi dobrego przygotowania do nauczania również w zborach chrześcijańskich. Podczas podróży misyjnych, gdy wstępował do synagog, rozprawiał ze zgromadzonymi tam Żydami i Grekami na temat proroctw o Mesjaszu. Gdy dotarł do Tesalonik, to przez trzy sabaty wywodził, że Chrystus musiał cierpieć, umrzeć i zmartwychwstać. Na skutek kompetencji nauczycielskich Pawła, wielu słuchaczy przekonało się co do prawdziwości przedstawionych argumentów i uwierzyło w Pana Jezusa. Spora część Żydów, powodowana zazdrością, a nie brakiem przekonania, podburzyła ludność miasta i Paweł, dla uspokojenia tłumu, musiał opuścić Tesaloniki i udał się do Berei. Tutaj spotkał się z innym nastawieniem do Słowa Bożego, gdyż berejczycy „byli szlachetniejsi od Tesaloniczan. Przyjęli Słowo z całą gorliwością i codziennie badali Pisma, czy tak się rzeczy mają” (Dz 17:11).
Później, gdy Paweł pisał słowa pokrzepienia i pouczenia skierowane do Tymoteusza, polecił mu, aby „niektórym nakazał nie nauczać błędnie ani się nie zajmować niekończącymi się mitami i rodowodami, które bardziej ukazują bezsensowne rozważania niż działanie Boga przez wiarę” (1 Tm 1:3,4). Z pewnością byli tam również tacy, którzy mówili podobnie jak kiedyś jacyś ludzie, zwrócili się do Mojżesza słowami: „Dosyć tego! Bowiem cała społeczność, oni wszyscy, są święci, a PAN jest pośród nich. Dlaczego zatem wynosicie się nad zgromadzenie PANA?” (Lb 16:3). A jednak Mojżesz pomimo tego, że z ludzkiego punktu widzenia nie był dobrym mówcą, jednak posiadał nadane mu przez Boga uzdolnienia, aby nauczać cały lud w Bożym autorytecie.
Jednym z najpoważniejszych problemów, jakie od samego początku nękały Kościół, była fałszywa nauka i fałszywi, czyli niekompetentni nauczyciele. Wielu wierzących zadaje pytanie: „Dlaczego?” Odpowiedź jest prosta - ponieważ fałszowanie Bożej prawdy leży w naturze diabła. Jego pierwsze podejście do człowieka polegało na odwróceniu uwagi od prawdy jaką usłyszeli od Boga. Diabeł skusił Ewę, zasiewając w jej sercu wątpliwość - „Czy naprawdę Bóg powiedział?” (Rdz 3:1). Dlatego też apostoł Paweł, znając zamysły diabła, ostrzegał wierzących – „Lękam się jednak, żeby, tak jak w swojej przebiegłości wąż zwiódł Ewę, tak i wasze umysły nie zostały przypadkiem odwiedzione od prostoty i czystości wobec Chrystusa” (2 Kor 11:3).
Oczywiście diabeł nie powtórzy już numeru z wężem, lecz zastosuje inne podejścia, aby osiągnąć ten sam efekt – będzie starał się za wszelką cenę zwodzić wierzących. Najlepiej udaje mu się osiągać swoje cele, posyłając do zborów niekompetentnych nauczycieli. Przypominam sobie sytuację, gdy w pewnym zborze została przyjęta zasada, że każdy, kto nosił spodnie, był zapraszany do nauczania. Być może z tego powodu w tamtym czasie, nie pozwalano kobietom chodzić w spodniach. Dziś natomiast często spotykamy się ze zjawiskiem opowiadania snów i wizji, rzekomo pochodzących od Boga. Zauważyłem natomiast, że obecnie można znaleźć więcej chętnych słuchania takich "zwiastowań" niż czystego i radykalnego Słowa Bożego.
Zwróćmy uwagę na to, że Pan Jezus, gdy mówił o znakach czasów ostatecznych, to ostrzegał swoich uczniów, że „pojawią się bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i będą dokonywać wielkich znaków i cudów, żeby, o ile to możliwe, zwieść nawet wybranych” (Mt 24:24). O złych nauczycielach pisał również apostoł Paweł: „Strzeżcie się psów, strzeżcie się złych pracowników” (Flp 3:2), oraz że nastaną czasy, gdy ludzie „zdrowej nauki nie będą znosić, ale według własnych pożądań będą sami sobie dobierać nauczycieli, którzy wyjdą naprzeciw ich oczekiwaniom. I odwrócą się od słuchania prawdy, a zwrócą się do baśni” (2 Tm 4:3,4). Oryginalne słowo "baśnie"w języku greckim brzmi „μυθους” [mithous], co znaczy zmyślone opowieści nieposiadające atrybutu prawdy. Apostoł Piotr dodaje jeszcze z własnego doświadczenia, że pojawią się naśmiewcy, którzy przekonywać będą wierzących do błędnych pojęć. Brak kompetencji takich nauczycieli można rozpoznać po tym, że pewnych rzeczy nie rozumieją, gdyż jako „ludzie niewykształceni i niezbyt umocnieni przekręcają – podobnie jak i pozostałe Pisma – na własną zgubę” (2 Ptr 3:16). Najgorsze jest jednak to, że właśnie tacy nauczyciele porywają się do nauczania innych, przypisując sami sobie powołanie do nauczania.
Piszę o tym z pełną odpowiedzialnością, gdyż spotkałem nauczycieli, którzy nie mają żadnej umiejętności nauczania Słowa Bożego, jedynie zdolność przekonywania do swoich racji. Najczęściej posługują się takimi samymi argumentami, jak za czasów Mojżesza, mówiąc, że oni też mają Ducha i potrafią czytać Biblię. To, czego nauczają, nie służy budowaniu Kościoła, jedynie pociąganiu za sobą słuchaczy.
Wyobraźmy sobie sytuację, że udajemy się do okulisty w celu zbadania naszego wzroku. Zwykle siadamy przed specjalnym urządzeniem i odczytujemy znaki, jakie wskazuje nam kompetentny specjalista, zmieniając w tym czasie różne szkła. Natomiast w naszej sytuacji, obok tego specjalistycznego urządzenia, w białym kitlu stoi ktoś, kto zdobył umiejętność obsługiwania tego aparatu, oglądając filmiki na YouTubie. W efekcie postawionej diagnozy przez takiego „lekarza” groziłby nam jedynie zakup złych okularów korekcyjnych.
Natomiast jeśli poddamy się nauczaniu o drodze zbawienia i uświęcaniu życia przez nauczycieli, którzy swoje umiejętności nabyli dzięki oglądaniu i słuchaniu filmików w internecie, to w rezultacie zamiast kroczenia wąską drogą, która prowadzi do życia, pomaszerujemy szeroką i wygodną, która prowadzi wprost do piekła (Mt 7:13,14).
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.