Poprzedni wpis na blogu był jedynie wprowadzeniem do szerszego zagadnienia o sprawiedliwym stosowaniu prawa, zarówno w naszym życiu społecznym, jak i duchowym. Wszędzie tam, gdzie żyjemy we wspólnocie ludzi, powinniśmy doświadczać działania “prawa i sprawiedliwości”.
Boże prawo jest nadrzędne wobec wszelkich innych, jakie stanowią ludzie. Znaczy to, że najlepiej dzieje się tam, gdzie prawa uchwalane dla dobra ludzi, mieszczą się w ramach prawa Bożego. Niestety, ludzie tworzą swoje prawa z zastosowaniem większości demokratycznej. O niebezpieczeństwach wynikających z tej zasady pisałem już na moim blogu we wpisie “Przekleństwo demokracji” w maju 2015 roku.
Obecnie, po trzech latach od ostatnich wyborów, mamy zdominowaną władzę ustawodawczą przez jedną opcję polityczną. Osobiście, po dość długiej nieobecności w kraju, obserwuję mnóstwo podobieństw do tzw. okresu “peerelowskiego”, czasu gdy jedna partia decydowała o tym, co jest najlepsze dla całego narodu. Obym się mylił w swojej opinii. Parlament będący “maszynką do głosowania” ustanawia prawa dobre jedynie dla określonej grupy społeczeństwa. Nic dziwnego, że mnożą się coraz liczniejsze protesty obywateli obawiających się o sprawiedliwe traktowanie ich w obliczu prawa.
Pozwolę sobie na zilustrowanie tego stanu przykładem, i to wcale nie hipotetycznym. Tak, jak dla chrześcijan, najwyższym prawem jest to, które ustanowił Bóg, dla obywateli kraju, jest Konstytucja. Ostatnio w mediach jest sporo odwołania się do art. 183, pkt. 3 Konstytucji, który jasno określa “sześcioletnią kadencję” dla określonej funkcji w Sądzie Najwyższym. Ponieważ ekipie tzw. “dobrej zmiany” taki zapis nie odpowiada, korzystając z demokratycznej większości, dokonuje zmiany na drodze ustawy. Wiadomo wszem i wobec, że ustawa jest prawem niższym wobec “ustawy zasadniczej” jaką jest Konstytucja, więc musi być z nią w zgodzie. Lecz niestety, demokratyczna większość umożliwia dokonanie rzeczy niemożliwej w normalnym świecie - ustawą zmienia się zapis konstytucyjny.
Na tym zakończę odwołanie do sytuacji obecnie panującej na scenie politycznej naszego kraju, pomimo, że podobnych przykładów jest dużo więcej. Chcę natomiast odnieść się do podobnych sytuacji w naszej wyznaniowej ziemskiej ojczyźnie. Tak już jest, że w czasie naszej wędrówki do Królestwa Niebieskiego, musimy funkcjonować w sposób zorganizowany. Dlatego określamy swoją przynależność do takiej czy innej grupy wyznaniowej. Dzięki temu możemy legalnie funkcjonować jako osoby wierzące, korzystać z nabożeństw, chrzcić tych, którzy uwierzyli, wiązać pary małżeńskie wchodzące na nową drogę życia, uczyć dzieci zasad wiary i na koniec zorganizować chrześcijański pochówek dla najbliższych. Często, to, co jest takie naturalne, przyjmujemy bez głębszej refleksji jako należne nam prawo do życia.
Związek religijny, czy nazywany inaczej jako kościół, do którego chcemy należeć musi posiadać status legalności. W tym celu tworzy się określone prawa i obowiązki, umożliwiające nam funkcjonowanie w tym zakresie. Jak dobrze wiemy, Biblia, nasz podstawowy “podręcznik życia duchowego”, nie zawiera norm prawnych, które moglibyśmy uznać za Statut naszej wspólnoty. Dlatego osoby zakładające wspólnotę religijną, muszą taki Statut stworzyć, który będzie stanowić podstawę prawną działalności w naszym państwie.
To był taki skrócony zarys funkcjonowania w państwie w oparciu o prawa, które zostają ustanowione przez zainteresowanych. Jeśli chodzi o państwo, naczelnym prawem jest Konstytucja wobec której podległe są wszystkie inne ustawy i prawa. Natomiast w zakresie praktykowania życia duchowego, że tak to określę, ustanowione zasady funkcjonowania nie mogą być w sprzeczności z prawem Bożym, jakie mamy zapisane w Biblii.
Wyobraźmy sobie, i tutaj odwołam się do sytuacji hipotetycznej, Bóg w Dekalogu postanowił: “Nie cudzołóż” (5 Moj. 5:18). Pan Jezus, który często zapowiadał, że wraz z Jego przyjściem, “przybliżyło się Królestwo Boże” (Mar. 1:15), dokonał praktycznej wykładni podstawowego zapisu tego prawa, wskazując na motyw postępowania, “że każdy kto patrzy na niewiastę i pożąda jej, już popełnił z nią cudzołóstwo w sercu swoim” (Mat. 5:28). Wyobraźmy sobie, że jakieś gremium wyznaniowe, korzystając z prawa przysługującego demokratycznej większości, uchwala prawo dla swojej denominacji, że “zdrada małżeńska”, ze względu na powszechność zjawiska, nie jest traktowana na równi z innymi grzechami. Dla osób traktujących Biblię jako zapis niezmiennego Bożego prawa, jest to nie do przyjęcia, ponieważ jest z nim w sprzeczności.
Ze względu na wiek, obserwuję inne sytuacje wynikające z podobnej sprzeczności. Prawo uchwalone przez gremium synodalne pewnego kościoła ustanawia dla duchownych limit wieku dla czynnej służby duszpasterskiej. Nigdzie w Biblii nie znajduję podobnej regulacji prawnej. Natomiast jasno z niej wynika, że w Kościele, to Jezus “ustanowił jednych apostołami, drugich prorokami, innych ewangelistami, a innych pasterzami i nauczycielami, aby przygotować świętych do dzieła posługiwania, do budowania ciała Chrystusowego” (Efez. 4:11,12). Osobiście wierzę, że jedynie Chrystus, będąc Głową Kościoła, może odwołać Swoje ustanowienie. Zauważmy, że chodzi tu o określone z nazwy służby w Kościele, a nie generalne powołanie do służby.
Dlatego z oburzeniem odnoszę się do sytuacji, gdy pastor, po osiągnięci wieku określonego prawem danej denominacji, zostaje tylko z tego powodu odwołany ze służby. Pisałem o tym w rozważaniu “Ryk starego lwa”. Wprawdzie mówi się, że może nadal usługiwać dobrą radą, czy nawet słowem, jeśli go o to poproszą. Lecz niestety, praktycznie jest tak, że nowy pastor, mając podstawę w prawie kościelnym, nie Bożym, nakłada na poprzedniego pastora seniora “anatemę, czyli “szlaban” do kazalnicy.
Zatytułowałem to rozważanie “Prawo i nie-sprawiedliwość”, gdyż dzieję się tak zarówno w życiu politycznym państwa, jaki we wspólnocie kościelnej. Dlatego zakończę cytatem z poprzedniego wpisu:
“Bóg dał nam również prawa, jak mamy postępować wobec naszych bliźnich. Bóg ostrzegał Mojżesza, który miał uczyć lud Boży, “Nie dopuść, byś miał uczynić coś podobnego, by uśmiercić sprawiedliwego wespół z bezbożnym, by sprawiedliwego spotkało to samo, co bezbożnego. Nie dopuść do tego! Czyż ten, który jest sędzią całej ziemi, nie ma stosować prawa?” (1 Moj. 18:25). To ostatnie retoryczne pytanie w innym przekładzie brzmi tak: “Izali Sędzia wszystkiej ziemi nie uczyni sprawiedliwości?” [B.G.]. Bóg, jedynie Bóg wyda sprawiedliwy wyrok. Ludzie mogą oceniać nas, sądzić nas nie zawsze zgodnie z prawem, jakie nam przysługuje z woli Boga. Paweł apostoł naucza i zarazem pociesza wierzących w Rzymie: “Najmilsi! Nie mścijcie się sami, ale pozostawcie to gniewowi Bożemu, albowiem napisano: Pomsta do mnie należy, Ja odpłacę, mówi Pan” (Rzym. 12:19).”
Pisząc to, wiem, że nagrody oczekujemy z rąk tego, który sądzi sprawiedliwie. I to powinno być naszą jedyną nadzieją.
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.