Kampania wyborcza na urząd
Prezydenta w USA nabierała rozpędu. Najciekawiej było po stronie
republikańskiej, gdyż w blokach stratowych stanęło kilkunastu kandydatów.
Niektórzy odpadli już po paru miesiącach, inni ciągneli w tym biegu do Białego
Domu nieco dłużej.
Główną uwagę medialną zwróciło na siebe dziesięciu chętnych
do fotela prezydenckiego, którzy spotkali się na pierwszej debacie w Cleveland.
Całe to wydarzenie jednak należało do jednego kandydata, do miliardera Donalda
Trumpa. Nie tylko dlatego, że posiadał nietuzinkową osobowość, lecz ze względu
na język, jakim się posługiwał od momentu ogłoszenia swej kandydatury.
Podczas oficjalnego podania do wiadomości, że startuje w tym
wyścigu wyborczym, otwarcie powiedział co myśli o problemie nielegalnej
imigracji, jaka zalewa ten kraj przez meksykańską granicę. Trump, bez owijania
w bawełnę powiedział, że wsród nielegalnie przybywających obywateli z Meksyku,
są przestępcy, narkomani, mordercy i gwałciciele. Duże brawa w szczelnie
wypełnionej hali sportowej towarzyszyły takim wypowiedziom, jak np: „Prawdą
jest, że narkotyki są przywożone z Meksyku do naszego kraju, a od nas do Meksyku
wywożone są nasze pieniądze”. Oficjalnie o tym się nie mówi, ani nie używa się
takiego języka. Wręcz odwrotnie, sugeruje się dziennikarzom, aby zamiast
„nielegalny imigrant” mówili „osoba nie posiadająca odpowiednich dokumentów”.
Pomimo, że główne media, tzw. „main stream media” potępiały Trumpa w
czambuł za te wypowiedzi, to jednak on zajmował wiodącą pozycję na liście
kandydatów republikańskich. Moim zdaniem, wyraźnie wyczuwa się, że ten odważnie
mówiący kandydat zyskuje poparcie właśnie dlatego, że mówi otwarcie to, co
większość rodowitych Amerykanów jedynie wyraża w prywatnych rozmowach. Trump
nazywał rzeczy po imieniu, i jego wypowiedzi szczególnie zdominowały pierwszą
debatę republikańskich kandydatów.
Ta debata i jej przebieg nasunęły mi kilka skojarzeń z naszym
życiem w świetle Biblii. Apostoł Paweł napisał, że powinniśmy mówić „w prawdziwej miłości” (Ef 4:15). Wprawdzie nasze
polskojęzyczne przekłady oddają tę wypowiedż Pawła w nieco w innych słowach, to
jednak w oryginale tak jest napisane. Natomiast prawie wszystkie przekłady
angielskojęzyczne oddaję oryginalne słowa „aleteuontes de en agape” właśnie
tak - „speaking the truth in love”.
Od razu chcę zwrócić uwagę, iż odniesienie się do wypowiedzi
Donalda Trumpa nie jest najszczęśliwsze, gdyż naszym obowiązkiem jest wówienie prawdy
w miłości, o co nie musi zabiegać ten polityk. Moją główną myślą, jaka się
nasunęła podczas tej debaty, to właśnie konieczność mówinia prawdy, bez względu
na to, czy jest miła, czy, jak mówi znane przysłowie, „kole w oczy”. Prawda jest zawsze prawdą, i nie wolno zmieniać jej
wymowy, używając innych słów, które brzmią łagodniej dla naszych uszu.
Gdyby na butelce z trucizną napisano „Toksyna” i zamieszczono
wyjaśnienie, że jest to „środek ograniczający funkcje organizmu”, z pewnością
niejeden spróbowałby, jak ta toksyna smakuje. Ponieważ nie każdy jest świadomy
znaczenia słowa „toksyna” (brzmi prawie jak „kofeina” znajdująca sie w kawie),
dlatego z reguły na butelce jest napisane „trucizna”, aby ostrzec przed
niebezpieczeństwem.
Pamietam, jak przygotowywałem się kiedyś do kazania na temat
pokuty i chciałem zdefiniować czym jest upamiętanie. Zacząłem więc szukać w Słowniku Języka Polskiego (PWN) informacji na temat słowo „pokuta” i pod tym hasłem znalazłem wyjaśniene,
że jest to „kara za jakieś wykroczenie, (...)
w wielu religiach tą karą jest zadośćuczynienie za grzech”. Z taką
definicją nie mogłem się zgodzić, gdyż według ewangelii, karę za nasze grzechy
poniósł już Chrystus.
Podobnie dzieje się z pojęciem grzechu. Wielu współczesnych
kaznodziejów nie chce straszyć słuchaczy tym staroświeckim słowem, dlatego
wymyśla inne, przyjemniejsze dla ucha. Jednak bez względu na to, czy grzech nazwiemy
„błędem”, „niedoskonałością” czy jeszcze innaczej, zawsze będzie grzechem,
podobnie jak trucizna, bez względu na jej nazwanie, będzie zawsze zabijać.
Apostoł Paweł, nie bawił sie w dobieranie mile brzmiących
słówek, grzech nazywał grzechem, bałwochwalstwo, bałwochwalstwem, nieczystość,
nieczystością, dlatego mógł powiedzieć z pełnym przekonaniem, że święty Bóg przyjmie
tych, którzy za prawdziwe przyjmą słowa wzywające do świętości – „Nie wprzęgajcie się w jedno jarzmo z niewierzącymi. Co bowiem łączy sprawiedliwość i bezprawie? Lub jaka wspólnota między światłem a ciemnością? (...) Dlatego wyjdźcie spośród nich i odłączcie się, mówi Pan, i nie dotykajcie tego, co nieczyste, a Ja was przyjmę (2 Kor 6:14,17).
Podobnie dzieje się, gdy zamiast nazywać spłeczność ludzi
wierzących kościołem, wymyśla się inne wyrazy, jak na przykład: wspólnota lub inne określenia, jakie używa
się w świecie. Dlaczego nie tak, jak został nazwany przez Głowę: „ja zbuduję Mój Kościół”. Kościół (greckie „ekklesia”), znaczy
„wywołać” z ogółu. Czyżby biblijne słowa już się zestarzały i przestały być
adekwatne do współczesnych celów, jakie zostały wyznaczone ludziom wierzącym przez Głowę Kościoła?
Apostoł Paweł nie szedł na żadne kompromisy w zwiastowaniu
ewangelii. Nie ubierał jej w pięknie brzmiące słówka, ponieważ nie chciał
pozbawić jej mocy. Mówił o krzyżu i jego skutecznym działaniu. Przypomniał
koryntianom, którzy zaczęli dobierać sobie nauczycieli według własnego
upodobania, że „gdy przyszedłem do was, przyszedłem głosić wam tajemnicę Boga nie za pomocą górnolotnych słów lub mądrości” (1 Kor 2:1).
W zborach galackich pojawił się problem spowodowany
nauczaniem o konieczności przestrzegania przepisów Zakonu. Apostoł Paweł nie
szczędził słów prawdy, gdy pisał list do tych wierzących. Używał nawet ostrych
słów, tak jak realne było niebezpieczeństwo odpadnięcia od łaski. Zwrócił się do nich słowami: „O nierozumni Galaci, kto was omamił, was, wobec których został ukazany Jezus Chrystus ukrzyżowany?” (Ga 3:1). Nie można
sądzić, że apostoł pisał te prawdziwe słowa bez miłości. W następnym rozdziale
zadał im retoryczne pytanie: „Czyżbym się stał waszym wrogiem, mówiąc wam prawdę?” (Ga 4:16) Oczywiście, nadal był ich przyjacielem zgodnie ztym, co pisał mądry Salomon „Szczere są razy od tego, kto kocha, obfite pocałunki od tego, kto nienawidzi” (Prz 27:6).
Pamiętajmy też o przestrodze, o jakiej pisał apostoł Paweł,
mając na uwadze czasy ostateczne – „Nadejdzie bowiem czas, gdy zdrowej nauki nie będą znosić, ale według własnych pożądań będą sami sobie dobierać nauczycieli, którzy wyjdą naprzeciw ich oczekiwaniom. I odwrócą się od słuchania prawdy, a zwrócą się do baśni” (2
Tm 4:3,4).
Warto zadać sobie pytanie o to, czy w czasie kolorowania fałszu, aby wyglądał jak prawda, nasze ucho jest wrażliwe na to, co jedynie jest Prawdą?
Henryk
Hukisz
This comment has been removed by a blog administrator.
ReplyDelete