Miałem wtedy dziewięć lat, więc nie
rozumiałem jeszcze tego, co się wówczas wydarzyło. Tego dnia mój tata, jak zwykle wcześnie
rano pojechał do pracy, gdy ja jeszcze smacznie spałem, Właśnie rozpoczęły się
wakacje i już nie trzeba było wcześnie wstawać, jak to musiałem robić w ciągu roku
szkolnego, gdyż do szkoły miałem dość daleko.
Mama, jak
każdego dnia, zrobiła śniadanie, lecz już nie pamiętam co przygotowała. Być
może była to jajecznica ze świeżych jajek ze szczypiorkiem zerwanym rano w
przydomowym ogrodzie. Później bawiłem się, być może przekomarzałem się też z
siostrami. Byłem jedynym chłopakiem w rodzinie z czterema dziewczynami, więc okazja ku temu
zawsze się nadarzała.
Nagle,
całkowicie niespodziewania na ścieżce prowadzącej ze wsi do naszego domu
pojawił się tata na rowerze. Wracał do domu, pomimo tego, że jeszcze było rano. Gdy wjechał na podwórze i zsiadł z roweru, powiedział niezrozumiałe dla mnie
słowo – „Strajk”. Pomyślałem wówczas, że to musi być coś fajnego, gdyż tata był
wcześniej w domu. Lecz on, jak zwykle to czynił, gdy popołudniami wracał z pracy,
zaprzągł gniadego, i pojechał w pole. Dla niego była to wspaniała okazja zrobić
coś więcej na polu, które wydzierżawił od znajomego rolnika, aby wystarczyło żywności
dla całej rodziny.
Później
dowiedziałem się, że tego właśnie dnia w Poznaniu było bardzo niebezpiecznie, gdyż wojsko
wyjechało czołgami na ulice, i że strzelali do ludzi, którzy w jakimś celu
protestowali. Ja tego nie rozumiałem, gdyż mieliśmy pod dostatkiem własnej
żywności z pola, jakie tata uprawiał. W chlewie były zawsze świnie i krowy w
oborze. Pamiętam dni, gdy było świniobicie. Wówczas, ze siostrami uciekaliśmy w
pole, aby nie słyszeć przeraźliwego kwiku ofiary, dzięki jakiej mieliśmy pod
dostatkiem kiełbas, boczek i inne mięsne dania na stole. Gdy później
dowiedziałem się, że głównym powodem protestów był brak chleba i niskie
zarobki, zacząłem rozumieć różnice pomiędzy ludnością miast i wiosek.
Kiedy znalazłem się w szkole średniej w Poznaniu, spotkałem się ze środowiskiem miejskim. Koledzy i koleżanki, którzy mieszkali w mieście wyjaśnili mi dokładniej o co chodziło w tym robotniczym zrywie. Zacząłem układać historyczne klocki w całość sytuacji politycznej w jakiej przyszło mi żyć i rosnąć. Przypomniałem sobie kilka wydarzeń, jakich w pełni nie rozumiałem. Pamiętam rok 1953, gdy w gazetach zobaczyłem zdjęcie Stalina i informację o jego śmierci. Pisano o wielkiej szkodzie, jaką ta śmierć wyrządziła naszemu narodowi. W szkole na lekcji języka polskiego czytałem o dobrym "wujku Soso", który bardzo kochał małe dzieci. Później dowiedziałem się, że Stalin był tyranem, który żelazną ręką narzucił władzę naszemu narodowi. Dziwiło mnie jedynie to, że te informacje nie pochodziły z podręczników historii, jedynie mówiono o tym z obawą, aby jakiś nieznajomy nie usłyszał i nie doniósł na milicję.
Poznański czerwiec
1956 roku przyniósł częściowe ulgi polityczne. Zmieniono podejście do dotychczasowej
polityki informacyjnej. Można było swobodniej mówić o tym, co nurtowało zwykłych
ludzi, robotników i rolników. Ludzie zaczęli odważniej wyrażać swoje protesty
wobec władzy, już bardziej własnej, polskiej, chociaż nadal sterowanej z
Moskwy. Myślę, że te pierwsze przemiany stały się zalążkiem kolejnych
protestów, jakich w nowożytnej historii naszego kraju zaliczyliśmy przynajmniej
kilka. Nie były to spokojne protesty, lecz kosztowne, gdyż począwszy od tego
pierwszego, gdy zginęło około 70 osób, późniejsze były również połączone z
ofiarami niewinnych ludzi.
W moich
wspomnieniach o roku 1956 pojawia się również wątek węgierski. Trochę
humorystyczny, chociaż w rzeczywistości dotyczył wydarzeń bardziej krwawych, niż to, co przeżywaliśmy w Poznaniu.
Pewnego dnia późnej jesieni, tata wrócił z pracy z wyrazem zdziwienia na
twarzy. Mówił, że zbierają na węgiel dla kogoś, kogo nie znał. Pamiętam jego
oburzenie, gdy mówił, że nam nie starcza węgla do ogrzania mieszkania, a można
było kupić opał jedynie na przydział. Pamiętam dobrze, jak tata uszył specjalną torbę na kawałki drewna, które codziennie przywoził do domu z pracy. Był cieślą, więc wszystkie ścinki desek i kantówek skrzętnie gromadził na opał w domu. Dopiero po jakimś czasie, tata wyjaśnił, że
za pierwszym razem nie usłyszał dokładnie na co była ta zbiórka pieniędzy. Chodziło
o to, że robotnicy zbierali na Węgry, które ucierpiały na skutek
interwencji armii radzieckiej, jaka krwawo stłumiła powstanie tego narodu
przeciwko narzuconej władzy sowieckiej.
Plac Mickiewicza w Poznaniu, gdzie stoją dwa krzyże upamiętniające tamten protest, dziś często jest miejscem innych protestów. Teraz, pod pomnikiem Poznańskich Krzyży tłumnie gromadzą się niezadowoleni obywatele, aby wyrazić sprzeciw ograniczaniu wolności i demokratycznego trójpodziału władzy. Obecna władza nie ulega już wytycznym przysyłanym z Moskwy, lecz z innego
ośrodka władzy, jaką demonstruje Watykan. Ta stolica, z nazwy
apostolska, nie ma nic wspólnego z ewangelią. Jest to narzucanie władzy jednej
opcji, z lekceważeniem woli innych, którzy mają inny światopogląd religijny. Z niepokojem obserwuję udział przedstawicieli obecnej władzy w różnych uroczystościach kościoła katolickiego, z lekceważeniem innych wyznań chrześcijańskich. Podobnie dzieje się odwrotnie, coraz częściej państwowe uroczystości odbywają się z udziałem duchowieństwa tylko jednego kościoła. A przecież konstytucja gwarantuje jednakowe prawa wszystkim obywatelom. Może dlatego Prezydentowi tak bardzo zależy, aby zmienić podstawowy akt prawny naszego państwa?
Czas na akcent
biblijny, ponieważ moim celem nie jest wzywanie do sprzeciwu wobec władzy. Wyrażam jedynie obawę o to, czy jako ewangelicznie wierząca osobą, będę miał zagwarantowane prawo do swobodnego wyznawania mojej wiary. Póki co, staram się być posłuszny słowom proroka Jeremiasza, który w trudnym czasie wzywał naród Boży do pełnego zaufania Bogu – „starajcie się o pomyślność miasta, do którego skazałem was na
wygnanie, i módlcie się za nie do Pana, bo od jego pomyślności zależy wasza
pomyślność!” (Jer. 29:7). Izrael musiał
zgodzić się na 70-cio letnią niewolę. Prorok Jeremiasz, posłuszny Bożemu słowu,
kazał poddać się woli Bożej. Zapewniał też, iż Bóg będzie z nimi w tym trudnym
czasie. Dlatego zalecał im modlitwę o pomyślność obcego im narodu, gdyż w tej
pomyślności będą mogli doświadczać błogosławieństwa.
Bóg myśli o nas
bez względu na to, jak wygląda sytuacja polityczna naszego narodu. Wierzę mocno
w to, że jeśli będziemy modlić się o nasze miasta i wioski, w których
mieszkamy, doświadczymy tej wspaniałej obietnicy – „Albowiem ja wiem, jakie myśli mam o was - mówi Pan - myśli o pokoju, a
nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość i natchnąć nadzieją” (Jer. 29:11).
Osobiście
bardzo mi zależy na pomyślności mojego miasta Poznania, do którego powróciłem, aby wspólnie doświadczać błogosławieństwa z wieloma moimi braćmi i siostrami w
Chrystusie.
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.