W latach 80-tych ubiegłego wieku, w ramówce
programowej polskiego radia, znajdowała się audycja zatytułowana „Wesoły autobus”,
propagująca piosenki biesiadne. Ponieważ większość współczesnych czytelników
mojego bloga nie zna tak odległych czasów, muszę przeto przypomnieć treść tej
piosenki, która dla moich uszu nadal brzmi znajomo.
W czołówce tej audycji leciała skoczna melodia i
słowa:
„Sroczka na płocie
Wyjrzyjże no ociec, aha, aha
Co tak pędzi drogą, aż popatrzeć strach
Wesoły autobus, gna po kocich łbach (...)
Najsmutniejsza rzecz, karawaniarza twarz
Pełna śmiechu beczka, to autobus nasz (...)
Wszyscy słuchają,
aha, aha
O czym dziś gadają,
aha, aha
Baw się razem z
nami do białego dnia
Wesoły autobus, gna po kocich łbach”
Piosenka jest tylko piosenką, istotna natomiast jest jej treść niosąca przesłanie, iż rzeczą najważniejszą jest, bawić się wesoło. Redaktorzy programu starali się zawsze o to, aby dostarczyć słuchaczom całą „beczkę śmiechu”, dlatego wypełniali czas audycji anegdotami i piosenkami, których treść i melodia wywoływała ogólną wesołość
Osobiście nie mam nic przeciwko wesołości, lecz
uważam, iż musimy umieć odróżnić ją od radości, jakiej zasadniczo możemy doświadczać
jedynie w Duchu Świętym. Pisałem już o tym wcześniej w rozmyślaniu „Ewangelia na
wesoło”. Powracam jednak do tematu, gdyż zauważyłem, iż nie wszyscy dostrzegają
tę różnicę. A szczególnie niebezpiecznie robi się w sytuacji, gdy liderzy
kościołów, dla zadowolenia swoich fanów, zapewniają podczas nabożeństw dobrą
rozrywkę. Moim zdaniem kościół powinien zapewniać ludziom wierzącym duchowy
rozwój, prowadzący do dojrzałości, której szczytową formą jest całkowita
uległość Chrystusowi, a nie spędzanie czasu na wesołej zabawie. Ostatnio
spotkałem nawet zachętę skierowaną do zborowników, aby korzystali z darmowych
lekcji tańca w zaprzyjaźnionym klubie. W programie bezpłatnych lekcji tańca towarzyskiego znajduje się oferta dobrze zaopatrzonego baru. W prawdzie za drinki, trzeba już
sporo zapłacić.
Pewien pastor stworzył nawet teologię wesołości,
aby ludzie w jego społeczności mieli dobry „ubaw”. Pojawiające się w naszym
kraju tego rodzaju trendy najczęściej pochodzą z drugiej strony oceanu, gdzie przyszło mi jakiś czas mieszkać. Pisałem też niejednokrotnie, iż coraz
częściej w zborach amerykańskich pastorzy starają się dostarczać wiernym dobrą
zabawę. Dla mnie, wychowanego w czasie, gdy zgromadzonych na nabożeństwie najczęściej witano zwrotem „Chwała Panu”, lub „Chwała Jezusowi”, obco brzmią
słowa, jakimi tam wita się zgromadzonych: „Are you having a fun?” (Czy dobrze
się bawicie?).
Wspomniany wyżej pastor ogłasza na zborowej witrynie: „ Zalecam wesołość wszystkim, którzy pragną pozyskiwać dusze”. Aby
to zawołanie brzmiało poważniej, podpiera się cytatem „księcia kaznodziejów”, czyli Charles'a Spurgeona, który rzekomo pisał o tym w
swoim podręczniku dla kaznodziejów.
Ponieważ jestem człowiekiem dociekliwym, sięgnąłem
do oryginału tego dzieła, gdzie znalazłem takie oto zalecenie słynego kaznodziei: „I commend cheerfulness to all who would win
souls; not levity and frothiness, but a genial, happy spirit” („Lectures to my
students. Volume I”). Tłumacząc na nasz język, słowa te brzmią: „Wszystkim, którzy chcą zdobywać dusze, polecam pogodę ducha; nie lekkomyślność i wesołość, ale serdeczny, radosny nastrój”.
Natomiast twórca teologii wesołości w ewangelizacji, powołał się na przekład z
komentarza Barcley’a do Ewangelii Jana, gdzie niezbyt poprawnie przetłumaczono
to zdanie – (Zalecam
wesołość wszystkim, którzy pragną pozyskiwać dusze. Nie groźby, nie pienienie
się, ale duch szczerości i szczęśliwości). Charles Spurgeon w cytowanym dziele uczy przyszłych kaznodziejów,
jak należy posługiwać się darowanym przez Stwórcę głosem, aby zwiastowane słowo
zostało właściwie odebrane przez słuchaczy. Ogólna jego rada jest wyrażona
w zdaniu: „A needful rule is — always
suit your voice to your matter”, czyli „Ważna zasada brzmi: zawsze dostosuj swój głos do sprawy, którą chcesz poruszyć”. Nie
sądzę, iż w Biblii znajdziemy jakąś treść, którą należy odczytywać tak, aby
wywołać u słuchaczy wesołość.
Biblia mówi jedno, a współcześni jej zwiastuni bardziej dbają o uszy słuchaczy,
niż o wierny przekaz Bożego Słowa. Mnie uczono, że rzeczą najważniejszą dla Kościoła
jest zwiastowanie ewangelii. A ewangelia, to przesłanie o śmierci i
zmartwychwstaniu Pana Jezusa. Nie sądzę więc, iż to zwiastowanie można przekazywać w nastroju wywołującym wesołość. Spurgeon nauczał w swoim czasie, iż nawet ton głosu należy
dostosować do znaczenia słów, jakie się przekazuje.
Apostoł Paweł, który żył wiele wieków dawniej,
niż autor tego bloga, czy też Charles Spurgeon, napisał: „Postanowiłem bowiem będąc wśród was, nie znać niczego innego, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego. I stanąłem przed wami w słabości, i w bojaźni, i z wielkim drżeniem”
(1 Kor 2:2,3).
I niech tak zostanie w prawdziwym Kościele Jezusa
Chrystusa, aż do Jego powrotu.
Henryk Hukisz
Dzięki. Nic mnie tak nie denerwowało jak tekściki o tym, że trzeba słuchaczom dowcip opowiedzieć w czasie kazania. Żeby ich " odśmiać", to się nie będą nudzić.�� Pozdrawiam.
ReplyDelete