Jestem
przekonany, że wszyscy pragniemy doświadczać radość, nie taką, wywołaną
dobrym momentem, lecz niezależą od tego, przez co w życiu przechodzimy.
Właśnie taką radość daje nam nasz Pan.
Prawdziwa
radość wynika z pokoju, jaki uzyskujemy w swoich sercach na skutek
usprawiedliwienia z łaski – „Usprawiedliwieni tedy z wiary, pokój mamy z
Bogiem przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa” (Rzym. 5:1). Gdy brakuje Bożego pokoju w sercach, trudno jest doświadczać
prawdziwą radość, gdyż przysłania ją cień niepokoju. A źródłem wszelkiego
niepokoju w życiu dziecka Bożego jest jedynie grzech, w każdej jego postaci. To
on powoduje, że Duch Święty nie może objawić w nas Swego owocu, którym jest
również radość. Dlatego Paweł radzi świętym i usprawiedliwionym w Efezie – „nie
zasmucajcie Bożego Ducha Świętego, którym jesteście zapieczętowani na dzień
odkupienia” (Efez. 4:30). Cóż
więc robić, gdy pojawi się grzech jako nieproszony gość i zasmuci nas
wewnętrznie?
Apostoł
Jan mówi otwarcie, żebyśmy nie oszukiwali siebie, wmawiając sobie
nieskazitelność – „Jeśli mówimy, że grzechu nie mamy, sami siebie zwodzimy,
i prawdy w nas nie ma” (1 Jan 1:8).
Spotkałem ludzi, którzy tego stwierdzenia nie uznają. Nie sądzę, że nie znają
tego wersetu, lecz ignorują zawartą w nim prawdę. Apostoł idzie dalej w swojej
realistycznej wizji naszego życia i pisze: „Jeśli mówimy, że nie
zgrzeszyliśmy, kłamcę z niego (z Boga) robimy i nie ma w nas Słowa jego”
(w. 10).
Myślę,
że dobrze znamy świadectwo apostoła Pawła o jego walce z „zakonem grzechu”.
Pisze on wyraźnie: „Albowiem nie rozeznaję się w tym, co czynię; gdyż nie to
czynię, co chcę, ale czego nienawidzę, to czynię” (Rzym. 7:15). Swoje osobiste wyznanie na temat walki ze swoim
ciałem podsumowuje błagalnym wołaniem: „Nędzny ja człowiek! Któż mnie wybawi
z tego ciała śmierci?” (w. 24).
Paweł znał odpowiedź, nadał jedynie tej kwestii trochę dramaturgii, aby
podkreślić jej realistyczny wymiar. Kolejny werset brzmi już z wyczuwalną ulga,
gdyż czytamy: „Bogu niech będą dzięki przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego!
Tak więc ja sam służę umysłem zakonowi Bożemu, ciałem zaś zakonowi grzechu” (w. 25).
Nadal
działa w naszym życiu „zakon grzechu”, czyli skłonność do czynienia tego, co
sprzeciwia się pragnieniom Ducha Świętego, który w nas mieszka. To, że zgrzeszymy, jest
naturalne, lecz nie konieczne, gdyż sami tego nie chcemy. Dlatego musimy
znaleźć jakiś środek na poprawę wewnętrznego nastroju, gdyż w momencie
uświadomienia sobie popełnienia jakiejś nieprawości, tracimy radość.
Chciałbym
jeszcze na chwilkę zatrzymać się przy skłonności do grzeszenia, nie po to, aby
złagodzić zagrożenie, lecz abyśmy lepiej zrozumieli „mechanizm” pokuszenia.
Apostoł Jakub uspokaja nas pisząc, że „każdy bywa kuszony przez własne
pożądliwości, które go pociągają i nęcą” (Jak. 1:14). Pożądliwość poczyna grzech, to znaczy powoduje jego
ożywienie, lecz dopiero „gdy grzech dojrzeje, rodzi śmierć” (w. 15).
Oryginalne
znaczenie słowa „hamartano”, jakie znamy w naszym języku jako „grzeszyć”,
znaczy dokładnie „nie trafić do celu” (ang. „miss the mark”). Myślę, że to
wyjaśnienie pomoże nam lepiej zrozumieć, że będąc narodzonymi na nowo z Ducha
Świętego, pragniemy „trafić do celu”, czyli wykonać dobry uczynek, lecz na
skutek diabelskiego kuszenia, trafiamy obok. Naturalną cechą nowej natury jest
czynić to, do czego nakłania nas Duch Święty, lecz dopóki chodzimy w tym ciele
i żyjemy w tym świecie, jesteśmy narażani na chybienie celu, co znaczy w
potocznym języku, że grzeszymy.
Słowo
Boże zachęca nas do tego, abyśmy uważali na zastawione diabelskie pułapki.
Musimy liczyć się z tym, że Boży i nasz przeciwnik stara się nas zwieść za wszelką cenę. Dlatego
apostoł Jan pociesza, że „jeśliby kto zgrzeszył, mamy orędownika u Ojca,
Jezusa Chrystusa, który jest sprawiedliwy” (1 Jan 2:1). Chrystus, który nas usprawiedliwił, teraz czuwa nad
tym, abyśmy zawsze mogli korzystać z Jego orędownictwa.
W
oryginalnym tekście listu apostoła Jana użyte jest słowo „parakletos”,
które w naszym przekładzie oddane jest
jako „orędownik”. Jest to, to samo słowo, którego użył pan Jezus, gdy
zapowiadał uczniom nadejście Orędownika, Pocieszyciela, czyli Ducha Świętego.
Jan używa tego słowa w napisanej przez siebie Ewangelii w zapowiedzi nadejścia
Pocieszyciela. Znaczy ono „Pocieszyciel” albo „Adwokat”. Angielskojęzyczne przekłady
listu Jana określają Chrystusa jako naszego Adwokata. Uważam, ze jest to trafne
tłumaczenie, gdyż oddaje faktyczną rolę Chrystusa, który nadal nas przedstawia
przed Bogiem Ojcem jako usprawiedliwionych. Tylko On może to uczynić, ponieważ On
„jest ubłaganiem za grzechy nasze” (1
Jan 2:2). Słowo „ubłaganie” w oryginale znaczy „odkupić” lub „uczynić zadośćuczynienie”, dlatego tylko Pan
Jezus może wystąpić w roli naszego adwokata przed świętym Bogiem.
Jest
tylko jedna rzecz, jaka należy do nas, a mianowicie, musimy przyjść od Pana
Jezusa i uznać nasz grzech. Oczywiście nie wystarczy samo przyznanie się do
„nie trafienia do celu”, lecz musimy żałować tego, co uczyniliśmy. Prawdziwy
żal polega na postanowieniu nie czynienia więcej tego, co zrobiliśmy. Jan podaje
nam wspaniałą receptę, gdy opanuje nas zasmucenie spowodowane grzechem – „Jeśli
wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy,
i oczyści nas od wszelkiej nieprawości” (1
Jan 1:9).
Czyż
nie jest to najlepszym pocieszeniem dla zmartwionego serca, w którym pojawił się
smutek spowodowany grzechem, gdy uświadomimy sobie jak wspaniałego mamy
Adwokata? Dlatego uważam, że oprócz Ducha Świętego, Jezus jest również naszym
Pocieszycielem.
Pan
Jezus, gdy wyjaśniał Swoim uczniom, na czym polega zwycięskie życie wypełnione owocem
Ducha Świętego, radził im, aby trwali w Nim. To jest jedyny stan, który może
zapewnić nieustającą radość. Chrystus, Swoje największe pragnienie wyraził słowami: „aby radość moja była w was i aby radość wasza była
zupełna” (Jan 15:11).
Dlatego
On jest naszym Pocieszycielem.
Henryk
Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.