Przeczytałem niedawno zaproszenie na nabożeństwo, w którym na pierwsze miejsce wybijała się przynętą - "będzie dobra kawa, ciasteczko i coś jeszcze?" Chytre nieprawdaż, gdyż znak zapytania może sugerować coś jeszcze lepszego, niż dobra kawa. Pojawia się coraz więcej społeczności z nazwy chrześcijańskich, które starają się podnieść atrakcyjność spotkań, aby przyciągnąć jak najwięcej ludzi.
Na początek postawmy sobie zasadnicze pytanie: Czy ewangelia powinna być atrakcyjna? Jeśli tak, to w jaki sposób należy zapewnić jej jak największą atrakcyjność, bo przecież chodzi o to, aby jak najwięcej osób zareagowało na jej zwiastowanie.
Czym jest atrakcyjność? Po wpisaniu tego słowa do internetowej wyszukiwarki, znajdziemy mnóstwo linków do stron na temat atrakcyjności kobiet, mężczyzn lub innych przedmiotów. Nie o taką atrakcyjność z pewnością chodzi głosicielom dobrej nowiny o zbawieniu.
Wpierw, pojęcie słownikowe. W Słowniku Języka Polskiego możemy przeczytać, że jest to coś, “co jest szczególnie interesujące i dostarcza przyjemności lub rozrywki”. Nie o to nam chodzi, gdyż prowadzi wprost do pojęcia atrakcyjności fizycznej. Szukając dalej rozwinięcia pojęcia atrakcyjności w popularnej “Wikipedii” można poczytać o okrągłych biodrach, smukłej twarzy i zgrabnej sylwetce.
Szukamy dalej. Z Polskiej Encyklopedii Humanistycznej można dowiedzieć się, że “pojęcie atrakcyjności może być traktowane jako swoista kategoria estetyczna, definiowana jako siła przyciągania widza, która obecna jest w dziele sztuki lub w innym przedmiocie (“atrakcja”, “siła atrakcji”). Następnie możemy poczytać o modelach wywoływania atrakcyjności, jak “podejście psychoanalityczne, behawiorystyczne i gestaltystyczne”. Jedną z form podniesienia atrakcyjności, w celu wywołania zainteresowania, jest uznanie kogoś za przyjaciela. I tu dochodzimy do procesów komunikacyjnych, z których najbardziej odpowiednim dla doznań religijnych z pewnością jest “agape”, czyli forma “miłości, którą definiuje brak oczekiwania wzajemności. Pojęcie agape wywodzi się z chrześcijańskiej koncepcji miłości Jako cechy agape wymienia się także opiekuńczość, szczególne zaangażowanie oraz taktowność.”
Oszczędzę moim czytelnikom dalszych wywodów na temat wywoływania atrakcyjności w działaniach kościoła, którego naczelnym zadaniem powinno być zwiastowanie ewangelii wszystkim narodom. Chrystus, wysyłając swoich naśladowców rozkazał: “Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i zostanie ochrzczony, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, zostanie potępiony” (Mar. 16:15,16). Rozumiemy więc, że należy uczynić wszystko, aby zwiastowanie ewangelii spotkało się z jak najszerszym przyjęciem ze strony słuchaczy. ze względu na dobru, jakiego mogą doświadczyć.
Uczniowie nie zostali posłani do wypełniania tego zadania bez przygotowania. Zostali przeszkoleni w najlepszej szkole, o jakiej można sobie pomarzyć. Uczyli się u stóp samego Mistrza ewangelizacji, u Jezusa Chrystusa, który od samego początku swojej misji mówił: “Nadszedł czas, Królestwo Boga jest już blisko, nawróćcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mar. 1:15). Dlatego też, Chrystus wysłał ich wpierw dwójkami, aby czynili to samo, co widzieli u swojego Nauczyciela.
Uczniowie otrzymali prostą instrukcję, co należy czynić, aby osiągać takie same efekty, jak ich Mistrz. Mieli iść do zgubionych owiec i mówić im: “Blisko już jest Królestwo Niebios” (Mat. 10:7). Dlatego nakazał im wprost - "Nie bierzcie z sobą do sakiewek żadnych pieniędzy złotych, srebrnych ani miedzianych. Nie bierzcie w drogę torby ani dwóch koszul, ani sandałów, ani laski" (w. 9,10). Chodziło o to, aby nie czynili wielkich przygotowań do tego zadania, aby podbudować atmosferę, by słuchacze dobrze się poczuli, i doznali “przyjemności lub rozrywki”. Polecenie, jakie otrzymali brzmiało wprost: “Uzdrawiajcie chorych, przywracajcie życie umarłym, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie demony. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie” (Mat. 10:8).
Chciałbym przywieść na pamięć sytuację z życia Jana Chrzciciela, który zapowiadając nadejście Mesjasza, po pewnym czasie zwątpił czy to jest ten, czy należy oczekiwać innego. Nie wiemy co dokładnie wywołało taką reakcję u człowieka, o którym Chrystus powiedział, że “wśród urodzonych z kobiet nikt nie jest większy od Jana” (Łuk. 7:28). Gdy dotarło do Pana Jezusa, co on przeżywa, wówczas posłał do wątpiącego Jana wiadomość: “Niewidomi znowu widzą, kulawi dobrze chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni, głusi słyszą, umarli wstają do życia, a ubogim jest głoszona Dobra Nowina” (Mat. 11:5). Czy można wyobrazić sobie większą atrakcyjność niż to, co zobaczyli słudzy Jana Chrzciciela, gdy widzieli Chrystusa głoszącego ewangelię?
W pierwszym dniu Kościoła, gdy uczniowie zostali napełnieni mocą Ducha Świętego, aby otrzymać zdolność do głoszenia ewangelii, Piotr zwiastował pod natchnieniem taką ewangelię i w taki sposób, że słuchacze jednogłośnie zawołali: “Co mamy uczynić, bracia?” (Dz.Ap. 2:37). A przecież widzieli to, co większość, którzy z drwiną mówili: "Upili się młodym winem" (w. 13). Coś jednak wywołało u niektórych tak silne wrażenie, że postanowili odmienić swoje życie pod wpływem zwiastowanej ewangelii. W rezultacie, jak czytamy, “ci więc, którzy przyjęli jego naukę, zostali ochrzczeni. Przyłączono tego dnia około trzech tysięcy ludzi” (w. 41). Piotr w odpowiedzi na to sensowne pytanie, nie czynił żadnych sztuczek, nie kierował się “psychotechniką” aby uczynić ewangelię bardziej atrakcyjną. On powiedział to samo, co od początku mówił Pan Jezus: “Nawróćcie się i niech każdy z was przyjmie chrzest w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie waszych grzechów” (w. 38).
Dlaczego więc dziś wielu kaznodziejów stara się uczynić ewangelię bardziej atrakcyjną, dodając do programu ewangelizacyjnego jakieś znane nazwiska artystów, mówców motywacyjnych, celebrytów, prezentując ich życiorysy, tytuły, osiągnięcia, dokonania tak, aby zwrócić uwagę zaproszonych słuchaczy na coś bardziej atrakcyjnego, niż sama ewangelia. Wywołane na wstępie "kawa i ciastko" stają się prawie że obowiązkowym elementem współczesnych nabożeństw. Można nawet zauważyć, że dla wielu bardziej potrzebnym elementem jest kawiarenka po nabożeństwie, niż samo "nabo", jak wielu nazywa zgromadzenie wierzących.
Obawiam się, że osoby “złapane” na tego rodzaju atrakcyjności, jeśli nawet zostaną w kościele, to będą zawsze domagać się tego rodzaju atrakcji. Jeśli ich oczekiwanie nie zostanie spełnione, to dłużej nie zostaną i będą szukać nowych atrakcji, gdyż magnesem, jaki ich przyciągnął, były sztuczne atrakcje wytworzone na czas ewangelizacji.
Moją obawą jest to, że każdy dodatek do ewangelii, nie pomaga w jej zwiastowaniu, lecz pozbawia ją jej właściwości naturalnych, w jakie wyposaża ją Duch Święty.
Apostoł Paweł mógłby opowiadać o swoich niezwykłych doznaniach, o nabytej mądrości i własnej religijności. Zamiast tego, powiedział wprost: “Postanowiłem bowiem będąc wśród was, nie znać niczego innego, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego” (1 Kor. 2:2). On znał osobiście Tego o kim opowiadał, gdyż powiedział: "Przeciwnie, głosimy mądrość Boga, pełną tajemnicy i zakrytą, którą Bóg przeznaczył przed wiekami dla naszej chwały, której nie poznał żaden z władców tego świata" (w. 7,8). No tak, ale łatwiej jest tworzyć własne atrakcje, niż poznawać Bożą tajemną mądrość. Pozwólcie, że przypomnę znaną maksymę Rainharda Bonnke - "Tam, gdzie brakuje obecności i mocy Ducha Świętego, podaje się więcej kawy". Jak widzimy, jest w tym wiele prawdy - smutnej prawdy.
Boża ewangelia nie potrzebuje żadnych atrakcyjnych dodatków, które jedynie mogłyby odwrócić uwagę słuchaczy od Chrystusa do atrakcyjności osoby, którą zwiastuje.
Po co więc te wszystkie próby uatrakcyjniania? Pytam się - Po co?
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.