Apostoł Paweł używa kilku dosadnych określeń odnośnie naszej ziemskiej egzystencji. Nazywa nasze doczesne życie glinianym naczyniem, lepianką czy też rozpadajacym się namiotem. Jak wiemy, każde z tych pojęć kojarzy się z kruchością, chwilowym użyciem. Nikt nie opłakuje stłuczonego glinianego naczynia, ani nie stawia namiotu na długi czas.
Gdy Paweł podnosił na duchu wierzących w zborze korynckim, stwierdzał , że to co zewnętrzne, niszczeje. Zachęcająco brzmią słowa wskazujące na możliwość ciągłego odnawiania się w nas tego, co wewnątrz – „dlatego nie upadamy na duchu; bo choć zewnętrzny nasz człowiek niszczeje, to jednak ten nasz wewnętrzny odnawia się z każdym dniem” (2 Kor. 4:16).
Codzienne odnawianie tego co wewnątrz, pozwala przezwyciężać wszelkie uciski i zasmucenia, jakich teraz doświadczamy. Wewnętrzny człowiek, jak to określa Paweł, ma wzrok, którym może zobaczyć „przeogromną obfitość wiekuistej chwały” (w. 17). Lecz na codzień, pomimo wewnętrznego odnawiania się, odczuwa ciężar różnych spraw i problemów, z jakimi musi się borykać. Kilka wierszy dalej Paweł stwierdza, że „dopóki bowiem jesteśmy w tym namiocie, wzdychamy, obciążeni, ponieważ nie chcemy być zewleczeni, lecz przyobleczeni, aby to, co śmiertelne, zostało wchłonięte przez życie” (2 Kor. 5:4). Taka już jest natura doczesności, dopóki jesteśmy w tym namiocie, zanim sie rozpadnie, wzdychamy z utęsknienim za inną budowlą, którą mamy od Boga, „dom w niebie, nie rękoma zbudowany, wieczny” (w.1). Dzięki temu możemy z nadzieją spoglądać w przód, ponieważ wewnętrznie jesteśmy posilani przez Ducha Świętego, który w nas mieszka.
Mając nadzieję życia wiecznego, nie jesteśmy zwolnieni z doświadczeń i brzemion, jaki musimy teraz znosić. Wiemy, że Duch Święty „wspiera nas w niemocy naszej” (Rzym. 8:26), to jednak odczuwamy te ciężary, z jakimi się borykamy. Dlatego tak ważne jest, abyśmy doznawali też pomocy ze strony innych braci i sióstr w Chrystusie, gdyż taka jest rola Ciała Chrystusowego, które „spojone i związane przez wszystkie wzajemnie się zasilające stawy, według zgodnego z przeznaczeniem działania każdego poszczególnego członka, rośnie i buduje siebie samo w miłości” (Efez. 4:16). W innym miejscu, apostoł Paweł napisał: „Jedni drugich brzemiona noście, a tak wypełnicie zakon Chrystusowy” (Gal. 6:2). I nad tym wersetem chciałbych się zatrzymac na chwilę.
Często, gdy spotykają nas jakieś problemy, gdy jesteśmy przywaleni jakimś ciężarem, słyszymy od naszych współbraci słowa pokrzepienia. Często są to zapewnienia o modlitwie, są to słowa zapewniające o trosce i miłości. Osobiście, gdy słyszę słowa zapewniające współczucie i zrozumienie, mam wątpliwości, czy ktoś inny jest w stanie naprawdę zrozumieć to, przez co ja przechodzę. Każdy z nas doświadcza zasmucenia czy bólu na swój własny sposób. Czy więc druga osoba może rzeczywiście „wejść w czyjeś buty”, aby szczerze współczuć? Czy czasami słowa mówiące o współczuciu, zmiast ulgi, nie przynoszą dodatkowego zasmucenia.
Przypomina mi się pewna historia z odległego czasu, gdy ktoś ze zboru ciężko zachorował i znalazł się w szpitalu. Jego stan był naprawdę poważny i lekarze nie dawali wielkiej nadziei na przeżycie. Jak to bywa w dobrym zwyczaju, ludzie ze zboru odwiedzali chorego, przynosząc mu, oprócz pożywienia, słowa pocieszenia. Jeden z wierzących, nie zastanawiając się wielce, zacytował ciężko choremu werset: „Rzekł jej Jezus: Jam jest zmarwychwstanie i żywot; kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie” (Jan 11:25). Ta wspaniała obietnica Chrystusa odbierana jest zupełnie inaczej, gdy słucha się kazania, siedząc wygodnie w ławce, niż gdy ją słyszy chory walczący w sercu z myślami o możliwym wcześniejszym odejściu.
Gdy nasz namiot nabiera już coraz więcej oznak starości, gdy jego płótno jest bardziej podatne na zniszczenia, stajemy się bardziej wrażliwi na każde słowo. Ponieważ znalazłem się w sytuacji, gdy po chłodnym oświadczeniu lekarza; „masz raka”, zacząłem z innej perspektywy patrzeć na wiele spraw w życiu, jakie mi jeszcze pozostało. Oczywiście, nie tracę radości posiadania już prawa do zmaieszkania w wiecznym domu w niebie, nawet jest ona mi bardziej bliska. Jednak, jak każdy inny człowiek, mam odruch obrony życia, bronię się przed śmiercią, gdyż tak zostaliśmy stworzeni. Dlatego znosimy w tym życiu brzemiona i różne doświadczenia bez narzekania. Przechodząc różne utrapienia, doświadczamy bliskość Pana i umacniamy swoją wiarę i zaufanie. Jak bardzo prawdziwe stają się słowa Bożych obietnic, gdy doświadczamy ich skuteczności. Apostoł Piotr napisał; „Weselcie się z tego, mimo że teraz na krótko, gdy trzeba, zasmuceni bywacie różnorodnymi doświadczeniami” (1 Ptr. 1:6).
Jednak, pomimo osobistego doznawania bliskości Boga, która pokrzepia najbardziej, oczekujemy na szczere słowa pocieszenia ze strony bliskich i przyjaciół. Branie na siebie cudzych brzemion nie jest sprawą łatwą, nie ze względu na ich ciężar, lecz na brak zrozumienia. Nikt nie jest w stanie w pełni zrozumieć tego, co druga osoba przeżywa, jakie ma wewnętrzne nastawienie do życia i śmierci. Wracajac do moich osobistych przejść, przypominam sobie sytuację, gdy odwiedziło mnie dwóch pastorów, gdy byłem w bardzo kiepskiej kondycji zdrowotnej. Po dość intensywnej chemiotrapii, moje ciało w rzeczywistości przypominało bardziej rozwalony namiot, niż zgrabne naczynie gliniane. Po wypowiedzeniu wielu stosownych do sytuacji słów, jeden z odwiedzających poklepując mnie po ramieniu przy pożegnaniu, dodał: „Do zobaczenia u Pana”. Drugi natomiast, chociaż mieszka niedaleko, od dwóch lat ani razu nie zainteresował się, czy jeszcze jestem wsród żywych.
Nieść brzemię drugiego, w poleceniu Pawła znaczy dosłownie, „wejść pod jego ciężar”, aby ulżyć temu, kto musi go dżwigać. Ulga, to nie tylko uwolnienie od ciężaru, to przede wszystkim właściwe słowo, które działa jak balsam.
Salomon udziela wiele cennych wskazówek na temat wypowiadania właściwych słów. Na przykład – „Słowo wypowiedziane we właściwym czasie jest jak złote jabłko na srebrnych czaszach. Złotym kolczykiem i klejnotem ze złota jest dla ucha, które słucha, ten, kto mądrze napomina” (PrzSal. 25:11,12), lub – „Raduje to człowieka, gdy umie dać odpowiedź; jakże dobre jest słowo we właściwym czasie!” (PrzSal. 15:23).
Pamiętajmy, że im starszy namiot, tym bardziej jest wrażliwy na niewłaściwe potraktowanie. Zamin powiemy, że współczujemy komuś, warto jest zastanowić się, czy rzeczywiście rozumiemy, co nasz bliźni przechodzi w swoim życiu.
Salomon przestrzega rownież, że „kto mówi nierozważnie, rani jak miecz” (PrzSal. 12:18).
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.