Saturday, January 4, 2025

Bankructwo w cieniu krzyża

Możemy sobie wyobrazić we współczesnych mediach taką informację: Na centralnej ulicy Antiochii, w wieżowcu strzeżonym przez ochraniarzy, znajduje się główna kwatera biura organizującego podróże misyjne apsotoła Pawła. Sztab składający się z doświadczonych menadżerów i doradców codziennie dokonuje szczegółowej analizy sytuacji na misyjnym polu tak, aby każda wyprawa sługi Bożego przyniosła jak największy sukces w zwiastowaniu Dobrej Nowiny. Specjalne biuro podóży zajmuje się rezerwacją miejsc w pięciogwiazdkowych hotelach, aby zmęczony wielogodzinnymi dyskusjami z zaciekłymi oponentami ewangelii apostoł, mógł wygodnie się zrelaksować, korzystając z sauny i odświeżających zabiegów profesjonalnych rehabilitantów”.

Taki, lub podobny scenariusz możemy dziś znaleźć w odniesieniu do wielu współczesnych ewangelistów, którzy nazywają siebie sługami Bożymi. Powie ktoś, że im się należy taka oganizacja pracy, którą wykonują dla Boga, przecież, jak sami nauczaja, są „dziećmi Krola królów”. Sam słyszałem kilka lat temu, jak pewien tele-ewangelista błagał swoich fanów, aby zrzucili się na prywatny odrzutowiec, ponieważ zamierza docierać z ewangelią do zgubionych grzeszników w odległych krajach na krańcach ziemi.

Dość tego sarkazmu. Zajrzyjmy na stronice Biblii, gdzie możemy przeczytać dość szczegółowy scenariusz służby prawdziwych sług Bożych. Oni też podróżowali, też zależało im na szybkim dotarciu z Dobrą Nowiną do ludzi, do których posyłał ich Pan. Często planowali podróże do Rzymu, czy też do Hiszpanii, lecz diabeł krzyżował ich zamierzenia.

Oto kilka biblijnych przykładów „planowania” wypraw przez mężów powołanych przez Boga.

Wpierw Abram. Sporo podróżował od momentu, gdy Bóg kazał mu opuścić jego rodzinną siedzbę w Ur Chaldejskim. Wpierw udał się do Haranu, później przez Kanaan do Egiptu, aby powrócić znów do Kanaanu. Poszedł bez ociągania się, pomimo, że Bóg nie dał mu docelowego adresu, aby mógł przed wyruszeniem w trasę, ustawić sobie GPSa. Dzisiaj, bez potwierdzenia, że zostaną zwrócone przynajmniej koszty podróży, nikt nie przyjmuje zaproszenia do usługi w innej miejscowości.

Mojżesz, zanim podniósł Bożą laskę, aby przeprowadzić kilkumilionowy naród przez Morze Czerwone, odebrał niejedną lekcję, jaką Pan przygotował dla niego. Był przecież członkiem dworu faraona, który miał prawie nieograniczoną władzę, tak, że zawsze mógł odwołać się do swojego uprzywilejowanego statusu. W pewnym momencie, gdy poczuł się obywatelem narodu wybranego, postąpił według własnego osądu i w obronie Izraelity zabił Egipcjanina. Bóg zaprowadził go wówczas na odległą pustynię, aby pasł owce, nie własne, lecz należące do teścia. Tam w spiekocie dnia, Mojżesz nauczył się właściwej postawy sługi, gotowego stanąć przed obliczem samego faraona. Wiedział, że nie własny potencjał w nim drzemiący, lecz obecność wszechmogącego Boga sprawi, iż naród będzie mógł wyjść z niewoli.  

Dawid, był jedynie zwykłym pasterzem, gdy Samuel wylał na jego głowę olej Bożego pomazania, aby później stał się królem narodu wybranego. Nie ta świadomość dodawała mu odwagi i pewności zwycięstwa, lecz bliskość Boga, jakiej doświadczał w najcięższych sytuacjach. Gdy uległ pokusie bycia wielkim i bogatym, zbliżył się do Boga tak blisko, że mógł powiedzieć z pełnym przekonaniem: Dla mnie zaś dobrze jest być blisko Boga – w Panu, BOGU moim się chronię, aby rozgłaszać wszystkie Jego dzieła” (Ps 73:28)

Jonasz jest kolejnym bankrutem wobec własnych planów i pomysłów. Zamiast do Niniwy, miasta grzeszników, dokąd wysłał go Pan, postanowił udać się w innym kierunku, może dla niego bardziej logicznym i zapewniającym większy sukces. Bóg jednak przygotował dla niego specjalne laboratorium na dnie morza, gdzie wyrze się tego co własne, aby przyjąć bez zastrzeżen to, czego chce jego Pan.

Myślę, że mógłbym kontynuować wyliczanie wielu innych proroków i Bożych posłańców, lecz nie muszę, bo uczynił to nieznany z nazwiska autor Listu do Hebajczyków, tworząc długą liśc Bożych bankrutów. Czytamy tam, że ci wielcy Boży słudzy odnosili ogromne zwycięstwa, gdyż przez wiarę pokonali oni królestwa, dokonali dzieł sprawiedliwych, doczekali spełnienia obietnic, zamknęli paszcze lwom, stłumili żar ognia, uniknęli ostrza miecza, zostali podźwignięci z niemocy, stali się waleczni na wojnie, odparli cudzoziemskie wojska (Hbr 11:33,34). Dokonując tego w imieniu Boga, sami doświadczyli szyderstw i biczowania, ponadto kajdan i więzienia. Byli kamienowani], przerzynani piłą, ścinani mieczem, tułali się w skórach owczych i kozich, cierpieli niedostatek, ucisk i poniewierkę  (w. 36,37).

Dalej czytamy o nich, że są bohaterami, których świat nie był ich godny (Hbr 11:38), a nawet oni sami, choć wykazali się wiarą, nie doczekali się spełnienia obietnicy (w. 39). Tyle wyrzeczeń, tyle cierpienia, i nic? Czyżby Bóg ich zawiódł i nie dotrzymał danej obietnicy? Czy można wyobrazić sobie większych bankrutów?

A jednak, od dwóch tycięcy lat, tacy „bankruci” są nazywani bohaterami wiary. Byli wiernymi sługami w tym, co Bóg im wyznaczył. Dla nas, żyjących w czasie łaski, Bóg również przewidział coś lepszego (w. 40). Oni wykonali zadanie, które uzyskało pełnię dopiero w Chrystusie i w Nim odbiorą nagrodę, gdyż, każdy kto zbliża się do Boga i uwierzył, że On jest i że nagradza tych, którzy Go szukają (Hbr 11:6).

Czy w czasach Nowego Testamentu obowiązują te samy standardy?

Pan Jezus zostawił dla nas najlepszy wzór służby, abyśmy Go naśladowali we wszystkim, gdyż, jak sam powiedział: beze Mnie nic nie możecie uczynić (Jn 15:5). On sam przyszedł, aby służyć i wypełnić wolę, nie swoją, lecz Ojca. My jesteśmy tylko sługami, a prawdziwi słudzy, gdy wykonają to, co im zlecono, mówią: Sługami nieużytecznymi jesteśmy, spełniliśmy swój obowiązek (Łk 17:10). Nie to jest ważne, czy nasze dzieło jest dokończone, czy uczynią to inni, my jesteśmy tylko wykonawcami tego zadania, jakie zostało nam wyznaczone z woli naszego Ojca.

Nasza ludzka natura dyktuje nam często coś innego. Jeśli rozpoczynamy coś czynić, to uważamy, że musimy to dokończyć. Lecz służąc Bogu wykonujemy nie nasze dzieło, lecz Ojca, i On sam decyduje o całokształcie Jego spraw. Dlatego, prawdziwy sługa musi wpierw pokonać swoją własną cielesność i ambicje, aby odnieść zwycięstwo w tym, co Pan mu wyznaczył do wykonania, dzięki Jego łasce. Apostoł Paweł zrozumiał to wyraźnie, gdy usłyszałWystarczy ci Mojej łaski. Moc bowiem osiąga swój cel w słabości" (2 Kor 12:9).

Pan Jezus wskazywał swoim uczniom praktyczne strony życia i służby w Bożym Królestwie. Powiedział wyraźnie: Kto bowiem chce swoje życie zachować, utraci je, a kto utraci swoje życie z Mojego powodu, ten je ocali. Co pomoże człowiekowi, jeśli zyska cały świat, lecz siebie zgubi lub zatraci? (Łk 9:24,25).

Najczęściej spotykamy sie z opinią, że tam, gdzie najważniejszą rolę odgrywa pieniądze, mówi się, że ten, kto traci, jest bankrutem. W środowisku Bożego Królestwa, ten kto traci siebie, zyskuje najwięcej, bo otrzymuje z łaski wszystko, co ma wieczne znaczenie. Zauważmy jak trafne są słowa Pana Jezusa: Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą, a złodzieje włamują się i kradną. Ale gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą, a złodzieje nie mogą się włamać ani ukraść” (Mt 6:19,20).

Pamiętajmy więc o Bożych obietnicach, jakich w Biblii jest naprawdę sporo. Jedna z nich mówi, że Ten który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale wydał Go za nas wszystkich, jak i z Nim nie miałby nam darować wszystkiego? (Rz 8:32). Musimy jednak zwrócić uwagę na to, że te obietnice należą sie tympostępują według Ducha (Rz 8:5). Tylko wówczas możemy powiedzieć z apostołem Pawłem Jeśli zaś chodzi o mnie, to obym się nie chlubił z innego powodu jak tylko z krzyża naszego Pana Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat został ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata (Ga 6:14).

Bóg nadal szuka takich bankrutów, którzy są gotowi wpierw umrzeć dla Niego, aby móc w pełnym posłuszeństwie wobec woli Ojca, wydać prawdziwą woń zwycięskiego życia.

Henryk Hukisz